Recenzja tych słuchawek teoretycznie mogła się ukazać już w połowie zeszłego roku, ale ponieważ moja korespondencja w tej sprawie pozostała bez odpowiedzi, mrok niewiedzy skutecznie spowił przede mną markę Fostex aż do dnia dzisiejszego. Organizacja ciekawego sprzętu na testy to jednak bardzo często kwestia możliwości, nie tylko chęci, a czasami jedyną szansą na to by recenzja się odbyła jest albo wypożyczenie grzecznościowe od życzliwej, zaufanej osoby, albo samodzielny zakup i wtedy decyzja, czy faktycznie sprzęt sobie zostawić, czy też ze stratą puścić dalej. Na całe szczęście ten drugi scenariusz nie był konieczny, jako że nadarzył się ten pierwszy i tu znów bardzo serdecznie muszę podziękować p. Grzegorzowi Jaworkowi. Ponownie gdyby nie jego pomoc, recenzja ta po prostu by się nie odbyła.

W zestawie dostajemy praktycznie tylko to co widać. Same słuchawki i kabel. No i pudełko z ładnym wyprofilowaniem na słuchawki.

Dane techniczne

  • Konstrukcja: pełnowymiarowa, wokółuszna, zamknięta
  • Przetworniki: 50 mm, dynamiczne, bioceluloza
  • Pasmo przenoszenia: 5 Hz – 45 kHz
  • Impedancja: 25 Ω
  • Czułość: 98 dB / mW
  • Moc maksymalna sygnału wejściowego: 1800 mW
  • Złącza: 2-pinowe
  • Waga: 375 g

 

Zawartość zestawu

  • słuchawki Fostex TH610
  • dokumentacja
  • kabel symetryczny Hi-FC 3 m

 

Jakość wykonania i konstrukcja

Już na starcie uderza nas świetne wydanie tych słuchawek. Bardzo dobrze zapakowane, estetycznie i z klasą godną modeli za kilka tysięcy więcej. Ale może bez nadmiernej euforii na tym etapie.

Fostex rozwija tą konstrukcję od lat i TH610 nie jest może nowością, ale kolejną z rzędu iteracją.

No dobrze, może jednak z euforią. To naprawdę fajnie wykonane słuchawki. Dominują elementy metalowe i drewno. Sumarycznie pracuje to teoretycznie dużą wagę, ale jakoś nie czuć tego podczas pracy. Trzeba to mocno przy nich podkreślić – są niesamowicie wygodne. Można je trzymać na głowie godzinami bez zmęczenia, choć oczywiście ostatecznie będzie to zależało od naszych predyspozycji. Zwłaszcza że nie należą one do najlżejszych jak już pisałem.

Drewniane muszle to prawdziwy orzech, nie jakieś oszukaństwo.

Fostex bowiem postawił w tej konstrukcji na mieszankę bardzo delikatnego docisku z rozsądnym rozłożeniem masy i pewnym trikiem, który powoduje, że choć nausznice nie są miękkie do tego stopnia, aby zapadały się w nich nasze uszy niczym w worku z puchem, wygoda jest utrzymana.

Nie mam nic przeciwko lakierowi typu high gloss, ale matowe wykończenie TH610 całkiem dobrze im pasuje.

O co chodzi? O wzmocnienie nausznic o wewnętrzny stelaż, który pozwala trzymać im kształt pierwotny i powoduje z jednej strony konieczność poleżenia nam trochę na głowie zanim nastąpi właściwa ewaluacja brzmienia, ale z drugiej utrzymuje cały nacisk na powierzchni naszej głowy, a nie na małżowinie usznej. W efekcie masa + docisk idą zupełnie w inne miejsce które powinno spokojnie móc sobie z tym poradzić.

Pałąk również sprawia wrażenie zwartego i solidnego.

Jest to dokładnie ten sam patent, który stosuje się czasami z AKG z serii K2, zwłaszcza gdy nausznice są już na wykończeniu i wypełnienie gąbkowe robi się coraz mniejsze. Wzmacnia się wtedy wszystko od środka za pomocą dystansów i tym samym utwardza tył nausznicy tak, aby to na niej wszystko spoczywało, a nie na małżowinie.

Odpinane kable to coś, co powoli staje się u Fostexa standardem.

Praktycznie jedyne wady na tym etapie jakie mogę wylistować to bardzo skromne wypełnienie opaski, które częściej czujemy na głowie z racji dwóch prętów nośnych aniżeli czegokolwiek innego. Nie ma tu tragedii co prawda, ale są osoby którym nawet najmniejszy detal tego typu potrafi przeszkadzać. Choć miałem sam wiele problemów czy to z Audeze LCD-XC, czy np. AKG Q701, tak jednak tutaj głowa mi magicznie przez lata nie stwardniała, bowiem nic z takich rzeczy jak tam nie zaobserwowałem (ciążenie, nacisk punktowy, ból).

Okablowanie stosowane przez Fostexa oparte zostało o wtyki dwupinowe znane chociażby z Sennheiserów HD600/650. Jest solidnie wykonane, ale nieco zbyt grube, przez co mało poręczne.

Idąc dalej, nie podoba mi się efekt klekotania muszli o widełki. Jest to moim zdaniem niedopatrzenie ze strony Fostexa i choć nie klasyfikuję tego za błąd krytyczny, po prostu zapomniano o tym. W razie czego łatwo można sobie to nadrobić małymi kawałkami filcu samoprzylepnego.

Co trzeba przyznać, model ten jest bardzo pojemny na głowę.

Mechanizm wysuwania muszli jest bardzo prosty i skuteczny, choć pozbawiony podziałki. Niestety w tym konkretnym egzemplarzu był aż nadto skuteczny i wystarczało w spoczynku niewiele siły, aby zmienić zakres regulacji wysunięcia właściwie na etapie samego chwycenia za słuchawki. Podejrzewam że i tu dałoby się coś z tym zrobić, jako że części pałąka w ramach tegoż mechanizmu są rozbieralne, ale para ta nie należała do mnie i tym samym wolałbym przekonywać się o tym na modelu będącym w moim posiadaniu.

Wreszcie ostatnia rzecz: izolacja od otoczenia. Choć Fostexy są modelem zamkniętym, ich poziom izolacji od otoczenia jest średni, powiedzmy że akceptowalny. Utrzymuje się w tym względzie na ogólnym pułapie ekstremalnie tańszych JVC RX700, przy czym RXy bardziej tłumią wysokie tony. Część osób dopatrywała się takiego stanu rzeczy otworach skrywających wyżłobienie w drewnie, tuż przy stalowych ramach muszli. Na pewno swój udział ma w tym fakt słabszego docisku. On zaś, co do wad, powoduje, że słuchawki na głowie trzymają się również dosyć przeciętnie i przy bardzo gwałtownych ruchach głową, zwłaszcza do góry czy dołu, potrafią z niej spaść. Na boki ta sztuka jest już trudniejsza z racji tego, że część ruchu jest w stanie zatrzymać nasze ucho, działające wraz z nausznicą jako naturalna przeszkoda przy przesunięciu.

Na niedobór długości kabla naprawdę nie ma jak narzekać.

Na tym jednak kończy się moja lista wad. Czy są to faktycznie wady? Być może dla niektórych, ale częściej rozpatrywałem to jako po prostu właściwości lub konsekwencje wynikające z pewnych atutów. Bo i owszem, słuchawki trzymałyby się lepiej głowy i pewnie lepiej izolowały, gdyby cisnęły ją jak imadło. Można byłoby zapomnieć wtedy jednak o wygodzie. Wzrosłaby też temperatura wewnątrz muszli i zwiększyłaby się automatycznie potliwość. Ze wszystkich wymienionych uwag więc ostatecznie realnie przeszkadzała mi może jedna: zbyt łatwa regulacja wysunięcia. Wszystko inne, włącznie z kablem, byłbym w stanie spokojnie przełknąć, także bez większych opóźnień przejdźmy do tego, co samo z siebie zapowiada się najciekawiej.

 

Przygotowanie do odsłuchów

Jak zawsze wszystkie procedury i opisy można znaleźć na tej stronie, wraz ze sprzętem który jest przeze mnie wykorzystywany, a który przewija się również i w tej recenzji w jej treści.

 

Pomiary

Słuchawki są moim zdaniem bardzo trudne w jednoznacznej interpretacji, ponieważ w zależności nie tylko od stopnia ich przylegania do naszej głowy, ale i puntu odniesienia, będzie zależała ostateczna ocena.

Przy okazji warto zwr��cić uwagę na zachowanie się basu. Testowany egzemplarz posiadał przesunięcie niskich tonów w sytuacji zaraz po założeniu. W pierwszym wrażeniu słuchawki kreują się na plan „ciepłego V”, ale nie w wydaniu ekstremalnym i od razu nasuwającym się jako stereotypowe skojarzenie. Później zaczyna ono zanikać, ponieważ bardzo szybko się do stanu rzeczy przyzwyczajamy z racji wysokiej adaptacyjności.

Widać wyraźnie też, że umożliwienie słuchawkom spędzenia odpowiedniej ilości czasu na głowie (w tym przypadku – fantomie pomiarowym) rozwiązało problem przesunięcia basu. Bardzo możliwe że wynika to ze specyfiki nausznic, ale w rzeczywistości obserwacje odnotowałem identyczne. Należy pamiętać, że jest to również sprzętu używany, toteż nie musi być to w żaden sposób sytuacja przekładalna na dowolny inny egzemplarz.

 

Jakość dźwięku

Bas jest w TH610 bardzo przyjemnie podkreślony i wysoce równy, tak jak lubię, ale też jak spodziewałbym się po słuchawkach z wyższego przedziału cenowego, także Fostexowi należy się w tym zakresie duży komplement. Jest tu i zejście, i wydźwięk, jednym słowem należyty wygar. Nadaje im złowrogiego, ale rozrywkowego charakteru i absolutnie nie można się przy nim nudzić, zaś po powrocie na inne pary słuchawkowe – człowiekowi brakuje tego gruchnięcia od spodu. Nie jest to może „ten” bas, jakim legitymowały się LCD-3, ale definitywnie przywodzi na myśl stare dobre czasy, gdy byłem ich posiadaczem. A to wszystko za ułamek ich ceny, jakby nie patrzeć. Jest więc to zakres bardzo fajny, dźwięczny i rytmiczny, nadający clou utworów, a także też nieco swoją mocą wpływający na odbiór średnicy co do jej ilości. Nie inwazyjnie, a sugestywnie.

Regulację wykonujemy na oko. Zęby nam w tym pomagają, choć wysunięcie przychodzi zbyt łatwo.

Średnica i jej proporcje to bowiem chyba najtrudniejszy element oceny brzmienia TH610. Wynika on z bardzo dużej zależności od tego, jak słuchawki układają się na naszej głowie, czy zdążyły spędzić na niej odpowiednią ilość czasu, ale też od punktu odniesienia, od którego rozpoczynamy ich poznawanie.

W kompletnie wyzerowanej sytuacji odsłuchowej, średnica prezentuje się z subtelnego dystansu, ale z zachowaniem należytego skupienia. Gdyby była bardziej holograficzna, wokal przypominałby bardziej ten z LCD-2, ale tak się nie dzieje. Słuchawki nie stwarzają wrażenia dużej odległości między źródłami pozornymi, ani w sposób sztuczny, ale też nie do końca naturalny, choć wciąż właśnie od tej strony medalu. Nie jest to też plastyka jak w Elearach, przez co słuchawki zawsze zachowują się w sposób poprawny akustycznie i przez to – uniwersalnie.

Wrażenie wycofania jest wówczas, gdy do TH610 podchodzimy ze słuchawek typowo średnicowych. Przykładowo dystans między Fostexami, a K1000, ale również znacznie tańszymi K270 Studio, jest słyszalny. Nie jest to więc domena tylko i wyłącznie flagowców AKG, ale praktycznie każdego modelu grającego z odpowiednią manierą i w ramach konkretnej szkoły grania. Względem HD800 dystans jest mniejszy, ale już w drugą stronę – TH610 skupiają się na wokalu lepiej od Sennheiserów.

Jeśli dodatkowo więc Fostexom pomożemy w przybliżeniu średnicy torem, uzyskamy bardzo ładny efekt i dokładnie w pożądany przez nas deseń. Aczkolwiek nie należy mylić przybliżenia z nasyceniem. Wokale są tu już i tak dostatecznie dociążone i mają swój wyraźny fundament, także więcej masy mogłoby zacząć powodować, że utracilibyśmy optymalną w tej chwili przestrzeń między poszczególnymi dźwiękami, która jest nie za duża (HD800), ale też nie za mała na tyle, aby zacząć się sklejać w jedne duże plamy dźwiękowe (sporadycznie Elear).

Wtyki pokryte rodem w stylu Sennheiserów HD600/650 to miły akcent dla modderów i kablarzy mających takowe u siebie na stanie.

Sopran to ciekawy konstrukt. Niby ciemny, ale jasny, mieszając ogień z wodą. Cały sekret jest jak zawsze w akustyce i to też ukazują pomiary – obniżenie natężenia przy 2,5-2,7 kHz. Słuchawki górę prezentują jednak bardzo, naprawdę bardzo podobnie do Elearów. Z tą różnicą, że skoki natężenia w dwóch najbardziej znaczących punktach wykresu, a więc ok. 6 i 12 kHz, rozkładają się bardziej punktowo w Focalach i bardziej obszarowo w Fostexach.

