Recenzja słuchawek Sennheiser HD 560S

Sennheisery HD560S są dosyć świeżym produktem na rynku i jednocześnie próbą odkurzenia serii HD5xx u tego producenta od strony modeli stricte użytkowych, przeznaczonych do codziennych odsłuchów. Zbierały na początku bardzo dobrą prasę zagraniczną, toteż dzięki uprzejmości p. Przemysława mam okazję zmierzyć się z tymi „najlepszymi” czy też „jednymi z najlepszych” słuchawek do 200 USD.

W zestawie otrzymujemy to co na zdjęciu - minus stojak.

Dane techniczne

  • Przetworniki: dynamiczne, półotwarte
  • Pasmo przenoszenia: 6 Hz – 38 kHz (-10 dB)
  • SPL: 110 dB (1 kHz/1 Vrms)
  • Impedancja: 120 Ω
  • THD: < 0,05 % (1 kHz / 90 dB SPL)
  • Waga: 240 g
  • Cena w Polsce: 899 zł (sprawdź dostępność i najniższą cenę)

 

Jakość wykonania i konstrukcja

Do HD560S dołączone jest skąpe akcesorium, żeby nie powiedzieć, że niemal żadne (zresztą samo opakowanie i sposób zapakowania słuchawek nie zdradza szału i luksusu, naturalnie stojaka pokazanego na zdjęciach nie ma w zestawie). Dostajemy tylko jeden kabel sygnałowy o długości 3 m zakończony dużym jackiem oraz adapter na małego jacka. Kwestią sporną jest standard wtyku. Teoretycznie, domyślnie słuchawki mają blokowane gniazdo 2,5 mm TRRS, co sugeruje możliwość zastosowania kabla zbalansowanego. W praktyce jednak aby móc to ustalić z całą pewnością, trzeba byłoby słuchawki rozebrać i zobaczyć jak poprowadzono ścieżki. Jednostronny kabel bowiem nie wyklucza sygnału zbalansowanego, ale stwarza ogromne ryzyko, że takowego tam nie ma. U AKG na przykład możliwe jest zastosowanie wtyku jednostronnego w standardzie 4-pin mXLR po modyfikacjach obudowy i samego gniazda, ale wymaga to głębokiej ingerencji w prowadzenie ścieżek do drugiego przetwornika. W HD560S jeśli zrobiono tak, że masa jest odseparowana dla każdego kanału i idzie do drugiego przetwornika niezależnie wprost z gniazda, jest możliwość zastosowania kabli zbalansowanych, o ile oczywiście znajdzie się specjalny wtyk pasujący w bardzo utrudniające jakąkolwiek konfekcję gniazdo, zatopione głęboko w obudowie.

Słuchawki na pierwszy rzut oka wyglądają elegancko.

Słuchawki nie są ciężkie, wręcz przeciwnie, ważą tylko 239 g realnie, o jeden gram mniej niż deklaruje producent. Ale nie jest to też szczyt wygody. Przede wszystkim mamy tu konkretny docisk do głowy. HD560S mają ograniczony dosyć zakres regulacji kątów nachylenia powodujący problem z dociskiem padów na wysokości żuchwy. Ma się wrażenie niedokładnego przylegania, notorycznie. Możliwe że uczucie to by zniknęło z czasem, ale recenzja jest zbyt krótka czasowo aby móc to potwierdzić.

Po bliższych oględzinach jednak mamy tutaj pełno plastiku i kolor padów niedopasowany trochę do samych słuchawek.

Choć producent umieścił gumowe ograniczniki, zdarza się kolizja plastiku o plastik. Ten jest w dotyku i odlewie niestety troszkę trącający taniością i jest to jeden z moich głównych zarzutów do ich konstrukcji. Podczas użytkowania co prawda nic mi się nie rozleciało ani nie odpadło, ale matowy plastik tego typu raczej przyporządkowałbym znacznie tańszym słuchawkom, od których odróżnia HD560S właściwie tylko znaczek, jakość padów oraz fakt, że słuchawki nie klekoczą w rękach jakoś specjalnie.

Boczny napis Sennheiser może się z czasem ścierać.

Wszędobylski plastik jest także obecny w ramionach wysuwanych i nie jestem w stanie określić na 100% jego wytrzymałości, mając w pamięci np. problemy z pękającymi obudowami z HD555 czy HD595. Do tego przesunięcie palcem po odlewach odkrywa ich zakończone ostro krawędzie. To są teraz standardy niestety.

Ramiona są również plastikowe.

Plastikowość pałąka będzie dla nas prawdopodobnie największą przeszkodą, ponieważ to on generuje docisk do głowy i słuchawki nie wyrobią się na osi czasu, chyba że pęknie nam on idealnie na środku. Dlatego na wszelakie dywagacje „a może będzie lepiej z czasem”… nie będzie. Jeśli słuchawki od startu będą za mocno cisnęły, po części tylko będzie to wina padów, które nabrać będą musiały odpowiedniego kształtu, ale te 60+ procent będzie należało do pałąka, z którym, w przeciwieństwie do np. pałąka metalowego, nie zrobimy nic.

Mimo półotwartej konstrukcji scena nie jest duża.

Matowy plastik ma też to do siebie, że idealnie będzie z czasem wyłapywał wszelkie obicia, otarcia i rysy, a także ślady częstego łapania w odpowiednich miejscach i przez to świecenia się na połysk. Prawdopodobnie są to zabiegi celowo ograniczające korzyści z operowania na rynku wtórnym, także osoba mająca zapędy na HD560S z drugiej ręki może przyjrzeć się, czy aby słuchawki takich śladów nie posiadają. Wypożyczona mi sztuka była niemal nowa, toteż takowych śladów nie miała, ale z drugiej strony słuchawki zdradzą w ten sposób, jeśli były użytkowane często i gęsto, a sprzedający nie będzie chciał się do tego faktu przyznać i grać z nami w otwarte karty.

Pojemność na ucho także nie jest aż tak wielka.

Materiał padów to całkiem przyjemny w dotyku welur, choć kolorem odróżniający się od tego, z którego wykonane jest obicie pałąka. Pałąk jest też nieco bardziej fakturowy, materiałowy, szorstki. Dziwi mnie przyznam ta dysproporcja kolorystyczna, choć kolor zielonkawy-turkusowy jest widoczny głównie przy świetle lamp fotograficznych i w rzeczywistości jedyne, na co będzie zwracał naszą uwagę, to nie on sam, ale podatność padów do wyłapywania wszelkiej maści brudu, kurzu i włosków.

