Katarzyna Wierzbicka – wywiad

Z okazji premiery książki Tajne przez magiczne rozmawiamy z jej autorką, Katarzyną Wierzbicką, pisarką i autorką bloga Madka roku.

Niedawno ukazała się twoja pierwsza dorosła książka – Tajne przez magiczne. Wcześniej dałaś się poznać jako autorka bajek dla dzieci. Czy dla dorosłych pisze się jakoś inaczej? Na przykład trudniej?

Tekst dla dzieci musi być ściśle dopasowany do ich możliwości odbioru. Na początku trzeba określić, dla jakiej grupy wiekowej się pisze, i zgodnie z tymi założeniami dobrać stopień skomplikowania fabuły oraz języka. Kiedy tworzy się książkę dla przedszkolaków, nie można sobie pozwolić na sarkazm, niedopowiedzenia, aluzje, bo książka będzie dla nich niezrozumiała. Dzieci często czerpią wzorce zachowań ze swoich lektur, dlatego na autorze spoczywa duża odpowiedzialność, aby w tekście umieścić odpowiednie przesłanie.

To, co wydawało mi się szalenie pociągające w pisaniu dla dorosłych odbiorców, to moje poczucie, że będę mogła pozwolić sobie na więcej – ironię, czarny humor, niejednoznaczność. A także brak happy endu – niektóre czytelniczki pisały mi, że zakończenie Tajnego… złamało im serce. I chyba jestem wredna, bo bardzo mnie te wiadomości ucieszyły.

Wygląda na to, że pisanie dla dzieci jest ciężką pracą obwarowaną wieloma wytycznymi, zaś dla dorosłych – czystą przyjemnością pozwalającą na pełną swobodę. A jeśli tak, to dlaczego zaczęłaś swój romans z pisaniem właśnie od pozycji dla dzieci?

Zaczęłam pisać podczas urlopu macierzyńskiego. Moje dzieci domagały się historii “takich nie z książeczki, tylko z głowy mamy”. Siedziałam zatem i wymyślałam w kółko coś nowego. W pewnym momencie doszłam do wniosku, że może bym najciekawsze pomysły spisała. Opracowałam kilka bajek, wysłałam do wydawnictw i… nic się nie zadziało. Nikt mi nie odpisał. Wróciłam do pracy i na kilka lat zapomniałam o moim wielkim marzeniu z dzieciństwa, by zostać pisarką.

W 2018 r. koleżanka opowiedziała mi o konkursie Piórko organizowanym przez Jeronimo Martins. Jest on przeznaczony dla debiutantów, a nagrodę główną stanowi wydanie najlepszego tekstu. Postanowiłam spróbować. Wysłałam bajkę o dziewczynce, która zamieniła się w smoka i czekałam z bijącym sercem na wyniki.

Nie dostałam się nawet do pierwszej setki finalistów. Doszłam do wniosku, że pisanie nie jest moim przeznaczeniem. I sama nie wiem czemu, kompletnie bez nadziei na sukces, w następnym roku napisałam bajkę o królewiczu, który bardzo chciał udowodnić swoją wartość i pokazać, na co go stać. Wysłałam ją w ostatnim możliwym terminie, na godzinę przed zamknięciem zgłoszeń. I w 2019 r. udało mi się wygrać.

Jak odebrałaś to wyróżnienie i czy obecność we wszystkich sklepach Biedronki jakoś wpłynęła na twoje życie? Pomogła wydać kolejne pozycje? Zapewniła popularność? A może gra niewarta jest świeczki, a przegrana dobija?

To było dla mnie niesamowite doświadczenie. Dodało mi skrzydeł i wiary w siebie. Kiedy dowiedziałam się o wygranej, zaczęłam intensywnie pisać. Natomiast muszę przyznać, że w moim przypadku wygrana nie pomogła mi jakoś specjalnie w kontaktach z wydawnictwami. Moja następna bajka nie miała szczęścia i nadal czeka w szufladzie na lepszy czas. Dopiero kolejna – historia o elfie Wiercipiętku, pomocniku świętego Mikołaja – doczekała się wydania.

Królewicz musiał się odważyć. A ty? Czy pisanie wymaga odwagi, zwłaszcza na początku drogi? Dlaczego w ogóle zaczęłaś pisać (i nie jest to wyrzut, broń Boże)?

Wymaga. Moim zdaniem bardzo dużo. Pisanie to odkrywanie przed innymi kawałka własnej duszy. Trzeba starać się podchodzić do tego jak najmniej emocjonalnie, oddzielać swój tekst od siebie,  niemniej jednak bywa trudno. Zwłaszcza kiedy trzeba mierzyć się z nieprzychylnymi opiniami. A wiadomo, nie ma książki, która by się spodobała wszystkim.  Warto mieć tego świadomość, pracować nad warsztatem pisarskim, wyciągać wnioski z recenzji, ale robić swoje. 

No właśnie, wydany w ubiegłym roku Elf do zadań specjalnych też cieszył się sporym zainteresowaniem. Skąd pomysł na książeczkę świąteczną?

Chciałam przekazać dzieciom trochę inne podejście do kwestii świąt i tego typowego “sprawdzania grzeczności”. Przesłanie tej książki jest takie, że nie ma dzieci niegrzecznych, są tylko takie, które wymagają więcej wsparcia i uwagi, a najlepszym prezentem dla bliskich jest podarowany im czas.

Wróćmy jednak do Tajne przez magiczne. Czy twoje doświadczenia z pracy – najpierw pracowałaś w księgarni, potem w przedszkolu – pomogły ci napisać tę książkę? Miały jakikolwiek wpływ na to, co zawarłaś w tej opowieści?

Tak, oczywiście.  Zdecydowałam się umieścić akcję mojej książki w przedszkolu, ponieważ dobrze znam te realia. W ten sposób łatwiej było mi stworzyć wiarygodne tło dla wydarzeń. Natomiast bardzo pilnowałam się, aby stworzeni przeze mnie bohaterowie nie przypominali w niczym prawdziwych, spotkanych w mojej pracy ludzi. Starałam się, aby nie powtarzały się imiona, cechy wyglądu, powiedzonka. Moje postacie nie są kryształowe, mają mnóstwo wad i śmiesznostek, nie chciałam, aby ktoś dopatrzył się przypadkiem podobieństwa i się obraził. Byłam przekonana, że mi się udało, a potem zmieniłam pracę i zaczęłam pracować w jednej grupie z woźną, panią Agatą – a dokładnie taki zawód i imię ma moja główna bohaterka.  Na szczęście realna pani Agata okazała się wyrozumiała i nie ma mi tego za złe!

Jak wpadłaś na pomysł upiornego przedszkola i wszystkiego tego, co dzieje się w książce?

Ta historia sama do mnie przyszła, poklepała mnie po ramieniu i kazała się napisać. Nie miałam wyboru. Najpierw poznałam Agatę – po prostu pewnego dnia pojawiła się w mojej głowie jak żywa, z trochę wystraszoną, a trochę zadziorną miną i okropnym katarem. Ponarzekała na dzieci, rodzinę, swój los i  już wiedziałam, że mam główną bohaterkę. Następnie ujawnił się Dawid – złośliwy, arogancki półdemon. Potem wystarczyło tylko się skoncentrować i wysłuchać, co mi mieli do powiedzenia. A także spisać to najlepiej jak potrafię. 

Czy będą kolejne tomy? Jesteś przywiązana do swoich bohaterów i chcesz w nich dalej inwestować czy też myślisz już o innych?

Tajne przez magiczne to pierwsza część trylogii. Drugi tom jest już napisany, czeka na decyzję wydawnictwa i redakcję. Co do bohaterów, to muszę przyznać, że bardzo się do nich przywiązałam i po prostu ich lubię. Umieszczam ich w różnych opowiadaniach, które sobie piszę w wolnym czasie. Jedno z nich – Długa zima – ukazało się w Numerze 16 Magazynu Biały Kruk.

A co sama najchętniej czytasz? Jakie książki ostatnio zrobiły na tobie największe wrażenie?

Jestem od dzieciństwa fanką fantastyki. Moja miłość do tego gatunku zaczęła się od Świata Dysku Pratchetta. Te książki naprawdę zmieniły moje życie i spojrzenie na otaczający mnie świat. Odkryłam, że żyje się znacznie łatwiej, kiedy do rzeczywistości podchodzi się z przymrużeniem oka. Czytam sporo, lubię urban fantasy, z przyjemnością odkrywam polskie debiuty – ostatnio ogromne wrażenie zrobiła na mnie Słowidzicielka Anny Szumacher i Droga do Wyraju Kamili Szczubełek.

W jaki sposób rozwinąć swój warsztat pisarski? Z tym człowiek się rodzi czy też tego się uczy?

Moim zdaniem nad warsztatem trzeba cały czas pracować. Wielu początkujących autorów wybiera kursy pisarskie, jest ich teraz sporo na rynku. Ja nigdy nie zdecydowałam się na coś takiego. Uważam, że wystarczy czytać dobre książki w sposób krytyczny – patrzeć, co nam się podobało, jak wykreowani są bohaterowie i jakie rozwiązania fabularne robią na nas największe wrażenie. W moim przypadku bardzo pomocna była praca z redaktorami. Uświadomili mi, jakie błędy popełniam, jakich słów i zwrotów nadużywam, jakie są moje mocne i słabe strony. I nad tym teraz staram się pracować.

Jaką drogę widzisz dla młodych, chcących zadebiutować pisarzy? Konkursy? Self publishing? Pisanie “pod wydawnictwa” czy “pod mody rynkowe”? Co powinni wiedzieć, zanim zanurzą się w ten świat?

Jestem zdania, że pisać należy prosto z serca, nie kierując się trendami na rynku. Mody się zmieniają. Pisanie wymaga od nas wiele czasu i zaangażowania, po co poświęcać je na projekt, który nie sprawia nam przyjemności? Dla mnie to przede wszystkim powinna być radość tworzenia, budowania własnych światów, opowiadania swoich, płynących z duszy historii. Wydaje mi się, że czytelnik szybko wyczuje brak autentyczności, jeśli autor będzie starał się pisać wbrew sobie.

Uważam, że konkursy to świetny pomysł na debiut. Warto zwracać uwagę na nabory do antologii opowiadań. To świetny sposób na to, by zaistnieć na rynku, ćwiczyć warsztat i dostać reakcje zwrotne od pierwszych czytelników.

Znam wielu pisarzy, którzy zdecydowali się zadebiutować w self-publishingu. Ma to swoje plusy i minusy. Dobrą stroną jest to, że ma się pełną kontrolę nad całym procesem wydawniczym – okładką, grafiką, promocją. Natomiast trzeba zdawać sobie sprawę, że to wymaga ogromnej ilości czasu i wiedzy, aby zrobić to dobrze. Wydawanie na własną rękę absolutnie nie zwalnia autora z konieczności współpracy z obiektywnym, zewnętrznym redaktorem i korektorem. Samemu najtrudniej dostrzec swoje błędy i każdy tekst powinien przed trafieniem na rynek otrzymać profesjonalną redakcję. 

Dziękujemy za rozmowę!

Jedna uwaga do wpisu “Katarzyna Wierzbicka – wywiad

Dodaj komentarz

Ta witryna wykorzystuje usługę Akismet aby zredukować ilość spamu. Dowiedz się w jaki sposób dane w twoich komentarzach są przetwarzane.