To dlatego TH610 wydają się od nich jaśniejsze, a w przytaczanym wcześniej oderwaniu od konkretnych punktów odniesienia – w ogóle z podkreślonym sopranem. Sprzyja temu lekko przesunięta barwa na nosowość oraz fakt, że średnica wchodzi aż tak mocno z nim interakcję. Jak wygląda to w praktyce, a więc w przełożeniu na muzykę? Z reguły bardzo dobrze, bo wyważając się między różnymi instrumentami. Raz energia alokuje się tak, że ma się wrażenie dźwięku nieco przydymionego, ale wciąż czytelnego. Innym słychać wyraźny detal i podkreślenie sopranu, nie do przesady na szczęście, podczas gdy dookoła panuje wspomniane przydymienie jakoby trzymające sopran za ramię i nie pozwalające wyrwać mu się w niepożądane rejony, przekraczając nadane uprawnienia. Powtarza się więc sytuacja z Elearów, którym bardzo daleko było do sybilowania, jak również z np. L300, gdzie sopran był bardzo rozsądnie dobrany i również odstępujący od wszelkich niedobrych ciągot.

Mechanizm obrotu i wysuwu jest wzmocniony dodatkowymi wkrętami.

Przyznam że mimo wszystko podoba mi się takie strojenie TH610 i nie odbieram go jako wady samej w sobie. Preferencyjnie mogłoby dla mnie być więcej zakresu 2-3, może 2-4 kHz, ale tak jak jest nie brzmi to ani dziwnie, ani jakoś ułomnie, a wręcz przeciwnie: jako osobę słuchającą już różnych modeli zaspokaja to zarówno moją chęć do ogłady sopranowej, jak i preferencji za nieco jaśniejszymi, choć może na miejscu byłoby powiedzieć, że po prostu klarowniejszymi systemami odsłuchowymi. To dlatego ubóstwiam tak LCD-2F i prawdopodobnie wszystko, co byłoby do nich akustycznie podobne. Tam bowiem jest właśnie taka mieszanka.

Może zabrzmi to trochę jak herezja, że ośmielam się porównywać swój własny wintydżowy asortyment do TH610, ale kto biednemu zabroni? K270 Studio są dla mnie od TH610 czytelniejsze. W Fostexach „powietrze” jest gęstsze, cieplejsze, wolniejsze, ale też nie ukrywając – całkiem przyjemne. Jednakże to K270 po chwili przyzwyczajenia po przekazie Fostexów uznałbym za wzorzec prezentacji sopranu i jego łącznika ze średnicą, a więc mimo zamknięcia i nieco ciemniejszego tonu wciąż na czytelność i – zadziwiająco – bez wrażenia kocyka. Tak, słuchawki te nie mają praktycznie takiego efektu. To ich atut nad 610-tkami, choć w ogóle nie powinno ich tu być, to słuchawki od lat nieprodukowane, do tego z niższej klasy. A jednak. Niby wszystko lepsze u gości, ale miejscowi są w stanie i średnicę podać bliżej i bardziej na talerzu, jak również na szerokość zagrać lepiej, a do tego czytelniej. Na tym jednak koniec. Nie ten bas, scena też ogólnie lepiej skrojona na wszystkich frontach sumarycznie, klasowo wyżej. Tego się nie da ot tak nadrobić, niestety.

Co u konkurencji? Eleary zrobią od Fostexów sopran o kapkę cieplej z racji bardziej punktowego jak pisałem nacisku, zaś jeśli komuś nadal będzie za mało, jeszcze cieplej zrobią to W1000Z. A skoro już o nich mowa, sceny kolej się teraz kłania i tu muszę powiedzieć, że o ile nie wcale jest źle jak na zamknięte, to jednak wspomniane W1000Z wspominam jako wyraźnie bardziej sceniczny model. De facto wciąż utrzymują u mnie status najbardziej przestrzennych słuchawek zamkniętych, zastępując sybilujące A2000X oraz górując nad W1000X czy spektakularnie zawodzących na tym polu W5000. Ale nie o ATH mowa przecież. TH610 radzą sobie jak typowe słuchawki, prezentując się holograficznie głównie na bardzo dobrze zrealizowanych utworach. I mówię to z całą mocą, podkreślając: bardzo dobrze. Inaczej tego nie poczujemy, a przynajmniej nie od razu i nie, gdy przejdziemy na nie z czegokolwiek radzącego sobie ze sceną lepiej (w domyśle: otwartego, choć chociażby Eleary były od tego trochę wyjątkiem).

Nausznice zawsze będą trzymały swój kształt za sprawą usztywniających stelaży.

