FIFA 23 Recenzja gry
FIFA 23 - recenzja. Nie wyrabiam, ta gra jest jak TikTok
Ostatnia FIFA autorstwa EA Sports. Koniec pewnej ery. Przyszłość serii rodzi wiele pytań, więc wypada cieszyć się tym, co jest. Sęk w tym, że nie do końca potrafię. Dostałem grę, w którą chciałbym wsiąknąć, ale za nią nie nadążam. FIFA 23 jest jak TikTok.
Kiedy się urodziłem, światu znany był już następujący fakt – EA co roku wydaje nową FIF-ę. Z taką świadomością przyszło mi dorastać, brałem to za pewnik podobnie jak to, że murawa jest zielona, piłka jest jedna, a bramki są dwie. Stosunkowo niedawny komunikat o zerwaniu dalszej współpracy Electronic Arts z Międzynarodową Federacją Piłki Nożnej zaburzył więc dotychczasowy stan rzeczy i postawił przyszłość tego cyklu pod znakiem zapytania. Uczynił też, chcąc nie chcąc, z nadchodzącej FIF-y 23 grę symboliczną, wielki finał, epokową cezurę.
Z pewnością produkcja ta jakością wykonania nie dorasta do wszystkich wymienionych rang, ale trudno nie przyznać, że to technologicznie najbardziej imponująca odsłona serii. Graficzne i proceduralne nowinki nie są jednak w stanie zmienić tego, iż pod względem gameplayowym „dwudziestkatrójka” mierzy się z demonami znanymi dobrze wszystkim wiernym graczom w FIF-ę. Z jednej strony mamy więc do czynienia z niezwykle realistycznym tytułem pod względem animacji i wszelkich zachowań boiskowych, z drugiej natomiast czujemy się, jakbyśmy brali udział w epileptycznej krótkometrażówce Gaspara Noe, a nie w autentycznym meczu. Parę lat temu nazywałem to piłkarskim ping-pongiem, dziś jest to dla mnie piłkarski TikTok.
AKTUALIZACJA RECENZJI I DODANIE OCENY
Żadnego day one patcha wpływającego na gameplay w FIF-ie 23 nie uświadczyliśmy. Za jakiś czas poważniejsze aktualizacje zapewne się pojawią, ale na ten moment gra wydaje się w być stanie pożądanym zarówno przez twórców, jak i graczy. Po kolejnych godzinach spędzonych w najróżniejszych trybach rozgrywki stwierdzam, że moje oczy nieco bardziej przyzwyczaiły się do akcji dziejącej się na ekranie, przez co o wiele łatwiej dostrzec było wszelakie aspekty przemawiające na plus wobec nowej „Fifki”. Co prawda niektóre niedociągnięcia w systemie kolizji czy kontroli podań bolą, ale to nadal jedna z najlepszych odsłon serii w historii, a już na pewno najbardziej rozwinięta FIF-a od strony technologicznej.
EA Sports – it’s in the game
- FIFA to nadal FIFA – wciąga bez reszty;
- murawa wyraziście zielona jak nigdy;
- niezliczona wręcz liczba nowych i realistycznych animacji dzięki HyperMotion 2;
- trafione zmiany w module FIFA Ultimate Team i trybie menedżerskim;
- po raz kolejny chwała ludziom, którzy wybierali składankę utworów przygrywających w menu głównym;
- Ted Lasso!
- diabelnie szybkie, nienaturalne tempo rozgrywki, przyprawiające o oczopląs;
- komiczne sytuacje boiskowe spowodowane przez system kolizji zawodników;
- brak poczucia kontroli nad każdym podaniem bądź odbiorem;
- twarze niektórych piłkarzy mogłyby wyglądać lepiej;
- mało interesujących nowości w trybach VOLTA Football i Wirtualne Kluby.
Rok temu co prawda nie miałem okazji recenzować na GOL-u FIF-y 22, ale muszę przyznać, że moja opinia na jej temat pokrywała się ze zdaniem Mikołaja, do którego tekstu odsyłam. Był to naprawdę wielki powiew świeżości dla całej marki, godny nowogeneracyjnego szumu medialnego. Gameplay wyraźnie zwolnił względem tego, co pamiętaliśmy z poprzednich części, a system HyperMotion był gwarancją wielu niewidzianych dotąd animacji zawodników, generowanych zależnie od danej sytuacji boiskowej. Czułem się nie tylko usatysfakcjonowany, ale i uratowany, bowiem ówczesny konkurent, będący odpowiednikiem mojego ukochanego PES-a, eFootball 2022, prezentował się poniżej wszelkiej krytyki (Konami do dziś próbuje się wydostać z bagna, w które wpadło). Nie liczyłem więc, że FIFA 23 będzie rewolucją, a jedynie bezpiecznym rozwinięciem sprawdzonych pomysłów i mechanik.
Poniekąd tak właśnie jest. Głównym systemem promowanym przez EA przed premierą było bowiem HyperMotion w wersji 2.0. Nie tylko jeszcze bardziej urealniło szereg zachowań zawodników na boisku, ale i dodało tyle animacji, że nie sposób ich policzyć (choć mowa o 6000 nowych predefiniowanych akcji i reakcji piłkarzy). To bowiem efekt stale rozwijanego algorytmu uczenia maszynowego, dzięki któremu poszczególne klatki animacji generowane są w trakcie ruchu i zależą od aktualnej sytuacji na boisku, włączając w to fizykę futbolówki, prędkość biegu, ułożenie ciała, impakt zdarzenia i sporo innych zmiennych.
Chelsea FC w wersji żeńskiej? No w końcu coś ruszyło się, jeżeli chodzi o piłkę nożną kobiet w FIF-ie...
HyperMotion działa nieco inaczej w przypadku meczów kobiet, bowiem w trakcie produkcji gry nagrano specjalne spotkanie 22 piłkarek z wykorzystaniem techniki motion capture, co pozwoliło na zarejestrowanie ruchów charakterystycznych dla reprezentantek płci żeńskiej uprawiających ten piękny sport. Sam jakiejś wielkiej różnicy pomiędzy grą panami a grą paniami nie odczułem, ale dobrze, że EA poświęca coraz więcej sił i środków na dopieszczenie piłki w żeńskim wydaniu. Dostaliśmy też w końcu trochę topowych klubów piłkarskich i sędzie kontrolujące przebieg spotkań. Może do końca tej dekady doczekamy się pełnoprawnego trybu menedżerskiego i FUT-a dla płci pięknej...
Rozbudowana proceduralna struktura HyperMotion rodzi jednak po drodze pewne nieuniknione problemy. Mianowicie wyliczona przez maszynę komenda nie zawsze potrafi w pełni przełożyć się na płynną animację, przez co miejscami dochodzi do teleportowania się zawodników na małe odległości, komicznych kolizji czy nienaturalnie wykonywanych technicznych sztuczek. A to w danym momencie zabija cały realizm. Czasem cały mecz przebiega bez zarzutu, innym razem w jednym spotkaniu natrafiamy na kilka takich bugów. Nadal jednak uważam HyperMotion 2 za najmocniejszy element FIF-y i technologiczny sukces „Elektroników”, który przy odpowiednim dopieszczeniu i zoptymalizowaniu uczyni z następnych odsłon FI... ekhem... EA Sports FC jeszcze pełniejsze futbolowe doświadczenie.
