Po spędzeniu w Deadlock 10 godzin wiem już, czym i dla kogo jest ta gra. Niestety, ja odpadłem
Valve postanowiło zaserwować nietypowe połączenie dwóch gatunków. Deadlock nie jest tytułem dla każdego, ale z pewnością znajdzie swoją niszę. Trafia bowiem idealnie pomiędzy Valoranta a League of Legends. Uprzedzam jednak o wysokim progu wejścia!
Udało mi się zagrać w grę, która do niedawna „nie istniała”! A przynajmniej nie została oficjalnie zaprezentowana i dopiero ostatnio doczekała się własnej strony na Steamie. Mowa oczywiście o Deadlocku, czyli najnowszym tworze Valve. „Twór” to dobre określenie, bo deweloperzy postanowili poeksperymentować z dwoma gatunkami: hero shooterem oraz MOB-ą. W efekcie wyszła produkcja, która zdecydowanie spodoba się części z Was. Ja z kolei raczej już nigdy więcej w nią nie zagram.
Nie jest to Team Fortress 3
Deadlock stoi na gatunkowym pograniczu. Valve najwidoczniej zapragnęło zrobić e-sportowego hero shootera, który będzie popularniejszy od takiego Overwatcha. Dlatego rozłożono go na czynniki pierwsze i uznano, że dodanie elementów MOB-y będzie dobrym pomysłem. Zagalopowano się jednak i teraz gra jest nimi wypakowana do granic możliwości, przypominając bardziej skomplikowaną wersję Smite’a lub zamkniętego Paragona (swoją drogą, wskrzeszonego jako Predecessor).
Gdybym miał jednym zdaniem opisać Deadlocka, napisałbym – Dota 2, tyle że hero shooter. Niemal natychmiast zrozumiałem, że tytuł ten ma naprawdę wysoki próg wejścia i jeszcze wyższe wymagania, aby jako tako go opanować. Spędziłem z nim 10 godzin i wciąż miałem problem, by odnaleźć się w chaosie, który ma miejsce na ekranie. Początek jest naprawdę przytłaczający i jeśli komuś wydaje się, że wystarczy skupić się na aspekcie hero shootera, to srodze się zawiedzie.
Prawdziwa rozgrywka w Deadlocku opiera się właśnie na elementach MOB-y. W meczu bierze udział dwanaście osób, a mapa podzielona została na cztery alejki. Na razie nie ma jeszcze określonych ról postaci, chociaż już widać pewne archetypy. Całość uzupełnia kupowanie przedmiotów niczym w Paladins, dżungla (w tym przypadku taka miejska), a także absolutnie kluczowa rzecz – zabieranie dusz przeciwnikowi.
Dusze to waluta, za którą nabywamy ekwipunek i która dosłownie wypada z pokonanego mobka. Możemy w nią strzelić, aby szybciej ją zainkasować, ale wróg również może to zrobić, chcąc zablokować nam zarabianie. Nagle walka na linii nie polega tylko na szturchaniu rywala, ale również na przeszkadzaniu mu w zgarnianiu dusz oraz zabezpieczaniu własnych. A to dopiero początek!
Dota 2 jako hero shooter?
Deadlock oferuje mnóstwo możliwości już na poziomie samego poruszania się. Podwójny skok? Ślizg? Szybki unik w bok? Kucanie? Podpięcie się do tyrolki i zjazd na linie? Jest tu wszystko, a do tego dochodzą jeszcze umiejętności konkretnego bohatera. Nie wystarczy przemieszczać się, wciskając WASD, i używać czterech zdolności herosa, bo całość uzupełniają przedmioty aktywowane! Oczywiście należy również pamiętać o precyzyjnym celowaniu – gra premiuje trafianie w głowę.
W moim odczuciu jest tego zwyczajnie za dużo i z tego powodu miałem problem z odnalezieniem się w Deadlocku. Nie jest to bowiem ani hero shooter, ani MOBA, tylko coś pomiędzy. Mecze trwają średnio 30–40 minut, chociaż mogą się przedłużyć nawet do godziny. Dla gatunku MOBA to standard, ale jak na hero shooter to nieco za długo. Zwłaszcza że na ten moment brakuje konkretnych mechanik umożliwiających „comeback”, więc jeśli jedna drużyna zyska przewagę, to trudno się odbić.
Nie byłoby to takim problemem, gdyby nie fakt, że końcowa faza rozgrywki wydaje się sztucznie przeciągana i ciężko skończyć mecz szybciej, oszczędzając sobie wstydu i zmęczenia. Przyznaję bowiem, że po 35-minutowej sesji z Deadlockiem byłem wykończony. Na ekranie działo się mnóstwo rzeczy, większość postaci skakała niczym Genji, co chwilę coś eksplodowało, a początkowo przydługi TTK (time-to-kill) nagle drastycznie przyśpieszył. Byłem totalnie przebodźcowany. Może to wiek daje mi się już we znaki i zwyczajnie jestem za stary na taką dawkę atrakcji?
Mimo tego marudzenia widzę, że Valve przygotowało ciekawą mieszankę, która zwyczajnie działa. Mnogość mechanik oraz rozwiązań może przytłoczyć, ale to nie tak, że nie współgrają ze sobą lub się wykluczają – nie, po prostu czynią grę skomplikowaną i więcej od nas wymagającą. To z kolei może budzić zainteresowanie osób, które akurat wyzwania oczekują.