Scena jest tu więc trochę skromnie rysowana, ale wszechstronnie. Daje się na szerokość prześcignąć nawet K270 S, ale nadrabia głębią. Jednoznacznie przegrywa z LCD-2F, ale to przecież model otwarty. Z W1000Z natomiast opisałem jak się sprawy mają. Po prostu dobrze skrojona scena trzymająca się szeroko pojętych standardów. Nie zaskakuje niczym negatywnym, ale to od utworu będzie zależało, spadnie na nas zaskoczenie efektami, czy też nie. TH610 nie są jednak modelem efektownym pod tym względem i po prostu należałoby oczekiwać, że scena ma tu charakter bardziej poprawnościowy, niż mający bić rekordy. Fostex chciał zapewne nadać swoim słuchawkom ton jak najbardziej otwarty mimo konstrukcji niemalże zamkniętej, także na tym się skupili w tym konkretnym przypadku.

Ostatecznie słuchawki zrobiły na mnie bardzo pozytywne wrażenie. I to nawet mimo faktu, że średnicy mogłoby być dla mnie więcej (bliżej) np. na wzór K270 S oraz z sopranem wrażenie delikatnego kocyka otaczającego nadający detaliczności punkt 6 kHz też mogłoby być mniejsze (od razu przełożyłoby się to na jeszcze większą scenę), ale całościowo dźwięk TH610 jest bardzo dobrze przemyślany. Koherentny, dostatecznie napowietrzony przez większość czasu i ponad wszystkim czytelny, pozbawiony rezonansów czy dziwnych pogłosów. Faktycznie ma w sobie więcej ze słuchawek otwartych niż zamkniętych, ale pochwała ta tyczy się ogólnego charakteru, a nie garnącego się na myśl automatycznego powiązania ze sceną.

Od razu dementuję: synergia stojaka ze słuchawkami była tu całkowicie przypadkowa.

Trochę stają mi tu przed oczami AKG K550 (zwłaszcza MKII), a które uważałbym jako świetną bazę od której TH610 byłyby rekomendacją praktycznie w prostej linii jako ulepszenie. Mogą też pełnić trochę taką rolę dla Sonorousów III, aczkolwiek tam relacyjność średnicy z sopranem są odwrócone i to ten pierwszej jest więcej niż tej drugiej. TH610 byłyby wtedy zmianą klimatu. Na pewno będzie to progres ponad RX700, tu chyba nikt nie ma żadnych, najmniejszych nawet wątpliwości. Ogólnie zastanawiałem się jednak jaki model byłby najbliższy względem ich brzmienia, ale jedyne czego doszukałem się w swojej głowie, to nawiązania do paru modeli słuchawek, najbardziej chyba właśnie do HE-4 i Elearów. Od tych pierwszych cieplejszych, gładszych, mniej obecnych w kilku miejscach. Od tych drugich natomiast odchudzonych, twardszych, bardziej dynamicznych i responsywnych, a także jaśniejszych. Na tych samych utworach na których łapałem Eleary, TH610 już nie do końca mi się udawało. Owszem, słyszałem cały czas opisane wyżej cechy w okolicach sopranu, ale nie kończyło się to wrażeniem dziwności i nieprawidłowego portretowania utworu.

Z tego względu uważam TH610 za bardziej od nich uniwersalne. Przez brak plastyki, zostawiającej paradoksalnie wrażenie marginesu bezpieczeństwa, oraz ogólnie jakby założenie, że użytkownik będzie słuchał na nich bardzo bogatej palety utworów, której nie sposób przewidzieć tak czy inaczej. Część mocy decyzyjnej oddano więc na tor, większość pozostawiono samym słuchawkom. Dlatego nie mam tu specjalnych rekomendacji – może poza czymś co gra na średnicę. Tak naprawdę sami musimy ocenić czy w TH610 sopranu i basu jest nam idealnie, za dużo czy za mało. I adekwatnie do tego dobrać sobie tor. Mi słuchało się ich tak samo dobrze z Conductora, jak i z S7, więc to naprawdę kwestia gustu i nie da się jednoznacznie powiedzieć, z czym będzie „lepiej”.

Uniwersalność pokrywa się też z faktem, że w trakcie odsłuchów byłem świeżo po kupnie kilku albumów z różnych gatunków. Raz atakowała mnie więc dynamiczna elektronika, raz elektroakustyka, a jeszcze inny raz czysta akustyka i utwory jak najbardziej realistyczne. Doliczając tu też wokal tu i tam, słuchawki dosyć mocno udało mi się myślę przeegzaminować. Nie poddały się. Wszechstronna prezentacja z pomniejszymi czasami uproszczeniami i naleciałościami od własnej tonalności, a także mało miejsc, w których nachodziła mnie chęć na zmianę na bardziej dostosowaną do danego utworu parę.

Ostatecznie słuchawki doceniłem jednak nie za strojenie, bowiem tutaj kilka uwag de gustibus bym miał, ale za całościowy pakiet, w ramach dźwięku oznaczający świetną jakość, tą elementarną wyrażoną w czystości, dynamice czy szybkości. Jak na swoją cenę słuchawki grają bardzo dobrze co do poziomu, „klasse gemacht”. Potencjał w tym względzie określiłbym spokojnie na pułapie AudioQuestów, które również bardzo cenię sobie za możliwości jakimi legitymują się ich przetworniki. Fostexy grają czyściej i słyszalnie klarowniej oraz w zakresie separacji od np. bardzo blisko się ich znajdujących OPPO PM3, aczkolwiek za cenę znacznie niższej poręczności i trochę też izolacji. Z OPPO zawsze czułem się pewniej gdy miałem je na głowie, ale z TH610 musiałem na ogół uważać, aby przez delikatny docisk nie zsunęły się z niej. Już znacznie cięższe Audeze LCD-XC trzymają się na niej pewniej, choć tutaj ich strojenie jest bardziej od TH610 agresywne, z mocniejszym basem, jaśniej i niżej zaznaczonym sopranem. Tak więc jeśli spojrzeć na Fostexy całościowo, mają sporo cech, których trudno byłoby się doszukać w innych znanych mi słuchawkach czy to sumarycznie, czy w tak unikatowej w efekcie kombinacji.

 

Niestandardowe okablowanie

Chęć ta jeszcze trochę się zmniejszyła po zastosowaniu dołączonego do zestawu kabla konfekcjonowanego, na oko 4-żyłowego na bazie OCC 7n. Choć zmiany są w nich bardzo subtelne, w słuchawkach pojawiła się nieco większa czystość i minimalnie z lepszym wyrównaniem i dodatkowym zastrzykiem holografii. Kosmetyka, ale w dobrym kierunku.

Dodatkowe okablowanie na bazie OCC 7n 4-core. Dla zdecydowanych i pragnących zostawić sobie TH610 na stałe.

Co ciekawe, pomiary praktycznie w ogóle nie wykazują różnic. Mimo wręcz mikroskopijnej skali zmian tonalnych, zaletą płynącą z zastosowania tego okablowania jest głównie zysk na polu czystości sygnału. To cały czas TH610, po prostu jeszcze o te kilka procent lepiej. Podkreślić należy, że kabel w tym konkretnym wydaniu jest dobrym dla słuchawek kompanem, ale jeśli jesteśmy zadowoleni z fabrycznego i nie przeszkadza nam np. jego warstwa użytkowa, jego wymiana nie jest wymagana na gwałt. Być może większe zmiany obserwowalibyśmy przy kablu 8-żyłowym, ale raz, że nie jestem pewien czy pokazane na zdjęciu konektory na to pozwolą, a dwa, że ktoś musiałby poczynić takową inwestycję i przekonać się (niestety) na własnym portfelu. Chyba że jakimś cudem wykonawca okablowania będzie posiadał taki kabel-demo lub sam będzie ciekaw efektu końcowego.

 

Podsumowanie

Słuchawki zrobiły na mnie bardzo dobre wrażenie, choć miejscami nawet więcej niż bardzo dobre. Ładnie wydane, świetnie wykonane, bardzo wygodne, nie za ciężkie, dostatecznie izolujące, a ponad wszystkim bardzo dobrze brzmiące w swojej cenie, oferując jakość nawet ponad ich pułap cenowy, zwłaszcza po wymianie okablowania.

Ostatecznie są to naprawdę bardzo ciekawe słuchawki.

Wady? Jest ich kilka. Poza dostateczną na holografii sceną, przydałoby się im troszkę więcej obecności w zakresie 2-4 kHz. Preferencyjnie można debatować nad bliższą średnicą, ale to akurat może lepiej, że producent zdecydował się zostawić w rękach toru. W ramach ergonomii zaś mógłbym ponarzekać na średnią izolację i trzymanie się głowy, zbyt duży luz przy mechanizmie wysuwania muszli oraz brak zabezpieczeń przed ich klekotaniem o widełki pałąka. Poza tym jednak nie mam specjalnych uwag, także sumarycznie – świetne i dopracowane brzmieniowo słuchawki zamknięte o całkiem sporej uniwersalności i dużej opłacalności.

 

 

Słuchawki na dzień pisania recenzji można dostać w naszych rodzimych sklepach w cenie ok. 2500 zł. (sprawdź dostępność i najniższą cenę)

 

Zalety:

  • fantastycznie wykonane słuchawki i z użyciem wysokiej klasy materiałów
  • dobrej jakości wyposażenie i solidne pakowanie
  • odpinany kabel dający dodatkowe możliwości
  • sprawdzają się nawet podczas długich odsłuchów
  • bardzo ciekawie zrobione „opuszkowanie” obu muszli i nausznice
  • żywiołowy dźwięk na planie ciepłego „V”
  • bardzo fajnie poprowadzony bas
  • ciepły sopran z kontrolowaną górką w 6 kHz dającą dodatkowy wgląd w detal
  • nie najgorsza scena jak na zamknięte
  • łatwe w napędzeniu, a przy tym rozsądnie refleksyjne na jakość i charakter toru

Wady:

  • w scenie chciałoby się jednak o grosz więcej usłyszeć, a także obecności w 2-4 kHz
  • trochę mało poręczny kabel sygnałowy
  • mechanizm wysuwania dosyć luźny i łatwy w przypadkowej deregulacji
  • wypełnienie pałąka mogłoby być jednak nieco większe
  • długi czas dostosowywania się do kształtu głowy ze względu na delikatny docisk…
  • …plus łatwe z niej spadanie przy szybkich jej ruchach (jako konsekwencja dużej wygody)
  • klekotanie muszli o widełki
  • jedynie dostateczna izolacja od otoczenia (jako konsekwencja dużej wygody)

 

Jeszcze raz serdeczne podziękowania dla Pana Grzegorza za użyczenie Audiofanatykowi sprzętu do testów.

 

 

Jakub Łopatko
Jakub Łopatko

Właściciel bloga Audiofanatyk i autor publikacji ukazujących się na jego łamach. Pasjonat tematyki audio, słuchawek i sprzętu komputerowego, a także miłośnik zdrowego jedzenia, roweru oraz długich spacerów.

14 komentarzy

  1. Panie Jakubie,
    W komentarzach internetowych wyczytałem, że TH610 stanowi bardziej wyrafinowane wcielenie MSR7. Jako, że na warsztacie miał Pan obie słuchawki, czy mógłby Pan skomentować w/w tezę? Szerszy wywód mile widziany 🙂 Pozdrawiam!

    • Witam Panie Piotrze,
      Pomiary MSR7 (i bardzo podobnych DSR7BT) są na blogu, wraz z kompletnymi recenzjami. Można bardzo łatwo porównać wszystkie trzy teksty ze sobą i dojść do wniosku, że TH610 są słyszalnie bardziej basowe i mające ciemniejszy sopran, zwłaszcza w okolicach 5 kHz na obu zboczach wykresu. Na tym polega przewaga wykresów, że w takich sytuacjach pełnią rolę arbitra i mogą wyjaśnić tego typu wątpliwości. Mam jednocześnie nadzieję, że rozwiązuje to je i tym razem.
      Również pozdrawiam.

    • Dziękuję za odpowiedź. Nigdy nie przywiązywałem specjalnej wagi do wykresów, sądziłem, że nie potrafię ich czytać, korzystać z informacji, które dostarczają. I tak w pewnym sensie dalej jest, jeśli rozpatruję je w oderwaniu od innych wykresów. Z kolei – faktycznie – w porównaniu z wykresami dla innych słuchawek zaczynają nabierać sensu i stanowić element oceny. Bardzo zaintrygowała mnie różnica w dolnym paśmie, tam gdzie MSR7 ma dramatyczną grań w najniższym basie, TH610 jest równiutka (jak to zresztą Pan zauważył w recenzji Fostexów). Trzeba będzie przesłuchać tę drugą parę 🙂 Niemniej, skoro wspominamy o diagramach, skąd biorą się tak znaczne różnice w wyskalowaniu osi X na wykresach obu modeli?

      Mam jeszcze pytanie w zakresie sceny, za którą mocno cenię MSR7 – jak na ich tle wypadają Fostexy? Recenzja tutaj z kolei wiele nie powie, wykresy pewnie tym bardziej (chociaż może jakieś wnioski można wyciągać z analizy górnego pasma?)…Będę wdzięczny za jedno zdanie w tym temacie.

    • Wykresy Panie Piotrze zawsze pełnią rolę pomocniczą w recenzji i oczywiście ciężko jest je interpretować w pełnym od nich oderwaniu. W przypadku MSR7 stosowany był starszy sprzęt jak pamiętam, także najlepiej byłoby odnosić się do bardzo podobnie grających DSR7BT, jako że były mierzone już na tym samym i aktualnym, co TH610. TH610 mają sporo więcej basu od MSR7, ale np. MSRy były dla mnie bardziej sceniczne od Fostexów. To przez to, że Audio-Technica ma w tym modelu dobrze rozbudowaną górę i tam też wiele pogłosów znajduje swoje prowadzenie podczas odsłuchu. W Fostexach scena jest mniejsza, ale w ani jednym, ani drugim przypadku trudno uznać je za klaustrofobiczne.

