Mistrzowie kopiowania w F1. Russell ju� wie. "Maj� mistrzostwo w kieszeni"

- Red Bull ma to mistrzostwo w kieszeni. Powinni wygra� ka�dy wy�cig - oceni� George Russell po otwieraj�cym sezon Formu�y 1 Grand Prix Bahrajnu. Czy kierowca Mercedesa mo�e mie� racj�? Czy wszelkie nadzieje na ekscytuj�cy sezon 2023 - tak potrzebny teraz Formule 1 - prys�y ju� po pierwszym starciu najlepszych kierowc�w �wiata?

Niekoniecznie. Cień nadziei niesie fenomenalny weteran Fernando Alonso w swoim sensacyjnie szybkim, acz kontrowersyjnym bolidzie marki Aston Martin – w połowie zerżniętym z Red Bulla, a w połowie kupionym od Mercedesa. Przyjmuje się, że królami podróbek są Chińczycy, ale w kopiowaniu cudzych patentów nie gorzej spisują się także marki tak dystyngowane jak brytyjski Aston Martin. Oprócz podstawiania samochodów dla Jamesa Bonda kultowy Aston konstruuje także bolidy Formuły 1, choć… "konstruuje" to w tym przypadku trochę za duże słowo. Bardziej pasowałoby "składa".

Zobacz wideo Słoweńcy już wkrótce mogą mieć przewagę nad resztą świata w skokach

Sekretem sukcesów jest podkupywanie topowych inżynierów

- Miło widzieć trzy bolidy Red Bulla na podium – żartował na konferencji zwycięzców drugi na mecie w Bahrajnie Sergio Perez. Obok siedzieli: zwycięzca i kolega z teamu Max Verstappen oraz trzeci Fernando Alonso… z Astona Martina. Uśmiali się wszyscy trzej. Serdecznie i szczerze. I dziennikarze na sali też. Sekretem ostatnich sukcesów brytyjskiej ekipy (odkąd przejął ją kanadyjski miliarder Lawrence’a Stroll) jest bowiem podkupywanie topowych inżynierów z konkurencyjnych ekip (to w F1 akurat norma) oraz korzystanie z cudzych rozwiązań technicznych w skali dotąd w tym sporcie niespotykanej. Po części legalnie - drogą kupna, a po części… szemranie - poprzez zrzynanie pomysłów innych ekip. Bardzo szczegółowe zrzynanie - bez żadnych oporów i na granicy legalności. Stąd i uszczypliwości z ust szefów Red Bulla. - Mówią, że naśladownictwo to największa forma pochlebstwa. Dobrze widzieć, że nasz stary bolid radzi sobie tak dobrze – powiedział po zakończeniu Grand Prix Bahrajnu Christian Horner.

- Jeśli porównasz bolidy, Aston Martin jest najbardziej zbliżony do naszej maszyny. Jest ku temu powód. Nie tylko Dan Fallows zmienił barwy, ale też inni nasi pracownicy, którzy najwyraźniej mają dobrą pamięć – dorzucił z przekąsem Helmut Marko. Austriak posunął się dalej. Sugerował, że Aston Martin mógł złamać regulamin. - Prawdą jest, że nie da się wymazać tego, co Fallows miał już w głowie. Kopiowanie zarysów bolidu nie jest zabronione, ale kopiowanie tak szczegółowe, bez dokumentacji technicznej? Na podium mieliśmy trzy Red Bulle, tylko jednego napędzał inny silnik – dodał nadzorca austriackiej ekipy.

Przy tym co pokazał Aston, bledną Mercedes czy Ferrari

Rzeczony Fallows do niedawna był szefem działu aerodynamiki w Red Bullu, ale od zeszłego roku pracuje już w Astonie. I już zeszłoroczny, nieudany bolid tej ekipy w trakcie sezonu zaczął łudząco przypominać mistrzowską maszynę Red Bulla, a wraz z tą przemianą jego kierowcy zaczęli radzić sobie coraz lepiej. Choć przy tym co w pierwszym tegorocznym wyścigu pokazał najnowszy Aston, bledną nawet najnowszy Mercedes czy Ferrari.

Co ciekawe Aston Martin czerpie garściami nie tylko z Red Bulla. Większość kluczowych komponentów mechanicznych pochodzi od Mercedesa, choć akurat szef niemieckiej ekipy nie ma żalu do brytyjskich inżynierów. - W rok nadrobili dwie i pół sekundy, a ich bolid jest w połowie taki sam jak nasz - od silnika poprzez skrzynię biegów do tylnego zawieszenia. No i korzystamy z tego samego tunelu aerodynamicznego. Jest więc wiele podobieństw, ale trzeba podkreślić, że to oni wykonali niesamowitą robotę. Teraz kiedy mają w składzie Fernando, możemy tylko zdejmować czapki z głów – podkreśla Toto Wolff, którego team inkasuje oczywiście słone sumy za dostarczanie osprzętu Astonowi.

W całej tej sytuacji jest jeszcze jeden smaczek. Bolid ekipy z Silverstone - tylko jeszcze pod poprzednią nazwą Racing Point - w 2020 roku do złudzenia przypominał całą mistrzowską maszynę Mercedesa z sezonu 2019. Oburzenie rywali było tym większe, im lepsze były rezultaty tzw. "różowych Mercedesów". W zeszłym roku jednak doszło do rewolucyjnych zmian w konstrukcji bolidów, z którymi Mercedes poradził sobie słabo, a Red Bull doskonale. I tak najnowszy Aston Martin, nad którego projektowaniem czuwał były kluczowy aerodynamik Red Bulla z zewnątrz przypomina… Red Bulla. A Mercedesa w środku. Nie jest to szczyt klasy i finezji, ale działa, i to jak! Żaden rozsądnie myślący fan, ani sami włodarze Formuły 1 czy federacja FIA nie będą im mieli tego za złe, jeśli w zamian brytyjski team uratuje nowy sezon. Brawurowa pogoń Alonso, który rozprawił się na torze z kierowcami Mercedesa i Carlosem Sainzem w Ferrari była ozdobą pierwszego wyścigu i niosła nadzieję. Nadzieję, która jest bardzo potrzebna.

Mistrz świata jest już znany. Prędkość była miażdżąca

Królowa sportów motorowych staje w obliczu kolejnego, rozczarowującego sezonu. Już teraz wielu fanów - widać to w komentarzach - jest przekonanych, że mistrz świata 2023 jest już znany i zostanie nim Max Verstappen, który będzie też faworytem do zwycięstwa w prawie każdym wyścigu. Prędkość jego maszyny w Bahrajnie była miażdżąca.

– W kwalifikacjach jesteśmy blisko, ale w trybie wyścigowym… Oni odkryli coś, co daje im sekundę przewagi. To przepaść! – przyznał rozgoryczony lider Ferrari Charles Leclerc. Co prawda wytrawni kibice Formuły 1 są do tego przyzwyczajeni. Tak dotychczas działała królowa sportów motorowych. Jeden, może dwa ekscytujące sezony przeplatane latami dominacji konkretnych ekip i kierowców. W latach 2000-2004 był to Michael Schumacher w Ferrari, między 2010 a 2013 rokiem niepodzielnie rządził Red Bull z Sebastianem Vettelem, podczas gdy Mercedes pobił rekord Formuły 1, zgarniając osiem z rzędu mistrzostw świata konstruktorów w latach 2014-2021!

Sęk w tym, że w 2021 roku doszło do przełomu. Mistrzem świata kierowców został kierowca Red Bulla. Po wstrząsająco ekscytującym, nieprzewidywalnym do ostatniego okrążenia sezonu pojedynku Max Verstappen pokonał jeżdżącą ikonę Formuły 1 - siedmiokrotnego mistrza świata Lewisa Hamiltona. Na ten epicki sezon trafiła wielka fala nowych kibiców, których do F1 przyciągnął serialowy hit na Netflixie: "Jazda o życie".

Czy bijąca rekordy popularności królowa sportów motorowych będzie w stanie utrzymać tych serialowych fanów, gdy wróci szara rzeczywistość? Czy to raczej prawidłowość i przez kolejne lata tytuły zgarniał będzie jeden tylko zawodnik z Holandii? Lepiej nie wystawiać ich cierpliwości na próbę i z całych sił trzymać kciuki za Astona Martina i Alonso. W nadziei, że po bardzo mocnym otwarciu sezonu pokażą jeszcze więcej i jakimś cudem nie zawiodą na polu, na którym znów polegli Mercedes i Ferrari. Że jeden z najlepszych w historii, ale dziś niedoceniany zawodnik Formuły 1, który swój ostatni wyścig wygrał prawie 10 lat temu, stawi czoła najlepszemu pośród kierowców młodego pokolenia. - Gdyby Fernando startował z wyższej pozycji, z pewnością stanowiłby dla nas zagrożenie – ostrzega Helmut Marko.

Ostatnia nadzieja na uratowanie sezonu

Co prawda w Bahrajnie najnowszy bolid Red Bulla dominował jeszcze bardziej niż w zeszłym roku, gdy Verstappen pobił rekord piętnastu zwycięstw w jednym sezonie. Aston nie pokazał jednak jeszcze wszystkiego.

– Większość ekip kontynuuje prace nad zeszłorocznymi bolidami. My w tym roku stworzyliśmy w 95% nowy! Jeszcze nie wiadomo, na co nas stać. Dla nas to dopiero początek drogi – ostrzega dumny i szczęśliwy Alonso.

– Będziemy twardo stąpać po ziemi. Przed nami dwa wyścigi na zupełnie innych torach niż w ten w Bahrajnie. Jeśli równie szybcy będziemy także w Arabii Saudyjskiej i w Melbourne to będzie znaczyło, że mamy bardzo mocny samochód – dodaje dwukrotny mistrz świata, a zarazem ostatnia nadzieja na uratowanie nowego sezonu. I za to powinni trzymać kciuki nie tylko fani, ale też zarządcy i wszystkie zespoły Formuły 1. Wszystkie, oprócz Red Bulla rzecz jasna.

Wi�cej o: