- Zrobiła się z tego ogólnonarodowa debata i dość poważna emocja, którą dobrze rozumiem - mówił o bobrach na sobotnim (28.09) nadzwyczajnym posiedzeniu rz�du Donald Tusk. W ubiegłym tygodniu premier stwierdził, że potrzeba szybkich zmian, jeśli chodzi o obecność tych zwierząt na wałach. I jak zapowiedział, tak zrobił.
- To nie jest pierwszy taki przypadek - patrzę na panią minister środowiska - że czasy dla bobrów były ciężkie przez ostatnie lata. Nasi poprzednicy wysłali na tamten świat ponad 8 tysięcy bobrów. Sprawa jest poważna. (…) Wojewoda zachodnio-pomorski wnioskował o możliwość odstrzału w sytuacji, w której stwierdzono by, że wał jest zagrożony z powodu pracy bobrów.
- Żaden bóbr nie ucierpiał - powiedział premier, który zamyślił się na chwilę i potworzył: - Żaden bóbr nie ucierpiał. Po chwili Tusk dodał, że możliwość odstrzału bobrów "otworzono, ale nie po to, aby jej nadużywać".
- Podjąłem też decyzję w porozumieniu z ministrem Klimczakiem, że wszystkie wały, które będą odbudowywane lub budowane na nowo, będą zabezpieczone odpowiednimi instalacjami, siatkami, konstrukcje będą inne, po to, żeby bobry nie mogły robić szkód w wałach. Wtedy nie będzie potrzeby neutralizacji bobrów - powiedział.
Mówiąc krótko, będzie dobrze panie bobrze. Nie będzie powodu do podnoszenia alarmu
- podsumował Donald Tusk.
Ministerka klimatu i środowiska Paulina Hennig-Kloska również zabrała głos, by potwierdzić słowa Donalda Tuska. - 8030 bobrów odstrzelono w latach 2016-2023. Nie jesteśmy w stanie na szybko sprawdzić, jakie były powody, ale na pewno można stwierdzić, czy była taka konieczność. My traktowaliśmy to absolutnie jako ostateczność i sięgalibyśmy po takie środki tylko wtedy, gdyby trzeba było ratować życie i zdrowie ludzi. Na szczęście nie było takiej potrzeby. Wczoraj rozmawiałam z wojewodą zachodnio-pomorskim i mówił, że nie podejrzewa, że miałby z tej zgody korzystać. Czyli żaden bóbr nie ucierpi wskutek powodzi - powiedziała ministerka.
"Twierdzenia premiera o przypisywaniu bobrom roli w powodziach przy tak wielkich opadach są piramidalną bzdurą wymyśloną na gorąco" - skomentował dla Gazeta.pl wypowiedź premiera z poprzedniego tygodnia dr Andrzej Czech, doktor nauk biologicznych i badacz bobrów. "Nie tylko w Polsce bobry występują, a chyba tylko w Polsce szef rządu może wypowiadać takie bzdury. Podejrzewam, że stoi za nim lobby łowieckie, które chętnie podejmie się 'zadania związanego z redukcją bobrów', podobnie jak było to w przypadku dzików" - dodał ekspert.
Zdaniem doktora Czecha wały powinny być na bieżąco konserwowane zgodnie z określonymi wytycznymi. "Po drugie ich zabezpieczenie przed kopaniem przez bobry, lisy, borsuki, karczowniki i jakiekolwiek inne zwierzęta jest banalnie proste i tanie. Wystarczy wkopywać metalowe siatki, co jest powszechnie stosowane w wielu krajach na świecie" - opisał badacz.
"W przypadku zorganizowanego zabijania bobrów poniesiemy niepowetowane straty środowiskowe wynikające z redukcji naturalnej retencji wody i zapobiegania suszy, zwiększenia zagrożenia powodzią, spadku bioróżnorodności oraz naruszenia prawa krajowego i międzynarodowego, nie wspominając o nieskuteczności tych działań" - podkreślił dr Andrzej Czech. Badacz przypomniał, że bobry odgrywają "kolosalną, a niedocenianą rolę w gromadzeniu ponad 200 milionów m3 wody w najbardziej newralgicznych miejscach w Polsce". "Pozbycie się tego sojusznika w trakcie kryzysu klimatycznego będzie totalnym idiotyzmem" - podsumował ekspert.