Wicepremier z Samoobrony u zwi�zkowc�w z OPZZ

Zmian antypracowniczych nie popr� - m�wi� Andrzej Lepper na kongresie OPZZ

Trzydniowy kongres OPZZ zaczął się wczoraj w Warszawie. Związkowcy zaprosili na zjazd premiera Kazimierza Marcinkiewicza. Nie otrzymali jednak odpowiedzi, szukano więc rozwiązania: jak honorowo przyjąć afront, a zarazem podjąć wysokiego oficjela. Zaproszony został szef Samoobrony Andrzej Lepper, przy okazji wicepremier. Gdy wszedł na salę obrad, powitano go umiarkowanymi brawami.

- Też jestem związkowcem - schlebiał sali wicepremier. Przypomniał, że górniczy działacz OPZZ Rajmund Moric jest posłem Samoobrony. - Nie myślcie, że jak jestem członkiem rz�du, to zapomniałem o ludziach - mówił Lepper. I obiecał: - Jeżeli pojawią się zmiany ograniczające prawa pracownicze, żadna umowa nie będzie mnie wiązać. W obronie tych praw będziemy zawsze stawać.

Lepper wzywał OPZZ do dialogu z rządem, ale i rozgrzeszył ewentualne protesty związkowców. - Sam z tego prawa korzystałem - przypomniał. Dodał, że jest "człowiekiem lewicy - nowoczesnej, postępowej, patriotycznej i tolerancyjnej".

Gdy Lepper przemawiał, działacze ZNP rozpostarli transparent z żądaniem odwołania szefa MEN Romana Giertycha.

Kongres wybierał nowe władze. O przywództwo walczyli dotychczasowy szef Jan Guz oraz wiceszef związku, b. poseł SLD Jan Kisielewski.

Guz uchodził za faworyta. Miał za sobą poparcie ośmiu branż (wszystkich jest 12). W swym przemówieniu atakował władzę za budowę "specyficznego kapitalizmu", który prowadzi do bezrobocia i ograniczenia praw pracowniczych. Oskarżał jednak głównie rządy SLD: - Nie muszę mówić, jakie słowa cisną się na usta każdemu związkowcowi, gdy słyszy o planie Hausnera - kpił.

Pochwalił jednak nowe kierownictwo Sojuszu. - OPZZ i SLD mogą być osią odbudowy silnej formacji lewicowej - oświadczył.

Obecny rząd Guz wezwał do dialogu. - Alternatywą jest rewolucja i kryterium uliczne - groził.

Związkowcy są jednak wstrzemięźliwi w ocenie obecnego rządu. Bardziej zajęci są swoimi problemami - zwłaszcza zapaścią finansową i anachroniczną strukturą. Mówił o tym b. szef OPZZ Maciej Manicki, który nie mógł przebić się z projektem reformy związku i dwa lata temu ustąpił.

- Jesteśmy silni naszą niemocą. Chcąc ją ukryć, angażujemy się w politykę, zawiązując sojusze, w których zawsze byliśmy instrumentalizowani. Sami siebie oszukujemy - krytykował Manicki.

Gdy zamykaliśmy to wydanie "Gazety", trwały wybory szefa OPZZ.