Dawno nie miałem okazji gościć czegoś od Audeze i tym bardziej jest mi miło, że na warsztacie znalazły się słuchawki z tego trochę bardziej zdroworozsądkowego bieguna rozwiązań, czyli Audeze MM-500. Stosunkowo nowy narybek, u nas mało znany i po którym nie wiadomo czego tak naprawdę się spodziewać. Sam osobiście również nic na ich temat nie czytałem, aby tym bardziej móc przystąpić do testów odsłuchowych z czystą kartką i zdrową oceną.
Recenzja jest owocem płatnej współpracy z marką Audeze za pośrednictwem sieci salonów Top HiFi, która podesłała niniejszy sprzęt celem wykonania rzeczywistych testów użytkowych i pomiarów. Jest to tym samym ekspertyza niezależna.
Dane techniczne
Dane zaczerpnięte ze strony producenta na dzień pisania recenzji, pisownia oryginalna:
- Style: Over-ear, open-back
- Transducer type: Planar Magnetic
- Magnetic structure: Fluxor™ magnet array
- Phase management: Fazor™
- Magnet type: Neodymium N50
- Diaphragm type: Ultra-Thin Uniforce™
- Transducer size: 90 mm
- Maximum SPL: >130dB
- Frequency response: 5Hz – 50kHz
- THD: <0.1% @ 100 dB SPL, 1kHz
- Sensitivity: 100 dB/1mW (at Drum Reference Point)
- Impedance: 18 ohms
- Max power handling: 5W RMS
- Min recommended power: >100mW
- Recommended power level: >250mW
- Weight: 495g
- Price: 1699,00 USD
Wykonanie i konstrukcja
W ogromnym skrócie, Audeze MM-500 to odchudzona, uproszczona i potaniona wersja LCD-5 stworzona w kolaboracji z Manny’m Marroquinem, przeznaczone do miksowania, zastosowań studyjnych oraz zastępujące w tym wszystkim słynne LCD-X. Od razu przypominają się kolaboracje z innymi osobami z branży muzycznej, ale tym razem kto wie, czy faktycznie nie posunięto się o kilka kroków do przodu ku zrobieniu realnej konstrukcji o określonych zastosowaniach. Dostępny na rynku jest jeszcze z tego co widziałem znacznie tańszy model MM-100, ale niestety nic mi o nim nie wiadomo.
Jakość materiałów i ich spasowanie w MM-500
Mocno podskoczyła w górę i biorąc do ręki 500-tki oraz swoje prywatne LCD-XC czuć to niestety na niekorzyść XC-ków. Nie widzę żadnych widocznych niedoróbek, wszystko jest w jak najlepszym porządku, jak również nie ma żadnych efektów „łopotania” membran, jak to niegdyś z Audeze bywało.
Muszle obracają się o 90’ w obu kierunkach, system regulacji nie rozregulowuje się sam z siebie, nic się nie odkręca, nic nie trzeszczy czy skrzypi, a opaska nie rozwarstwia. Balans kanałów też jest bardzo dobry w testowanym egzemplarzu. Nie widzę również podatności gniazd na wyłamywanie się lub wyciąganie, o którym mówiono przy okazji pierwszych sztuk LCD-5, ani dyskomfortu od pałąka (możliwe że już to wszystko poprawiono).
