M�wili do kolegi: "pedale, debilu". Kuratorium: �r�d�em problem�w konflikt mi�dzy rodzicami

Ci�g dalszy bulwersuj�cej sprawy szko�y w Obornikach �l�skich. W styczniu opublikowali�my list mamy Wojtka*, nastolatka z orzeczeniem o potrzebie kszta�cenia specjalnego, prze�ladowanego przez r�wie�nik�w. Doczekali�my si� raportu z kontroli w plac�wce. Jego tre�� jest r�wnie niepokoj�ca jak to, co napisa�a w�wczas pani Monika.

Pani Monika, nim zdecydowała się napisać na początku roku list do redakcji, miesiącami próbowała rozwiązać problem w szkole, szukając wsparcia dla swojego syna. Wojtek* jest pod stałą opieką poradni psychologiczno-pedagogicznej od ośmiu lat. Dziecko ma stwierdzone zaburzenia aktywności i uwagi. Przysługuje mu nauczyciel wspomagający i inne narzędzia ułatwiające funkcjonowanie w grupie. Od września 2022 roku trafił do nowej klasy, która miała już odpowiedniego, dodatkowego pedagoga. Od początku został przyjęty źle, bo część rodziców nie chciała dziecka "z takimi papierami w swojej klasie". Teoretycznie można zrozumieć, że niechęć do trudnego dziecka to skutek troski o własne i pragnienie zapewnienia mu jak najlepszych warunków edukacji. Publiczna szkoła nie jest jednak prywatnym folwarkiem rodziców, uczniów czy nauczycieli, a w tej konkretnej historii trudno orzec, kto naprawdę jest "trudny".

Czekaliśmy na raport

Sprawę śledzimy od początku 2023 roku, chociaż dopiero teraz wracamy do niej w serwisie. Podobno atmosfera w klasie ostatnio nieco się oczyściła (wg części rodziców i niektórych nauczycieli - po odejściu prowodyrów prześladowania chłopca), ale w ocenie opiekunów Wojtka to zmiany dyskretne, niewystarczające. Wojtek nie dość, że nie czuje się w szkole komfortowo, to przede wszystkim nadal jest zaczepiany, nawet w obecności nauczycieli. Czuje się zaszczuty, odrzucony, samotny. Wciąż bywa popychany i obrażany, nie chce chodzić do szkoły. Nagonka wykracza zdecydowanie poza uczniowskie normy.

Zobacz wideo

Wojtek jest uczniem wysokofunkcjonującym, zdolnym, radzącym sobie z nauką. Od ośmiu lat pracuje nad sobą pod okiem specjalistów i w ich ocenie nie ma żadnych przeszkód, by uczył się w "normalnej" szkole. Nie jest agresywny. Może się komuś wydawać "dziwny", ale wiele zachowań udało się już skorygować, a te, które zostały, nie odbiegają od szkolnej normy. Ma jednak "papiery" i dla pewnej grupy rodziców oraz ich dzieci to problem dyskwalifikujący go społecznie. Chłopiec nie wszystkim przeszkadza i od początku miał sojuszników w grupie - to rodzice jednego z uczniów jako pierwsi powiadomili lokalne media o problemach Wojtka i krzywdach, jakich doświadcza w szkole. A jednak rówieśnicza presja nieraz wygrywa:

- Syn wyjaśnił mi, że do Wojtka nic nie ma, ale nie może tego powiedzieć głośno, bo sam też będzie miał przerąbane - mówi z zażenowaniem jeden z rodziców. Jest wyjątkiem, bo o sprawie w ogóle rozmawia, gdy większość tematu unika. Trudno też dociec prawdy na podstawie szkolnej dokumentacji, z której wynika, że właściwie to w tej podstawówce nic szczególnego się nie dzieje. Szkoła jak szkoła.

Po uderzeniu do wielu instytucji i osób związanych ze sprawą dowiedzieliśmy się, że po skardze matki bada ją już organ niezależny, a zarazem upoważniony i kompetentny do oceny sytuacji, czyli kuratorium oświaty we Wrocławiu. Podczas kontroli miał przeanalizować wszystkie okoliczności, poznać stanowisko wszystkich stron i przede wszystkim wspomóc w znalezieniu trwałego rozwiązania sytuacji.

13 stycznia kuratorium zapowiadało:

- Wizytator zakończył czynności kontrolne w szkole, zebrał materiał, w oparciu o który sporządzi protokół zawierający opis ustalonego stanu faktycznego, wnioski wynikające z przeprowadzonych czynności kontroli, ewentualne nieprawidłowości i zalecenia wraz z terminem ich realizacji.

Poprosiliśmy o kopię raportu niezwłocznie po jego sporządzeniu. Do dziś nie dotarła, ale dostaliśmy ją od mamy Wojtka.

15 stron "w sumie o niczym"

Zdaniem szkoły i kuratorium, które przeprowadziło kontrolę, Wojtek trochę na własne życzenie ma problemy, gdyż prowokuje kolegów. Na czym te "prowokacje" mają polegać? Głównie na tym, że chłopiec nie umie usiedzieć w ławce. Fakt, to może przeszkadzać, ale wynika z jego trudności rozwojowych. Czy to upoważnia do tego, by nazywać go pedałem i zapowiadać usunięcie ucznia ze szkoły, bo czyjaś wpływowa mama "to załatwi" (takie groźby wg relacji mamy Wojtka były na porządku dziennym). Nietypowe zachowania czy niemożność usiedzenia w ławce można zrównać z tym, co go w szkole spotykało? Gdzie w tym czasie był dedykowany chłopcu nauczyciel wspomagający? Po co mu to całe orzeczenie i niby ochrona systemu, skoro w praktyce jest traktowany jako współwinny, przy nieporównywalnej "winie"?

Eksponujemy kwestię ewentualnej agresji Wojtka i jego możliwych przewin, bo takie komentarze pojawiały się choćby pod listem mamy chłopca. Wiele osób założyło, że musi być jakiś namacalny, wyraźny powód odrzucenia dziecka przez grupę. W raporcie kuratorium to odległy wątek. W ogóle na temat chłopca i ewentualnej pomocy dla niego jest niewiele. To jeden z tych dokumentów, o których niezorientowani czy złośliwi mogliby powiedzieć, że służy "zmęczeniu materiału" - dostajesz takie pismo i nigdy więcej nie złożysz skargi na system.

Zapoznałam się dokładnie z obszernym dokumentem (15 stron A4). Niestety, w raporcie nie znajduję odpowiedzi na podstawowe pytania. Znaczna część pisma koncentruje się na tym, który nauczyciel był świadkiem nazywania chłopca w obelżywy sposób, kto co mówił na którym zebraniu, kto kiedy wyszedł z sali, a także relacji między rodzicami. Dociekliwy urzędnik odkrywa między innymi, że dane obelżywe określenie pod adresem Wojtka padło w obecności innego nauczyciela niż pierwotnie zakładał, ale dokument nie koncentruje się specjalnie na tym, że brzydkie słowa rzeczywiście padają. O ile rozumiem, że takie tło jest ważne, to zastanawia, że niewiele z tego wszystkiego wynika.

  1. Ustalono, że wobec niepełnosprawnego chłopca inni uczniowie zachowywali się agresywnie, nazywali go "debilem" w obecności nauczyciela i poniżali. To pozwala chyba zakładać, że kiedy nauczyciela nie było, padały gorsze wyzwiska i mogło dochodzić do przemocy fizycznej? Zresztą jej przykłady zarejestrowały kamery monitoringu szkolnego.
  2. Jakie konsekwencje z tego wyciągnięto? Kogoś ukarano w jakikolwiek sposób? Na jakiej podstawie uznano, że konsekwencje nie mają uzasadnienia? Zachowania chłopca z niepełnosprawnością i orzeczeniem oraz zachowania jego zdrowych podobno rówieśników niemal zrównano we wnioskach, chociaż NIGDZIE nie pada informacja, że chłopak zrobił coś, co nie mieści się w szerokich normach społecznych i prawnych (a jego koledzy tak).
  3. Raport sugeruje, że problem jest rozwiązany, bo co prawda chłopiec jest nadal atakowany, ale nauczyciele na bieżąco reagują na takie zachowania. Skoro one się powtarzają, to może to nie są wystarczające działania? Ponoć "jest trochę lepiej", sytuacja się normalizuje. Na czym ta poprawa konkretnie polega nie ustalono, a już na pewno nie sprawdzono, jak "poprawę" ocenia sam pokrzywdzony, czyli prześladowany uczeń.
  4. Wśród przyczyn konfliktu między dziećmi kuratorium upatruje konflikt między rodzicami. I poniekąd to zapewne możliwe. Czy znosi odpowiedzialność? Jest usprawiedliwieniem? Jeśli ktoś ma niemiłą matkę, można go uznać za "debila" i wszystko jest w porządku?