  2. Szanowny Panie Jakubie,
    Jestem zdumiony dwoma opisanymi przez Pana spostrzeżeniami na temat regulacji oraz siły docisku słuchawek:
    – „… w tym konkretnym egzemplarzu był aż nadto skuteczny i wystarczało w spoczynku niewiele siły, aby zmienić zakres regulacji wysunięcia właściwie na etapie samego chwycenia za słuchawki”,
    – „… swój udział ma w tym fakt słabszego docisku. On zaś, co do wad, powoduje, że słuchawki na głowie trzymają się również dosyć przeciętnie i przy bardzo gwałtownych ruchach głową, zwłaszcza do góry czy dołu, potrafią z niej spaść.”
    Być może słuchając jak te słuchawki grają, zaakceptowałbym te dwie wady i wkomponowałbym je jako elementy charakteru ich grania.
    Czytając jednak o nich, ciężko mi zdobyć się na taką akceptację mając na względzie ich niemałą cenę.
    Pozdrawiam i dziękuję za opis i recenzję.

    • Panie Krzysztofie,
      Proszę brać poprawkę na fakt, że nie była to nowa sztuka od dystrybutora, z którym nota bene kontakt urwał się na bardzo wczesnym etapie rozmów spory czas temu, a od osoby prywatnej. Mechanizm ten mógł być już wyrobiony. Jednocześnie podejrzewam, że dałoby się to naprawić. Co do docisku – to jest akurat pozytyw. Nie wytrzymałbym w takich słuchawkach zbyt długo w przeciwnym razie. Ostatecznie jednak każdy wartościuje takie cechy w ramach własnych odczuć i preferencji.
      Również pozdrawiam.

  3. Znakomicie, takiego konkretnego odniesienia potrzebowałem! Podziękowania 🙂

    Pytanie na szóstkę, czy w planach na recenzję znajduje się TH900 Mk2 Fostexa?

  4. Czyli fostexy th610 za 2500zl grają jak audiotechnica MSR7 za 850zl 😀 niezłe podsumowanie 😀

  5. Dziękuję za tę recenzję. Pozwoliła mi odnaleźć się w poszukiwaniach. I w końcu dzięki tej recenzji odnalazłem to, czego szukałem. Słuchawki kupione, grzeją się od dwóch tygodni a ja codziennie jestem zaskakiwany dźwiękami, jakie z nich płyną, choć źródło dźwięku się nie zmieniło. I utwory niby znane a jakieś nowe.

  6. Mam te słuchawki od dwóch lat z okładem.
    Potrzebowałem przyzwoitych słuchawek zamkniętych i padło na Fostexa.
    Po dłuższych odsłuchach i porównaniu z innymi w podobnej cenie doszedłem do wniosku że wybór był taki sobie.
    Z jednej strony słuchanie nie męczy, ani od strony fizycznej ani dźwiękowej. Tylko czy „nie męczy” jest wystarczające dla słuchawek za 2,5kzł? Bardzo podobne słuchawki Denona, model AH-D7200 grają moim zdaniem lepiej a kosztują podobnie. Natomiast każde słuchawki planarne których słuchałem grają istotnie lepiej. Tyle że modele zamknięte są już istotnie droższe.
    Wracając do Fostexów. Uszkodzeniu uległ ostatnio kabel słuchawkowy. W miejscu połączenia z prawą wtyczką słuchawkową. Okazuje się że produkt dość jednak luksusowy wystarcza na dwa lata 🙁 Dystrybutor zaproponował mi kupno nowego kabla za ok. 1kzł. I na tym chyba zakończy się moja przygoda z firmą Fostex.

  7. Witam serdecznie
    Od pewnego czasu stałem się szczęśliwym posiadaczem tych słuchawek, mam tylko dylemat co do tego kabla. Czy warto wymieniać kabel na zbalansowany ? Czy nie zrobi to różnicy przy odsłuchu ?

    • Dzień dobry,
      Zależy to od urządzenia źródłowego. Często jest tak, że producenci celowo dają gorsze układy na wyjście single-ended niż na zbalansowane, co może powodować opinie o wyższości balansu nad zwykłym wyjściem niezbalansowanym. Standard zbalansowany został opracowany na potrzeby studyjne, a dokładniej transmisji sygnału analogowego na większe odległości. W słuchawkach taka sytuacja z reguły nie zachodzi. Można dywagować nad potrzebą mocową, ale ona również w TH610 moim zdaniem nie zachodzi. Pozostaje się więc kwestia o której pisałem na początku.

Dodaj komentarz