W tym wszystkim muszę zaznaczyć, że moim zdaniem pozycja ta spokojnie obroniłaby się również, gdyby trzymała się bliżej gatunku hero shooter – nadal nie brakuje osób czekających na Team Fortress 3. Zdaję sobie jednak sprawę, że w takim przypadku Deadlock miałby większą konkurencję, wszak ten typ gier przeżywa ostatnio renesans. Nie zdziwiłbym się również, gdyby Valve było wtedy krytykowane, że spóźniło się o 10 lat. Dlatego nie mam za złe, że zagrałem w coś oryginalnego, co raczej (mam nadzieję!) nie podzieli losu Artifacta. Zwyczajnie godzę się z myślą, że to gra nie dla mnie.
Valve’owska mieszanka
O gustach podobno się nie dyskutuje, ale nie mogę odpuścić sobie skomentowania grafiki Deadlocka. Mamy tu miszmasz, który łączy estetykę fantasy, SF, steampunku i Gaben wie czego jeszcze. Niestety, żadna postać mnie nie przyciągnęła i nie wydała się wyrazista. Takiego Overwatcha można krytykować, ale tytuł Blizzarda miał (przynajmniej na początku) charakter. W dziele Valve brakuje mi jakiejś wspólnej linii tematycznej. Pod tym względem Dota 2 prezentuje się znacznie lepiej, ale znów – to jeszcze nie jest ukończony produkt.
Zapewne aspekt wizualny zostanie dopracowany, w końcu na tym etapie liczy się przede wszystkim mechanika oraz feeling gry. Z pewnością chciałbym, aby mobki prezentowały się lepiej, podobnie jak maszyny broniące alejek czy stwory w miejskiej dżungli. Na ten moment polecam traktować Deadlocka jak prototyp mający zaprezentować gameplay, bo grafika na tym etapie nie jest najważniejsza. Mam jednak nadzieję, że Valve o niej nie zapomni.
Koniecznie muszę wspomnieć o sporym potencjalne e-sportowym! Deadlock zapowiada się na przyjemny tytuł nie tylko do grania, ale również kibicowania. Już teraz można wskoczyć jako obserwator do meczów obcych osób, do tego obecny jest tryb treningowy i mnóstwo statystyk. Czekając na odrodzenie się po śmierci, warto uruchomić powtórkę. Valve wyposażyło grę w sporo narzędzi oraz nie ukrywa informacji o współczynniku KDA, zachęcając graczy do poprawiania swoich wyników.
Na szczęście z wbudowanego komunikatora głosowego nie musicie korzystać, chociaż na razie nikt na czacie jeszcze nie krzyczał do mnie, że zaprosił moją mamę na kawę. Jestem jednak przekonany, że z czasem ulegnie to zmianie, ale na szczęście w ustawieniach można tę opcję wyłączyć. Znajdziecie tam zresztą niemało rzeczy do konfiguracji.
Dla kogo jest Deadlock?
Jestem w stanie w pełni zrozumieć osoby, którym Deadlock zwyczajnie przypasuje. To, że mnie nie przypadł do gustu, nie oznacza, że uważam go za złą grę. Nie, w moim przypadku to kwestia preferencji, ale dzieło Valve ma potencjał, żeby znaleźć grono fanów. Nie bez powodu porównuję ten tytuł do Doty 2, skąd podebrano część mechanik i najwidoczniej również profil docelowego gracza. Co mam na myśli?
Słysząc o gatunku MOBA, pewnie pomyślicie o popularniejszym League of Legends, jednak Dota 2 cały czas znajduje się w czołówce rankingów na Steamie, codziennie bowiem uruchamia ją tam setki tysięcy graczy. Jestem przekonany, że z Deadlockiem będzie podobnie. Nie każdego zapewne zachwyci ze względu na swoją specyfikę, ale już teraz zainteresowanie nim jest spore, a jak jeszcze zostanie dopracowany (obecnie to bardzo wczesna wersja), na pewno znajdzie swoją niszę.
Nie założyłbym się jednak o to, że Deadlock zdetronizuje jakikolwiek tytuł z gatunku MOBA czy hero shooter. Moim zdaniem celuje w typ gracza, który potrzebuje czegoś bardziej wymagającego, gdzie faktycznie mają znaczenie i indywidualne umiejętności, i znajomość mechanik. To taki złoty środek dla osób szukających czegoś pomiędzy Valorantem a League of Legends, co mogę określić jako „hard to play, harder to master”.
Nie zdziwię się również, gdy każdy zechce wypróbować Deadlocka z czystej ciekawości, aby sprawdzić, co tam Valve pichci. I niektórzy mogą się zaskoczyć, kiedy ten posiłek faktycznie im zasmakuje, mimo że wygląda niepozornie. Dlatego nie dajcie się zwieść mojemu kręceniu nosem, bo ten projekt faktycznie ma potencjał, zwłaszcza na e-sportowej scenie, o której Valve ewidentnie myśli. Nie oczekujcie jednak casualowej produkcji, tylko takiej Doty 2 ze strzelaniem.
P.S. Chciałbym podziękować pewnemu użytkownikowi, który nie chciał ujawniać swojego nicku, za zaproszenie do Deadlocka!