DRUGA OPINIA
Przez nieco ponad tydzień gram już w FIF-ę 23 i mogę powiedzieć tylko tyle - o to chodziło. W przeciwieństwie do Karola ja bawię się "dwudziestcetrójce" naprawdę dobrze. Wspomniane w tekście zmiany w gameplayu wychodzą moim zdaniem na plus. Pierwotnie obaj myśleliśmy, że rozgrywka przyspieszyła (względem premierowej wersji FIF-y 22). Okazało się jednak, że to nie miało miejsca, a EA kompletnie zmieniło sposób, w jaki piłkarze poruszają się po boisku, a piłka krąży pomiędzy nimi szybciej. Wysocy i silni zawodnicy z relatywnie niskim tempem (poniżej 75 punktów) w końcu zaczęli mieć sens. Co prawda nadal rozpędzają się wolniej niż sprinterzy z przyspieszeniem ocenionym na 90, ale często wygrywają pojedynki biegowe na dłuższych dystansach dzięki fizyczności i innej sylwetce. Niesamowicie korzystnie wpływa to na różnorodność rozgrywki i różnych taktyk do wykorzystania. Bardzo podoba mi się ilość nowych animacji, sprawiają one, że gra jest bardziej nieprzewidywalna i przez to naturalna. Mnóstwo satysfakcji sprawia także gra głową i polecam sprawdzić wysokich napastników, możecie się miło zaskoczyć. Największe zastrzeżenia mam do bardzo kiepskich interwencji bramkarzy, którzy zachowują się, jak skonstruowani z waty cukrowej (wpuszczają nawet strzały "na ciało") oraz zbyt dokładnych podań - gdy dobrze wybierze się adresata to w zasadzie ciężko o pudło.
OCENA: 8,5/10
Mikołaj „mikos” Łaszkiewicz
Tiktokowa tiki-taka
HyperMotion doskonale wręcz współgrało z zaskakująco powolnym gameplayem (zwłaszcza w modułach singleplayerowych) FIF-y 22. W przypadku o wiele szybszej, w mojej opinii, FIF-y 23 ów system sprawił, że popadłem w niemały poznawczy dysonans. Trzeba oddać tej grze next-genowy sznyt i vibe, ale z realistycznymi animacjami zaczęła kłócić się zanadto arcade’owa, pędząca na łeb na szyję rozgrywka. Nadnaturalne pęd i gwałtowność narzucane przez gameplay, objawiające się w prędkości kopniętej piłki oraz tempie i dryblingu zawodników, bije na głowę to, co widziałem w poprzednich częściach serii. Nie pamiętam, by SI rozgrywała piłkę tak szybko w trybie menedżerskim i meczach towarzyskich, ale i nigdy na początku cyklu życia FIF-y FUT nie wydawał mi się tak gorączkowy, tak błyskawiczny.
Wspomniana wartkość powoduje hokejowe wyniki, niemożność skupienia się na każdej akcji, a także poczucie braku stuprocentowego sprawowania kontroli nad podaniami i strzałami w fazie ofensywnej czy zachowaniami obrońców w fazie defensywnej. To wszystko rzeczy do wyuczenia, po kilku godzinach oczy się przyzwyczajają, a po kilkunastu daje o sobie znać pamięć mięśniowa, ale i tak grało mi się mniej przyjemnie niż w „dwudziestkędwójkę”. Jest to oczywiście kwestia bardzo subiektywna, każdy gracz ma inne oczekiwania co do gameplayu, niektórzy – zwłaszcza e-sportowcy i grinderzy – takie wysokooktanowe, ultraszybkie tempo bardzo sobie cenią.
Może to więc poniekąd wynikać z tego, że z roku na rok robię się coraz starszy, a moje nastoletnie czasy powoli odchodzą w zapomnienie, niemniej podczas gry w FIF-ę 23 uderzyła mnie zwłaszcza jedna myśl: „Och, jak idealnie wpisuje się ona w dzisiejsze czasy”. To chyba jedyna nastawiona na tak bezpośrednią rywalizację produkcja, w którą mogę grać całkowicie bezmyślnie, a działania na ekranie wykonywać tak naprawdę na skutek nabytych przyzwyczajeń i automatyzmów. Mecze trwają po kilka minut, boiskowe akcje pędzą od lewej do prawej strony i z powrotem z prędkością światła, a po końcowym gwizdku przeklikujemy odpowiednie opcje w menu, by następnie ponownie rzucić się w wir pochłaniającej, nieco uzależniającej i żywiołowej rozgrywki.
