Max Payne 3 Recenzja gry
Wielki powrót upadłego gliny – recenzja gry Max Payne 3
Równie interesujący jak wcześniej, ale jednocześnie nieco inny. Powrót z emerytury okazał się dla Maxa Payne’a lepszy niż można się było spodziewać, zaś on sam idealnie odnalazł się wśród młodszej konkurencji.
- widowiskowe potyczki z użyciem bullet-time’u;
- ciekawa fabuła, pomimo kilku słabszych momentów;
- duże zróżnicowanie odwiedzanych lokacji;
- dość długa i zarazem wymagająca kampania dla pojedynczego gracza;
- bardzo solidny multiplayer;
- oprawa audiowizualna.
- mało interesujące niektóre główne postacie opowieści;
- średnio funkcjonujący i zbyt ułatwiający zabawę system osłon;
- kiepsko wykonany ragdoll.
Zawsze z przyjemnością rozpamiętuję gry wyznaczające nowe standardy – miejsca w tym zaszczytnym gronie z pewnością nie można odmówić Maxowi Payne’owi, który dekadę temu pokazał, jak bardzo efekt spowolnienia czasu może zrewolucjonizować rozgrywkę. Co ciekawe, pierwsze wiadomości o planach przywrócenia do życia słynnej serii nie spotkały się z powszechnym entuzjazmem ze strony graczy, albowiem po ujrzeniu podstarzałego eksgliniarza w palącym słońcu brazylijskich slumsów wielu doznało szoku, spodziewając się raczej sprawdzonego powrotu do klasyki. Z czasem nastroje na szczęście się uspokoiły i po dogłębnym przetestowaniu finalnej wersji mogę z radością zawiadomić, że gra pomimo zmiany otoczenia oraz wizerunku tytułowego bohatera zachowała swój specyficzny przygnębiający klimat, który nowi gracze pokochają, a starzy z miejsca sobie przypomną.
Akcja Maxa Payne’a 3 rozpoczyna się osiem lat po ostatnim spotkaniu z bohaterem i analogicznie do poprzednich części nie przedstawia wydarzeń w ciągu chronologicznym, spoilując ponadto już na samym początku zabawy swój finał. Nowa przygoda zaczyna się niedługo po tym, jak Max znajduje zatrudnienie w roli ochroniarza Rodrigo Branco, jednego z najbardziej wpływowych brazylijskich biznesmenów mieszkających w Sao Paulo. Rodzina Branco w krótkim czasie trafia na celownik jednego z lokalnych gangów i w tym miejscu do gry wkracza główny bohater, starając się utrzymać swoich pracodawców przy życiu. Oprócz uczestniczenia w teraźniejszych wydarzeniach w określonych momentach dowiadujemy się, w jakich okolicznościach Max został zrekrutowany przez swojego dawnego znajomego Raula Passosa, którego – tak swoją drogą – nie do końca pamięta.
Jednym z najmocniejszych punktów gry jest w mojej ocenie to, w jaki sposób przedstawiona została tytułowa postać. Były detektyw od czasu drugiej części stoczył się praktycznie na samo dno, nie starając się walczyć z depresją oraz uzależnieniem od środków przeciwbólowych i alkoholu, a także nie potrafiąc przez to utrzymać pełnej trzeźwości umysłu nawet w godzinach pracy. Max stał się też jeszcze bardziej cyniczną postacią i choć w dalszej części gry jego podejście nieco się zmienia, to przecież doskonale wiemy, jak wiele stracił i jak negatywnie nastawiony jest do świata. Generalnie fabuła może się podobać – nie jest przekombinowana, mamy interesujące polityczne zagrywki w tle i co najmniej jeden fajny zwrot akcji. Podoba mi się też to, że jest dojrzała, poruszając między innymi tematy koegzystowania różnych grup społecznych na tym samym obszarze i żerowania bogaczy na biedocie. Tak na dobrą sprawę jedynym słabszym elementem są dość stereotypowe sylwetki niektórych postaci, w rezultacie czego łatwo było mi wytypować „głównego złoczyńcę” oraz domyślić się, jakie mogą być jego prawdziwe motywy.
Solidne tło fabularne to oczywiście nie jedyny atut Maxa Payne'a 3. Trzon rozgrywki, co jest bardzo dobrą informacją, nie został poddany większym zmianom. Kluczem do sukcesu jest w rezultacie umiejętne używanie opcji bullet-time’u, czy to z zamiarem oddawania celnych strzałów z miejsca, czy wykonywania efektownych rzutów, dzięki którym Max staje się trudnym celem i ma większe pole manewru. Nie jest oczywiście tak, że gra przechodzi się niemal bez naszego udziału, gdyż tempo regeneracji paska spowolnienia czasu jest uzależnione od celności i skuteczności naszych ataków. Sama rozgrywka cechuje się zresztą dość wysokim poziomem trudności, co mnie osobiście ucieszyło. Nawet na domyślnych ustawieniach niektóre starcia wymagają kilkakrotnych powtórzeń, tak by dopracować plan działania i następnie skutecznie go wdrożyć. Na stopień trudności niewątpliwie wpływają też takie czynniki jak brak samoczynnej regeneracji zdrowia oraz agresywny styl gry przeciwników, którzy umiejętnie się chowają, szukają okazji do ataków z flanki i chętnie korzystają z granatów. Gra nie jest na szczęście zupełnie nieprzystępna dla „świeżaków”, albowiem możliwe jest włączenie jednego z dwóch asystentów celowania, a Max każdorazowo może wybronić się przed śmiercią poprzez odpłacenie się postaci, która go postrzeliła.
Seria Max Payne doczekała się wielu naśladowców. Mnie najbardziej zapadł w pamięć Stranglehold z 2007 roku. Gra w fajny sposób łączyła bullet-time z klimatem dzieł Johna Woo, ale do pełni szczęścia zabrakło dłuższego single playera i bardziej dopracowanego trybu dla wielu graczy.
Od czasu wydania drugiej części Maxa Payne’a najpoważniejszą innowacją w strzelaninach stał się system osłon, w związku z czym nie mogło go zabraknąć i trzeciej odsłonie cyklu. Niestety, jego ostateczna forma pozostawia nieco do życzenia. Zabawa dzięki osłonom staje się przede wszystkim znacznie prostsza, bo w niektórych sytuacjach o wiele bezpieczniej jest ostrzelać wrogów zza ściany niż zaryzykować otwartą walkę. Sam mechanizm cechuje się też dość topornym działaniem, w rezultacie czego „przyklejanie się” do osłon jest mało intuicyjne, a płynne przemieszczanie się pomiędzy nimi utrudnione. Domyślam się, że autorzy chcieli w ten sposób zachęcić do bardziej agresywnego stylu rozgrywki, ale mimo wszystko całość należało lepiej przygotować i wyważyć.
Główna kampania to czternaście długich rozdziałów zapewniających ponad dziesięć godzin zabawy i jest to naturalnie bardzo dobry jak na obecne czasy wynik. Zdecydowanie muszę pochwalić to, że każdy z rozdziałów ma miejsce w innej lokacji, przez co do gry nie wdziera się znużenie. Na zbadanie czekają między innymi luksusowe biurowce w Sao Paulo, ekskluzywny klub nocny, komenda policji czy opuszczony hotel. Mnie najbardziej do gustu przypadł jednak Nowy Jork zimową porą, który siłą rzeczy wywołuje skojarzenia z poprzednimi odsłonami serii, oraz brazylijskie slumsy cechujące się bardzo zwartym układem uliczek i przepięknymi widokami na panoramę miasta. Korzystając z okazji, warto też wspomnieć, że sama rozgrywka nie jest jednostajna, albowiem „standardowe” strzelaniny przeplatane są momentami, w których musimy na przykład za kimś podążać, kogoś lub coś ochraniać, a nawet się skradać.
Rockstar przyzwyczaił nas już do tego, że w swoich tytułach oferuje solidny multiplayer i Max Payne 3 jest tego doskonałym przykładem. Tryb dla wielu osób okazuje się bardzo grywalny, na co wpływ mają przede wszystkim dobrze zaprojektowane i rozbudowane mapy oraz udana implementacja spowolnienia czasu, które nie burzy balansu rozgrywki. Oprócz standardowych deathmatchy przygotowano wojny gangów, w których wykonujemy zadania dla jednej z walczących stron, zaliczając swego rodzaju minirozdziały. Moim wielkim faworytem stał się jednak tryb o nazwie Payne Killer, w którym dwie osoby wcielają się odpowiednio w Maxa i Raula, dysponując wyraźną przewagą nad resztą (dobra broń, medykamenty itp.), ale musząc liczyć się z tym, że pozostali gracze na nie polują. Multiplayer ewidentnie przygotowano pod kątem jego długiej żywotności, bo poziomy doświadczenia i wszystkie związane z nimi nagrody (broń, wyposażenie, pancerze, awatary i cała masa innych rzeczy) zdobywa się stosunkowo wolno. Bardzo pozytywny obraz całości psują jedynie pojawiające się okazjonalnie lagi, których doświadczałem najczęściej podczas zabawy z maksymalną dozwoloną liczbą graczy, czyli w grupie szesnastu osób.
Recenzowana xboksowa wersja Maxa Payne’a 3 wypada pod względem jakości grafiki naprawdę dobrze, udowadniając, że można jeszcze coś wykrzesać z potencjału leciwej już konsoli. Co ciekawe, Max z racji zaawansowanego wieku porusza się z mniejszą gracją od bohaterów wielu innych strzelanin, przy czym nie oznacza to, że znajduje się na z góry przegranej pozycji. Animacja jego ruchów i efektowność staczanych przez niego walk to prawdziwe mistrzostwo świata, co sprawia, że do każdej potyczki podchodziłem z dużym entuzjazmem. Wspomniałem już o sporym zróżnicowaniu miejscówek, przy czym warto też pochwalić pieczołowitość ich wykonania oraz pomysłowość przy ich projektowaniu. Co więcej, elementy otoczenia podlegają ładnie prezentującym się zniszczeniom (samochody eksplodują, szyby tłuką się, tynk odpada od ścian, a gaśnice ograniczają widoczność), zaś każda stoczona bitwa pozostawia po sobie prawdziwe pobojowisko. Scenki przerywnikowe są po prostu rewelacyjne i to zarówno te inspirowane dobrymi filmami akcji, jak i te, które w ciekawy sposób pokazują nie najlepszy stan mentalny głównego bohatera. Domyślam się, że różnorakie filtry i zniekształcenia obrazu nie wszystkim się spodobają, aczkolwiek absolutnie nie przeszkadzają w zabawie. Tak na dobrą sprawę jedynym poważniejszym minusem jest kiepski efekt ragdoll, który częściej wywołuje gorzki uśmiech niż wzbudza podziw.
Max Payne 3 ma bardzo odmienną oprawę muzyczną od poprzednich części serii – moim zdaniem całość została dobrze dopasowana do specyfiki miejscówek, w których toczy się akcja, udanie współgrając z wydarzeniami na ekranie. James McCaffrey (ponownie) jako Payne to oczywiście klasa sama dla siebie, a i reszta aktorów została nieźle dobrana do odgrywanych ról. Ciekawostką jest to, że nie przetłumaczono większości kwestii wypowiadanych przez Brazylijczyków, zmuszając nas i Maxa do domyślania się, co takiego chcieli oni przekazać.
Rockstar po raz kolejny serwuje bardzo udaną produkcję. Tytułowy bohater nie tylko przypomniał światu o swoich starych sztuczkach, ale nauczył się także paru nowych. Każda minuta spędzona z grą sprawia mnóstwo przyjemności, a na dodatek dzięki trybom zachęcającym do powtórnego zaliczenia kampanii solowej oraz solidnemu multiplayerowi całość nie powinna się nikomu szybko znudzić. Max Payne 3 nie ustrzegł się kilku błędów, dotyczących przede wszystkim niedopracowanego systemu osłon, ale nie wpływają one znacząco na bardzo pozytywny wizerunek całego produktu. Upadły glina powrócił w wielkim stylu.