Nie stało się nic

Generalnie z dokumentu kuratoryjnego można wnioskować, że szkoła w Obornikach Śląskich to niemal szkoła marzeń. Szkoła rozumie problem, troszczy się, współpracuje z rodzicami. Niestety, konkretów w zasadzie brak, na czym to wszystko polega. Nie ma koncentracji na samym problemie przemocy: sprawcach i ofiarach. I odpowiedzi, dlaczego jest tak źle, skoro w sumie jest tak dobrze.

W dokumencie nie widzę jasnego planu naprawienia sytuacji w szkole w Obornikach Śląskich. Nie zauważam w ogóle, by to było celem wystawienia dokumentu. Jest wzmianka o programie RESQL, który miał być wdrażany w szkole pod koniec marca. Marzec się kończy, więc chyba to już nieaktualne. Co zresztą konkretnie program miałoby zapewnić uczniom i ofierze przemocy? Na jakiej podstawie kuratorium zakładało, że to faktycznie rozwiąże problem? Rodzice nic konkretnego o programie jeszcze nie wiedzą. Myślałam, że powie mi coś dyrektorka szkoły, ale nie udało się z nią do tej pory porozmawiać. Podobno zależało jej na kontakcie ze mną, ale nie oddzwoniła, chociaż zostawiłam swój nr telefonu w sekretariacie. Nie zareagowała też na maila wysłanego na adres wskazany przez sekretariat szkoły.

Wśród do tej pory podjętych działań naprawczych była jakaś ankieta wśród dzieci i spotkanie z policjantem. I co to dało? Czemu służyło? W dokumencie jest mowa o "braku danych". Po co w ogóle się o tym w raporcie pisze? Zwłaszcza że nieoficjalnie wiemy, że ankieta wykazała, że prześladowania doświadcza wyłącznie Wojtek ze względu na swoją niepełnosprawność.

Zapytałam o to i wszystkie powyższe kwestie 14 marca kuratorium oświaty we Wrocławiu, odpowiedzialne za kontrolę i raport. Wciąż nie uzyskałam żadnej odpowiedzi. Przypominam, że problem w szkole zaczął się we wrześniu i po tylu miesiącach nie udało się go rozwiązać. Pośpiechu wciąż nie ma. Byle do wakacji?

Po 20 marca odbyło się natomiast spotkanie dyrekcji szkoły i przedstawiciela Urzędu Miasta Oborniki z matką Wojtka. Padła wówczas deklaracja, że urzędnik i dyrektorka są gotowi rozmawiać z "tą dziennikarką". 24 marca próbowałam się skontaktować (telefonicznie i mailowo) z uczestnikami spotkania. Bez rezultatu.

Skarga dotyczyła przemocy

Raportem kuratorium jest zawiedziona mama Wojtka. Nie rozumie, na co czekała kilka tygodni, bo jej skarga dotyczyła przede wszystkim aktów przemocy wobec syna, a dostała wyjaśnienia jakby trochę nie na temat.