Co do pojemności na ucho – słuchawki są dosyć małe, ale ucho mieści się w środku. Bardzo ważne jest odpowiednie umiejscowienie słuchawek na głowie. Przesunięcie trochę do przodu lub do tyłu może wpłynąć na refleksyjność komory względem małżowiny i tym samym na dźwięk. Może być on serwowany bardziej na twarz, albo bardziej pudełkowo.

Na koniec może jeszcze taka drobna rada, w sumie aplikowana też do serii HD6xx, aby użytkownik tych słuchawek uważał na maskownice metalowe, ponieważ bardzo łatwo jest je poobijać i uszkodzić ich malowanie lub geometrię. Ale tyczy się to także i innych słuchawek, albo może wprost słuchawek w ogóle. Posiadacze K1000 na pewno mają z tym niemiłe wspomnienia, toteż jako jeden z nich, śmiem także na ten temat zabrać głos. No i ciekawostka – te słuchawki nie są w pełni otwarte. Maskownice zakrywają otwór jedynie na środku talerza, specjalnie dla samego przetwornika. Nasze ucho jest owszem, także pewnym beneficjentem ich półotwartej konstrukcji i ma określoną wentylację, ale nie taką jak w typowych słuchawkach otwartych o dużej pojemności muszli. Sumarycznie wpływa to na komfort tak, że o ile w HD560S mogłem usiedzieć, to czuć było ich obecność na głowie i uszach bardzo wyraźnie. Jak bardzo? Tak samo bardzo, jak czuję masę swoich LCD-XC. Niemniej te kilka godzin spokojnie powinno się dać w nich wytrzymać, a im mniejsza (węższa) głowa, tym lepiej, nawet jeśli zakres regulacji pozwala na wiele.

 

Jakość dźwięku – fabrycznie

Sennheisery HD560S to słuchawki reklamowane jako model do krytycznych odsłuchów, analityczny. Jest coś w tych twierdzeniach, gdyż strojenie 560-tek opiera się o nieco bardziej wyeksponowany bas oraz sopran i to w takim układzie, który stwarza wrażenie niemalże grania płasko, „na twarz”.

Nie są to słuchawki tak jasne i nosowe jak HD800, także do miana królów analizy sporo im brakuje, ale też nie są tak przyjemne i potulne jak HD660S, zatem i do milusich pluszaków będzie daleko. Bardziej powiedziałbym, że są to słuchawki tonalnie stojące pomiędzy jednym i drugim modelem, czerpiące z obu wymienionych.

 

Bas

Bas jest nawet ładnie zaznaczony i schodzący z pamięci niżej niż w przypadku np. HD660S, a przynajmniej w pierwszym odczuciu mam takie wrażenie. Niemniej w kategoriach czysto obiektywnych nie jest to szczyt marzeń i jak się okaże, słuchawki stać na wyraźnie więcej. Bas domyślnie cierpi na wyraźne podwinięcie się od spodu, czyli wydźwięk jest, obecność jest, ale całość raz, że utrzymuje się na względnie jeszcze umiarkowanym poziomie ilościowym. Problem pojawia się wtedy, gdy słuchawki muszą zejść niżej.

Nie mają z czego. Nie mają czym.

Bas na samym dole wytraca szybko swoją energię i widać to wyraźnie na wykresie patrząc jak zachowuje się w sekcji poniżej granicy 20 Hz. Na head-fi niedawno dyskutowano o tym czemu swoje wykresy rozszerzam tak mocno poza słyszalne spektrum. Z prostego powodu: dla nauki. Wielokrotnie widziałem korespondowanie ze sobą zachowania się membrany w bardzo niskich rejonach subbasu z faktycznymi odczuciami w recenzji i nie inaczej jest z HD560S. Poza tym z czysto naukowego punktu widzenia obserwujemy dla ciekawości zachowanie się przetwornika. Czasami jego wysoką niestabilność i potencjał na zejście widać bardzo wyraźnie poniżej wspomnianego progu 20 Hz. W tym wypadku niestabilność jest minimalna, ale zejście fizyczne jest – zaryzykuję to stwierdzenie – niespecjalnie różniące się od… K271 MKII. Obawiam się tym samym, że niski bas może być dla sporej części osób elementem, który pozostawi po sobie wrażenie konkretnego niedosytu.

 

Średnica

Średnica jest podana blisko, namacalnie i intymnie, choć odbywa się to typowo jak dla takich sytuacji, a więc z potraktowaniem po macoszemu głębi sceny, przestrzeni wokół wokalisty. Są słuchawki które potrafią zagrać blisko, ale z wciąż zachowaną przestronnością, natomiast w HD560S jest generalnie coś podobnego, jak w SRH1540, a więc efekt portretowania, ale na szczęście nie aż tak płasko renderowany, jak tam. Niemniej… no właśnie, wciąż jest tenże efekt zachowany.

 

Góra

Sopran jest strojony po „wyższosennheiserowemu”, czyli na nosowość, taką jaką spotykaliśmy dotychczas w serii HD7xx i HD8xx. Bierze się to z połączonego podkreślenia 2-punktowego w 4,3 i 6,2 kHz. Przypomnę, że punkt 6 kHz najczęściej odpowiada właśnie za nosową barwę a nawet sybilanty, a co też jest jedną z głównych wad HD800. Słuchawki zwracają przez to sporo detali, ale w kategoriach realizmu odstają nawet od wyraźnie tańszych K271 MKII na welurach, których stałem się niespodziewanym posiadaczem dzięki pięknemu gestowi jednego z moich czytelników z okazji Świąt (kłaniam się i jeszcze raz ślicznie dziękuję), a które też podlegać będą bardzo konkretnym modyfikacjom i próbie odrestaurowania chociażby emblematów. To jednak będzie materiał na zupełnie inny artykuł.

Wracając do meritum, barwa sopranu wynika tu w dużej mierze z nowości tych słuchawek, ale nie w sensie wygrzewania przetworników, a twardości welurowych padów utrzymujących w ten sposób ucho w dystansie od przetwornika. Wystarczy lekko słuchawki do głowy docisnąć, aby poczuć korzystną zmianę barwy na plus. Poniekąd identyczna sytuacja, jak w recenzowanych przeze mnie AP2000Ti, ale też i jedna z przyczyn wielu zawodów różnych użytkowników przytaczaną tu serią K2 od AKG. Nie jest to bowiem tak, że to, co sam używam, sprawdzi się idealnie i perfekcyjnie na każdej głowie i w ramach każdego gustu. Jeśli swoim słuchawkom zamontuję nowe, niewygniecione pady, które są grubsze i mają mniejszy otwór na ucho (welury mam personalizowane modyfikacjami), to dźwięk zmienia się diametralnie. Taki jest urok tych modeli i coś podobnego obserwuję w HD560S. Słuchawki są wrażliwe nie tylko na profil, ale i rodzaj padów, a o czym też będzie nieco za moment.

W każdym razie mimo nosowości, słuchawki nie są bezwzględnie analityczne lub monitorowe. Spokojnie da się ich słuchać, nawet długo, ponieważ mimo podkreślenia punktu 4-6 kHz, praktycznie tuż za nim pojawia się drastyczny spadek tonalności. Kłania się więc efekt z Conquerorów, gdzie sopran sprawiał wrażenie zwiniętego, albo przynajmniej szybko wytracającego energię. Coś, czego np. Beyerdynamic nie praktykuje w dużej liczbie swoich słuchawek, skutecznie zniechęcając mnie do długiego odsłuchu i ograniczając moją tolerancję na jasność do raczej czegoś w stylu maksymalnie DT1990 lub T1 v1/DT880.

 

Scena

Scena jest zaznaczona bardzo eliptycznie, z małą głębią i wrażeniem trójwymiarowości. Źródła pozorne mają wyczuwalne wychylenie na boki, ale i tam nie jest to aż taka odległość, aby nie móc wyzbyć się wrażenia organizowania sceny bardziej przy słuchaczu, niż dookoła niego. Wokalista jest umieszczony przed nami w sposób intymny, ale trochę skrępowany pozycyjnie. O ile jego barwa jest ujmowana całkiem ładnie, odległość między nim a innymi artystami na scenie nie jest wcale duża. Wrażenie jest tu dosyć podobne do HD660S, choć tam miałem wrażenie, że jest to zorganizowane bardziej na poważnie. Tu natomiast jest trochę tak, jakbym obserwował czyjeś niedoszacowanie i upchnięcie kapeli na nieco za małej dla nich scenie, skutkującej ściskiem, potykaniem się o kable i stawianiem napojów na parapetach.

Ma to swój urok jednak, ponieważ słuchawki grają z nami w otwarte karty: dźwięki łatwo jest przez to wychwycić, objąć słuchem, kosztem smaczków. Daje to wrażenie całkiem dobrej kontroli nad tym co się dzieje, a przynajmniej bardziej szczerego wglądu w sytuację na nagraniu. Znów – od ostatecznej analizy oddziela nas wyższy sopran, który odbiera ekspresji super-detalom oraz nie wyciąga tak mocno pogłosów.

HD560S nie są całościowo słuchawkami złymi, ale sprawiają wrażenie bycia pewną wariacją tonalną na temat HD660S w gorszym ich ogólnie wydaniu jakościowym. Trochę tak, jakby słuchawki typowo domowe i nastawione na klienta masowego próbowano przepchnąć na zupełnie inne wody, na zastosowania pół-profesjonalne wręcz.

Najbardziej jednak zwróciła moją uwagę konfrontacja z K271 MKII. Jest to zaskakujące, zwłaszcza przy tak dobrej prasie jaką HD560S zyskują tu czy tam, będąc okrzykiwanymi referencją i najlepszym zakupem słuchawkowym do 200 dolarów. O ile nie są to jak pisałem słuchawki złe, o tyle nie pozwolę sobie na takie stwierdzenie. Uważam, że jest możliwość znalezienia lepiej, choć to także stwierdzenie, a nawet słowo, bardzo ryzykowne i umowne.

Tym samym w przypadku HD560S poprzestanę na stwierdzeniu, że słuchawki te leżą pomiędzy HD800 a HD660S w zakresie strojenia. Wszystko przez połączenie neutralności i nosowości HD800 z podwiniętymi skrajami pasm w HD660S. Bas jest dobry, ale mający swoją ujmę w sekcjach niższych i akcentujący się bardziej w sekcji średnio-wysokobasowej. Średnica bliska i intymna, ale w konsekwencji trzymająca wydarzenia blisko siebie w dużej koherencji. Góra podkreślona w niższych partiach i środkowej części w ramach zakresu 4-6 kHz, ale również mająca ujmę w wyższym sopranie i sekcji harmonicznych. Scenicznie zauważalnie na szerokość, ale głębia jest wyraźnie zredukowana i całość rozgrywa się na mocno spłaszczonej elipsie. Przy każdym zdaniu można postawić jakieś „ale”. Ale tylko w scenariuszu fabrycznym.

 

Jakość dźwięku – niestandardowe pady

Słuchawki te jak pisałem zdają się być wrażliwymi na stan i rodzaj nauszników. Podkusiło mnie więc, za wiedzą i zgodą właściciela, aby rozpakować jedną z ostatnich sztuk par padów od HD598Cs, które wykonane są z miększej mieszanki gąbkowej i pokryte alcantarą. Dedykowane były one do pracy z modelem, który Sennheiser brandował jako nastawiony na izolację od otoczenia, przynajmniej w ramach serii HD5xx. Nie jest to więc eksperymentowanie z nieznanymi, podrabianymi padami, jakich niestety teraz pełno, a czymś faktycznie markowym i pochodzącym bezpośrednio od producenta.

Wymiana padów na te z HD598Cs to moim zdaniem konieczność.

Po ich zamontowaniu liczyłem na zmiany, ale nie sądziłem, że aż takie. Słuchawki zmieniły się nie do poznania i rozwinęły dźwiękowo w niemal chyba każdą możliwą stronę.

Odnotować trzeba jednak, że pady od modelu Cs wymagają jednocześnie ogromnej siły, aby je zamontować. Raz zamontowane są bowiem niema nie do ściągnięcia z racji większej ciasnoty pierścieni zatrzaskowych. Pojawiła się za to większa wygoda i ergonomia – pady są miększe, nie łapią tak przeraźliwie kurzu i brudu, do tego lepiej… izolują od otoczenia (!) i nie mają efektu przylegania mocniej na skroniach niż żuchwie.

W zakresie zmian brzmieniowych, bo to tak naprawdę one stanowią tu clou całej operacji:

Bas dostał wyraźnego zastrzyku oddolnego wygaru. Ogólnie cały ten nausznikowy zabieg tchnął w niego większy wigor, nową energię. Pojawia się wyraźnie lepsze zejście na niskim basie, a cała linia basowa ulega wzmocnieniu i podkreśleniu. Bas nabiera potęgi i formatu, tak bardzo potrzebnych na tle fabrycznego stanu rzeczy.

Głębia sceny wyraźnie się powiększyła, wraz z pojawieniem się holografii, co skutkuje też pewnym odsunięciem się wokalu. Częściowo wpływa na to też wspomniane wzmocnienie się linii basowej i jest to jedyny chyba punkt programu, gdzie cokolwiek może się jakkolwiek nie spodobać w przestrzeni czysto de gustibus. Ale wynika to też trochę z samej koncepcji oczekiwań, że 560S będą takimi „tańszymi HD600”. Nie są nimi ani od startu, ani na padach z 598Cs.

Sopran delikatnie się ocieplił i wygładził czyniąc słuchawki w ten sposób przyjemniejszymi w odbiorze i zwracającymi więcej urokliwości, smaczków klimatycznych podczas odsłuchu. Frajda płynąca z muzyki jest mocno spotęgowana i nie chodzi o to, że miałem coś przeciwko analityczności jako takiej, bowiem moje własne słuchawki zdają się być bardziej w tym względzie analityczne i wciąż dawać wiele przyjemności, ale miałem po prostu wrażenie, że format sopranu z padów od Cs wielokrotnie bardziej basuje do tych słuchawek, jakby wracając do ich genezy i trzymając się rdzenia, a nie będąc jedynie sztuczną nakładką.

Sumarycznie, dopiero teraz było słychać, że słuchawki te faktycznie można okrzyknąć wartymi swojej ceny i w istocie jest to jedna z najlepszych pozycji do 200 dolarów. Pytanie jednak, dlaczego takimi zostały okrzyknięte wprost z pudełka? Tego przecież nie da się nie usłyszeć i słuchawki cierpią od samego początku na:

  • problem z zejściem basu,
  • mocno ograniczoną głębię sceny i holografię,
  • nadmiernie nosową barwę sopranu.

Naturalnie każdy ma święte prawo do swojej opinii i tak samo mam i ja. Ale nadal stoję przy stanowisku, popartym danymi pomiarowymi wyżej, że słuchawki stać na znacznie więcej na alternatywnych padach i fabryczny ich potencjał jest wprost marnowany.

Zatem wymienione parę akapitów wyżej trzy rzeczy są z marszu naprawiane przez pady i warunkiem absolutnie niezbędnym do usprawiedliwienia tak wysokiej ceny jest posiadanie padów z modelu 598Cs. Jeśli doliczymy do tego brak wyposażenia dodatkowego oraz do bólu plastikową konstrukcję, to fabryczne 560S wcale nie są jakimś nie wiadomo jakim „killerem” w swojej cenie. Z kuponami rabatowymi lub w promocjach – owszem można rozpocząć dyskusję na ten temat, czy warte są grzechu, ale też trochę nie dziwi mnie, że takie promocje zaraz po premierze się pojawiają, gdy usłyszałem jak grają oraz się prezentują. Po prostu jest tego trochę za mało jak na aż 900 zł. Nie znaczy to że słuchawek nie można lubić, ale aby było to możliwe, musiałbym mieć załatwiony jeden z powyższych punktów. Przynajmniej jeden. Wtedy może przełknąłbym pozostałe dwa. Inaczej w rękach trudno aby pozostały się jakieś specjalne wyróżniki poza co najwyżej ogólnym charakterem.

Wcześniej nie miałbym żadnych oporów aby wybrać HD660S ponad 560-tkami. Wolałbym dopłacić 1000 zł dla takiego manewru. Teraz nie jestem tego już taki pewien, ale choć słuchawki nadal są modelem grającym w niższej klasie od 660-tek, to poziom frajdy podniósł się po wymianie padów okrutnie. To są zupełnie inne słuchawki i jeśli tylko Sennheiser wypuściłby ich alternatywny wariant w takiej formie, jestem przekonany że byłoby jeszcze ciekawiej dla klienta końcowego. Miałby bowiem wybór poniekąd jak u AKG, gdzie K270 były oferowane w dwóch wariantach: Playback i Studio. Tutaj taka analogia jest także boleśnie widoczna i HD560S na welurach to odpowiednik bardziej płaskich i analitycznych Playback, zaś Studio to wariant 560S z padami od 598Cs. Albo nawet wystarczyłyby same pady w zestawie, zwłaszcza że nie zgadzam się do końca z „analityczną” filozofią Sennheisera wobec standardowych 560S.

To takie trochę robienie z nich na siłę czegoś pomiędzy HD600 a HD700. Taki profil do tychże słuchawek moim zdaniem nie pasuje i byłem absolutnie zdumiony, czy wręcz zdruzgotany, gdy recablowane K271 MKII na welurach wcale nie okazywały się od nich jakoś specjalnie gorsze w temacie analityczności i trzymania się blisko „istoty” utworu. Trochę mniej basu, mniejsza scena na szerokość, ale w zamian lepsza izolacja (wiadomo), bliższy wokal, wielokrotnie bardziej naturalna barwa góry. I to na słuchawkach znacznie od HD560S tańszych. A przecież są jeszcze tu i tam jakieś Yamahy, Sony…

Dlatego też jeśli ktokolwiek z posiadaczy tego modelu zauważy, że uwagi przeze mnie wypisane we właściwym akapicie dźwiękowym pokrywają się z jego własnymi odczuciami i jednocześnie widzi, że dźwięk nakreślony tutaj ma szansę przypaść mu do gustu wielokrotnie lepiej, absolutnie rekomenduję sprawdzenie sobie ich na alternatywnych padach właśnie od 598Cs. Choć pasować będą też i inne z modeli 5xx, o tyle dokładnie te jedne nadadzą się najlepiej.

 

Synergiczność i dobór źródła

Generalnie nie widzę żadnych krytycznych problemów z synergicznością tych słuchawek samą w sobie, ale definitywnie zauważam ciągoty fabrycznych HD560S w stronę cieplejszych i bardziej basowych torów, natomiast przy padach od HD598Cs – do neutralnych i nieco jaśniejszych. Ale nie jest to żelazna zasada.

Słuchawki w formie fabrycznej najgorzej sprawdziły mi się na Essence STX, czyli na dzień dobry miałbym duże wątpliwości przy parowaniu ich z np. Aune X1S, S16, S6, niektórymi Audio-GD, wszelkiej maści kartami komputerowymi pokroju Creative’a czy innym tanim sprzętem tego typu. Dopiero po wymianie padów nabiera to sensu. Tym samym jeśli ktoś planuje podłączyć je pod przysłowiowego „kartofla” i będzie uważał, że zagra to super – niestety będzie najpewniej rozczarowany. A przynajmniej nie do czasu gdy posłucha ich na czymś faktycznie lepszym. Nie jest przy tym wymagany jakiś nie wiadomo jaki potwór prądowy, po prostu coś lepszego klasowo.

Przykładowo, słuchawki uruchomione z Pathosa Converto podłączonego cyfrowo via USB do mojego miniaturowego serwera muzycznego, który konstruuję na boku od niecałego miesiąca sukcesywnie po nocach, dał tak świetny dźwięk (i to już nawet na welurach), że różnica względem Essence STX via Foobar/DS była widoczna niczym dzień i noc.

Wspominam o tym, ponieważ w podobnej sytuacji mogą być posiadacze np. konwerterów USB-S/PDIF, albo właściciele specjalnych kart PCIe z dedykowanymi do audio układami USB, którzy w ten sposób zasilają swoje DACi w sygnał cyfrowy i dopiero potem transportują go w formie analogowej albo wprost na słuchawki, albo poprzez wzmacniacze słuchawkowe. I na takich systemach HD560S, ale też i inne słuchawki, będą zyskiwały. Sęk w tym, że trochę pozbawione sensu, jeśli miałoby być specjalnie budowane dla 560-tek. Jest to nic innego jak strzelanie z armaty do muchy. Znów cofamy się więc do akapitu o padach i modyfikacjach. To najtańsze i najprostsze co można zrobić, zanim zacznie się kosztowanie na droższe tory. Jeśli słuchawki i tam nie zachwycą, albo będą sprawiały problemy natury użytkowej, a sam sprzęt źródłowy nie będzie kompletną tragedią i jednoznacznym winowajcą, to dopiero wtedy należy podejmować decyzje zakupowe. Moim zdaniem synergiczność HD560S z padami od Cs jest wyraźnie wyższa od tej fabrycznej. Łatwiej jest wtedy dobrać jaśniejsze i przestrzenne źródło, które dobrze skomponuje się z uzyskiwaną teraz tonalnością oraz jeszcze bardziej powiększy scenę, aniżeli brzmienie ciepło-przestrzenne po stronie źródła, które wygłaska i napowietrzy przekaz łącząc jakoby ogień z wodą. Tego nie da się zrobić w niskim budżecie, a takim dysponować będzie typowy nabywca 560-tek. Stąd też wnioski jw.

 

Podsumowanie

Choć obcowanie z modelem HD 560S uważam za udane i bardzo rozwijające doświadczenie, to mimo wszystko od startu było ciężko i słuchawki takie jak te, to swoista mieszanina dobra ze złem, gdzie wiele zależeć będzie od tego, czego tak naprawdę oczekuje użytkownik końcowy.

Z jednej strony nie do końca potwierdziło się u mnie zamieszanie na ich temat zaobserwowane w prasie zagranicznej, a przynajmniej nie w sposób kategoryczny i bezwzględny. Nie powiedziałbym więc, że słuchawki te są faktycznie najlepszymi do ok. 900 zł, bo tyle wynosi ich cena w Polsce. Nie są to słuchawki do końca wygodne, czuć wyraźny docisk do głowy, pady też mają problem z przyleganiem do końca do głowy, a wykonanie także nie jest do końca adekwatne do tej półki cenowej. Wyposażenie również nie jest do końca adekwatne, bo otrzymujemy tu produkt z np. wtykiem teoretycznie zbalansowanym 2,5 mm, ale w praktyce nikt nic nie wie na ten temat i trzeba byłoby słuchawki rozebrać, aby się o tym przekonać. Wreszcie – dźwięk: nie do końca trafiający w moje wyobrażenie analityczności, choć na pewno pozowany w stronę HD800 pod względem próby oscylowania wokół nosowej barwy góry. Odbywa się to jednak za cenę wypłaszczenia przekazu oraz słabego zejścia basu. Słuchawki są przez to zbyt liniowe, zbyt neutralne, a przy tym i tak wpadające w nosowość. Wiele jest więc miejsc, w których coś jest tu „nie do końca”.

Słuchawki ze wspomnianymi padami są bardziej stylowe niż z lekko zielonymi oryginałami.

Z drugiej jednak strony, już zwykła wymiana padów czyni z nimi cuda. Przesiadka na opisywane tu nauszniki z HD598Cs to jak kupienie kompletnie innych słuchawek. Pojawia się bardzo niski bas, a sam on całościowo dostaje mocnego zastrzyku energii. Średnica otrzymuje duży zastrzyk głębi, scena wykazuje wreszcie holografię, a góra nieco się ociepla i wygładza w stronę realizmu i naturalności. Pojawia się element takiego elementarnego funu ze słuchania, chęci do założenia słuchawek na głowę mimo czucia, że na niej są. Tak samo podłączenie ich pod naprawdę klasowy i dobrze dopasowany tor. Jednak z tych dwóch koncepcji nieporównywalnie tańszą jest ta związana z wymianą padów, bo zwiększająca wartość materialną słuchawek nieznacznie, a wartość brzmieniową – przeogromnie. Czy taki sam efekt uda się uzyskać na jakichś zamiennikach? Bardzo wątpię. Więcej może być z tego problemów niż korzyści. Raczej nie widziałbym też tu innych welurów, ponieważ będziemy kręcili się w kółko i jedynie jest to opcja korzystna dla nas wtedy, gdy pasuje nam dźwięk fabryczny i mamy dobrą okazję, aby pady takie zakupić jako zapas. Po prostu będzie inny ich kolor, ale poza tym wszystko powinno zostać po staremu.

Pytanie więc zasadnicze, czy HD560S można polecić? Być może osobom szukającym swego rodzaju „monitorowej nakładki” na typowe granie Sennheisera z półki premium, ale ogólnie jednak się powstrzymam i ograniczę do wyróżnienia słuchawek za potencjał – taka noworoczna nowość w ramach sposobu oceniania i pisania recenzji. Na szerszą rekomendację trudno jest się mi zgodzić ze względu na to, że od razu po wyjęciu i pierwszych odsłuchach słuchawki nie robią aż takiego efektu „wow” jakby miała wskazywać wspomniana przeze mnie na początku prasa oraz cena. I to nawet nie względem czegoś droższego, a wręcz tańszego, bo przytaczanych tu K271 MKII. Dopiero gdy do gry wchodzą rzeczone niestandardowe pady i ogólnie na wokandzie pojawia się temat modyfikacji, pokłady potencjału zaczynają ujawniać się wyraziście i pracować na nasze zadowolenie oraz w istocie dobrą opinię o HD560S. A przynajmniej w ramach moich uszu i odczuć, bo naprawdę z padami strzelałem tu w ciemno i tym bardziej moja to satysfakcja, że udało się pięknie wytypować je jako jedynych słusznych kandydatów, bazując wyłącznie na charakterystyce i specyfikacji modelu HD598Cs. Tym samym jest to model bardziej dla świadomych użytkowników z żyłką ryzykanta, którzy nie boją się iść na żywioł i eksperymentować z akustyką padów.

 

 

Sprzęt jest możliwy do zakupienia na dzień pisania recenzji w cenie ok. 900 zł, ale warto polować na promocje i wyprzedaże, by zaoszczędzić nawet zauważalną kwotę. (sprawdź dostępność i najniższą cenę)

Jak zawsze jest też możliwość komentowania także na forum.

 

Zalety:

  • lekka konstrukcja
  • przyjemne w dotyku pady welurowe
  • odpinane okablowanie
  • bez wymiany padów: dźwięk z monitorowym zacięciem który wciąż może się podobać
  • po wymianie padów: głęboki bas i sceniczno-muzykalne brzmienie o dużej eufoniczności
  • kapitalna jakość dźwięku po wymianie nauszników na te z modelu HD 598Cs sugeruje spory potencjał akustyczny i dalsze pole do modyfikacji
  • dosyć łatwe w napędzeniu

Wady:

  • na fabrycznych padach: wyraźnie zredukowana głębia sceny muzycznej, ograniczone zejście basu oraz niepotrzebna nosowość w sopranie
  • plastikowa do potęgi konstrukcja
  • docisk słuchawek do głowy trochę powyżej przeciętnej
  • przyleganie padów fabrycznych od startu mogłoby być lepsze
  • niejasna kwestia okablowania (nie)zbalansowanego
  • skąpe wyposażenie dodatkowe

 

Jeszcze raz serdeczne podziękowania dla p. Przemysława za użyczenie Audiofanatykowi swojego prywatnego sprzętu do testów

 

Jakub Łopatko
Jakub Łopatko

Właściciel bloga Audiofanatyk i autor publikacji ukazujących się na jego łamach. Pasjonat tematyki audio, słuchawek i sprzętu komputerowego, a także miłośnik zdrowego jedzenia, roweru oraz długich spacerów.

14 komentarzy

  1. Bardzo dziękuję za tę recenzję. Zaufałem Panu i wczoraj zamontowałem pady 598 CS, mogę jedynie napisać, że wszystko co Pan napisał… to prawda. Kłaniam się!

  2. Panie Jakubie – posiadam tor lampowy w postaci preampa Elekit TU8500 i ampa Elekit TU8200R, źródło – gramofon. Lampa KT88, charakter czysto lampowy – ciepły, zrównoważony, ale precyzyjny (jedne z najlepszych lampówek w swojej cenie). Impedancja wyjścia słuchawkowego minimum 100 ohm. Od dłuższego czasu śledzę opisy, opinie i testy słuchawek, żeby wybrać właściwe. Zależy mi na neutralnym charakterze, bez agresywnego „wyciągania” na front basu czy sopranu. Wybrałem wstępnie Sennheiser HD560S z padomodem, Beyerdynamic DT990 Edition 250ohm z wkładkimodem 😉 oraz Sennheiser HD650. Czy jest Pan w stanie polecić któryś z tych modeli wprost? Niestety – nie jestem w stanie kupić wszystkich trzech i odrzucić dwóch ze względu na koszty. Aha – istotne – uszy mam odstające i długości 7cm – nie wiem, czy się zmieszczą do Beyerów. Aktualnie używam stareńkich i prostych Sennheiserów HD559. Muzyka – w zasadzie każda poza ciężką (czyli nie słucham ani hard rocka ani heavy metalu i cięższych), dużo elektronicznej i instrumentalnej. Użytkownicy Elekita polecają zarówno Beyery jaki Sennheisery. Z góry bardzo dziękuję za odpowiedź.

    • Niestety nie znam pana toru lampowego, ale zarówno HD560S z padami jak i HD650 to dobre tropy i ich bym się trzymał. To co użytkownicy polecają jest wyłącznie ich subiektywnymi rekomendacjami. Mając HD559 radziłbym spróbować padów od 598Cs z nimi, albo iść w HD650, bo to klasa wyższa.

    • Bardzo dziękuję za odpowiedź. Mam jednak nawet w przypadku 560S i 650 dylematy. Pierwszy to kabel, bo siedzę wyjątkowo daleko od sprzętu (ponad 4m). W przypadku 560S po prostu przełożę customowy kabel zrobiony do starych słuchawek. Natomiast w przypadku 650 będę zmuszony użyć przedłużacza lub „gdzieś” kupić nowy kabel o długości 5m. Druga sprawa – 650 są dużo cięższe, czy nie rzutuje to na komfort? Gdyby musiał Pan zdecydowanie wybrać do ciepłego toru lampowego – 560S czy jednak 650?

    • Do 650-tek mogę Panu zaoferować bez problemu wymagany kabel. Do 560S najlepiej przedłużkę. 650 mają elementy również metalowe, które mogą się z czasem odkształcić i przez to wygoda wzrosnąć. W 560S jest plastik, więc słuchawki albo pasują od razu, albo nie. Co do ciepłego toru lampowego niestety nie umiem odpowiedzieć na to pytanie. To już Pan musi zadecydować samodzielnie. Moje preferencje oscylują wokół równego, czystego i naturalnego grania, toteż na starcie przekreśla to obecnie jakiekolwiek tory lampowe.

    • Dziękuję za informacje, jeśli kupię HD650, zgłoszę się po kabel, ale specjalnie tani to on nie jest 😉 Co do czystego i naturalnego grania – to właśnie lampa to gwarantuje i wynika to wyłącznie z różnic między sposobem reprodukcji dźwięku między lampami a wzmacniaczami typu solid state. Lampa wprowadza zniekształcenia na poziomie drugiej harmonicznej – jest to częstotliwość podwojona w stosunku do naturalnego dźwięku instrumentu, co w efekcie daje głębię i bogactwo dźwięku. Z drugiej strony wzmacniacze typu solid state wprowadzają zniekształcenia na nieparzystych harmonicznych – trzecich, piątych i siódmych – i to dlatego ten dźwięk nie będzie de facto naturalny. I to nie mój wymysł, a naprawdę wybitnego konstruktora z Japonii. Najlepszym przykładem tego stanu rzeczy są… lampowe wzmacniacze gitarowe – wirtuozi tego instrumentu nie używają nic innego. A w moim zestawie dzięki możliwości podmian lamp mogę uzyskać różny efekt końcowy – szybszy bas, lżejszy bas, wyciągnięte średnie, wyciągnięte wysokie, wyższą i niższą rozdzielczość – w sprzęcie opartym na tranzystorach/scalakach w tym celu trzeba… wymienić sprzęt.

    • W razie czego nie nalegam, jeśli cena jest przeszkodą. 🙂
      Natomiast niestety ale muszę zmartwić, że wywody wybitnego konstruktora nie są zgodne z rzeczywistością. Miejscami są to mówiąc wprost bzdury.

      Czystego pasma nigdy nie uzyska Pan z lampy, bo taka jest natura tej technologii (maksymalnie do -65 dB THD+N jeśli dobrze pamiętam). Będzie to przyjemne, gdy lampa wybije parzyste harmoniczne, bo taka jest natura ludzkiej percepcji. Producent Pana wzmacniacza nie podaje nawet wartości zniekształceń harmonicznych. Większość producentów podaje ok. 1% THD+N. Czyli ma Pan w takiej sytuacji ok. -40 dB THD+N. Ale jest to wartość którą Pan już usłyszy (tj. mieści się w granicach percepcji słuchu). Ot cały sekret lampy. Lampy nigdy nie kupuje się dla czystości, a dla odpowiednio generowanego brudu w dźwięku, skutkującego przyjemnym dla wielu efektem końcowym. Czasami też dla sentymentu.

      Tak samo nie jest prawdą że tranzystor wybija nieparzyste. Są takie które tak robią, ale nie jest to zasada, a kwestia złej implementacji układu, zdarzającej się nader często. Parzyste harmoniczne nie kojarzę aby odpowiadały za wrażenie głębi dźwięku, ale urządzenia na których obecnie pracuję i piszę recenzje, są w całości tranzystorowe i nie wybijają ani parzystych, ani nieparzystych harmonicznych, osiągając od -109 do -117 dB THD+N, czyli o kilka rzędów wielkości czystszy dźwięk niż lampa. Nigdy nie słyszałem tak naturalnego dźwięku jak na nich.

      Wirtuozi gitar używają lampowców dla konkretnego efektu przesterowania i są to odmienne w przeznaczeniu urządzenia niż wzmacniacze słuchawkowe, nie powinny być z tego powodu mieszane ze sobą lub usprawiedliwiane. Na tranzystorach można wymienić sobie wzmacniacze operacyjne, jeśli dany sprzęt na to pozwala, ale efekt na wyjściu będzie taki sam i to co Pan uzyska to jedynie efekt placebo. Po latach miałem możliwość sprawdzić pomiarowo wpływ kości OPA w tych samych urządzeniach, w których słyszałem wcześniej zmiany. Okazało się, że słuchawki zagrały tak samo bez względu na rodzaj użytych kości, tak samo sygnał w pętli zamkniętej bez obciążenia. Jestem niemal pewien, że przy konstrukcji lampowej – zakładając pełną sprawność użytych lamp – wyjdzie dokładnie to samo.

      Oczywiście nie oznacza to że Pana sprzęt jest „zły”. Po prostu realizuje on cele odmienne od stawianych założeń. Najważniejsze że jest Pan z niego zadowolony i z płynącej z niego muzyki. 🙂

    • Dziękuję za obszerny komentarz. Pozwolę sobie tylko jeszcze zaprezentować parametry nie podawane przez producenta zaś udanie pomierzone na moim egzemplarzu przez fachowca (parametry te ulegają zmianie w zależności od trybu pracy -ultralinearny, pentodowy, triodowy i zastosowanych lamp), średnio wyszło na najlepiej dobranych lampach:

      THD+N 0,03 – 0,49% w zależności od mocy na kanał
      SNR max. -81dB
      SINAD max. -59dB

      Całkiem nieźle, jak na lampowe badziewie 😉

    • Proszę uprzejmie.

      Jeśli założyć, że fachowiec wykonał pomiary prawidłowo (w przypadku konstrukcji słuchawkowych pomiaru dokonuje się przy konkretnych obciążeniach + SINAD max. nie zgadza się z podanym zakresem danych), to wg podanych danych zniekształcenia harmoniczne wahają się u Pana od -46 dB do -70 dB. Są to wartości cały czas w granicach bezproblemowego usłyszenia lub w najlepszym wypadku możliwości usłyszenia.

      Nigdzie Panie Radosławie nie nazwałem Pana sprzętu „lampowym badziewiem”. Napisałem jedynie po co kupuje i stosuje się technologię lampową we wzmacniaczach oraz jakie parametry takie konstrukcje osiągają.

  3. Mam te słuchawki i dokupiłem do nich pady z alcantary wprawdzie nie od Sennheisera tylko od YIVO, polski producent padów do słuchawek i to co mogę o tych padach powiedzieć to to że są rewelacyjnie dobrze wykonane i bardzo wygodne, wygodniejsze zdecydowanie od tych standardowych welurowych, uzyskałem także podobny efekt z głębią sceny, jest ona zdecydowanie bardziej wyrównana, tj. słuchawki grają wężej lecz głębiej scenowo, choć muszę przyznać że robotę robi tutaj kabel który dokupiłem do nich, z miedzi 6N OCC który wygładził górę i nadał scenie wcale nie trochę powietrza, dodatkowo bas w nich schodzi niżej, słuchawki grają równie szczegółowo lecz słabiej wyłapują niedoskonałości nagrania, co też jest kwestią wygrzania, u mnie z dnia na dzień scena się oddala, słuchawki te o ile nie słyną z jakiejś tam spektakularnej holografii, to po modyfikacjach dokonanych przeze mnie słuchawki grają zdecydowanie tak jak powinny i uzasadniają swoją cenę.

    • Mam pytanie, czy kupiłeś pady do hd560s czy tych drugich 598cs? Z jakiego materiału?

  4. Witam, stosuję te słuchawki jako monitory do produkcji muzyki elektronicznej. Czy wymiana padów na wskazane w tekście jest w moim przypadku wskazana, czy raczej dojdzie do zaburzenia ich „monitorowości” i np nadmiernego wypuklenia elementów basowych?

  5. Dziękuję Panie Jakubie za test oraz bardzo pomocną recenzję tych słuchawek. W komentarzu chciałbym podzielić się własnymi doświadczeniami z zakupionymi HD560S.
    Użytkowo słuchawki są bardzo lekkie i dla mojej głowy całkiem wygodne. Osobiście nie odczułem ucisku ze strony padów czy innego dyskomfortu przy dłuższym użytkowaniu, co jest o tyle ważne, że w tej plastikowej konstrukcji pałąka rzeczywiście nie ma co liczyć na poprawę wraz z upływem czasu. Jeśli nie będą one wygodne już od chwili wyjęcia z pudełka, to nie ma szans, że kiedyś się ułożą (chyba, że to głowa nam się dostosuje). Brzmieniowo HD560S na swoich welurowych padach grają czysto i lekko oraz bardzo przestrzennie. Wokale są naturalne i dobrze zlokalizowane na środku sceny, nieco gorzej jest natomiast z lokalizowaniem dźwięków nieco oddalonych od środka, ale jeszcze nie na skraju sceny. Są one takie trochę przestrzennie rozmyte. No i faktycznie słuchawki prosto od producenta mają problem z dolnym zakresem pasma, które przenoszone jest bardzo rzetelnie, a bas jest zróżnicowany i dobrze kontrolowany, ale jest go po prostu za mało w stosunku do innych pasm częstotliwości. Fajnie to słychać w sekcjach gdzie zostaje sam bas czy perkusja i instrumenty basowe mają swoje przysłowiowe 5 minut. Każdy instrument ma wtedy swoje miejsce, nic się nie zamula, a dźwięki nie nakładają wzajemnie na siebie. Choć brzmią wtedy bardzo dobrze, to nadal brakuje im najniższych rejestrów, co w sumie pokrywa się z pomiarami pokazanymi w recenzji.
    Co ciekawe, HD560S są w pewnym stopniu wrażliwe na sposób ułożenia ich na głowie, a lekkie dociśnięcie słuchawek do uszu powoduje wyraźne zwiększenie poziomu głośności dołu pasma. Dla mnie te słuchawki brzmią najlepiej wtedy, gdy przesunie się je nieco na tył uszu. Dodaje to trochę więcej dołu pasma, wciąż bez uszczerbku dla pozostałych, a także lekko poszerza się scena (a właściwie lepiej pozycjonowane stają się dźwięki na jej krańcach, odległość pomiędzy najdalszymi instrumentami staje się zróżnicowana i te skrajne odsuwają się odrobinę bardziej na zewnątrz – tak to przynajmniej odczuwam).

    Zachęcony eksperymentami z ułożeniem słuchawek na głowie postanowiłem kupić alternatywne pady do HD598Cs, korzystając z linku podanego w artykule z polecanymi słuchawkami, który prowadzi nie do oryginałów od Sennheisera, ale do zamienników od Geekria. Tu niestety okazało się, że dla mnie jest to rozczarowanie. Pady te są dość gładkie, powlekane materiałem przyjemnym w dotyku, ale są też zauważalnie grubsze od pierwotnych welurowych z HD560S. W moim przypadku powoduje to opisywane w recenzji uczucie ucisku, zwłaszcza na dość ostro wyprofilowanych wewnętrznych krawędziach padów. Tu można mieć jakąś nadzieję na pewne ułożenie się z czasem, wynikające z nieco większej grubości gąbek niż w oryginalnych welurach. Same pady przylegają bardzo szczelnie do głowy, na stosunkowo dużej powierzchni. W efekcie, choć słuchawki to konstrukcja otwarta, odnoszę wrażenie założenia na głowę zamkniętych. Dla mnie niestety nie jest to efekt przyjemny, bo powoduje wrażenie założenia ochronników słuchu, tworząc małe wygłuszone komory wokół uszu, gdzie wycięte są wyższe pasma, a zostaje taki tępy, mało zróżnicowany dół. I tak też odbieram brzmienie zmodyfikowanych słuchawek. Przybyło dużo średniego i wyższego basu, choć nadal odczuwalny jest brak najniższych częstotliwości. Średnicy i góry zaczyna brakować, efekt nie tyle „kocyka”, co raczej grubego pledu. W zakresie przestrzenności dźwięku specjalnych różnic nie zauważyłem.
    Co ciekawe, sytuację ratuje lekkie rozszczelnienie przylegania padów do głowy, np. poprzez ich mocne przesunięcie do tyłu tak, aby tuż przed uszami powstała minimalna szczelina. Wtedy nagle dźwięk dostaje mnóstwo powietrza, wraca średnica, a także częściowo góra. Słuchawki ożywają. Dół nadal jest wzmocniony w stosunku do oryginalnego brzmienia HD560S i taki przekaz jest dla mnie chyba najlepszy w odbiorze. Niestety cierpi na tym komfort, bo przy tak ułożonych słuchawkach krawędzie nowych padów zaczynają jeszcze mocniej naciskać na uszy i szybko pojawia się dyskomfort.
    Zastanawiam się, jak miałaby się sprawa z oryginalnymi padami Sennheisera P/N 572280? Wizualnie mają one nieco inny kształt, a zwłaszcza nie widać (na fotografiach, bo nie widziałem ich na żywo) tych nieszczęsnych krawędzi – pady Sennheisera wydają się nieznacznie bardziej zaokrąglone. Ciekawe czy to nieco większe zaokrąglenie wpływa też na szczelność przylegania do głowy? Jeśli zostawiają one choć minimalny przepływ powietrza, to może to jest źródłem efektu jaki przyniosły podczas testów i recenzji zmodyfikowanych HD560S?

    Reasumując, standardowe HD560S mogą być wygodne, o ile komuś podpasują do kształtu głowy. Dla mnie grają lekko i detalicznie, z szeroką sceną wychodzącą poza głowę. Mankamentem jest ścięcie charakterystyki przenoszenia w zakresie niskich częstotliwości, choć to pasmo samo w sobie odtwarzane jest precyzyjnie i szczegółowo. Modyfikacja poprzez wymianę padów na zamiennik do HD598Cs od firmy Geekria okazała się dla mnie całkowicie nieudaną, tak pod względem charakteru brzemienia zmodyfikowanych słuchawek, jak i komfortu użytkowania. Czy oryginalne zamienniki od Sennheisera mogą zrobić robotę? Tego nie wiem.

Dodaj komentarz