Z moich planów na poprzedni weekend niewiele wyszło, gdyż chęć zostania Prawdziwym Synem Imperatora była we mnie tak wielka, że Warhammer 40,000: Space Marine pochłonął mnie do takiego stopnia, że zupełnie zapomniałem o innych grach a Crysisa 2 odpaliłem dopiero dwa dni temu. Warto było jednak wrócić do produkcji Relic Entertainment po pięciu latach, bo dzięki temu miałem sposobność poznać kilku świetnych graczy, a jeśli jest coś lepszego od orczej eksterminacji, to jest to orcza eksterminacja z trzema innymi graczami. Żegnam się z tą strzelaniną z podniesionym czołem a skoro udało mi się zabić w niej 40000 tysięcy razy, postanowiłem wrócić do Far Cry 2 po sześciu latach, aby załatwić z nim swoje niedokończone sprawy.
Far Cry 2 (PS3, Ubisoft Montreal, 2008r.)
Wielu ludzion Afryka kojarzy się z upałami, biedą, zacofaniem, chorobami cywilizacyjnymi oraz z bogactwami naturalnymi, których zdobycie jest równoznaczne z haniebną pracą niewolniczą ludności mieszkającej na czarnym kontynenecie. Sławni na całym świecie stali się somaliscy piraci, niewiele mający współnego z romantycznymi wizjami piratów znanych choćby z Piratów z Karaibów, One Piece oraz z gier takich jak Skies of Arcadia lub seria Monkey Island.
Niejeden biały człowiek uważa ten zapomniany przez Boga zakątek świata za piekło na ziemi. Jestem ciekaw ilu z tych ludzi grało kiedyś w grę z serwerami Ubisoftu?
Far Cry 2 to kontynuacja fpsa z założeniami wymyślonymi kiedyś przez Cevata Yerli z Cryteka.
To właśnie w jego głowie zrodził się kiedyś pomysł na strzelaniny pierwszoosobowe, którym bliżej do piaskownic niż do klasyków gatunku takich jak Doom lub Quake.
Później markę przejął Ubisoft i przeniósł akcję gry na czarny ląd, tworząc jednośnie jedne z najgorszych serwerów, z jakimi miałem do czynienia w życiu. Nawet niesławne serwery Sony nie wydają się równie słabe jak te we francuskiej grze.
Przez kilka ostatnich miesięcy starałem się znaleźć jakieś argumenty, żeby wrócić do Far Cry 2, czyli produkcji, która miała bardzo surowe zasady rozgrywki, jeśli porónać je do dzisiejszych standardów rynkowych.
Próbowałem nawet namówić w tym celu Frosztiego, ale na samą myśl o trybie dla wielu graczy wzięło go na wymioty. Nie będę ukrywał, że wróciłem do Far Cry 2, aby osiągnąć 30 poziom rozwoju postaci oraz wymaksować wszystkie 27 broni dostępnych w trybie multiplayer. Są to jednak wyzwania z piekła rodem, przy których akrykański skwar zdaje się jak letni, niosący ochłodę, wietrzyk.
Nie wiem kto to wymyślił, ale serwery Far Cry 2 kasują po patchu doświadczenie graczom, jeśli przekracza ono 1500 punktów doświadczenia w meczu. Do ostatniego poziomu wymagane jest 1 500 000 pd, co wymaga od gracza zagrania aż tysiąc meczy z takim dorobkiem punktowym. Wcale mnie nie dziwi, że gracze wolą zglitchować to trofeum niż męczyć się z nimi miesiącami lub latami, mając na uwadze ciągłe rozłączenia z lobby po trzech-czterech założonych meczach, nie wspominając o tym, że przekroczenie dopuszczalnej ilości poziomu doświaczenia, które zostało nałożone na graczy chyba tylko po to, żeby szybko się poddali w swoich staraniach i zaczęli grać w zupełnie coś innego, stwarza co jakiś czas problem z odzyskaniem statystyk. Po zobaczeniu takiego komunikatu każdy gracz może być pewny, że po kilkukrotnym zrestartowaniu gry straci część swojego dorobku punktowego, uzyskany poziom doświadczenia oraz progres podręczników szkoleniowych dla danej broni.