- Bardzo szeroko piszą Państwo o uprawnieniach kuratora w zakresie odpowiedzialności, o moim rzekomym konflikcie z innymi rodzicami, o nieprawidłowościach w dokumentacji IPET (Indywidualny program edukacyjno-terapeutyczny, przyp. autorki), a dosłownie w jednym zdaniu jest informacja, że "stwierdzono, iż w klasie (...) miały miejsce przypadki niewłaściwych postaw rówieśniczych" - napisała w oficjalnym piśmie odwoławczym 15 marca. Przekonuje w nim, że szkoła i kuratorium oczekują od niej biernej postawy, gdy jej dziecku dzieje się krzywda i co do zasady osoba kontrolująca szkołę przy rozstrzyganiu wielu kwestii chętniej uznaje racje placówki. Padają nawet mocne słowa, które mają ten stan uzasadniać:

- Co robi kuratorium? Wysyła na kontrolę koleżankę pani dyrektor. Panie przy kawie i ciasteczkach zastanawiają się, jak zrobić, żeby matka tego dziecka wreszcie się odczepiła.

Oczywiście, trudno sobie wyobrazić, żeby w dość hermetycznym środowisku ludzie się nie znali, ale faktycznie lektura raportu nasuwa podejrzenia, że coś jest na rzeczy. W swojej kolejnej już skardze mama Wojtka wskazuje 22 przykłady, gdy raport mija się z prawdą i w większości przypadków ma na to dowody (dokumenty, zeznania pracowników szkoły itd.).

Oto jeden z nich:

Z raportu: "Jak wynika z informacji uzyskanych od Pani psycholog (ze szkoły w Obornikach, pisownia oryginalna, przyp. autorki), jedna z mam podniosła również sprawę dawnego konfliktu jej syna z Wojtkiem* i stwierdziła, że boi się o bezpieczeństwo swojego syna".

Z oficjalnej odpowiedzi mamy Wojtka:

"Mój syn nie miał z tym chłopcem żadnego konfliktu. Jedna z matek powołuje się na zdarzenie, które miało miejsce dwa lata wcześniej, kiedy to jej syn podczas przerwy zaatakował mojego syna, a ten broniąc się, odepchnął go. Nieszczęśliwie tamten chłopiec upadł, uderzył się w głowę (...) Jako rodzice zareagowaliśmy od razu i gotowi byliśmy ponieść wszelkie konsekwencje działań naszego syna. Poprosiliśmy ówczesną dyrekcję o przedstawienie nagrań z monitoringu. Okazało się, że mój syn bronił się, a agresorem był ten drugi chłopiec (rzucił się na niego i uderzył w brzuch). Rodzice tamtego chłopca po obejrzeniu monitoringu wycofali skargę i sprawa na ich wniosek została umorzona".

Przyzwolenie na przemoc?

Trudno dociec, jak to się stało, że nawet w tak ewidentnej sprawie (nagrania z monitoringu, umorzone postępowanie), raport kuratoryjny ten wątek wykorzystuje do uzasadnienia dość nonszalanckiego podejścia do krzywdy dziecka. Dlaczego już wtedy nie podjęto działań zaradczych? Może faktycznie za dużo było kawkowania i ciasteczek, a za mało starań, by dotrzeć do sedna sprawy?

Czekamy na odpowiedź wrocławskiego kuratorium oświaty na nasze pytania i na pismo mamy Wojtka, chociaż tym razem raczej już bez złudzeń, że wniosą coś naprawdę wartościowego. Osoby odpowiedzialne za wychowanie i edukację uzasadniają bezkarność prześladowców i bierność szkoły (dla mnie wielokrotne, nieskuteczne zwracanie uwagi, żeby kogoś nie krzywdzić, jest biernością) nietypowymi zachowaniami dziecka niepełnosprawnego i rzekomym konfliktem rodziców. Kogo my wychowamy w takich szkołach i przy takim nadzorze?

* Dane osobowe, umożliwiające identyfikację zainteresowanych, zostały zmienione, chociaż to wątpliwa ochrona, bo "nie wiadomo skąd" szczegóły orzeczenia Wojtka znali rodzice dzieci z klasy, do której chłopiec trafił. To był początek koszmaru, na długo przed tym, jak sprawą zainteresowały się media. Kontrola kuratoryjna nie rozstrzygnęła, kto odpowiada za przeciek informacji wrażliwych. Szkoła, jak wynika z raportu, nie ma sobie nic do zarzucenia.

Wi�cej o: