Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM
Recenzja gry 15 grudnia 2004, 00:53

autor: Krzysztof Godziejewski

Pikmin 2 - recenzja gry

Kapitan Olimar zatęsknił za Pikminami. Wraca na ich planetę, by stoczyć w ramię z nimi kolejne, strategiczne boje o drogocenne skarby.

Recenzja powstała na bazie wersji GCN.

Nadszedł czas porzucać kolorowymi marchewkami w biegające biedronki! Nie śmiej się jednak na wyrost, jeśli nie miałeś styczności z pierwszą częścią tej gry; nie zdajesz sobie sprawy, jak ciekawa i oryginalna jest pozycja, o której tu mowa.

Pikmin. Po bagatela trzech latach od swej premiery w Japonii, dwóch i pół licząc od zakiełkowania na europejskiej ziemi, wpada w nasze dłonie jego sequel. Pierwszą częścią Nintendo utwierdziło graczy na całym świecie w przekonaniu, iż potrafią i chcą robić gry ponad miarę oryginalne, grywalne, obdarzone piękną grafiką. Pikmina nie można było zaszufladkować pod jakikolwiek zbiór w powstałej dotychczas bibliotece gier. Zawierała elementy bardzo wielu gatunków. Śmiałbym stwierdzić, iż stanowi sama w sobie nową kategorię - PIKMIN. Ciepło przyjęto tę pozycję. Kiedy Pikminem gracze się nasycili, zarzucili mu jako podstawowe niedopatrzenia: brak trybu wieloosobowego i zbyt krótki czas ukończenia gry (poniżej 10 godzin). Nintendo zanotowało powyższe uwagi, czego konsekwencją było wrzucenie starych i nowych pomysłów do jednego worka pod tym samym szyldem, z doklejoną po prawej stronie cyfrą „2”. Nawiązań do poprzedniczki jest wiele, a nowa fabuła jest dalszym ciągiem przygód kapitana Olimara i jego przedziwnej armii przypadkowo spotkanych pomocników.

Po długim locie powrotnym z planety zamieszkałej przez Pikminy, kapitan Olimar napotyka na swojego szefa, który informuje go o potężnych długach ich firmy. Na tle zajścia, roboty komornicze (!) konfiskują ostatnią posiadłość firmy jaką jest - tudzież była - rakieta Olimara. Kapitan z szefem pozostają sami, z ledwo latającym gratem należącym do prezesa. Ten zauważa, że Kapitan Olimar wrócił z podróży z niesamowitym artefaktem, jakim okazał się kapsel od butelki. Szef natychmiast nakazuje powrót na tajemniczą planetę, widząc szansę zdobycia niezwykłych skarbów. Tak oto wylatujemy, wraz z synem Louie’m, ku kolejnej przygodzie.

Pikmin 2 to (podobnie jak część pierwsza) gra strategiczno/logiczna. Tytułowe Pikminy to zwierzątka które niczym podwładne nam wojsko, będą starać się wykonywać nasze rozkazy. Mają coś z legendarnych lemmingów (na pewno oba gatunki łączy to, że jest ich czasem na ekranie tak dużo!). Gra opiera się w większej mierze na trybie jednoosobowym. Wraz z postępem, udostępniają się kolejne opcje w menu. Zaczynamy naszą karierę od odnalezienia pierwszych Pikminów i swojego syna, Loui’ego, który katapultował się tuż przed lądowaniem. Między Synem, a Ojcem istnieje bardzo ważna zależność. Kontrola obu bohaterów pozwoli wykonywać - w odrębnych miejscach - różne prace, co bardzo rozwija nasze pole manewru. Z czasem gdy mamy więcej Pikminów, grupą szturmową z Kapitanem Olimarem na czele wybijamy kolejnych wrogów, zaś Loui’m zbieramy pokonane owady i zanosimy je na przemiał do naszych baz. Przeniesione do baz tkankowe zdobycze są przetwarzane na nowe Pikminy. W poprzedniej części były ich trzy różne typy, a każdy o swoich własnych specyficznych właściwościach, co dawało się we znaki podczas działań w terenie. Teraz do tych – już standardowych – dostaliśmy dwa nowe rodzaje, nie posiadające swoich baz. Są nimi chude albinoski i otyłe fioletowe sztuki. Podczas gdy białe potrafią wykopywać z ziemi różne przedmioty i są odporne na truciznę, grubasy są w swej sile równe dziesięciu innym Pikminom. Dzięki takim ułatwieniom potrzebna nam jest tylko kilku fioletowych do uniesienia cięższego przedmiotu, miast angażować do tego całą armię pociesznych stworków. Do nowych „marchewek” doszli też nowi ich pożeracze. Przeciwników mamy teraz koło trzydziestu, co jest dość pokaźną sumą.

Środowisko gry jest bardzo zróżnicowane i przyjazne graczowi (poza wrogami, oczywiście). Czy to jakiś kwiatek, czy mostek, czy kawałek trawniczka kryjącego w sobie nektar. Każdy listek, krzaczek, roślinka, mają swoje niepowtarzalne reakcje na dotyk. Tekstury w zasadzie się nie powtarzają. Tradycyjnie jest pewne rozmycie, choć o wiele mniejsze niż te z „jedynki”. Coś o czym po prostu muszę wspomnieć to pięknie odwzorowana woda, w której brodzą nasi bohaterzy. Aż miło przystanąć w niej na chwile i pocieszyć oko. Graficznych smaczków i szczegółów jest dużo i wszystko jest sprytnie poskładane w całość, przy zachowaniu ślicznej, praktycznie nie szarpiącej animacji. Partie możemy rozgrywać także w 60 Hz.

Na równi z poziomem grafiki stoi dźwięk. Na każdej planszy czuć jej swoisty klimat, czy to zimowy, czy wilgotny. Nasze Pikminy biegając za nami, nucą melodyjkę, którą mruczał pod nosem Luigi w grze Luigi’s Mansion. Każda sytuacja odbija się dla naszych uszu przemiłą barwą dźwięków, dopieszczonych na najwyższym poziomie.

Miłym elementem jest brak ograniczenia czasowego, które wielu potencjalnych nabywców zniechęciło w przypadku decyzji o kupnie jedynki. Oczywiście również dostajemy na jeden dzień koło 15 minut czasu rzeczywistego, lecz możemy działać przez tyle dni, ile nam się rzewnie spodoba. Jednorazowe przejście gry powinno wyrwać gracza znającego poprzednią część na dobrą dobę. A należy wskazać, iż mamy możliwe różne zakończenia.

Do gry zaimplementowano przedtem wspomnianą rozgrywkę dla dwóch osób. Miałem co do niej spore obawy, które jednak zaraz po zagraniu stopniały niczym lód. Mamy do wyboru koło dziesięciu plansz, z których na każdej musimy albo odebrać jako pierwszy przeciwnikowi jego ‘kulę’, albo zdobyć cztery mniejsze ‘kule’ pochowane na tej planszy. Całość nie traci klatek animacji, nawet przy dwóch setkach Pikminów na jednym ekranie. Problem w tym, że raz pokonani, zwyczajnie musimy się zrewanżować... i tak tutaj można już bez końca. Strasznie wciąga.

Pikmin zassał mnie na kilkanaście ładnych godzin. Pikmin 2 ma bardzo podobny potencjał. Nie mogę się od niego oderwać. Spędzam nad nim każdą wolną minutę jaką znajdę. Gram i gram, i potem gram jeszcze. Obawiam się jednego: Pikminem 2 nie najem się do syta...

Krzysztof ��Kris’ Godziejewski

PLUSY:

  1. Dostaliśmy nowe postacie - gatunki Pikminów i Louie’ego;
  2. dobry, ciekawie zaaranżowany i zrealizowany tryb gry wieloosobowej;
  3. mistrzowskie prowadzenie gracza przez scenariusz;
  4. Ponad doba ciągłego grania w trybie dla jednego gracza

MINUSY:

  1. Większość plansz zbyt podobna do tych z pierwszej części;
  2. dla niektórych zbyt niski poziom trudności
Recenzja gry Ara: History Untold - marketing oszukał mnie, że to kolejny klon Civki, a to coś całkowicie innego
Recenzja gry Ara: History Untold - marketing oszukał mnie, że to kolejny klon Civki, a to coś całkowicie innego

Recenzja gry

Nie, Ara: History Untold - wbrew hasłom marketingowym - nie będzie kolejną alternatywą dla serii Civilization. Jednak nie jest to wada, bo gra ma na siebie własny pomysł i realizuje go sprawnie, choć nie zawsze konsekwentnie.

Recenzja gry 63 Days - to nie Niemcy są tu największym wrogiem, ale absurdy, błędy i brak logiki
Recenzja gry 63 Days - to nie Niemcy są tu największym wrogiem, ale absurdy, błędy i brak logiki

Recenzja gry

Po 20 godzinach, które spędziłem z 63 Days, miałem w sobie mnóstwo sprzecznych emocji. Z jednej strony uważam, że to przeciętna gra z aspiracją do ponadprzeciętnej – z drugiej zaś liczba błędów i nielogicznych rozwiązań przeraża.

Recenzja gry Frostpunk 2 - polityka bywa gorsza od apokalipsy
Recenzja gry Frostpunk 2 - polityka bywa gorsza od apokalipsy

Recenzja gry

Gdy pierwszy raz uruchomiłem Frostpunka 2, byłem pełen obaw. Twórcy ewidentnie chcieli poeksperymentować z konwencją, zmienić formułę i zaoferować coś nowego. Czy jednak wyszło to grze na dobre?