Owdowiały policjant próbuje zacząć wszystko od nowa: opiekuje się wnuczką, wykańcza dom dla córki, chodzi na terapię. Pewnego dnia odkrywa tajemnicę swojej zmarłej żony.
- Aktorzy: Ingvar Eggert Sigurðsson, Ída Mekkín Hlynsdóttir, Hilmir Snær Guðnason, Sara Dögg Ásgeirsdóttir, Björn Ingi Hilmarsson i 10 więcej
- Reżyser: Hlynur Pálmason
- Scenarzysta: Hlynur Pálmason
- Premiera kinowa: 6 marca 2020
- Premiera światowa: 16 maja 2019
- Ostatnia aktywność: 25 sierpnia
- Dodany: 28 lipca 2019
-
Po znakomitym, nagrodzonym między innymi w Locarno czy na wrocławskich Nowych Horyzontach debiucie "Zimowi bracia", drugi film Pálmasona okazał się równie udany za sprawą podskórnej intensywności, dalekiej jednak od gorączkowości wyznawanej chociażby przez braci Safdie.
-
Nie jest filmem, o którym trzeba pisać wiele - temu obrazowi daleko do bycia arcydziełem. Lecz właśnie prostota i przystępność stają się atutami, dzięki którym islandzkie kino może pochwalić się opiniotwórczą siłą, której niejednemu artystycznemu dziełu brakuje.
-
Zaskakująco przystępny, zwłaszcza w porównaniu do surowych i hermetycznych Zimowych braci. Obraz Pálmasona najlepszy jest pod koniec, gdy miesza stylistykę slow cinema z elementami thrillera. Nie sposób też nie wspomnieć o znakomitej kreacji jednego z najważniejszych aktorów islandzkich, Ingvara Sigurðssona, który w roli Ingimundura doskonale równoważy wrażliwość z brutalnością.
-
To bardzo dojrzały film z dobrze napisanym scenariuszem, który daje nam ogromny ładunek emocjonalny pozornie w surowej formie.
-
Szczerość nordyckiej natury jako środek stylistyczny w opowieści przełamującej pewne schematy opowiadania o samotności.
-
Życie to nieustanne pasmo upadków i podźwignięć, a Biały, biały dzień, tę prostą prawdę opowiada nie tylko intrygująco, ale także przy wykorzystaniu artystycznego klucza. Zdecydowanie warto poznać.
-
Pálmason z chłodną precyzją przeistacza opowieść o żałobie w elektryzujący, napędzany paranoją bohatera thriller skąpany we mgle niedopowiedzeń.
-
Kto się spodziewał kina zemsty w stylu amerykańskich akcyjniaków lub przynajmniej "Trzech billboardów...", to będzie rozczarowany. Dzieło Palmassona jest bardziej stonowane i pod koniec zaczyna eksplodować, czyniąc film satysfakcjonującym. Głębokie wejście w umysł człowieka niepogodzonego ze stratą oraz zemsta zrobiona w mniej oczywisty sposób. Wciągające, ale nieoczywiste kino.
-
Przy okazji Białego, białego dnia islandzki twórca wydaje się jednak zmienić artystyczny sweter. Najnowszy obraz tonalnie bardzo przecież odbiega od zamkniętych w kontemplacyjnym wyciszeniu Braci. Palmason, mimo momentów zadumanego spowolnienia, przedstawia tu rzeczywistość jak najbardziej przystępną, zachowaną w tempie europejskiej naturalności.
-
Hlynur Pálmason nadal jest utalentowanym, eksperymentującym reżyserem, któremu niewiele już brakuje do stworzenia arcydzieła.
-
Palmason potrafi rozgrzać nasze serca widokiem wyjątkowo bliskiej relacji wnuczka z dziadkiem, przerazić agresją bohatera, ale również przejąć jego rozpaczą. Islandczyk miesza różne emocje w niemniejszym stopniu co gatunkowe inspiracje. Straszy niczym najprawdziwszy horror, rozczula jak kino rodzinne, wzrusza jak melodramat i mrozi krew w żyłach jak thriller.
-
Pálmason jednak niczego nie upraszcza. W stworzonym przez niego świecie każdy element przemawia własnym głosem, od bohaterów po islandzką przyrodę, którą wykorzystuje jako zwierciadło dla przeżyć Ingimundura. W białym, białym dniu nie tylko zmarli mogą mówić.
-
Kino dojrzałe, oferujące nie tylko podróż w głąb mrocznych zakątków osobowości, ale również nagradzające wysiłek widza i umożliwiające mu przeżycie katharsis.
-
Stonowany lecz poruszający dramat psychologiczny, opowieść o traumie, dla której idealną ilustracją wydają się być surowe pejzaże Islandii.
-
Powolny rozwój wydarzeń, brak hiperbolizacji czy nadmiernego dramatyzowania czynią Biały, biały dzień opowieścią wiarygodną i idealnym studium nad doskonale skonstruowaną postacią mężczyzny skazanego na męczarnie spowodowane przez liczne wątpliwości i wspomnienia.
-
Mistrzowskie w swej precyzji studium żałoby, naznaczonej obłędem, tęsknotą, samotnością, nieokrzesaną fizyczną siłą i głęboko ukrytą wrażliwością głównego bohatera.
-
Na pewno nie jest filmem dla wszystkich. To skromna produkcja, która opowiada o trudnych emocjach i która absolutnie nigdzie się nie spieszy - z miejsca możecie przygotować się na powolną akcję bez żadnych w zasadzie rozbłysków. Ma to jednak swój urok, który dostrzegalny jest zwłaszcza z perspektywy finału i oceny drogi, jaką w ciągu tych niecałych dwóch godzin seansu przebył główny bohater.
-
Katharsis Ingimundura może widzom wydać się nieco zbyt patetyczne, zostawiając rysę na ogólnym wrażeniu z doświadczenia tej misternej filmowej konstrukcji, ale wystarczy rzut oka na zmienioną twarz bohatera, by zrozumieć, że nie ma w tym nuty fałszu.
-
Pálmason maksymalizuje działanie wieloznacznego obrazu, tworzy wizualny język zawierający różne znaczenia, kody i gęste sensy. Aż trudno wyobrazić sobie lepszy przykład filmu, w którym tak silnie wyrażałaby się istota współczesnego europejskiego kina autorskiego.
-
To obraz, który zbudowany jest skromnie, pełen ziarnistości i dziejący się w wielkiej jasności, doskonale referuje pustkę po stracie i bylejakość wolno mijającego później czasu. To też przyjrzenie się środowisku, gdzie mężczyzna z ziejącą pustką w środku czuje się w klinczu kanonów i nie może przyznać się do słabości, ale też jak ciężko jest przejść przez żałobę. Cisza z jego strony, cisza ze strony pejzażu. Do pewnego czasu. Dużo ciemności w tym białym dniu.