Assassin's Creed: Liberation HD Recenzja gry
Recenzja gry Assassin's Creed: Liberation HD - ładny, choć uproszczony remake
Liberation przestało być domeną Vity - po kilkunastu miesiącach od premiery gry na mobilne urządzenie firmy Sony, przygody Aveline de Grandpre możemy odpalić na dużych platformach. Jak prezentuje się remake w akcji?
- dobrze zaprojektowane i stosunkowo duże lokacje;
- kilkanaście godzin rozgrywki;
- niektóre zadania, świetny epizod w Meksyku;
- możliwość przebierania się;
- dopracowana graficznie w stosunku do pierwowzoru.
- słabiutka fabuła i kiepskie misje poboczne;
- brak rozbudowanego sterowania;
- przesadne ułatwienia;
- muzyka.
Biorąc pod uwagę, że Vita nie jest urządzeniem w Polsce zbyt popularnym, szanse, że fani serii Assassin’s Creed w naszym kraju odbyli randkę z Aveline de Grandpre są praktycznie znikome. To zapewne zmieni się za sprawą gry Assassin’s Creed: Liberation HD, która – już bez „trójki” w tytule – od kilku dni dostępna jest w dystrybucji cyfrowej na platformach PC, Xbox 360 i PlayStation 3. Ubisoft nie traktuje co prawda tego remake’u priorytetowo, o czym najlepiej świadczy brak polskiej wersji językowej, ale mimo tego istotnego dla wielu naszych rodaków ograniczenia, pokusa wizyty w Nowym Orleanie jest spora, zwłaszcza, że produkt prezentuje się wizualnie dużo ładniej od swego pierwowzoru.
Każdy, kto wykazał wcześniej minimum zainteresowania tym tytułem, z pewnością wie już doskonale, czego po Liberation HD się spodziewać. Opowieść koncentruje się na losach żyjącej w XVIII wieku młodej damy, która po godzinach przywdziewa kostium asasyna, by siać zamęt w szeregach swoich wrogów – najpierw Francuzów, potem Hiszpanów. Fabuła gry nie łączy się w żadnym stopniu z historyjką eksploatowaną w dużych odsłonach, nie licząc oczywiście cameo Connora Kenwaya pod koniec przygody. Wątek teraźniejszy tu na dobrą sprawę nie istnieje, znajomość poprzedników nie jest więc do niczego potrzebna. Kilkugodzinna kampania stanowi odrębny, zamknięty epizod i tak powinien być przez wszystkich traktowany. Odpowiednie podejście jest zresztą niezwykle istotne, bo weterani tego cyklu, którzy spodziewają się po Liberation HD kolejnego, pełnoprawnego odcinka sagi, dość szybko zostaną brutalnie sprowadzeni na ziemię. To nie ta liga.
Sama rozgrywka wciąż sprawia sporo radości, gdyż Liberation ma kilka oryginalnych pomysłów – mam tu na myśli głównie przebrania głównej bohaterki, które natychmiast zmieniają jej status społeczny i wpływają na stosunek strażników do naszej podopiecznej. Co prawda potencjał fatałaszków nie został do końca wykorzystany, ale konieczność zmiany strojów i wynikające z tego możliwości – opcja innego rozwiązywania napotykanych problemów - liczą się jak najbardziej na plus. Gracz ma całkiem duże pole manewru w kwestii wyboru technik wykonania zadania, zwłaszcza w drugiej fazie kampanii, gdzie rzadziej zdarza się, że konkretny uniform został mu z góry narzucony. Nowa broń – dmuchawka – wrażenia już nie robi, bo gadżet ten był z lubością wykorzystywany przez Edwarda Kenwaya w „czwórce”. Trzeba jednak pamiętać, że to właśnie w Liberation pojawiła się ona jako pierwsza. Możliwość cichego eliminowania rywali z dystansu, a przede wszystkim wprowadzanie ich w szał, była wówczas w tej serii intrygującą ciekawostką.
Wersja HD Liberation doczekała się kilku usprawnień, zarówno małych, jak i dużych. Ta największa dotyczy oczywiście grafiki, bo Bułgarzy z Ubisoft Sofia nie poszli na łatwiznę i znacznie udoskonalili oprawę wizualną swojej produkcji. Trzeba sobie jednak od razu powiedzieć – nie jest to poziom najnowszej odsłony cyklu. Gra wyraźnie ustępuje pod tym względem wydanej niedawno „czwórce”, co szczególnie widać w wersji pecetowej – konsolowe edycje prezentują się podobnie, choć również nieco gorzej. Nie zmienia to jednak faktu, że progres w stosunku do pierwowzoru jest zauważalny – w końcu nie jest żadną tajemnicą, że Vita technicznie wyraźnie ustępuje dużym platformom. Mnie najbardziej ucieszyły spore zmiany w kolorystyce lokacji, szczególnie na bagnach, które nie są już tak szarobure, a co za tym idzie, odpychające. Nowy Orlean też prezentuje się znacznie barwniej i zdarzało mi się przystanąć na chwilę, żeby rozkoszować się jego panoramą.