Wyposażenie MM-500
Też na plus. Mój kufer opada mi często na ręce, próbując odciąć mi palce. Teraz już tego nie ma i kufer posiada blokowaną pozycję rozchyloną. No i wygląda znacznie lepiej wizualnie niż mój (smutek). W zestawie znajdziemy tylko jeden standardowy kabel single-ended, który jest mi doskonale znany tak materiałowo, jak i wytrzymałościowo. A jednak zaszła w nim pewna zmiana – wtyk główny. Dawniej Audeze stosowało swoje własne wtyki z napisem „Audeze”, ale w tym przypadku dostałem kabel z wtykiem wyglądającym jak Neutrik NP3X-B, ale bez logo Neutrika. Jest lżejszy od niego, inaczej malowany, a wnętrze wtyku różni się:
Sam kabel jest zapleciony w najprostszy możliwy sposób, a więc przeciw-spiralnie, jeśli bawić się w jakieś specjalne słowotwórstwo. Oznacza to, że aby uzyskać zaplot 4-żyłowy w stylu koralikowym, producent zaplata pary żył spiralnych względem siebie. W efekcie kabel ma niestety tendencje do skręcania się lub rozplątywania, w zależności jak słuchawek używamy i jak o kabel dbamy. Ponieważ jestem właścicielem Audeze, mam dokładnie taki sam kabel (konstrukcyjnie) ze swoimi XC i niesamowicie mnie on irytował, dlatego w recenzji pozwoliłem sobie na użycie mojego najlepszego okablowania na 8-żyłowym srebrze, aby zapewnić im absolutnie optymalne warunki pracy, więc nie zwracałem potem już na to uwagi.
Oczywiście kabel fabryczny był sprawny, działał, a to chyba najważniejsze. Jak przystało na Audeze, jest on wypinany i w pełni kompatybilny z innymi słuchawkami z serii LCD.
Poza dodatkowymi „kartami kredytowymi” i woreczkiem na słuchawki nie dostaniemy jednak nic więcej, ale i tak jest to w zupełności wystarczające, a same słuchawki niepotrzebujące specjalnie prądu do tego stopnia, abyśmy musieli mieć w zestawie kabel zbalansowany.
Wygoda Audeze MM-500
Tu nadal można mieć pewne zastrzeżenia, bo słuchawki wciąż nie są lekkie jak piórko i z racji technologii magnetostatycznej nigdy nie będą, ale względem XC producent poszedł w mniejszą wagę za cenę mocniejszego docisku. Osobiście chyba jednak wolałbym swoje łamacze karku.
Za to brak tak agresywnych jak dawniej fazorów powoduje brak nieprzyjemnej kolizji z małżowinami, co w XC musiałem rozwiązywać swoimi wkładkami akustycznymi, wpychanymi na chama do środka nauszników. No ale jak to prości ludzie mawiają: jeśli coś jest głupie, ale działa, to to nie jest takie głupie.
Uwagę mam co do zakresów regulacji wysunięcia pałąka, które w moim przypadku praktycznie się skończyły. Został mi ostatni ząbek luzu, że tak to ujmę. I niestety nie są to pręty regulacyjne takie, jak w starych LCD, które można było ulepszyć i wymienić. Teoretycznie dałoby się, ale są to zupełnie inne pręty i niestety obie części nie będą do siebie pasowały.
Odsłuch i pomiary Audeze MM-500
Słuchawki przyznam zrobiły na mnie naprawdę dobre wrażenie i nie mówię tego ani z sentymentu do marki, ani jakiegoś dziwnego poczucia obowiązku wobec dystrybutora. W każdej recenzji opisuję wszystko to, co widzę, słyszę i mierzę tak, jak w rzeczywistości jest. A w przypadku MM-500 jest bardzo dobrze, żeby nie powiedzieć w wielu miejscach: idealnie, a o czym opowiem za moment.
Przede wszystkim, są to chyba jedyne otwarte Audeze najbliższe strojeniem moim LCD-XC jakie obecnie znam, zakładając że LCD-5 grają inaczej rzecz jasna. Brzmienie jest bardzo równe, o linearnym charakterze, bardzo podobnym do XC, ale jednak odmiennym. Tak prezentują się na wykresie:
Bas jest zbliżony w obu słuchawkach, ze wskazaniem na XC, jako że mają premię za zamkniętość. To nic że izolacja w nich jest mniejsza. Ilościowo jest to bas wyważony, a nawet świetnie wyważony, choć nie mający jakiegoś przemożnego wrażenia zejścia do piekła. Ustępuje temu wrażeniu kompletność, kompetencja i kontrola. Bas jest trzymany w ryzach, szybki i dokładny, z należytą mocą i wydźwiękiem do tego stopnia, że nie czułem niedosytu przy jednoczesnym podświadomym akceptowaniu serwowanej takiej a nie innej jego ilości. Osoby szukające więc basu bardzo dobrze skrojonego, mającego wszystko co trzeba i ani grama przesady w którąś stronę, będą zachwycone tymi słuchawkami.
