autor: Adam Włodarczak
Menedżer Piłkarski 2004/2005 - recenzja gry
Cel zbudowania „świata wielkiego sportu” w Managerze Piłkarskim 2004-2005 bynajmniej nie został osiągnięty. Powiem więcej: instalację tej gry porównać można do otwarcia puszki Pandory – jedno wielkie pasmo niepowodzeń i nieszczęść. Klęska totalna.
Recenzja powstała na bazie wersji PC.
Ameryki nie odkryję twierdząc, że na poletku managerów piłkarskich bezsprzecznie panuje – i to od lat wielu – seria Championship Manager. Programiści zamieszkujący słynną siedzibę SI Tower stworzyli na przełomie ostatniej dekady twór ponadprzeciętny, wybijający się z codziennej szarości. Gdzieś obok tego wszystkiego raz po raz pojawiają się rywale, z rumieńcem na twarzy, drżącymi dłońmi rzucający rękawice pod nogi szefów Sports Interactive. Kto by pomyślał, że jednym z takich pretendentów okaże się firma zamieszkująca terytorium III Rzeczpospolitej Polskiej?
Cel postawiony przez ludzi z Play Publishing – zbudowanie „świata wielkiego sportu” – w Managerze Piłkarskim 2004-2005 bynajmniej nie został osiągnięty. Powiem więcej: instalację tej gry porównać można do otwarcia puszki Pandory – jedno wielkie pasmo niepowodzeń i nieszczęść. Klęska totalna.
Chałowata fanfaronada
Do testów gry przystąpiłem, jak to zwykle w moim przypadku bywa, nastawiony pozytywnie. Tym bardziej, że jestem wieloletnim fanem gier stricte sportowych. Oczywiście zdawałem sobie sprawę, że tytuł ten nie ma większych szans na przejęcie pałeczki lidera od SI. Nadzieja – choćby na kilka ciekawych opcji – jednak była...
Pierwszy kontakt z grą – i pierwsze mocne uderzenie. Moim oczom ukazuje się przedziwne intro z równie kuriozalną muzyką w tle. Mimo to, parafrazując znane powiedzenie: „nie intro zdobi grę, a gra intro”, postanowiłem zanurzyć się w wir „emocjonującego piłkarskiego świata”...
Szybko i skutecznie próbę tę uniemożliwiły latające zewsząd piłki. Brzmi to być może abstrakcyjnie, a wręcz absurdalnie (nawiasem mówiąc tak samo wygląda), ale rzeczywiście tak jest. Programiści postanowili „urozmaicić” rozgrywkę tak zwanym efektem wizualnym. W trakcie gry tło przez cały czas kręci się, tym samym bez problemu wywołując odruch wymiotny w dosłownie pięć minut. Co gorsza, bajeru tego nie można wyłączyć – mimo że taka możliwość w Opcjach widnieje.
Niepraktyczność na każdym kroku
Interfejs Managera Piłkarskiego teoretycznie jest taki, jaki w grze z tego gatunku być powinien. Mało w nim grafiki, dużo tabelek, liczb i statystyk, czyli – w teorii – wszystko w największym porządku. Jednak w praktyce sprawa przedstawia się zgoła odmiennie – jest to jeden wielki zlepek nieużytecznych opcji. Z prawej strony – zdaje się, że na wzór serii, wybaczcie za porównanie, Championship Manager – widać pięć ikonek, symbolizujących główne sekcje gry. Ponadto nad nimi dostępna jest aktualna data oraz przycisk symulujący upływ czasu. Reszta, czyli cała prawa strona oraz środek, to poszczególne ekrany, do których można się dostać. Nawigacja w tychże polega na przełączaniu działów za pomocą, o zgrozo! menu z listą rozwijaną.
Generalnie poruszanie się po świecie gry jest mało intuicyjne, nieprzyjemne, męczące. Całkowicie chybiony pomysł z ręcznie rozwijanym „jadłospisem”, połączony z niestarannością i najzwyklejszą w świecie niechlujnością, stwarza efekt wręcz odpychający.
Irrealizm w miejsce realizmu
Baza danych w recenzowanej przeze mnie grze to kpina, i to przez duże K. Programiści połasili się na włączenie do zawartości gry dwóch grywalnych lig polskich: pierwszej oraz drugiej. Mało tego, jakość ich również woła o pomstę do nieba. Nie ma tu prawdziwych zarówno nazw własnych, jak samych nazwisk kopaczy, trenerów, itp. I tak, przykładowo w Managerze Piłkarskim 2004-2005 zagrać można Legionem Warszawa, GKS Krakowem bądź też Widzówem Łódź.
Druga sprawa, pogrążająca autorów w tej materii, to kwestia świeżości. Choć w tytule czarno na białym widnieje sezon 2004-2005, właściwą rozgrywkę rozpoczynamy od 15 lipca roku pańskiego 2003. Aby nie było za dobrze, z aktualnością tej przestarzałej bazy również jest, najdelikatniej mówiąc, fatalnie. Litości...!
Abstrahując już od tego wszystkiego, czy ktoś wytłumaczy mi, dlaczego w bazie nie ma choćby wzmianek o piłkarzach i drużynach z zagranicy? Czyżby „świat wielkiego sportu” nie był aż tak wielki?
Taktyczna trwoga
Newralgiczny element w każdym szanującym się klubie piłkarskim – kwestia odpowiedniej taktyki, strategii meczowej, itp. – kluczowy w recenzowanym Managerze Piłkarskim bynajmniej nie jest. Możliwości ustawiania własnej formacji budzą początkowo szyderczy uśmieszek na twarzy, lecz po chwili przeradza się to w silny ból głowy. Siedem (powtarzam: siedem) gotowych ustawień z możliwością zmian występujących piłkarzy na danych pozycjach – tak oto wygląda całość. Przymykając oczywiście oko na katastrofalne wykonanie graficzne...
Pozostaje jeszcze sprawa „strategicznych aspektów”, bez których rzecz jasna dobry manager obejść się nie może. Wybrać można tu m.in. obszar lub też rodzaj krycia, jak również sposób wykonywania rzutów wolnych bądź rożnych. Wszystko sprowadza się do tego, że my sobie ustawiamy to i owo, a i tak żaden z tych elementów nie ma większego wpływu na przebieg meczu.
Mamona, moja mamona...
Panowie ze Sports Interactive, twórcy serii Championship Manager, obecnie pracujący nad Football Managerem 2005, zawsze twierdzili, że finanse i wszelkie kwestie z tym związane nie należą do zadań managera klubu, a do odpowiednich dyrektorów. Innego zdania była najwidoczniej ekipa odpowiedzialna za Managera Piłkarskiego 2004-2005, gdyż tutaj dostępne są niebywale nieużyteczne opcje z tym związane. Gracz ma możliwość modernizacji stadionu lub wyboru środka transportu, jakim podróżować będzie jego ekipa. Użytkownik może też szukać sponsorów – wysyłać zapytania do firm z ofertą. Zostało zrealizowane to w tak idiotyczny i nieautentyczny sposób, że... szkoda słów.
Dodam tylko, że dobudowa kolejnych krzesełek czy też pozyskanie nowego sponsora (np. firmy... Max Game) nie daje żadnej, nawet najmniejszej satysfakcji.
Panie Turek, kończ pan mecz...!
Klikając przez pewien czas przycisk kontynuacji dobrnąłem (nie)szczęśliwie do pierwszego meczu. Ku mojemu ogólnemu zdziwieniu, by rozegrać spotkanie musiałem wybrać specjalne menu, w którym mogłem najpierw zasymulować wszystkie spotkania z danej kolejki, a dopiero potem rozegrać swoje.
Sposób prezentacji meczu niestety nie odbiega poziomem od reszty. Jest on po prostu tragiczny. Pojawiające się komunikaty tekstowe najczęściej informują o strzeleniu bramki (lub na nią), faulu bądź spalonym, względnie rzucie rożnym. I tak w kółko, aż do 90 minuty... Śmiało można ten element przespać, gdyż nawet strzelenie gola nie pobudza zmaltretowanego użytkownika do życia.
Powinni tego zabronić
Profil zawodnika wyświetla podstawowe informacje o danym kopaczu, jego pozycję, liczbę zdobytych bramek, itp. Zagadką godną Archiwum X jest natomiast graficzny model gracza obok tego wszystkiego. Na wszystkich świętych tego świata i nie tylko! – po co twórcy zdecydowali się na stworzenie tego elementu, skoro KAŻDY z wirtualnych piłkarzy wygląda praktycznie tak samo?! Zupełnie osobny temat to odwzorowanie piłkarskich umiejętności poszczególnych zawodników. Cóż, pominę ten aspekt chwilą milczenia...
Na domiar złego gra zżera duże pokłady pamięci. Dość powiedzieć, że wczesna beta wersja Football Managera 2005, produktu co najmniej dwadzieścia pięć razy większego, działa znacznie stabilniej i szybciej od testowanej przeze mnie gry. To dobitnie o czymś świadczy.
O „zaletach” tytułu rozpisywać można się w nieskończoność. Totalny brak wyczucia, ogromny chaos, stos bezużytecznych opcji – oj, nazbierało się tego zdecydowanie za dużo. Mój dobry przyjaciel, nawiasem mówiąc zagorzały fan gier managerskich, w rozmowie ze mną stwierdził, że Manager Piłkarski 2004-2005 jest jak pewna sieć znanych sklepów – powinni go zabronić. Zgadzam się w stu procentach.
Adam „Speed” Włodarczak
PLUSY:
- „Manager” w tytule...
MINUSY:
- Fakt istnienia...
- Cała reszta...