Media: Prokurator w maju obj�� nadzorem post�powanie ws. �o�nierzy. Twierdzi, �e nie zna� szczeg��w

Zast�pca prokuratora generalnego ds. wojskowych Tomasz Janeczek w maju osobi�cie obj�� nadzorem post�powanie - informuje tvn24.pl. On sam jednak twierdzi, �e szczeg��w w tej sprawie dowiedzia� si� dopiero z medi�w.

Prokuratura Krajowa dysponuje pismem Tomasza Janeczka, w którym informuje on, że obejmuje nadzorem śledztwo dot. żołnierzy zatrzymanych na granicy z Białorusią - dowiedział się Maciej Duda, dziennikarz tvn24.pl i "Superwizjera" TVN.

Zobacz wideo Nowy rząd, stare push backi – na granicy bez zmian

Media: Prokurator w maju objął nadzorem postępowanie ws. żołnierzy. Twierdzi, że nie znał szczegółów

Jak podkreśla, z dokumentu tego wynika, że "29 kwietnia zastępca dyrektora ds. wojskowych w Prokuraturze Krajowej Mieczysław Śledź zwrócił się do Janeczka z prośbą o objęcie zwierzchnim nadzorem służbowym śledztwa Prokuratury Okręgowej w Warszawie". 6 maja prok. Janeczek miał wyrazić na to zgodę.

Do takich samych informacji dotarła Wirtualna Polska. W rozmowie z WP prokurator potwierdził, że podpisał takie pismo o nadzorze, ale jednocześnie przekonuje, że nie miał szczegółowej wiedzy o całej sprawie. Jak podkreślił, informacja, którą otrzymał, była bardzo ogólna. Dodał jednak, że dotyczyła postępowania przeciwko dwóm żołnierzom podejrzanym o czyn art. 231 Kodeksu karnego, czyli przekroczenia uprawnień lub niedopełnienia obowiązków. Zastępca prokuratora generalnego ds. wojskowych przekazał, iż w piśmie była informacja, że czyn polegał na użyciu wbrew przepisom i rozporządzeniom broni palnej na granicy w sposób alarmowy. - Tym bardziej napisałem zgodę, żeby to postępowanie nie umknęło i referent nad tym czuwał i ślad się urywa na tym. Z tego kompletnie nic nie wynikało - powiedział Wirtualnej Polsce.

Przypomnijmy, Tomasz Janeczek to człowiek Zbigniewa Ziobry powołany pod koniec kadencji PiS.

Nieoficjalnie: Janeczek w maju objął nadzorem postępowanie ws. żołnierzy. Sam twierdzi, że szczegóły zna z mediów

Przeczy to czwartkowym wypowiedziom zastępcy prokuratora generalnego ds. wojskowych. W rozmowie z portale wpolityce.pl stwierdził, że o kulisach tej sprawy dowiedział się dopiero z mediów, a wcześniej otrzymał jedynie ogólną informację, bez szczegółów. - To jest sytuacja niedopuszczalna. Przecież szczegóły tak bulwersującej sprawy powinny być mi przekazane. Mówię to w sposób stanowczy, moja wiedza w tym przedmiocie była żadna - podkreślił. Janeczek twierdził, że gdyby taką wiedzę posiadał, to reagowałby "stosownie i adekwatnie". - To skandal, że do takiej sytuacji doszło. Już na pierwszy rzut oka można stwierdzić, że te działania wobec obrońców polskich granic, wobec żołnierzy, był niczym nieuzasadnione i nie miały podstawy prawnej. Gdym posiadł wiedzę w stosownym czasie, to moja reakcja byłaby natychmiastowa - podkreślił.

Jeszcze wcześniej wydał on oświadczenie. "Po zapoznaniu się z publikacją portalu Onet pt. 'Polscy żołnierze zakuci w kajdanki na granicy z Białorusią. W wojsku wrze' wydam polecenie niezwłocznego dostarczenia mi akt sprawy, w której obrońcy granicy usłyszeli zarzuty przekroczenia uprawnień i narażenia życia innych osób. Działanie prokuratury w tej sprawie wzbudziło niezwykle duże kontrowersje i musi zostać pilnie przeanalizowane w trybie nadzoru służbowego" - przekazał prokurator. Zastępca prokuratora generalnego ds. wojskowych stwierdził w dalszej części, że "nie był w żaden sposób poinformowany zarówno o zajściach na granicy, jak i o późniejszych krokach procesowych podjętych przez prokuratora".

Żołnierze oddali strzały ostrzegawcze na granicy z Białorusią. Zostali zatrzymani

Onet opublikował tekst dot. zatrzymania żołnierzy. Miało do tego dojść na przełomie marca i kwietnia na odcinku granicy z Białorusią w okolicy miejscowości Dubicze Cerkiewne. W trakcie jednego z patroli na polską stronę przedostała się grupa około 50 mężczyzn. Żołnierze wystrzelili kilka strzałów ostrzegawczych do góry. Kiedy to nie pomogło, oddali strzały przed nimi w ziemię. Migranci się ostatecznie wycofali. Straż Graniczna powiadomiła jednak Żandarmerię Wojskową. - Trzech chłopaków z kompanii wyprowadzono w kajdankach jak bandytów. Wobec dwóch z nich ruszyły postępowania, zostali zawieszeni. Wyszli z aresztu tylko dlatego, że w batalionie zrobiliśmy zrzutkę, żeby im prawnika załatwić, bo dowódca nie był zainteresowany, aby im w jakikolwiek sposób pomóc. Żołnierze nie są prawnie chronieni przez przełożonych. Przecież w jednostkach są radcy prawni, ale oni żołnierzom nie pomagają. Dlatego morale leży - podkreślił informator serwisu. Ministerstwo Obrony Narodowej potwierdziło, że do takiego zdarzenia rzeczywiście doszło.

Wi�cej o: