George R. R. Martin wytyka Gwiezdnym wojnom brak ładunku emocjonalnego. Chodzi o śmierć miliardów postaci
George R. R. Martin odniósł się do zarzutów, jakoby zbyt często uśmiercał postacie w swoich książkach. Jego zdaniem w Gwiezdnych wojnach zabijanie ma miejsce w zdecydowanie większych ilościach i jest pozbawione emocji.
Gdy czytamy książki George’a R. R. Martina, nigdy nie wiemy, kiedy i gdzie zginie jakaś postać. Straszny los może spotkać zarówno pobocznego bohatera, jak i tego głównego, który dotychczas napędzał fabułę. Z tego powodu w stronę autora kierowano zarzuty, że za bardzo lubuje się w takim traktowaniu wymyślonych postaci. Według Martina Gwiezdne wojny są pod tym względem jeszcze gorsze (vide STartefacts).
Autor niedawno wystąpił w podcaście BANGCAST. Podczas dyskusji pojawił się wątek przesadnego zabijania bohaterów. Martin powiedział, że liczba śmierci w jego serii nie jest większa niż w innych popularnych markach, a w przeciwieństwie do np. Gwiezdnych wojen, u pisarza te śmierci niosą ładunek emocjonalny:
Mówiłem o tym już w innych wywiadach. W Gwiezdnych wojnach zabijają więcej postaci niż ja. Już na samym początku pierwszego filmu cała planeta Alderaan zostaje zniszczona. To ucywilizowane miejsce z miliardami mieszkańców i oni ich wszystkich zabili. Tam jednak nie ma żadnych emocji poza: „Ok, wysadzili planetę, więc są źli”.
George R. R. Martin uzupełnił swoją odpowiedź, twierdząc, że fani wyolbrzymiają zabijanie w jego książkach. To niepewność w tym, kto zginie, oraz realizm śmierci buduje odpowiednie napięcie. Poza tym autor chce, żeby w każdym przypadku pojawiały się emocje, nawet jeśli czytelnikom przedstawia się odejście osoby, która jednoznacznie źle się kojarzy.
Każdy, kto miał kontakt z powieściami Martina, może się zgodzić, że śmierć pewnych postaci zdawała się być całkowicie przypadkowa lub przecząca popularnej zasadzie, zgodnie z którą główny bohater zawsze jakoś sobie poradzi. Wraz z premierą The Winds of Winter dowiemy się, czy autor dalej w ten sposób potrafi zaszokować czytelników.