Nie wiem czemu, ale wielu osobom nie podobało się to, że średnica w XC (ale też i MX4) była prezentowana bardziej z bliska. Sam osobiście bardzo lubię środek pasma (oczywiście w granicach rozsądku rzecz jasna), ale jeśli należycie do tego grona, które preferuje więcej skrajów, to nie musicie dalej szukać. MM-500 dowiozą Wam dokładnie taki układ tonalny i wypozycjonują środek nieco w oddali, ale nie na tyle, aby mieć wrażenie pustki, studni czy dziury. Niemniej co by o średnicy nie mówić, moje osobiste preferencje jednak delikatnie faworyzowałyby pełniejszy środek i lepsze wokale, a więc jak zwykle subiektywne de gustibus.
Góra barwowo jest bardzo dobra, ale też nie idealna tak jak bym sam tego oczekiwał. W niektórych albumach delikatnie odskakiwała mi w stronę nadmiernej ekspozycji detalu, ale nie w sposób drażniący czy eksponujący większą ilość informacji, ale zależny i wpływający na ogólną barwę dźwięku. Po prostu niektóre instrumenty wydają się w nich nie brzmieć tak, jak byśmy się tego spodziewali, ale zmiana barwy nie jest na tyle duża, aby wskazać to jako coś oczywistego. Z ich górą jest trochę jak z piwem bezalkoholowym: niby smak ten sam, ale wiesz że coś jest nie tak.
Sekretem takiego odbioru jest specyficzny układ górek i dołków, ze szczytem w rejonie 5-7 kHz. Kanały nie są w tym punkcie równe, mogą różnie się zachowywać ze względu na użyte pady, dlatego na jednym kanale mam górkę idealnie w 6k, a na drugim dwie w 5 i 7k. Potęgowane jest to przez delikatny dół w 4k i jeszcze wcześniej 2k. Z kolei w 9-10k, a więc na progu użyteczności, Audeze odpuszczają temat i lecą w dół o ponad 15 dB. Dlatego wydają się jasnawe, ale nie jasne, a przede wszystkim nie męczące słuchacza.
Scenicznie słuchawki bardzo dobrze się sprawują. Nie są tak szerokie jak XC, ale mają od nich nieco większą głębię i wrażenie holografii, czysto subiektywnie rzecz jasna. Zresztą, jest to wrażenie zależne od wielu czynników i recenzji by nam nie starczyło, aby nad tym zagadnieniem się w pełni pochylić. Dość powiedzieć, że scena w MM-500 jest bardzo satysfakcjonująca.
Jedyną rzeczą na której je złapałem, był pewien problem z rozróżnieniem trochę źródeł pozornych, a dokładniej tych jedynie oddalonych od tych z faktycznym efektem pogłosu. Zupełnie jakby MM-500 chciały wszystko zagrać holograficznie i jest to tendencja doskonale mi znana z innych otwartych Audeze starszej daty. Najlepiej udało się to usłyszeć na utworze Starfish od Carbon Based Lifeforms. Założone dla oceny tego samego efektu LCD-XC bez żadnego problemu pozwoliły na rozróżnienie obu rodzajów sampli, choć oczywiście te drugie swój efekt holograficzny miały zredukowany. O ile więc obie słuchawki nadają się do odsłuchów kontrolnych, osobiście nadal wskazywałbym na XC-ki jako słuchawki do łatwiejszego wykonania tych samych zadań.
