Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM
Recenzja gry 13 kwietnia 2005, 10:08

autor: Krzysztof Gonciarz

Driver 3 - recenzja gry na PC

Mamy do czynienia z kolejną „róbta-co-chceta” gierką gangsterską, reprezentantem osobliwego nurtu city-simów, połączeniem samochodówki z TPS-em. Wcielamy się w gliniarza, który inwigiluje mafię złodziei samochodów...

Recenzja powstała na bazie wersji PC.

Instalacja Driv3ra, która w efekcie pochłonęła niemal jedną dwudziestą mojego stu gigowego dysku, sama w sobie była dość osobliwym przeżyciem. Wszystko byłoby może w porządku, gdyby nie wątpliwej jakości muzyczka lecąca w tle i nie dająca się nijak wyłączyć. Ten przeciętny motyw, z odstraszająco syntetyczną partią pianina na pierwszym planie, w trakcie kilkunastominutowego kopiowania plików na dysk został powtórzony w całości chyba z 10 razy. Nie jestem pewien, jako że po pięciu zapętleniach zmuszony zostałem do odszukania bodaj nigdy nie używanej funkcji „Mute” w Windowsach. Siedziałem więc jak ten kołek w ciszy i gapiłem się na pasek postępu instalacji. W końcu poszedłem zrobić kawę. To w końcu miała być długa noc z dobrą grą. Wytrzymałem pół godziny. Poszedłem spać myśląc sobie, że na coś takiego muszę być naprawdę wypoczęty.

Rzadko zdarza się w tej naszej wciąż rozrastającej się branży, by gracze dostali w swoje łapska coś zgoła innego, niż się spodziewali. Przewidywania i zapowiedzi zazwyczaj są mniej więcej trafne, a wiele gier wprawne oko jest w stanie wstępnie ocenić już po kilku screenach. Wiem, brutalny jestem. Wiadomo, można spekulować, że taki Doom 3 na przykład zawiódł pewną część wypatrującej go tłuszczy. Nie chodzi mi tu o taką skalę „wtopy”. Wszyscy *mniej więcej* wiedzieli, na co będzie stać ID Software i *mniej więcej* wszystko się spełniło. Podobnież, nasze antycypacje na temat Driv3ra wydawały się słuszne. A tu buch. Wszystkim dookoła ślinka cieknie, że konkurencja dla GTA, że samochody, że pościgi, że wszystko. Figa, powiadam Wam. Z niedowierzaniem oglądam wypuszczane przez developerów kilka miesięcy temu screeny. Przecieram oczy, rzucając oczy na entuzjastyczne previewy na różnych serwisach tematycznych. To nie tak miało być. Czy ja na pewno mam właśnie tę grę?

Markowy wyraz twarzy Tannera, zatytułowany „No co, k<>wa?”.

Jak wszyscy doskonale wiedzą, mamy do czynienia z kolejną „róbta-co-chceta” gierką gangsterską, reprezentantem osobliwego nurtu city-simów, połączeniem samochodówki z TPS-em. Wcielamy się w gliniarza nazwiskiem Tanner („granego” przez Michaela Madsena), który inwigiluje mafię złodziei samochodów, wykorzystując swe (nasze) nieprzeciętne talenty w panowaniu nad czterema kółkami. Taa, policjant wkradający się pod przykrywką w łaski mobsterów. Takie to oryginalne, jak śledź po japońsku z Japonii. Pomijając już fakt wtórności i absurdalności (aby zdemaskować ową szajkę, zmasakrujemy przecież trzy niczego nie świadome metropolie, zabijając przy tym dziesiątki cywilów i stróżów prawa) fabuły, pozostaje jeszcze postać głównego bohatera, mogąca śmiało kandydować do nagrody „Buraka 2005”. Powaga, dawno nie widziałem tak niesympatycznej i denerwującej postaci głównego bohatera w grze. Gość jest twardy, to fakt, ale jego charyzma plasuje się gdzieś na poziomie Kondrata w „Operacji Samum”.

Kryzys przenosi się zresztą na pozostałe osoby dramatu, mówiące do nas znanymi i lubianymi głosami (Mickey Rourke, Iggy Pop...), których kreacje zostały brutalnie sprowadzone do poziomu filmów klasy B. I mean it. Miało być Bad boys na PC? Niestety, analogii filmowej nie będzie. Za dużo tu bezsensownych dysonansów. Z jednej strony gra ma być „ostra” – bezkompromisowy glina w roli głównej, który nie waha się komuś ostro przyp<> kiedy trzeba. Kontrastuje z tym cukierkowy feeling gry, stroniący od uwidocznionej brutalności, krwi, erotyzmu, wszystkiego, co dodaje kinu akcji szczyptę pieprzu. Taki kryminał dla 13-latków. Filmów o tak głupim scenariuszu nie kręci się nawet w Hollywood.

Momentami gra wygląda naprawdę nieźle. Szkoda, że tak rzadko.

Główną oś gry stanowi tryb „Undercover”, będący właściwą kampanią złożoną z 25 połączonych fabularnie misji. Poza nim, mamy do dyspozycji kilka arcade’owych przygrywek w stylu „szybki pościg”, „szybka ucieczka”, parę rodzajów wyścigów itp. Dobrze, że zdecydowano się zawrzeć w grze takie dodatki. Choć nie są rewelacyjne, dodają nieco długowieczności i urozmaicają grę, stając się odskocznią od momentami irytujących misji. Tryb fabularny prezentuje nam historię, którą zjechałem już akapit wyżej. Ilustrowana jest ona na bieżąco przez całkiem niezłe, prerenderowane cut-scenki, na których nędza scenariusza także odbija swe piętno. Niestety, na samej fabule zakalec się nie kończy. Olbrzymią wadą Driv3ra jest masakrycznie toporne sterowanie. Przez pierwszą godzinę z grą, toczyć będziemy zażarte boje, których stawką będzie okiełznanie najprostszych operacji związanych z kierowaniem wozem i celowaniem w przeciwników.

Przy pierwszym uruchomieniu gry konieczna będzie wizyta w ustawieniach sterowania, jako że domyślne bindowanie klawiszy zasługiwałoby na miejsce w „Pajacykach” w dawnym programie Manna i Materny. Tak żebyście wiedzieli – autorzy proponują nam skręcanie kierownicą klawiszami Z i X, dodawanie gazu poprzez „’” (apostrof), hamowanie przy użyciu „/”. Ergonomia pełną gębą. Zabawne jest też sterowanie pieszą postacią – poruszanie się poprzez WASD i mouse-look wydają się zgoła normalne. Gorzej, jeśli strzał z broni mamy pod „5” na klawiaturze numerycznej. Groovy, nieprawdaż? No ale dobrze, zszedłem z tematu. Sterowanie, nawet w wyćwiczonych rękach, wciąż jest bardzo nieprecyzyjne. O ile nie mamy wypasionego pada z analogowymi gałkami (joya, kierownicy, whatever), prowadzenie auta odbywać się będzie na drażniącej zasadzie „szarpania” nim raz w lewo, raz w prawo.

Gdy już przebrniemy przez uroki sterowania i uda nam się skupić na właściwej grze, wrażenie ogólnej beznadziei nieco ustąpi. Zadania, które stawiają przed nami groźni mafiozi bywają całkiem emocjonujące, zwłaszcza że nie mamy możliwości quick-save’owania w trakcie misji i niekiedy jeden błąd może przesądzić o konieczności zaczynania półgodzinnej tułaczki od początku. Niestety zawiodą się ci, którzy liczyli na szaleńcze pościgi rodem z Bad Boys 2. Pościgi są, ale to raczej nie ta liga. Autorzy gry starali się budować jak najwięcej dramaturgii wokół przeprowadzanych przez nas akcji, jednak z dość płonnym skutkiem. Wszystkie trzy miasta – Miami, Nicea (Ronin się kłania) i Istambuł – są raczej mało ruchliwe, brakuje w nich zatłoczonych ulic i chodników. Mimo to, należy oddać twórcom honory, że metropolie te są duże i bardzo zróżnicowane pod względem klimatu. Ponoć zostały wykonane na podstawie zdjęć satelitarnych i wszelkie układy ulic itp. się zgadzają. Nie wiem, nie byłem. Może ktoś był, niech da znać.

Tak wygląda pływanie w basenie. Naprawdę.

Struktura wszystkich trzech obszarów jest stosunkowo urozmaicona i bogata w architektoniczne ciekawostki, zachęcające do bliższego zwiedzenia, zwłaszcza, że w trybie „Take a Ride” mamy kilka całkiem przyjemnych, „kolekcjonerskich” misji do wypełnienia. Wypełniając je, dotrzemy do niezłych bonusów i mini-gierek, jak np. wyścigi gokartów, czy ucieczka przed szarżującymi TIR-ami. W trakcie misji, wchodzących w skład „Undercover” nie uświadczymy niestety fabularnych sub-questów ani żadnych nieliniowości. Wszystko jak po sznurku. Jest to o tyle bolesne, że czasami aż prosi się o jakiś alternatywny sposób rozwiązania misji – np. pościgu, w czasie którego wypatrujemy całkiem niezły skrót. Nic z tych rzeczy, mamy grzecznie jechać za plecami uciekinierów, inaczej będziemy musieli zaczynać od nowa.

Ogólnie pojęty gameplay, w którym zdarzają się przecież całkiem pozytywne przebłyski, zakłócany jest dodatkowo przez liczne niedoróbki i bugi. Rzućcie okiem na screena, na którym główny bohater pływa w basenie. Sorry. Dziwny jest też fakt, że jeśli stojąc w kabinie motorówki wykonamy skok na deskę rozdzielczą, mamy sporą szansę na nagłą, dość nieuzasadnioną śmierć. Musiałem o tym wspomnieć, jako że w ten sposób straciłem pół godziny gry – wiecie, taka osobista zadra. Wszystko to powoduje, że gra po prostu nie jest zbyt przyjemna. Jakkolwiek pozytywnie się nie nastrajałem, zawsze pojawiało się coś, co zbijało mnie z powrotem na ziemię.

Wyznaczane nam przez mafijnych kolegów cele bywają frustrujące. Gra jest niekiedy naprawdę trudna. Z zasady nie mam nic przeciwko temu, o ile wciąż mamy z tego faktu radochę oraz motywację do podejmowania dalszych, nawet mozolnych prób. Tutaj jest inaczej, powtarzanie tego samego pościgu dwudziesty raz powoduje, że człowiek zaczyna womitować widokiem pierwszych kilku zakrętów. W świetle tej sytuacji ironiczny wydaje się rozbudowany system zapisywalnych i konfigurowalnych replayów naszych dokonań. Ma spore możliwości, ale patrzenie na tę samą misję po raz czterdziesty pierwszy jest wątpliwą przyjemnością. Fakt faktem, że wysoki poziom trudności nie dopuszcza błędów z naszej strony i replaye przedstawiające np. pościgi mogą się podobać.

Jadąc wielkim TIR-em możesz masakrować inne samochody, ale uważaj na przydrożne krzaczki.

Niektóre misje potrafią na szczęście wzbudzić pozytywne skoki adrenaliny. Jazda na motorze po plaży i karkołomna gonitwa za prowadzącą ogień motorówką? Czemu nie? W jednym etapie wsiadamy na tył ciężarówki i musimy likwidować „ogon”, który się do nas przyczepi. Zarzuca nas przy skrętach, trzęsie, ciężko jest celować, a tu wciąż pojawiają się nowe samochody konkurencyjnej grupy przestępczej. Do tego wszystkiego niezła nuta wydobywająca się z głośników i mamy dobry klimat. Niestety, takich sytuacji nie ma w grze wiele i w większości przypadków wykonywać będziemy misje budzące elementarne wątpliwości motywacyjno-logiczne („Po co? To nie ma sensu!”, lub „Tę sytuację można by rozwiązać 10 razy ciekawiej”).

Wątek muzyki, która w czasie gry próbuje dodatkowo umilać nam czas, wymaga kilku oddzielnych zdań. Soundtrack jest... Świetny. To najlepszy element tej gry. Cudnie zabrudzone gitary akompaniują naszym gangsterskim wybrykom efektownymi hookami, współgrając z bardzo dobrą sekcją rytmiczną. Rytmy perkusji, czasami zastępowanej trip-hopową elektroniką, to momentami naprawdę coś. Da się odczuć, że za odsłuchiwane przez nas utwory odpowiada kilku wykonawców całkiem sensownego kalibru – z Iggym Popem i The Raveonettes na czele. Mamy także nieco typowo „filmowej” muzyki instrumentalnej, brylujacej głównie w Istambule. Synchronizacja utworów z wydarzeniami toczącymi się na ekranie również wychodzi in plus. Kawałki „wiedzą” kiedy się zacząć, kiedy rozwinąć i kiedy... No, z zakończeniami bywa różnie. Często utwór kończy się, by po dwóch sekundach pauzy zacząć od nowa, jako że misja trwa nadal. Nie bądźmy już jednak zbyt wybredni. Gdyby cała gra prezentowała poziom soundtracku, mielibyśmy kawał dobrego softu. A niestety tak nie jest.

Największym zaskoczeniem w związku z obcowaniem z Driv3rem była dla mnie oprawa graficzna. Wielkie wymagania sprzętowe, olbrzymia instalka, nie wspominając już o publikowanych w sieci screenach – generalnie były podstawy, by oczekiwać wiele. A co mamy? Odpychające tekstury niektórych obiektów, będące ponad to udziałem kilku denerwujących bugów. Brzydkie, rażące wręcz pustką, niezagospodarowane połacie „łysego” terenu. Nieciekawe wnętrza budynków. Słabe, nędznie animowane postacie. W zasadzie tylko modele samochodów trzymają fason, wyróżniając się przede wszystkim świetnym systemem zniszczeń (możliwość przestrzelenia komuś opon daje radę!).

Ich fizyka natomiast to już osobny temat. Model prowadzenia wozu stoi na brutalnie arcade’owym poziomie. I to nie efekciarskim, burnout-arcade’owym, trąci tu najgorszą odmianą samochodowego prymitywizmu. Wykonywanie 90-tek i 180-tek jest smutnie prostackie, w dodatku bardzo nieprzewidywalne. Kraksy, w których chcąc nie chcąc będziemy brać udział nader często, zrealizowane zostały bardzo efektownie, choć wszystkie auta w grze przejawiają przesadne aero-skłonności – byle stłuczka i samochód wylatuje kilka metrów w górę. Może i to hollywoodzkie, ale co z tego?

Skoro już mowa o technicznych niedoróbkach, na zniesławienie zasługuje także AI, a raczej jego brak. Ja myślałem, że czasy przeciwników stojących w miejscu i czekających na wystrzelanie bezpowrotnie minęły kilka lat temu. Jak widać, myliłem się. Komputerowi gangsterzy nie przejawiają ani krzty inwencji. Spokojnie wegetują w wyznaczonych im przez scenariusz miejscach, cierpliwie oczekując na to, aż wychylimy się zza narożnika i powitamy ich gorącym ołowiem. Ścigająca nas policja także zachowuje się w dość niekonwencjonalny sposób. Ci gliniarze to prawdziwi hardcore’owcy – zniszczą Twój wóz, wjeżdżając w niego na pełnym gazie, choćby mieli stracić wszystkie radiowozy w mieście. Ciebie zastrzelą, osaczając dziesięciu na jednego. A wszystko to za przekroczenie prędkości. Zdarzyło mi się.

Piękny widok, nie ma co. Eh...

Jest mi naprawdę przykro. Czasami, gdy gram w naprawdę kiepską grę, odnajduję w tym pewną sadomasochistyczną przyjemność. Tym razem było mi po prostu smutno, że tak oczekiwany i skądinąd szanowany tytuł uderza w glebę z taką siłą. Niestety, nic go nie uratuje przed pożarciem. Konkurencja jest na tyle duża, że po prostu nie ma sensu w niego inwestować. Reflections Interactive zawiodło, a dołączony na płycie, narcystyczny dokument The Making of Driv3r trudno uznać za kurs dobrego developingu gry wideo. Zdarzają się przyjemne przebłyski inwencji ze strony autorów, ale to zdecydowanie za mało, by ich produkt był w obiektywny sposób atrakcyjny. Wady przeważają nad zaletami, a w wyobraźni wciąż przelatują nam obrazy ukończonych w przeszłości gier, do których zaczynamy tęsknić. Czemu nie jeździ się autem tak, jak w GTA? Czemu Max Payne oferował dziesięciokrotnie bardziej emocjonujące strzelaniny? Czemu Tanner to taki idiota?

Krzysztof „Lordareon” Gonciarz

ZALETY:

  • świetna muzyka;
  • rozbudowane miasta.

WADY:

  • niedopracowane sterowanie;
  • uproszczony model jazdy;
  • przeciętna grafika, sporo bugów;
  • żenująca fabuła i denerwujący główny bohater.
Driver 3 - recenzja gry
Driver 3 - recenzja gry

Recenzja gry

Oddział Reflections zaserwował nam długo wyczekiwaną, trzecią cześć Drivera. Na samym początku owej recenzji nadmienić wypada, że kultową serią można było nazwać jedynie dwie części goszczące dobrych parę lat temu na platformę PSX. Dlaczego?

Recenzja Call of Duty: Black Ops 6 - dobry kandydat na najlepszego współczesnego COD-a
Recenzja Call of Duty: Black Ops 6 - dobry kandydat na najlepszego współczesnego COD-a

Recenzja gry

Po zeszłorocznej porażce Call of Duty wraca do formy w Black Ops 6. Nowa odsłona błyszczy zupełnie nową mechaniką poruszania się, która rządzi w multiplayerze, i kompletnie zaskakuje paroma motywami w kampanii fabularnej. I jeszcze jest w Game Passie!

Recenzja gry Silent Hill 2 - w nowym wydaniu znaczna część magii bezpowrotnie uleciała
Recenzja gry Silent Hill 2 - w nowym wydaniu znaczna część magii bezpowrotnie uleciała

Recenzja gry

W niespokojnych snach widzę tę grę, Silent Hill 2. Obiecałeś, że pewnego dnia stworzysz jej remake i pozwolisz poczuć to, co przed laty. Ale nigdy tego nie zrobiłeś, a teraz jestem tu sam i czekam w naszym specjalnym miejscu...