-
Pomimo tych zastrzeżeń natury scenariuszowej Emily nie jest filmem nieudanym. Zachwyca stroną wizualną. Mimo niedużego budżetu O'Connor i operatorce filmu Nanu Segal udało się stworzyć intrygujący wizualnie świat. Mocnym punktem są zwłaszcza sceny na wrzosowiskach, kręcone w pobliżu Haworth w naturalnych plenerach w miejscach, które w rzeczywistości były odwiedzane przez rodzeństwo Brontë.
-
Takiej dialektycznej wizji z całą pewnością nie dostarcza film Scotta. Także jako dekonstrukcja napoleońskiego mitu nie do końca się sprawdza: jest zbyt jednostronny, zbyt łatwo ustawia sobie argumenty, gubi sens historii, jaką przedstawia, grzęźnie we frustrującym dramacie rodzinnym. A przy tym są w nim momenty ukazujące komizm prześwitujący przez wielką historię, które zapowiadają, że to mógł być wielki film. Z pewnością to nie jest udane dzieło, ale nie potrafię też powiedzieć, że złe.
-
Tymczasem wycofanie z pierwszego planu dotychczasowych solistek i położenie akcentu na - o wiele bardziej fascynującą - wielogłosową grę zespołową to świetne posunięcie. A zarazem najlepszy dowód, że The Morning Show po raz kolejny unika pułapki tokenizmu, znacznie niebezpieczniejszego dla współczesnej kultury niż koszmar prawicy zwany "ideologią woke".
-
Wielkie zmyślenie udające nowoczesne odczytanie klasyki. Nie dajcie się nabrać. Przeczytajcie Chłopki.
-
Nie ukrywam, że irytuje mnie przedstawianie osób historycznych w taki sposób, jakby różniły nas od nich jedynie stroje i poziom higieny jamy ustnej. W licznych filmach kostiumowych, ekranizacjach czy też nie spotkać możemy współczesnych bohaterów przebranych tylko w stroje z epoki.
-
Stereotypizacja, romantyzacja i egzotyzacja romskości wciąż mają się dobrze. Rolę Krzysztofa Krawczyka przejmuje po prostu lewacki gigant streamingowy.
-
Największe rozczarowanie w "Zielonej granicy" wywołuje to, że nie pokazano w niej lokalnej społeczności, nie ma pozytywnych bohaterów "stąd", a jeśli nawet są, tacy jak kierowca lawety, to nie mają imion i historii, odgrywają jedynie służebną rolę wobec głównych postaci.
-
Jeśli ten film ma przyklejać do Polski jakieś opinie, to przede wszystkim kraju, który był w stanie tak dobitnie zwrócić uwagę na problem, kraju, w którym żyli ludzie umiejący zdobyć się na heroizm.
-
Prawdziwy czar najnowszej części "Mission Impossible" polega nie na tym, że jest perfekcyjnie zrealizowanym widowiskiem kinowym, ale na tym, że przy okazji potrafi nienachalnie sprzedać widzom ciekawą refleksję o współczesnym świecie.
-
Decyzje polityczne mają u Nolana wagę i sprawstwo w momencie przestawiania dziejowych wajch, jak przy okazji konferencji poczdamskiej, ale polityczna codzienność USA to już królestwo emocji najbardziej przyziemnych z możliwych, a przede wszystkim - niezamierzonych konsekwencji.
-
Ken otwiera się przed Barbie, mówi: ej stara, nie wiem kurde jak żyć. A Barbie na to: ej stary, ja ci nie pomogę, sam znajdź swoją drogę. No i jak tu nie uznać, że film Barbie bardzo, ale to bardzo źle potraktował Kenów? No jak? Feministyczny czy popfeministyczny film - jak zwał tak zwał, wszystko to tylko marketing - nic, ale to nic nie proponuje Kenom tego świata. Może dlatego, że to jest popfeminizm z czasów przed bell hooks? Z takim feminizmem, drogie siostry, wiele nie zawojujemy.
-
Czy pierwszy pełnometrażowy film o Barbie jest popfeministyczny? Jeszcze jak. A do tego pysznie samoświadomy i ironiczny, bo w 2023 roku nie może - albo przynajmniej nie powinien - być inny.
-
Nie po każdym dobrym filmie chce się gadać. O "Aftersun" chcą gadać wszyscy.
-
Dlaczego to akurat Kocurowi udało się w przekonujący sposób uchwycić płynną tożsamość uciekinierów z "prowincji", skoro przed nim próbowało wielu i równie wielu połamało sobie na tym zęby? Stawiałbym na społeczny background reżysera - w dużym stopniu nietypowy dla człowieka z branży filmowej - oraz w jakimś sensie w nim zakorzenioną dokufikcyjną metodę pracy.
-
Godard mówił, że film musi mieć początek, środek i zakończenie, ale niekoniecznie w tej kolejności. Najnowszy film Skolimowskiego to ostatecznie też film autotematyczny: film o początku, a zwłaszcza o środku i o zakończeniu: w tej właśnie kolejności.
-
Kobiety i mężczyźni w filmach Skolimowskiego bardzo często nie potrafią się porozumieć. Nie inaczej jest w "Starcie". Na pierwszy rzut oka może się wydawać, że mamy tu do czynienia z kolejną wariacją na temat motywu "mężczyźni są z Marsa, a kobiety z Wenus" czy innych dziwnych pomysłów krążących wokół "płci mózgu". Tymczasem obydwoje pochodzą z jednej planety, która jest jednak "jakby rozdarta od środka".
-
W "Wielorybie" Darren Aronofsky po raz kolejny jest jak misjonarz, który nieproszony wciska się do naszego domu i opowiada nam bajki na temat winy, odkupienia, słabości i losu człowieka. Chce nas czegoś nauczyć. Chce nas zbawić. I jest w tym wyjątkowo odrażający, bo używa do tego swojego bohatera. A przede wszystkim używa jego ciała.
-
Nie wątpię jednak, że The Last of Us okaże się fantastycznym serialem. Pomijając wszelkie rozważania i niepokoje związane ze standaryzacją mediów głównego nurtu, The Last of Us to po prostu dobrze opowiedziana, emocjonalnie przejmująca i tematycznie spójna historia. I jeśli - jak twierdzą osoby, które już widziały serial w całości - jest to historia wiernie i godnie przełożona na nowe medium, z pewnością zasługiwać będzie na docenienie.
-
Takie filmy jak Pięć diabłów mogą przekonać dorosłych, żeby pozwolili im zostać tam tak długo, jak zechcą. Rodzice nie są w obowiązku rozumieć w pełni dziecięcą rzeczywistość, a młoda podmiotowość nie musi wytwarzać się w konflikcie czy kompletnej odrębności od starszych. I nie ograniczajmy dzieciom wyboru, bo dopóki świat jest im wciąż nieznany, dopóki otwiera się na wszelkie potencjalności, sposoby jego wyrazu są naprawdę nieograniczone.
-
Przy wszystkich słabościach takiego kina, biorę taką formułę popularnego filmowego widowiska na okres świąteczno-noworoczny z podziękowaniem.
-
Po obejrzeniu dziesięciu odcinków, z których całkiem podobał mi się jeden, zadaję sobie pytanie - czy ten serial pogarsza się z każdym sezonem, czy zawsze był tak słaby? Może uległem jakiejś zbiorowej paranoi, dając się wciągnąć w opowieść o Windsorach te kilka lat temu?
-
Rząd pokazuje, że jeżeli miejsca dla kobiet w polityce jest tak samo dużo jak dla mężczyzn, to płeć po prostu nie gra roli, a kobiety emancypują się z mechanizmów, którymi są spętane. Z perspektywy polskiej polityki doceniam to, że w serialu nie ma mowy o tym, że obecność kobiet ociepla politykę, łagodzi obyczaje, że garsonki są takie kolorowe i jest miło popatrzeć.
-
Efekt prac dwóch reporterek "New York Timesa" zmienił oblicze tej ziemi, ale żeby świat poznał efekt ich prac, dziennikarki musiały wykonać masę telefonów, odbyć wiele spotkań, analizować informacje, potwierdzać. Niech was więc nie zdziwi, że bohaterki filmu dużo rozmawiają przez telefon.
-
Nie od dziś wiadomo, że byt kształtuje świadomość, ale w "Parasite" znajduje to być może najlepszą ilustrację, jaka do tej pory pojawiła się w kinie.
-
Film o takim stadium rozwoju człowieka, które nazywa się dzieciństwo, a w pewnym momencie, cholera jasna, się kończy i trudno wyczuć ten moment.
-
Kłopot z filmem Dzikie róże mam taki, że jest on naprawdę dobry, ale, niestety, zawiera wszystko to, co już wiem o świecie, a od dobrego filmu oczekuję, że pokaże mi coś nowego.
-
W mistrzowski sposób balansuje między dramatem a szarą codziennością.
-
Przy całej mojej wielkiej sympatii do filmów tego reżysera, nie kupuję jego nowego dzieła. Jeśli chcecie w kinie faktycznie zobaczyć zapis duchowych, nieświadomych lęków i poruszeń polskiego mieszczaństwa, to z pełnym przekonaniem polecam raczej Wieżę. Jasny dzień Jagody Szelc.