Przecież w niemal identyczny sposób działają współczesne media społecznościowe, cieszące się największą popularnością. Serie zdjęć na instagramowych stories, szoty z najróżniejszych streamów, shorty obecne na YouTubie czy twitterowy feed złożony z postów ograniczonych do 280 znaków. Najbliższe skojarzeniowo jest jednak porównanie FIF-y do TikToka jako centrum kilkunastosekundowych filmików opartych przede wszystkim na stymulacji zmysłów, wrażeniowości, lekkim szoku, efemerycznym impulsie. Żyjemy w erze miniaturowych form medialno-komunikacyjnych, do których gaming też częściowo przynależy. Zwykle jednak do tego worka wrzucałem gry mobilne czy gry IDLE. Teraz bez żadnych zahamowań dodałbym jeszcze FIF-ę 23, a także jej niektórych starszych „braci” i „siostry”.
Bunkrów nie ma, ale i tak jest zielono
Okej, gameplay gameplayem – jego omawianie w przypadku FIF-y zawsze stanowi nie lada wyzwanie, bo też różnice zawarte są w subtelnościach trudnych do dostrzeżenia przez ludzi niespędzających na wirtualnych stadionach kilkunastu godzin w tygodniu. Porozmawiajmy więc o konkretach, czyli nowościach w pełni namacalnych. Mamy ich trochę czy EA opycha nam półprodukt? No cóż, prawda jak zwykle leży gdzieś pośrodku.
Przede wszystkim od razu rzuca się w oczy zielona murawa. Zielona tak bardzo, że aż czuć zapach świeżo skoszonej i spryskanej trawy, której radosne kolory wręcz zachęcają do kopania gały z nogi do nogi. „Dwudziestkadwójka” oberwała nieco za szarobure barwy boiska, który przyprawiały o stany depresyjne w i tak smutnym jesiennym okresie. W najnowszej odsłonie serii twórcy zadbali jednak o wyrazistość i ekspozycję placu gry. Patrzymy na niego cały czas, więc dobrze, że nasze oczy nie krwawią lub nie płaczą.
Jako takiego progresu graficznego w kontekście pozostałych elementów jednak nie dostrzegłem. Kibice, tradycyjnie już, prezentują się pokracznie, a zawodnicy, pomimo zeskanowanych twarzy i ciał, nadal potrafią przestraszyć – a to przesadnie dużym nosem (patrzę na ciebie, Haaland), a to nieco inną, zdeformowaną częścią ciała. Nie zmienia to jednak faktu, że to produkcja audiowizualnie imponująca. Tym bardziej że aspekt audio nadal wzmacniają głosy unoszące się z kibicowskich trybun, specjalnie przygotowane oprawy meczowe z hymnami i komunikatami spikera czy fantastycznie złożony soundtrack nieoczywistych światowych hiciorów, znacznie umilający czas spędzony w menu głównym na grzebaniu w rynku transferowym.
Żadnego wielkiego nowego trybu niestety nie ma. Coś, co ewentualnie można by określić tym mianem, znajdziemy w module FIFA Ultimate Team pod nazwą „Momenty”, ale to raczej drobna ciekawostka – miło się tu chwilę pobawić, a przy okazji otrzymać parę nagród. Zostajemy przez grę wrzuceni do konkretnej akcji meczowej i mamy do wykonania w określonym czasie jakieś zadanie, np. zaliczenie iluś tam odbiorów na połowie przeciwnika czy zdobycie hat tricka Kylianem Mbappe.
Tematyczne Momenty zwykle przybliżają w paru zdaniach jakiś historyczny piłkarski fakt, więc można to też potraktować jako drobny walor edukacyjny wpisany w zabawę. Co ciekawe, podobna ciekawostka zawarta została w trybie menedżerskim. Zamiast rozegrać mecz albo odpalić jego symulację, można po prostu włączyć jego skrót – z tym, że nad każdą kluczową sytuacją boiskową będzie mieli kontrolę. Akcja sam na sam z bramkarzem w 70. minucie? Będziesz mógł ją rozegrać! Ponadto każdy sezon da się rozegrać teraz drużyną AFC Richmond prowadzoną przez Teda Lasso – słodkie mrugnięcie okiem do fanów sportowego sitcomu Apple’a.
