Call Me Karizma – Francis

Nowa Praga nie leży ani w Warszawie, ani w Czechach, a w Minnesocie. To właśnie stamtąd pochodzi Morgan Francis Parriott, facet znany w branży muzycznej jako Call Me Karizma. Łączy hiphop z punkiem, trochę eksperymentuje z samplami, gustuje w emo, no i zawsze ma coś do powiedzenia.

Karierę muzyczną zaczął w 2015, album Francis nagrał siedem lat później, już jako doświadczony artysta. Album przyjemny, lekko depresyjno-nostalgiczny, niekoniecznie radosny i optymistyczny. Czuć to już w otwierającym płytę Black Leather. Refren utwór ma dynamiczny, wręcz poprockowy, z głośnym I’m a rockstar from the bottom of my heart, ale w wersach wokalista wraca do czasów młodości, epoki Rage’ów, Mansona, Avril Lavinge czy MTV grającego muzykę. Wyraźnie tęskni za nimi.

Ów smutek czuć nieco wyraźniej w kolejnej piosence, Didn’t you, gdzie śpiewa Now I’m 23 and feeling like I’m 85 All my friends are gone And I don’t know if I should stay alive. Przyznaje też, że gdyby był idealny, nie tworzyłby i nikt nigdy by o nim nie usłyszał. Oczywiście na płycie nie brakuje dynamicznych, skocznych kawałków, choćby Bad Omens, Dead Body czy obłędny Delinquets. Z drugiej strony mamy Young, In Love & Drepressed As Fuck, w którym pojawia się ratunek; bliska osoba. Do tego gitara akustyczna, chórek i syntezatory. Potencjalnie każdy z trzynastu utworów jest materiałem na przebój.

Dwie współprace, z Bizarre przy wpadający w ucho Vacuum Boy i z Astrus* przy Burn, zwiększają nieco i tak niemałą różnorodność kompozycyjną płyty. Francis to fajny zestaw. Ciekawy album. Dla mnie był on pierwszym kontaktem z Call Me Karizma i pewnie nieostatnim. Warto śledzić twórczość tego artysty.

Fifi

Call Me Karizma, Francis

Polub nas na FacebookuTikToku i Instagramie.

Dodaj komentarz

Ta witryna wykorzystuje usługę Akismet aby zredukować ilość spamu. Dowiedz się w jaki sposób dane w twoich komentarzach są przetwarzane.