Listą Wildsteina chcieli załatwić wójta
Zaczęło się od kartki, którą ktoś kilka dni temu powiesił na tablicy ogłoszeń Urzędu Gminy w Człuchowie. Nagłówek: "Część listy Bronisława Wildsteina, współpracowników SB i UB". Były na niej osoby o nazwiskach: Marcinek, Marcinia i Marciniak. Na środku widniało powiększone i wytłuszczone nazwisko Adam Marciniak z dopiskiem "wójt". Potem na słupach, przystankach autobusowych, drzwiach sklepów i budynkach pojawiły się ulotki. Jeden z radnych zauważył osobę rozwieszającą ulotki i powiadomił wójta, podając mu też numery rejestracyjne samochodu "plakaciarza". Wójt wyruszył na poszukiwania. Odnalazł mężczyznę na stacji benzynowej. Wezwał policję.
- Poznałem tego człowieka - mówi. - W ostatnich wyborach aktywnie wspierał mojego kontrkandydata z SLD. Sam zresztą chciał początkowo ubiegać się o urząd. Należy teraz do Unii Pracy, wcześniej działał też w Samoobronie. Według Marciniaka zatrzymany mężczyzna już wcześniej próbował go oczerniać.
Dlaczego nazwisko wójta - jeśli to właśnie o niego chodzi - w ogóle znalazło się na liście wyniesionej z Instytutu Pamięci Narodowej?
- W marcu 1968 roku byłem jednym z organizatorów strajków studenckich we Wrocławiu - tłumaczy. - Potem działałem w "Solidarności", byłem członkiem zarządu związku w Człuchowie. Nigdy jednak nikt z SB ze mną nie rozmawiał, nie namawiał do współpracy, nawet wtedy, gdy w stanie wojennym starałem się o uzyskanie paszportu i wyjazd do Stanów Zjednoczonych do matki.
Wczoraj wójt wystąpił do IPN o swoją teczkę.
- Na dobrą sprawę nie jestem w ogóle pewien, czy sygnatura z listy Wildsteina dotyczy mojej osoby. Marciniak to bardzo popularne nazwisko, poza tym ja posługuję się zazwyczaj dwoma imionami Adam Jan, a tam jest tylko Adam - dodaje wójt.
Sprawa trafi do prokuratury. Zawiadomienie o przestępstwie złożył już sam wójt, a policja prowadzi postępowanie w sprawie nielegalnego plakatowania.