Aby rozwinąć broń, zwiększając jej wskaźnik niezawodności (każda prędzej czy później się zatnie lub wystrzeli jakiś niewypał) albo pas na naboje, gracz musi nie tylko zabijać innych graczy. Liczą się jeszcze zabójstwa grupowe w przypadku broni wybuchowych albo trafienia w głowe i egzekucje, czyli dobijanie postrzelonego przeciwnika wykrwawiającego się na smierć. Zwykłe zabójstwa liczone są oddzielnie.
Konia z rzędem każdemu, kto zrobił to w normalny sposób. Na same poradniki trzeba przeznaczyć ponad 100 godzin na ustawkach a na uzyskanie maksymalnego poziomu ponad 400 godzin. Jeśli szukaliście kiedyś odpowiedzi na pytanie, dlaczego w najnowszych odsłonach Far Cry trofea sieciowe są ograniczone do minimum lub nie ma ich wcale, właśnie poznaliście co jest przyczyną takiego stanu rzeczy.
Tak właśnie wygląda prawdziwe piekło na ziemi w wydaniu francuskim.
Dość jednak tych narzekań. Wcale nie jest powiedziane, że nie rzucę tego w cholerę. Robię to od kilku dni regularnie tylko dlatego, bo spotkałem kilku podobnych sobie wariatów, którym chyba nie przeszkadza moje towarzystwo i współnymi siłami staramy się sobie pomóc.
Cały ten porąbany tryb to dla mnie tylko pretekst, aby wrócić do kampanii dla jednego gracza. Chciałem znów poczuć ten wyjątkowy afrykański klimat w grze wideo, który obok Far Cry 2 czułem jedynie przy okazji Resident Evil 5.
W czasach wszechobecnych wodtrysków graficznych i małych drzewek przyczepionych do podłoża chyba za pomocą betonu, ułatwień pokazujących nam umiejscowienie wrogów przez ściany budynków, wskaźników informujących nas o tym, z której strony jesteśmy ostrzeliwani, zatęchłej autoregenreacji zdrowia albo quick time eventów, które pozwalają nam na wyeliminowanie kilu przeciwników pod rząd po kilkukrotnym naciśnięciu jednego przycisku i znajdziek, które wyświetlają się na mapie, żebyśmy przypadkiem nie stracili zbyt dużo czasu na ich poszukiwanie, chcę zagrać w tytuł, który nie ma tego wszystkiego.
Opisywana przeze mnie gra zaczyna się od trzęsiezia ziemi, ale to akurat znak rozpoznawczy tej serii.
Jesteśmy najemnikiem, którego celem jest zlikwidowanie szefa okolicznego półświadka. Szakal to cyniczny rzezimieszek, który zaopatruje w broń dwie zwaśnione frakcje. Chorzy na malarię, trafiamy w środek całego tego bagna. Nasz cel pojawia się na chwilę, gdy praktycznie umieramy na łóżku, coś tam gada i znika a my musimy wydostać się żywi z pobliskiej wymiany ognia między dwiema stronami, które walczą ze sobą o wpływy w okolicy.
Gdy gracz w Far Cry 2 oberwie za bardzo, to odpoczynek nie zregeneruje mu zdrowia. W tym celu musi znaleźć apteczkę i zaaplikować sobie zastrzyk. Możemy wyleczyć jedynie lekkie obrażenia, wyciągająć z ręki lub nogi kulę, którą przed chwilą oberwaliśmy, jak na prawdziwego zabijakę-niemowę przystało.
Pierwsza misja nie jest zbyt długa, ale to dopiero po niej zaczyna się prawdziwa rozgrywka w grze, którą cechuje swoboda albo żmudne i powtarzalne zbieractwo w całym świecie gry, jak powiedzieliby Ci bardziej krytyczni gracze, którzy w grach nie szukają sposobu na relaks a raczej powodów do narzekań.
Far Cry 2 nie jest jakimś mistrozstwem świata w dziedzinie elektronicznej rozgrywki, ale trzyma klimat. Ma świetną mechanikę rozprzetrzeniania się ognia i sprytny gracz może wykorzystać ten fakt do swoich celów. Po co mielibyśmy pakować się w jakieś nieprzyjemne sytuacje i narażać się na niebezpieczne wymiany ognia, skoro jeden dobrze rzucony koktajl mołotowa albo odpowiednio potraktowany rakietą pojazd a spali się cała okolica, z żądnymi krwi bojówkarzami włącznie?
Historia pełni tu raczej drugoplanową rolę, ale cieszę się, że autorzy nie dają nam jednej, z góry nakreślonej ścieżki, która prowadzi do celu. Jeśli chcemy odbić jakiś postereunek znajdujący się w rękach wroga, to możemy doń wparować niczym Rambo i wybić wszyskich wokół, podpłynąć łodzią albo użyć lornetki w celu identyfikacji sił wroga i postarać się zlikwidować wszsytkich po cichu.
Ciekawym rozwiązaniem jest sprawa kumpli. Jeśli uda nam się ich odnaleźć w świecie gry, to w zamian za naszą pomoc mogą przybyć nam na ratunek i wydostaną nas z potrzasku. Jest to rozwiązanie dobrze znane z wydango dakadę temu Prince of Persia, w którym piękna księżniczka, Elika, potrafiła uratować nas z każdej opresji. O ile tam było to przyczyną wielu żartów na temat gry tak łatwej, że nie da się w niej zginąć, tak tu nasz kumpel może nas podnieść z ziemi tylko raz na jakiś czas, co nadaje grze wiekszego realizmu a to właśnie ten ostatni element był przyczyną kpin jednego gracza, który po premierze Far Cry 5 postanowił porównać go z Far Cry 2.
Wróciłem do tego dziesięcioletniego dziadka z zamiarem zdobycia wszystkich diamentów w całym świecie gry. Kilka lat temu zdobyłem ich 985 i nie korzystałem nawet z żadnych map w tym celu. Dzięki temu czułem się jak prawdziwy poszukiwacz skarbów, który nieraz dwoił się i troił nad tym, jak zdobyć diament, którego obecność w okolicy sygnalizowała nasza komórka. Do dziś pamiętam, że w niektóre trudne miejsca mogłem dotrzeć tylko za pomocą lotni. Jak się okazało nie znalazłem raptem 15 diamentów w całej grze a wynika to z tego faktu, że we francuskiej strzelaninie pierwszoosobowej mamy do wykonania 12 zabójstw na zlecenie. Gdybym 6 lat temu wiedział, że nie odebranie telefonu z takim specjalnym zlecenieniem jest równoznaczne z tym, że tracimy na zawsze szansę na jego wykonanie grałbym w Far Cry 2 trochę inaczej.
Nie ma jednak tego złego, co by na dobre nie wyszło. Dziś jestem zupełnie innym człowiekiem niż wtedy. Korzystam z poradników, więc teraz przynajmniej wiem jak znaleźć te wszystkie świecidełka, które pomogą mi w stworzeniu jednoosobowej armii uzbrojonej po zęby.
Jestem typem gracza, który nie lubi zostawiać po sobie niedokończonych spraw, dlatego też Far Cry 2 jest moim growym priorytetem, jeśli nie do końca tego roku, to przynajmniej do premiery Dragon Questa XI, na którego czekam już 12 lat. Niech ta gra w końcu wyjdzie, bo ona bardzo szybko sprawi, że zapomnę o takich jrpgowych tuzach jak Persona 5 i Nier: Automata.
Życzę wszystkim udanego weekendu, oczywiście nie tylko przy grach. Zachęcam Was do dzielenia sie w komentarzach wrażeniami z aktualnie ogrywanych gier. Pamietajcie, że moje wpisy to jedynie zachęta do tego, abyśmy mogli podyskutować o tym, w co aktualnie gramy.