Jeżeli jednak chodzi o FUT, to właśnie tutaj da się dostrzec coś ważnego i świeżego, co stali gracze zauważą od razu, bo wywraca to do góry nogami sposób budowania składów. Kiedy konstruujemy zespół, musimy cały czas uwzględniać zgranie zawodników ze sobą, a więc ich wspólną przynależność klubową bądź narodowość. Przez wiele lat zgranie reprezentowane było przez system połączeń sąsiadujących pozycji boiskowych piłkarzy (czytaj: bramkarz z ligi hiszpańskiej zyskiwał, gdy grał ze środkowymi obrońcami z ligi hiszpańskiej). Teraz system ten został gruntownie przemodelowany, toteż bramkarz z ligi hiszpańskiej zyskuje zgranie, nawet gdy gra ze środkowymi obrońcami z ligi angielskiej, ale za to chociażby para napastników przynależy do ligi hiszpańskiej. Brzmi to skomplikowanie i początkowo rzeczywiście takie jest, ale uwierzcie – koniec końców pozwala na budowanie bardziej elastycznych taktycznie i zróżnicowanych jednostkowo drużyn.
Na śmierć zanudzą się za to sympatycy trybów VOLTA Football i Wirtualne Kluby, jeśli takowi rzeczywiście istnieją. Parodystyczna wersja FIF-y Street doczekała się w tym roku paru nowych boisk o nieco większych wymiarach i szerszych bramkach (można rozegrać luźny meczyk na „orliku”) i bardziej zgłębionej personalizacji „voltowego” awatara. Z kolei Pro Clubs dorobiło się sezonowej progresji (z pewnością da to więcej motywacji graczom), nowych kosmetycznych pierdółek i perków. Stanowczo za mało jak na tryby, których pełny potencjał czeka na uwolnienie od dobrych paru lat. To sobie jeszcze trochę poczeka...
1994–2023
Niemal 30 lat – tyle przetrwała FIFA pod skrzydłami EA i była to podróż pełna wybojów, skrajnych emocji, ale z pewności niezapomniana i przełomowa, tak dla gatunku gier sportowych, jak i całej branży. Historia tej serii to materiał na inny raz, ale powiem szczerze – łezka mi się w oku nie zakręciła, a myśląc o przyszłości, czuję nie tyle ciekawość, co niepewność. W następnym roku na rynku pojawi się tyle piłkarskich tytułów, ilu świat od dawien dawna nie pamięta i wszystkie one będą ze sobą rywalizować. Rozkręci się darmowy eFootball, wyjdzie tajemnicze UFL, nową FIF-ą najpewniej zaopiekuje się 2K, a EA idzie na swoje z EA Sports FC.
Nie wiem, jak to będzie z licencjami i rozmachem, ale przewagę rynkową Electronic Arts zapewni sobie przede wszystkim zestawem autorskich sprawdzonych rozwiązań. HyperMotion, o którym wspominałem, jest samo w sobie game sellerem, a tryb FUT, oprócz bycia mikrotransakcyjnym piekłem, otaczany jest osobnym od całej gry kultem. FIFA 23 może nie zamyka w sposób wybitny tych kilku dekad budowania marki, ale pokazuje, że EA wie, jak powinna wyglądać i działać udana gra piłkarska, powstała ku uciesze tłumów. I nawet jeśli nie podoba mi się w jej gameplayu wiele rzeczy, a „tiktokyzacja” gamingowej rzeczywistości mocno niepokoi, recenzencki obiektywizm jest rzeczą świętą. Nie polubię się raczej z „dwudziestkątrójką” na dłużej, niemniej uważam, że nie ma ona żadnej konkurencji. To produkt starannie przemyślany i udanie wykonany. Pamiętajcie jednak, „Elektronicy”, o jednym. W 2023 roku konkurencja będzie większa niż kiedykolwiek wcześniej.