Antywojenna ba��

Ju� w kinach animowane arcydzie�o "Krocz�cy zamek Hauru" Hayao Miyazakiego, kt�ry kilka dni temu zosta� uhonorowany w Wenecji Z�otym Lwem za ca�okszta�t tw�rczo�ci. Wcze�niej jego "Spirited Away" by�o pierwszym filmem animowanym w historii, kt�ry dosta� g��wn� nagrod� na festiwalu w Berlinie

Do księgarń jednocześnie trafiła książka walijskiej pisarki Diany Wynne Jones, można więc porównać obie wersje tej samej opowieści.

Zarówno powieść Jones, jak i film Miyazakiego opowiadają o dziewczynce imieniem Sophie żyjącej w świecie przypominającym Europę z początku XX stulecia, w której występują czarodzieje i czarownice. Przypadek stawia na drodze Sophie przystojnego czarodzieja-kobieciarza imieniem Howl (w japońskiej transkrypcji - Hauru).

O ile książka skupia się na wątku romansowym, film pokazuje fascynujące tło owego romansu - jest nim niezgoda Hauru na wojnę, którą rozpętują władcy baśniowego świata. Ważnym szczegółem - typowym właśnie dla Miyazakiego - jest to, że Hauru nie życzy zwycięstwa żadnej konkretnej stronie, nie życzy sobie wojny w ogóle.

To jest akcent doskonale znajomy tym, którzy oglądali inne jego filmy, jak: "Mój sąsiad Totoro", "Nauzykaa z doliny wiatrów" czy "Księżniczka Mononoke". Jeśli w tych filmach pojawia się jakiś zbiorowy konflikt, to podział między postacie pozytywne i negatywne przebiega dokładnie w poprzek barykady. Pozytywni są ci, którzy dążą do pokojowego rozwiązania konfliktu - negatywni są ci, którzy próbują go podsycać. To jest zgodne ze światopoglądem reżysera, który nie odebrał Oscara dla swego arcydzieła "Spirited Away" w prote�cie przeciw polityce zagranicznej USA. Fascynujące jest to, w jaki sposób Miyazaki przedstawia swoje wyraziste poglądy polityczne. Nikt tutaj nie staje na skrzynce po jabłkach i nie wygłasza płomiennych przemówień, ale nie da się uniknąć mówienia o tych poglądach, po prostu przedstawiając fabułę.

Dziewczynka z kłopotami

Ulubionym bohaterem w filmach Miyazakiego jest dziewczyna, która wprawdzie sama ma wielkie kłopoty, ale bardziej martwi się o kogoś innego (kto pozornie ich nie ma).

Sophie, główna bohaterka "Kroczącego zamku Hauru", na początku tej opowieści zostaje zaczarowana przez złą wiedźmę - tak że z nastolatki staje się zgrzybiałą staruszką. Zdawałoby się, że to ona zasługuje na współczucie. Sophie tymczasem martwi się cierpieniem czarodzieja, który jest kimś w rodzaju magicznego playboya komfortowo żyjącego w swoim ruchomym zamczysku.

Wyczuwając melancholię samotności, którą Hauru maskuje ekscentrycznym stylem życia, Sophie zabiera się do rozwiązywania jego problemów. A kiedy wiedźma, która skrzywdziła ją na początku, sama wpada w kłopoty, okazuje także jej swoją pomoc.

Zgodnie ze światopoglądem Miyazakiego największą wadą jest chciwość i egoizm, najważniejszą zaletą zaś altruizm i empatia.

Bohaterki Miyazakiego mają tę niezwykłą cechę, że identyfikują się z nimi widzowie niezależnie od płci i wieku. Przedszkolak może nie zrozumieć całej złożoności fabuły, ale rozpozna siebie w dziewczynce starającej się pomagać innym mimo skromnych własnych możliwości.

Sztuka i hamburgery

Mamoru Oshii, reżyser innej sławnej japońskiej animacji ("Ghost In The Shell"), kpił, że Miyazaki jako reżyser zachowuje się tak samo jak kiedyś jako działacz związku zawodowego animatorów - każdy film to dla niego kampania, w której się "organizuje masy, wytycza strategię i robi czystkę wśród zdrajców". W głośnym wywiadzie z 1995 roku Oshii wyraził wręcz wątpliwość, czy w gospodarce rynkowej jest miejsce dla takich artystów. Nie mógł wybrać gorszego momentu dla swojej kpiny - kolejne filmy Miyazakiego biły rekordy kasowe.

W 1997 roku Studio Ghibli - firma założona przez Miyazakiego i jego wieloletniego współpracownika Isao Takahatę - podpisało kontrakt z Disneyem, za sprawą którego amerykański gigant wziął na siebie światową dystrybucję. Miyazaki naciskał jednak, by Disney nie zmieniał czegokolwiek w filmach (jak głosi hollywoodzka plotka, przysłał producentowi Harveyowi Weinsteinowi samurajski miecz ze słowami ŻADNYCH CIĘĆ! wygrawerowanymi na ostrzu). Nie zgadza się też na wykorzystanie jego filmów do merchandisingu - nie będzie zestawów "happy meal" w McDonald's z Totoro czy Hauru.

Baśń na serio

Choćby po tym ostatnim widać, że Miyazaki traktuje swoją sztukę bardzo serio - ale to przekłada się na jakość jego filmów.

Mimo całego postępu, jaki się dokonał w technikach komputerowych, filmy Miyazakiego dzięki benedyktyńskiej pracy rysowników wciąż są animowane w tradycyjny sposób. Paradoksalnie właśnie ta staroświeckość przydaje jego filmom widowiskowości - żaden komputer świata nie wyczaruje tak porywających pejzaży jak płonące okopy fantazyjnej wojny w "Kroczącym zamku Hauru".

Jest jakaś niezwykła symetria w tym, że na początku XX wieku najwybitniejszym animatorem świata został Walt Disney, którego filmy sławiły indywidualizm w stylu amerykańskim i który poza ekranem zachowywał się zgodnie z ich duchem: tworzył bezwzględnie działającą korporację pozywającą do sądu przedszkola za to, że na ścianach pojawiła się "piracka" Myszka Miki.

Na początku następnego stulecia najwybitniejszym animatorem świata został twórca potępiający egoizm i rezygnujący z zysków, jeśli wymagałyby traktowania własnego dzieła jak dodatku do hamburgera.

Na szczęście dla widzów Miyazaki nie dotrzymuje kolejnych deklaracji o przejściu na emeryturę. Jego ostatnim filmem miała być "Księżniczka Mononoke", potem - "Spirited Away". Mam nadzieję, że po "Ruchomym zamku Hauru" stworzy jeszcze coś równie pięknego, bo to jeden z tych filmów, po których chce się wciąż wracać i wracać do fikcyjnego świata.