W temacie czystości dźwięku, jedynie najniższy bas dosyć wyraźnie się wybija, ale znajduje się on poza – znów użyję tego słowa – zakresem użytecznych danych. Już przy 45 Hz jesteśmy pod progiem 1% THD, a więc lepiej niż audiofilskie wzmacniacze lampowe, które zapewne będą tu używane (i wcale nie będzie to błędem). Te słuchawki wprost uwielbiają ciepłe tory, bo mogą na nich wykręcić bardzo przyjemną barwę i wciąż w granicach tolerowanej czystości dźwięku.
MM-500 są przy tym sensownie szybkie. Wystarczy im w zasadzie 1 ms, aby membrana się uspokoiła, a pierwszy impuls został błyskawicznie stłumiony. Potęga planarów tkwi często właśnie w tym aspekcie i przyznam byłbym zdziwiony, gdyby Audeze pokpiło tu sprawę z tak drogimi słuchawkami. W końcu to 9000 zł, więc mamy prawo płacić i żądać. I te żądania zostały spełnione.
W temacie zastosowania, Audeze MM-500 nadają się w zasadzie do wszystkiego. Można w nich bez problemu pracować, grać, oglądać filmy, słuchać muzyki, ale też odsłuchiwać krytycznie albumy celem weryfikacji, czy aby realizacja jest w porządku itd. Bardzo lubiłem i nadal lubię za to swoje LCD-XC, właśnie dlatego że mimo swojej „klocowatości” i dużej wagi, są po prostu piekielnie uniwersalne. MM-500 śmiało możemy wpisać również do tego grona. Na sieci widziałem, że polecane są do miksowania muzyki i również uważam, że świetnie się do tego celu nadają, a wręcz po to właśnie zostały stworzone.
Czy warto kupić Audeze MM-500?
No właśnie, dobre pytanie. Albo może zadam je inaczej: czy sam bym je kupił dla siebie? Tym razem owszem, byłaby taka perspektywa, a przynajmniej gdybym nie preferował jednak słuchawek zamkniętych z racji mieszkania w mieście i to przy jednej z głównych arterii komunikacyjnych, przez co mając LCD-2 i LCD-3, iSine-20 czy LCD-i3 zostałem się od ładnych paru lat z LCD-XC jako jedynymi ze stajni tego producenta. Ale tak, te słuchawki – mimo swojej ceny – byłyby na mojej liście zakupowej, ponieważ taki kierunek grania sprzętu audio mi się z reguły bardzo widzi i mieści się w granicach preferencji dźwiękowych, oscylujących wokół „racjonalnego Harmana”, jeśli miałbym to jakoś konkretnie nazwać.
Kwota 9000 zł jest co prawda dosyć wysoka i wiele osób będzie mocno się nad ewentualnym zakupem zastanawiało, ale naprawdę nie doszukałem się niczego, co jednoznacznie mogłoby mnie odstraszyć od tego modelu. Osobom co bardziej oszczędnym mogę polecić tańsze LCD-XC Creator Edition, ale rezygnujemy wtedy z otwartej konstrukcji i zredukowanej wagi na rzecz gorszych materiałów i konstrukcji mającej jednak pewne wady, a co mówię z czystym sumieniem jako ich posiadacz od ładnych 5 lat.
Podsumowanie
Słuchawki z testów oraz porównań z LCD-XC wychodzą więc z pozytywną notą, tak końcową jak i cząstkowymi. W przypadku słuchawek mamy tak naprawdę trzy obszary które można ocenić:
Jakość wykonania – tu Audeze mocno się poprawiło i przeprojektowało to, do czego dawniej ja i inni użytkownicy często mieliśmy uwagi. Słuchawki są lżejsze, mniej klocowate, oparte o dobrej jakości materiały i nie zdradzają słabych stron lub oczywistych podatności na awarię, które mógłbym wypunktować. Choć oczywiście prawdziwym testem jest zawsze głowa użytkownika docelowego, gdyż wypożyczenie sprzętu jest o wiele razy za krótkie, aby móc się o tym przekonać. Wyposażenie również jest niczego sobie i jedynie do kabla fabrycznego miałbym uwagi (i wciąż upartego klejenia padów), ale z perspektywy użytkownika jest tu wszystko potrzebne do rozpoczęcia pracy ze słuchawkami wprost z pudełka: 9/10.
Jakość dźwięku – fajne, dokładne i liniowe granie tak jak lubię, idące w stronę rynku profesjonalnego i nadające się z tego tytułu do nie tylko codziennego użytku, ale też krytycznych odsłuchów i miksowania muzyki. Świetnie dobrany ilościowo bas, którego jedynym problemem jest co najwyżej THD na zejściu, nawet sensownie uchwycona średnica oraz delikatnie podkreślona w detalach, wciąż niemęcząca góra. Całość zdobi porządna scena, która równoważy między sobą zarówno głębokość, jak i szerokość. Czystość i szybkość również dobrze wypadają. Popracowałbym delikatnie nad jeszcze większą naturalnością barwy, aby uczynić ukłon w stronę krzywej Harmana, a także nie pogardziłbym jednak mocniejszym basem, ale do tych zastosowań w jakich słuchawki mają się odnajdywać, robią to bardzo dobrze: dałbym solidne 8/10.
Wygoda i ergonomia – (jak na Audeze) niezła, wiele rzeczy poprawiono, sporo rzeczy przemyślano, zaś całość dopracowano pod konkretne zastosowania, a nie na ślepo i byle tylko przykleić etykietkę z ceną. Dlatego na koniec dnia miałbym bardzo mało uwag krytycznych pod ich adresem. Słuchawki co prawda mają większy docisk niż klasyczne LCD, nadal mamy tu klejone pady bez żadnego mechanizmu swobodnej ich wymiany, a obsługa jedną ręką jest utrudniona (samoistne obracanie się muszli połączone z masą), ale istnieje szansa na to, że z tytułu metalowego pałąka, przynajmniej docisk na osi czasu się „wyrobi”. Niemniej słuchawki czuć na głowie i założone zaraz po nich LCD-XC, mimo zauważalnie większej masy, nie cisną tak w głowę. Dlatego dałbym tu 7/10 z szansą na ósemkę, jeśli pałąk by się wyrobił.
MM-500 kosztują 9000 zł, co nie jest taką małą kwotą (mimo tego, do czego przyzwyczaja nas rynek). Na szczęście oferują w niej moim zdaniem na tyle dużo, że zasługują przynajmniej na spokojny odsłuch kontrolny w salonie, bowiem robią wiele rzeczy tak dobrze, jak oczekiwałbym od słuchawek droższych od nich, a na co wskazuje po części też ocena końcowa na poziomie 8,0/10. Jeśli takie słuchawki jak MM-500 będą teraz przez Audeze od tej pory konsekwentnie wypuszczane, czekają nas naprawdę interesujące modele i mnóstwo godzin świetnego słuchania z dobrą jakością. A jeśli nie popsuli LCD-XC zbyt mocno od czasu gdy je kupowałem, to w tej chwili zarówno LCD-XC jak i MM-500 są moim zdaniem najciekawszymi słuchawkami pełnowymiarowymi z ich aktualnej oferty, które jeszcze nie rozbijają banku.
8.0/10
Słuchawki są dostępne m.in. w salonach Top Hifi w cenie 8999 zł.
Zalety:
- bardzo dobre wykonanie słuchawek
- sensowne wyposażenie
- odpinane okablowanie
- satysfakcjonująca wygoda
- łatwe w napędzeniu
- profesjonalne, liniowe strojenie o świetnych parametrach
- bardzo dobrze wyważona scena we wszystkie strony
- poprawiono wiele rzeczy co do których miałem uwagi w poprzednich modelach
Wady:
- uwagi co do okablowania
- wyczuwalny docisk do głowy wprost z pudełka
- nadal bez zmian w temacie przyklejanych padów
- brakuje mi odrobinę większej naturalności w stylu LCD-XC oraz kapkę mocniejszego basu