Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM

World of Goo 2 Recenzja gry

Recenzja gry 5 sierpnia 2024, 18:07

autor: Aleksandra Wolna

Recenzja gry World of Goo 2 - dziecięca radość w krainie glutów

Minęło szesnaście lat. Szesnaście lat czekania, zachwytów nad „jedynką” i słabnącej nadziei na kontynuację. Ale w końcu jest. W końcu mamy World of Goo 2.

Recenzja powstała na bazie wersji Switch.

Są takie rzeczy, które w pewnym momencie życia decydujemy się uznać za wspomnienia i do nich nie wracać z prostego powodu – chyba podskórnie czujemy, że powtórzone w dorosłym wieku nie sprawią nam już tyle radości. Szuranie hot wheelsem po każdej powierzchni w domu, podkradanie kostek cukru z cukierniczki i jedzenie jak cukierków czy leżenie w łóżku, słuchając historii z Doliny Muminków, to wszystko rzeczy, które kiedyś były najwspanialsze na świecie i we wspomnieniach dalej są. Teraz jednak przeczucie, że doświadczenie ich ponownie sprawi, iż ich urok pryśnie, powoduje, że nawet nie próbujemy tego robić. Trochę się bałam, że z World of Goo 2 może być tak samo, bo pierwsza część cyklu wyszła, zanim skończyłam szko��ę podstawową – i wtedy grałam w nią bez ustanku.

Co, jeśli „dwójka” mnie zawiedzie i wyidealizowany obraz tej gry zniknie z moich wspomnień bezpowrotnie? Zupełnie nie zdziwiłoby mnie, gdyby ktoś w związku z tego rodzaju obawami podszedł do „dwójki” nieco zachowawczo. Ja na szczęście nie umiałam powstrzymać ekscytacji, zagrałam i absolutnie nie żałuję. Teraz oprócz świetnych wspomnień z dzieciństwa mam też świetne wspomnienia z dorosłości.

Recenzja gry World of Goo 2 - dziecięca radość w krainie glutów - ilustracja #1

Fizyka gluta

Szesnaście lat temu gier powstawało mniej niż obecnie, a trendy były zdecydowanie inne. World of Goo to pierwsze dzieło 2D Boy, dwuosobowego studia założonego przez byłych pracowników Electronic Arts. Sami twórcy nie spodziewali się, że ich dość oszczędna wizualnie, niezależna gra logiczno-zręcznościowa zyska taką popularność. Tymczasem lata później nadal dostają wiadomości od fanów, którzy kiedyś pokochali ten tytuł, a teraz pokazują go swoim dzieciom.

Skąd tak duże uznanie i popularność? World of Goo wykorzystuje prostą ideę, czyli łączenie glutowatych stworków w różne konstrukcje, ale zamiast rozbudowywać ją na wszystkie możliwe sposoby i powiązać z innymi mechanikami, zwyczajnie oferuje ją dopracowaną do perfekcji. Fizyka w grze sprawia, że precyzyjne układanie glutów okazuje się intuicyjne i satysfakcjonujące, gdyż zachowują się one właśnie tak, jak moglibyśmy się tego spodziewać. To właśnie owa fizyka w połączeniu ze stanowiącymi wyzwanie, kreatywnie zaprojektowanymi poziomami zachwyciła graczy do tego stopnia, że do dziś doskonalą się w budowaniu glutowych wież. Jeśli nie graliście w pierwszą część, może być Wam trudno pojąć, skąd to poruszenie, ale wierzcie mi na słowo – w swoich czasach była to naprawdę znana i doceniana pozycja (średnia ocen krytyków na Metacriticu to 90/100). Do dziś zresztą nią jest.

„Dwójka”, podobnie jak poprzednia część, bazuje na łączeniu tytułowych glutów w rozmaite konstrukcje, tak by jak najwięcej z nich doprowadzić do rury na końcu planszy. Oczywiście glut zużyty do budowy nie będzie już w stanie do owej rury wlecieć, więc im więcej ich wykorzystamy, tym mniej zostanie nam na koniec poziomu. To sprawia, że musimy myśleć nad każdym ruchem, a jednocześnie dbać, aby nasza konstrukcja była stabilna, oraz unikać czyhających na nasze gluty niebezpieczeństw, takich jak np. kolce.

Gluty dla każdego

Jakie tylko gluty moglibyście sobie wymarzyć i pasowałyby Wam do tej gry – tu je znajdziecie. W World of Goo 2 spotykamy większość glutów znanych już z pierwszej części, które wprowadzone zostają w na tyle intuicyjnych okolicznościach, że nawet gdy nie orientujemy się w ich właściwościach, bez problemu łapiemy co i jak.

Recenzja gry World of Goo 2 - dziecięca radość w krainie glutów - ilustracja #2

Najciekawsze są jednak nowe rodzaje glutów, które dowodzą pomysłowości twórców i są naprawdę dobrze wkomponowane w projekt poziomów. Najczęściej pojawia się na pewno „glut-słomka” – tak go sobie roboczo nazywam. W połączeniu z innymi tworzy bowiem przezroczyste słomki, jak do napojów, i przesyła nimi płyn z jednego końca konstrukcji na drugi. Przy pomocy tego glutka dostarczamy płyn do armatek wodnych. Oprócz tego znajdziemy na przykład wielkie, monstrualne gluty, które trzeba podzielić na kawałki, by skończyły jako małe kulki. Mamy też gluty, które rosną pod wpływem płynu, i takie, które maleją, a także gluty serowe (poważnie, tworzą wielkie kostki sera). Moimi faworytami są te świecące w ciemności, a długi i kręty poziom, który musimy sami sobie oświetlać, jest zdecydowanie moim ulubionym.

Mnogość glutów zachwyca i pokazuje, że piętnaście lat pozwoliło na stworzenie wielu naprawdę ciekawych mechanik. Trudno się jednak oprzeć wrażeniu, iż część z nich porzucana jest, ledwie się pierwszy raz pojawiła i zanim zdążymy się nią porządnie nacieszyć. Szkoda, bo dobra rozgrywka sprawia, że mamy ochotę na więcej, a to „więcej” nie zawsze nadchodzi.

Zastosowanie armatek, które przesuwamy, ciągnąc je za języki, wprowadza największą zmianę w gameplayu, ale też nie znajdziemy ich na wszystkich poziomach. Wciąż sporo jest takich, których wyzwanie polega po prostu na budowaniu długiego mostu czy wysokiej wieży. W drugiej połowie gry rozgrywka niespodziewanie zmienia kierunek, wprowadzając wiele nowości i czyniąc cały glutkowy świat jeszcze dziwniejszym. Spokojnie, mechaniki nie stają się niezrozumiałe czy pokręcone – po prostu jest znacznie ciekawiej (mówiąc ogólnikowo, by nie popsuć nikomu rozgrywki).

Glutowa zabawa, glutowe wyzwanie

Jak wiadomo, fizyka to zdecydowanie najważniejszy aspekt World of Goo i to ona na swoich barkach utrzymuje wszystkie glutowe konstrukcje. A jak się to ma do stopnia trudności? Przecież nie można oczekiwać od wszystkich, że od dziecka konstruują mosty i mają inżynierię w małym paluszku, a nie tylko takie osoby chcą sobie poukładać glutki.

World of Goo 2, podobnie jak pierwsza część, nie jest łatwą grą. Nie zaliczyłabym jej też do piekielnie skomplikowanych, ale faktycznie wymaga łączenia zręczności z logicznym myśleniem i pewnie niejednokrotnie będziecie cofać dany ruch albo nawet zaczynać planszę od początku. Wszystkie „obowiązkowe” etapy to jednak co najwyżej porządne wyzwanie, nie zaś frustracja.

Recenzja gry World of Goo 2 - dziecięca radość w krainie glutów - ilustracja #1

Frustracja dla ambitnych zaczyna się na poziomach opcjonalnych. Czasem w obrębie danego świata droga do ostatniego levelu się rozwidla i jedna ze ścieżek jest nieobowiązkowa – i zdecydowanie trudniejsza. Takie poziomy potrafią dać w kość i sama, pisząc ten tekst, wciąż się z jednym męczę, jednak ambicja nie pozwala mi ulec niepozornym glutkom.

To, jak przejdziemy każdy z kilkudziesięciu etapów w obrębie pięciu światów gry, nie ma znaczenia tak długo, jak doprowadzamy do końca wymaganą liczbę glutów. Jeśli natomiast brak nam dreszczyku emocji, możemy podjąć się dodatkowych wyzwań, czyli dotarcia do „mety” przy wyjątkowo małej liczbie ruchów, w wyjątkowo krótkim czasie bądź doprowadzając do rury wyjątkowo wiele glutów. Nie wpływa to jednak na postęp gry – ten jest określany procentowo w menu głównym i obejmuje jedynie to, czy te poziomy w ogóle przeszliśmy. Wszystkie owe dodatkowe wyzwania zapewniają entuzjastom naprawdę wiele godzin rozrywki (i wiele podejść do poszczególnych poziomów). Jednocześnie ukończenie gry bez pogoni za osiągnięciami też niejednokrotnie stanowi jakieś wyzwanie. Każdy może zatem przejść ją po swojemu, podejmując się niełatwych zadań, jeśli ma na to ochotę, i świetnie się przy tym bawić.

Na specjalną pochwałę w kontekście stopnia trudności zdecydowanie zasługują tabliczki z napisami, które znajdujemy na poziomach. Zawierają skrawki fabuły czy humorystyczne teksty, które delikatnie wskazują, jak podejść do danego wyzwania, ale nie mówią nic wprost. Nawet gdy przyjrzymy im się z uwagą i coś z nich wyczytamy, nie mamy poczucia, że gra popycha nas naprzód i nam podpowiada. Pod tym względem „dwójka” przerosła pierwszą część – wskazówki wpleciono tu w gameplay wyjątkowo zgrabnie.

Glut na PC czy może na Switchu?

Recenzja gry World of Goo 2 - dziecięca radość w krainie glutów - ilustracja #2

World of Goo 2 wyszło na dwie platformy – PC i Nintendo Switch. Miałam przyjemność pierwszy rozdział przejść na obu, zanim zdecydowałam się na jedną z nich, więc mam porównanie i z chęcią bym Wam doradziła, co wybrać. Problem jest tylko taki, że nie umiem wskazać, która wygrywa, bo „moim zdaniem to nie ma tak, że dobrze albo że niedobrze”. Jest naprawdę nieźle na obydwu.

Nie jestem fanką grania na PC, ale doświadczenie z World of Goo 2 okazało się zaskakująco przyjemne. Czy to myszką, czy też po prostu touchpadem radziłam sobie bez problemu, a jako że gra nie ma wystrzelonych w kosmos wymagań systemowych, laptop też dawał radę. Zabawa na PC pozwoliła mi na operowanie glutami z dużo większą precyzją i w momentach, gdy milimetry decydowały o tym, czy moja wieża runie lub nie, zdecydowanie łatwiej było mi nad nią zapanować. Prosta grafika prezentowała się bardzo ładnie, nawiązując do estetyki pierwszej części. Wprawne oko bez trudu wychwyci jednak, że z pozoru takie same jak zawsze glutki czy ich otoczenie zostały doszlifowane, a animacja wskoczyła o kilka poziomów wyżej.

Przechodząc na Switcha, trochę się bałam, że nie będzie już tak ładnie. Na szczęście grafika jest wciąż na tyle prosta, iż konsola wyrabia bez problemu i nawet malutki ekran mojego ukochanego Lite’a daje radę. W wersji konsolowej World of Goo 2 ma dwa rodzaje sterowania do wyboru – możemy do przenoszenia glutków używać gałek Joy-Conów albo grać, przesuwając palcem po dotykowym ekranie. Opcja z Joy-Conami jest tragiczna, naprawdę tragiczna. Tak jak w rozbudowane strategie czy city buildery na konsoli gra się po prostu źle, tak i w World of Goo 2 (podobnie zresztą jak w przypadku „jedynki”) jest to równie nieprzyjemne doświadczenie. Szybko przerzuciłam się na sterowanie dotykowe i otworzył się przede mną nowy, wspaniały świat. Z precyzją bywa tu wprawdzie nieco gorzej niż na PC (mimo możliwości zbliżania kamery do glutków), ale zabawa okazuje się przednia. World of Goo 2 wydaje się wręcz stworzone do takiego nawigowania po planszy – prosty zamysł gry współgra z najprostszym możliwym sposobem operowania glutkami, czyli wymachiwaniem paluchem. Po wypróbowaniu wszystkich opcji na PC i Switchu całą grę przechodziłam właśnie tak, ale naprawdę nie zdziwi mnie, jeśli ktoś wybierze PC i myszkę. Bardzo mnie za to zdziwi, jeśli ktoś wybierze Joy-Cony – i tego nie polecam. Mam też wrażenie, że wersję na Switcha opracowano głównie z myślą o sterowaniu dotykowym, a to za pomocą Joy-Conów trzeba było po prostu dorzucić.

Recenzja gry World of Goo 2 - dziecięca radość w krainie glutów - ilustracja #3

Glut jest jak wino

PLUSY:
  • bardzo dobrze zachowany balans pomiędzy klimatem i urokiem oryginału a poczuciem świeżości i innowacyjności;
  • ogromna ilość wyzwań dla ambitnych graczy;
  • pomysłowość twórców, jeśli chodzi o nowe mechaniki czy projekty poziomów, przerastająca wszelkie oczekiwania;
  • im bliżej końca, tym bardziej gra zaskakuje (co jest dużym osiągnięciem dla pozycji tego typu).
MINUSY:
  • niektóre mechaniki są stosunkowo szybko porzucane bądź użyte jedynie raz czy dwa (a szkoda);
  • kiepskie sterowanie przy pomocy Joy-Conów.

Starzeje się świetnie. Podstawy gry są takie same jak w piętnastoletniej już pierwszej części, a nie wydają się ani trochę archaiczne. Grafika przeżyła głównie kosmetyczną metamorfozę, niemniej wciąż okazuje się jak najbardziej wystarczająca jak na dzisiejsze standardy. Formuła gry, której od początku przyświecała idea „zróbmy z glutów coś fajnego z realistyczną fizyką”, pozostaje w zgodzie z trendami, czy to dawnymi, czy dzisiejszymi, dzięki czemu stale trafia do graczy.

Kontynuacja historii World of Goo Corporation, teraz przemianowanego na World of Goo Organization, nienatrętnie towarzyszy naszej przygodzie i swoim absurdem jednocześnie bawi oraz skłania do refleksji. Potrafi też zaskoczyć i pomimo skupionego na gameplayu formatu gry wprowadzić nieoczekiwane zwroty akcji – widoczne też w samych poziomach.

Bałam się, że sięgnięcie po „dwójkę” sprawi, iż pomyślę sobie „to już nie to samo World of Goo” czy „w dzieciństwie wydawało się to dużo lepsze”, ale nic takiego nie nastąpiło. Przeciwnie, z uśmiechem na twarzy przykleiłam się do ekranu, ledwie tylko usłyszałam pierwsze dźwięki soundtracku utrzymanego w charakterystycznym dla tej produkcji klimacie. Nie pamiętam, kiedy jakaś gra sprawiła mi tyle najprostszej, szczenięcej radości, jednocześnie nie powodując, że poczułam się prowadzona za rączkę i potraktowana jak dziecko. Gram w WoG2, wciąż męczę się z jednym poziomem i znów mam jedenaście lat. Z tą różnicą, że już nie muszę czekać na dzwonek kończący ostatnią lekcję, by lecieć do domu i grać – całe szczęście.

Aleksandra Wolna

Aleksandra Wolna

Dla GRYOnline.pl pisze od marca 2022 roku, zajmując się publicystyką zarówno o grach, jak i o filmach. Na co dzień zajmuje się tworzeniem gier od strony fabularnej, więc branżę zna od podszewki. Gra od małego; najczęściej wybiera JRPG-i czy gry niezależne, choć ma też ogromną słabość do platformówek 3D. Najlepiej odnajduje się w słowie pisanym, więc połączenie tworzenia tekstów z pasją do gier uważa za naturalną kolej rzeczy. Prywatnie kolekcjonuje Tamagotchi i zajmuje się swoją niewielką, kocią rodziną. Ulubionymi grami, zdjęciami kotów i innymi różnościami chętnie dzieli się na Instagramie.

więcej

Recenzja gry Gwint: Mag Renegat - niska jakość w niskiej cenie
Recenzja gry Gwint: Mag Renegat - niska jakość w niskiej cenie

Recenzja gry

Gwint: Mag Renegat to gra, która szybko może się znudzić. Rozgrywce brakuje dobrych motywatorów, a całość prezentuje się ubogo – nawet jak na swoją przystępną cenę.

Recenzja gry Gwint: Wiedźmińska Gra Karciana – karty na stół
Recenzja gry Gwint: Wiedźmińska Gra Karciana – karty na stół

Recenzja gry

Wraz z aktualizacją do wersji Homecoming oczekiwany Gwint wyszedł z bety. Czas osądzić, jak studio CD Projekt Red poradziło sobie z nowym dla siebie gatunkiem i czy ich dzieło jest w stanie podjąć równą walkę z konkurencją.

Recenzja gry The Elder Scrolls: Legends – Magic i Hearthstone przy jednym zasiedli stole
Recenzja gry The Elder Scrolls: Legends – Magic i Hearthstone przy jednym zasiedli stole

Recenzja gry

Przyszły takie czasy, że co druga firma musi mieć swoją karciankę. Na scenę weszło właśnie The Elder Scrolls: Legends od Bethesdy – i zaliczyło całkiem dobre otwarcie, ale przyszłość tej gry stoi pod dużym znakiem zapytania.