Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM

The Walking Dead: Michonne - A Telltale Games Mini-Series Recenzja gry

Recenzja gry 24 lutego 2016, 12:50

Recenzja gry The Walking Dead: Michonne - więcej akcji, jeszcze mniej wyborów

Dużo akcji, wyborów moralnych i jeszcze mniej konsekwencji naszych decyzji – najnowszy interaktywny serial studia Telltale Games dostarcza jeszcze więcej tego, do czego fani zostali przyzwyczajeni cztery lata temu.

Recenzja powstała na bazie wersji PC. Dotyczy również wersji PS4, XONE, X360, PS3, AND, iOS

Dawno minęły czasy, gdy kolejnych produkcji studia Telltale Games fani wyczekiwali z wypiekami na twarzy. Lata tworzenia gier „według szablonu”, z identycznymi mechanizmami rządzącymi rozgrywką, bardzo podobnymi rozwiązaniami fabularnymi i stojącym w miejscu silnikiem graficznym sprawiły, że nawet najwięksi miłośnicy twórczości tych deweloperów zaczęli odczuwać znużenie. Choć wypluwane ze średnią częstotliwością dwóch rocznie interaktywne seriale nadal potrafią zapewni�� kilka godzin solidnej zabawy, dawno już nie wzbudziły takiego zachwytu jak pierwszy sezon The Walking Dead czy The Wolf Among Us. Jeśli ktoś liczył, że przy okazji The Walking Dead: Michonne skostniała formuła w końcu doczeka się rewolucji lub chociaż ewolucji, zawiedzie się – pierwszy epizod najnowszego miniserialu kurczowo trzyma się wypracowanego lata temu standardu i jedynie podkręca nieco tempo akcji w stosunku do poprzednich pozycji. Robi to jednak kosztem jeszcze większego zbagatelizowania podejmowanych w trakcie zabawy decyzji.

Jak zwykle w przypadku gier epizodycznych, końcową notę wystawimy dopiero po opublikowaniu trzeciego i zarazem ostatniego odcinka The Walking Dead: Michonne. Niniejszy tekst zostanie również zaktualizowany o spostrzeżenia dotyczące całego sezonu serialu.

W przeciwieństwie do obu poprzednich interaktywnych sezonów The Walking Dead tym razem scenarzyści, zamiast raz jeszcze opowiedzieć historie wymyślonych przez siebie postaci, postanowili w znacznie większym stopniu skorzystać z komiksowego dorobku i główną bohaterką uczynić jedną z największych ulubienic fanów, tytułową Michonne. Fabuła gry odpowiada na pytanie, co czarnoskóra wojowniczka robiła po tym, gdy na jakiś czas odłączyła się od znanej z serialu i komiksu grupy Ricka Grimesa, i co ostatecznie skłoniło ją do powrotu.

Pierwsze minuty stanowią interesującą mieszankę retrospekcji i walki o przetrwanie w teraźniejszości.

Michonne szybko udowadnia, że twarda z niej kobieta.

Byłem dość sceptycznie nastawiony do silniejszego związania gry z „główną” linią fabularną, gdyż poprzednie dwa sezony ceniłem w dużej mierze właśnie za to, że mogłem się nimi w pełni radować, nie musząc być na bieżąco z serialem, który w pewnym momencie na tyle mocno mnie znudził, że przestałem go oglądać. Na szczęście pierwszy z planowanych trzech epizodów Michonne już w ciągu kilku początkowych minut ładnie nakreśla, kim jest główna bohaterka, co ją dręczy i na co ją stać. A że oprócz kobiety póki co nie spotykamy żadnej innej ważnej serialowo-komiksowej postaci, grą spokojnie mogą cieszyć się nawet osoby, dla których jest to pierwsze spotkanie z wymyślonym przez Roberta Kirkmana uniwersum.

Walki jest tu więcej niż w innych grach tego studia.

Mimo że dotarcie do końca In Too Deep zajmuje standardowe dla odcinków gier Telltale Games dziewięćdziesiąt minut, opowieść okazuje się wyjątkowo mało treściwa – wydaje się to tym bardziej dziwne, że nie jest to jak zazwyczaj jedna piąta czy szósta całości, ale aż jedna trzecia pełnego sezonu. Gdybym się uparł, fabułę całego epizodu mógłbym z powodzeniem streścić – nie pomijając żadnych istotniejszych informacji – w trzech, czterech zdaniach. Rekompensować ma nam to zwiększona liczba starć ze szwendaczami, podczas których Michonne regularnie popisuje się władaniem mieczem, a chwila nieuwagi gracza kończy porażką. Nie była to moim zdaniem właściwa decyzja, gdyż gra ma zbyt prosty system walki, by się na nim w tak dużym stopniu opierać, ale zapewne znajdą się sympatycy takiego rozwiązania. Raczej mało kogo zachwyci natomiast kompletny brak zapadających w pamięć scen – w epizodzie nie wydarzyło się nic, czego wcześniej byśmy już przynajmniej kilka razy nie widzieli. Do dziś pamiętam sekwencje z psem oraz zaszywanie rany z pierwszego odcinka drugiego sezonu The Walking Dead – w Michonne nic nie zrobiło na mnie podobnego wrażenia. Nowa miniseria nad swoją poprzedniczką góruje natomiast – i jakością zbliża się tu do pierwszego sezonu – pod względem postaci pobocznych. Podczas gdy w sezonie drugim poza Clementine w pamięć nie zapadał niemal nikt, tak tutaj już po pierwszych odcinku nakreślonych zostaje przynajmniej kilka interesujących charakterów.

Spory między postaciami pojawiają się rzadziej, ale dzięki temu nie są tak wymuszone.

Większy nacisk na akcję niesie ze sobą mniejsze przywiązanie do wyborów dokonywanych w trakcie gry. Choć ciężko w to uwierzyć, w najnowszej produkcji studia Telltale Games podejmowanie decyzji jest jeszcze mniej znaczące i bardziej iluzoryczne niż zazwyczaj, a twórcy nawet nie starają się specjalnie mocno wmówić nam, że nasze rozstrzygnięcia odbiją się później jakimiś konsekwencjami. Przykład tego mamy już po kilku minutach od rozpoczęcia zabawy – heroina przykłada sobie do głowy lufę, pozwalając nam zadecydować, czy pociągnie za spust. Z oczywistych względów wybranie opcji twierdzącej i tak nie powoduje wcześniejszego zakończenia zabawy i nie wyobrażam sobie, by ktokolwiek dał się na taką sztuczkę nabrać. Paradoksalnie jednak takie podejście zniwelowało jedną z wad trawiących większość dzieł tego studia – nasi towarzysze w końcu nie mają tendencji do skakania sobie do gardeł o byle co, sztucznie wymuszając konflikt, w którym musimy opowiedzieć się po jednej ze stron. Spięć jest mniej, ale gdy już się pojawiają, są przynajmniej ku nim sensowne podstawy i ich uczestnicy nie zachowują się jak zgraja rozwydrzonych dzieciaków.

Epizod nie jest bogaty w treść, ale mimo to w jego trakcie poznamy kilka interesujących postaci.

W kwestii mechanizmów rządzących rozgrywką względem innych gier tego dewelopera nie zmieniło się absolutnie nic. Nadal mamy do czynienia z mocno uproszczoną przygodówką, w której lwią część czasu oglądamy filmiki przerywnikowe i wybieramy zdania, jakie w trakcie dialogów wypowie kierowana postać. Walki rozstrzygamy poprzez szybkie wciskanie pojawiających się na ekranie przycisków lub równie błyskawiczne kliknięcie zaznaczonego przez grę punktu. Natomiast w tych nielicznych momentach, gdy zyskujemy bezpośrednią kontrolę nad Michonne, otoczenie razi niewielką liczbą interaktywnych przedmiotów i jedyne, co musimy zrobić, to przeklikać je wszystkie, by rozwinąć akcję. O ile w niektórych tytułach programiści Telltale Games dodawali jakieś okazyjne urozmaicenie w postaci prostej zagadki logicznej czy alternatywnego systemu walki, tak szczytem kreatywności w In Too Deep okazuje się możliwość popatrzenia na okolicę za pomocą lunety bądź poświecenia sobie latarką – oczywiście tylko w ściśle wyreżyserowanych sytuacjach.

Podstawę rozgrywki stanowi prowadzenie rozmów i wybieranie, co kierowana przez nas postać powie.

Gra działa na tym samym autorskim silniku, który służy twórcom od wielu lat i od niemal równie długiego czasu domaga się wymienienia na nowocześniejszą technologię. Mimo to muszę przyznać, że choć nadal zdecydowanie nie jest to wizualna pierwsza liga, to wyraźnie widać poprawę w stosunku do drugiego sezonu The Walking Dead czy przede wszystkim Game of Thrones, gdzie akwarelowe filtry wyglądały paskudnie. Nie tylko otoczenie i modele zdają się mieć nieco więcej szczegółów, ale przede wszystkim ruchy postaci nie rażą już aż tak bardzo sztywnością jak we wcześniejszych produkcjach z „Telltale Games Series” w nazwie. Ma to jednak swoją cenę w postaci czasów ładowania – w porównaniu z wydawanym równolegle Minecraftem: Story Mode uruchomienie gry, a następnie samego epizodu, trwa dobre kilka razy dłużej.

Silnik graficzny od lat domaga się wymiany, ale i tak jest ładniej niż w poprzednich dziełach Telltale Games.

Interaktywne seriale Telltale Games czasem są lepsze, czasem gorsze, różnice jednak zawsze okazują się nieduże i na dobrą sprawę wszystkie produkcje studia prezentują mniej więcej ten sam poziom. The Walking Dead: Michonne po pierwszym epizodzie zapowiada się na jedno z mniej chlubnych dzieł tego dewelopera, niemniej to nadal wciągająca opowieść, w której grania jest niewiele, ale bawić się można całkiem nieźle. Najwięksi fani tego typu pozycji oraz miłośnicy uniwersum Żywych trupów nie zawiodą się, zaś osoby nieprzekonane – takowymi pozostaną. Jeśli chodzi o coraz liczniejszą grupę dawnych fanów kalifornijskiego studia, którzy od jakiegoś czasu odczuwają już znużenie wałkowaniem tych samych pomysłów i oczekują czegoś nowego – ci będą musieli czekać dalej.

Michał Grygorcewicz

Michał Grygorcewicz

W GRYOnline.pl najpierw był współpracownikiem, w 2023 roku został szefem działu Produktów Płatnych, a od 2024 roku zarządza działem sprzedaży. Tworzy artykuły o grach od ponad dwudziestu lat. Zaczynał od amatorskich serwisów internetowych, które sam sobie kodował w HTML-u, potem trafiał do coraz większych portali. Z wykształcenia inżynier informatyk, ale zawsze bardziej go ciągnęło do pisania niż programowania i to z tym pierwszym postanowił związać swoją przyszłość. W grach przede wszystkim szuka opowieści, emocji i immersji, jakich nie jest w stanie dać inne medium – stąd wśród jego ulubionych tytułów dominują produkcje stawiające na narrację. Uważa, że NieR: Automata to najlepsza gra, jaka kiedykolwiek powstała.

więcej

Recenzja gry The Walking Dead: Michonne - opowiastka od szablonu
Recenzja gry The Walking Dead: Michonne - opowiastka od szablonu

Recenzja gry

Ostatni interaktywny serial Telltale Games przed mającą wprowadzić trochę świeżości zmianą silnika graficznego wypełniony jest po brzegi akcją, ale to za mało, by zignorować dość przeciętną historię i brak jakichkolwiek nowych pomysłów.

Recenzja gry Life is Strange: Double Exposure - pokochałem Max na nowo, choć po latach straciła coś ważnego
Recenzja gry Life is Strange: Double Exposure - pokochałem Max na nowo, choć po latach straciła coś ważnego

Recenzja gry

Oto Life is Strange, na które czekałem prawie 10 lat. Mało istnieje bohaterek, do których przywiązałem się tak jak do Max, i jestem przeszczęśliwy, że mogłem poznać jej dalsze losy… acz Double Exposure nie trafiło mnie w serce tak celnie jak pierwszy LiS.

Recenzja gry Emio The Smiling Man: Famicom Detective Club - kiedy wrogiem gracza jest bezmyślny główny bohater
Recenzja gry Emio The Smiling Man: Famicom Detective Club - kiedy wrogiem gracza jest bezmyślny główny bohater

Recenzja gry

Emio The Smiling Man: Famicom Detective Club to nowa odsłona ponad trzydziestoletniej serii kryminalnych gier visual novel. Tym razem badamy sprawę morderstw powiązanych ze zbrodniami sprzed lat – i z lokalną miejską legendą.