W mechanice rozgrywki nie dokonano poważniejszych zmian. Konstrukcja Vity wymusiła na twórcach uproszczenie sterowania i ku mojemu ubolewaniu, na podobny zabieg zdecydowano się również w remake’u. Nie da się w Liberation HD wykonać kilku standardowych dla tej serii akcji, inne z kolei wymagają zmiany przyzwyczajeń, jak w przypadku łapania wystających elementów budynków podczas spadania w dół (normalnie robi się to przyciskiem B na Xboksowym padzie, teraz trzeba energicznie wychylić gałkę analogową do przodu). Aveline nie potrafi przenosić zwłok poległych żołnierzy, nie jest również w stanie chwycić rywali podczas walki, by rzucić nimi lub podciąć im gardło.
Dziwi mnie takie podejście do sprawy, zwłaszcza, że autorzy mogli skorzystać z gotowych, dawno wpojonych fanom rozwiązań. Kontrolery stacjonarnych konsol mają nieco więcej przycisków niż kieszonkowa konsola firmy Sony i rezygnacja z ich wykorzystania jest doprawdy zastanawiająca. Jeśli chodzi o nowości w samej mechanice, to na uwagę zasługuje tak naprawdę tylko jedna. Ilekroć nasza bohaterka ukryje się w sianie lub schowa się za rogiem budynku, może gwizdnięciem zwabić do siebie wrogów, by następnie ich zabić. Tego w oryginale nie było, a kto ma za sobą „trójkę” i „czwórkę” z pewnością wie, że umiejętność ta bardzo ułatwia ciche eliminowanie oponentów.
Zmiany za to czekają nas w konstrukcji misji, ale te zauważą już wyłącznie Ci, którzy mieli kontakt z pierwowzorem. Twórcy zmodyfikowali część zadań, czasem nawet zdecydowali się wyciąć niektóre ich fragmenty. Znacznie uproszczono osiąganie pełnej synchronizacji, zdarza się, że dodatkowe wymagania są wplecione w podstawowe cele (np. pozostanie niezauważonym podczas likwidowania żołnierzy na statku), niektórych wyzwań (np. konieczności użycia trzech person w tworzeniu zasadzki na gubernatora) w ogóle nie ma. Nawet szukanie znajdźek jest łatwiejsze niż na Vicie, bo produkt podaje ich lokalizację na tacy. Wersja handheldowa ujawniała markery skrzyń i listów dopiero po użyciu wzroku orła, teraz wszystkie znaczniki od razu pojawiają się na mapie. Oznacza to, że wymaksowanie gry nie nastręcza już tak wielkich problemów. Jeśli solidnie eksploatowaliście poprzednie odsłony cyklu, Liberation HD wyda Wam się w tym względzie śmiesznie łatwe.
Bułgarzy postanowili nie ingerować w fabułę gry, która ogólnie rzecz biorąc porywająca nie jest, nie dodali również żadnych niedostępnych wcześniej zadań. Ukończenie przygody to zajęcie na dwa popołudnia, a jeśli w trakcie biegania od jednego markera do drugiego od razu weźmiemy się za kolekcjonowanie znajdźek i wypełnianie mizernych misji pobocznych, całość zamkniemy w mniej niż 15 godzin. Odrobinę żałuję, że nie pokuszono się o rozbudowanie kampanii – czasu na dorzucenie dodatkowej zawartości było naprawdę sporo. Grając w Liberation HD nie mogłem pozbyć się wrażenia, że autorzy bardziej skupili się na ułatwianiu graczom życia, niż zapędzaniu ich do roboty.
Wersję na Vitę oceniliśmy stosunkowo nisko – część z Was uważała, że nota ta była krzywdząca. Sam fakt, że autorom udało się przenieść grę z serii Assassin’s Creed na przenośną konsolę firmy Sony nie był dla nas jednak tak wielkim argumentem, żeby piać z zachwytu, zwłaszcza, że produkt nie był wolny od różnorakich błędów. Liberation HD jest dużo bardziej dopracowane, widać to praktycznie na każdym kroku i choćby dlatego stawiam ją wyżej niż wydany w 2012 roku pierwowzór. Nie zmienia to jednak faktu, że w stosunku do remake’u wymagania wzrosły. Rzeczy na które można było przymknąć oko, w tym przypadku nie przejdą. Mam tu na myśli przede wszystkim liczne uproszczenia w sterowaniu i ogólne ułatwienie zmagań. Kampania powinna dawać zdecydowanie większy wycisk.
Jeśli potraktować omawiany produkt wyłącznie jako remake, to bez wątpienia gra daje radę. Inne produkcje z literkami HD często wykonane są po łebkach i poza podbiciem rozdzielczości i dorzuceniem osiągnięć nie różnią niczym od swoich pierwowzorów. Liberation HD zdecydowanie góruje nad takimi tandetnymi przeróbkami. Widać pracę włożoną w ten produkt i dostosowanie go do specyfiki dużych platform, choć i w tej kwestii nie obyło się bez kilku zgrzytów. Czy warto więc dać szansę Aveline de Grandpre? Zdecydowanie tak, nawet jeśli kiedyś ukończyliśmy wersję na Vitę. Za tę cenę to wciąż solidna porcja rozgrywki, mimo słabego wykonania niektórych elementów, jak choćby fabuły czy wyjątkowo kiepskiej jak na ten cykl muzyki.