Jak olewano Dziki Zachód, czyli dlaczego growe westerny to nisza
Kto chce zagrać w solidną grę wideo, osadzoną na Dzikim Zachodzie, poza Red Dead Redemption nie ma ogromnego wyboru. Większość deweloperów unika tej tematyki – i trudno im się dziwić, bo zrobienie i sprzedanie dobrego westernu to diablo ciężka robota.
Spis treści
Gdy miałem okazję pograć przez godzinę w Red Dead Redemption II, uśmiech ani na chwilę nie schodził mi z twarzy. Nawet nie dlatego, że najnowszy projekt studia Rockstar okazał się wyśmienity, ale przede wszystkim z tego powodu, iż mogłem wrócić na Dziki Zachód – w świat tak ekscytujący, a jednocześnie uporczywie traktowany przez największych deweloperów po macoszemu. O dobre interaktywne westerny naprawdę trudno, zaś przyczyn tego stanu rzeczy jest co najmniej kilka. A niemalże murowany sukces Red Dead Redemption II może jeszcze temu gatunkowi zaszkodzić.
Z TEGO TEKSTU DOWIESZ SIĘ
- Kiedy skończyła się popularność filmowych westernów.
- Kto stworzył pierwszą westernową strzelankę.
- Kiedy temat Dzikiego Zachodu wrócił i...
- ...dlaczego umarł przez Rockstara.
Pionierzy na growych pustkowiach
Miłośnicy gier wideo osadzonych na Dzikim Zachodzie nie mogą, niestety, narzekać na klęskę urodzaju. Duża w tym wina faktu, że popularyzacja interaktywnej rozrywki – a więc przełom lat 70. i 80., kiedy to na automatach królowały Breakout i Pac-Man – zbiegła się w czasie z momentem, gdy westerny przestały przyciągać widzów do kin. Po spektakularnej finansowej i artystycznej klęsce Wrót niebios w reżyserii Michaela Cimino (film doprowadził do bankructwa studia United Artists) nikt w Hollywood nie chciał ryzykować z gatunkiem, którym spora część publiki była zwyczajnie zmęczona. Zdecydowanie bardziej sensownym rozwiązaniem wydawało się wówczas stawianie na kino fantastycznonaukowe, które po gigantycznych sukcesach Gwiezdnych wojen, Bliskich spotkań trzeciego stopnia czy Obcego – każdego całkowicie odmiennego w klimacie – stało się kulturowym fenomenem.
Nic więc dziwnego, że i deweloperom gier nie spieszyło się wówczas do wydawania produkcji osadzonych na Dzikim Zachodzie. Zdarzały się naturalnie wyjątki. Pod koniec lat 70. na półki sklepowe trafił tytuł do dziś wspominamy z rozrzewnieniem przez starszych graczy. Mowa o The Oregon Trail, stworzonym jeszcze w 1971 roku, ale przez długi czas udostępnianym wyłącznie w szkołach do celów naukowych – gra miała bowiem pokazać dzieciom trudy życia amerykańskich osadników w XIX wieku. Ciekawy pomysł poprowadzenia własnej pionierskiej ekspedycji przez niegościnne Wielkie Równiny, sporo losowych wydarzeń oraz nienaturalnie wysoki współczynnik zgonów na dyzenterię sprawiły, że The Oregon Trail szybko trafiło poza lekcyjne klasy i uzyskało kultowy status.
Jedną z pierwszych firm, która eksperymentowała z Dzikim Zachodem w grach, było japońskie Nintendo. Już w 1974 roku Gunpei Yokoi stworzył elektromechaniczny automat typu arcade z grą Wild Gunman. Używaliśmy w nim kontrolera-pistoletu do staczania wirtualnych pojedynków w samo południe. 10 lat później gra trafiła na konsolę Famicom, gdzie korzystaliśmy z light guna. Była to prawdopodobnie pierwsza westernowa strzelanka w historii.
Wraz z początkiem lat 80. interaktywna rozrywka otrzymała kolejny głośny western. Tym razem niestety rozgłos spowodowany był nie samą jakością produktu jak w przypadku The Oregon Trail. Custer’s Trail studia Mystique okazało się bowiem tytułem wyjątkowo prostym i równocześnie prostackim – cała zabawa polegała na unikaniu strzał, dotarciu do słupa po prawej stronie ekranu i zgwałceniu przywiązanej do niego Indianki. Organizacje walczące o prawa zarówno rdzennych Amerykanów, jak i kobiet słusznie podniosły larum, a gra ostatecznie została wycofana ze sklepów, choć zdążyła sprzedać się w ponad 80 tysiącach egzemplarzy. Samo Mystique zakończyło działalność wraz z krachem na rynku w 1983 roku, wcześniej wydając parę innych tytułów zahaczających o 8-bitową pornografię. Krzyżyk na drogę.
Aż do początku tego wieku westerny pozostawały niszą w interaktywnej rozrywce. Niektórzy deweloperzy ryzykowali jednak z tą nieszczególnie popularną tematyką, niekiedy z niezłym rezultatem. Dla przykładu w 1996 roku pojawiło się Wild ARMs, intrygujące połączenie motywu Dzikiego Zachodu ze specyfiką japońskich RPG, które na tyle dobrze sprzedało się w Japonii, że doczekało się kilku kontynuacji. Z kolei Outlaws, kowbojski FPS studia LucasArts nie odniósł komercyjnego sukcesu, ale wywarł niemały wpływ na cały gatunek pierwszoosobowych strzelanek, wprowadzając m.in. możliwość przybliżenia widoku przez lunetę snajperską podczas używania karabinu.
PRERIE I PUSTYNIE
Dodatkowy powód, dla którego Dziki Zachód nie zdobył popularności w czasach pierwszych strzelanek, stanowiły ograniczenia technologiczne. Łatwiej było umiejscowić grę w ciasnych korytarzach, tak jak w Wolfensteinie i Doomie, niż na otwartych przestrzeniach Ameryki Północnej.