autor: Michał Basta
Gun - recenzja gry
Któż z nas nie chciał w dzieciństwie wcielić się w Johna Wayne’a, dosiąść dzikiego ogiera i z nabitym coltem wyruszyć na indiańskie polowanie? Jeśli czasami nadal miewasz podobne sny lub fantazje, to Gun jest stworzony dla Ciebie.
Recenzja powstała na bazie wersji PC.
Któż z nas nie chciał w dzieciństwie wcielić się w Johna Wayne’a, dosiąść dzikiego ogiera i z nabitym coltem wyruszyć na indiańskie polowanie? Jeśli czasami nadal miewasz podobne sny lub fantazje, to Gun jest stworzony dla Ciebie.
Tak to się już na tym świecie dzieje, że ludzie zawsze chodzą utartymi ścieżkami. Podobnie jest w branży elektronicznej rozrywki, gdzie większość twórców podąża dawno wytyczonymi szlakami i ani myśli o skręceniu w las. No tak, przecież można tam natrafić na wilka lub innego dzikiego zwierza. Dobrze, że znaleźli się odważni ludzie, nie bojący się podjąć tego kroku, co zaowocowało powstaniem dobrego i unikalnego produktu, w którym po raz pierwszy od dawien dawna nie musimy wyżywać się na biednych kosmitach, nazistach czy innych kreaturach z piekła rodem. Tym razem na naszej drodze staną niedobrzy Indianie i jeszcze gorsi biali bandyci, nie dający spokoju zwykłym obywatelom.
Główną postacią jest niejaki Colton White. Radzę dobrze go zapamiętać, ponieważ ma duże szanse stać się komputerowym Clintem Eastwoodem, o czym za chwilę. Zawiązanie akcji ma miejsce na polowaniu, na którym ojciec głównego bohatera – Ned – uczy syna technik poruszania się oraz używania broni. Cały tutorial został zręcznie wpleciony w rozgrywkę, przez co szybko i bez nerwów zostajemy nauczeni podstaw niezbędnych do przetrwania w niebezpiecznym świecie. Nieco senny początek zmienia się jak za dotknięciem magicznej różdżki, w momencie kiedy bandyci zabijają Neda, a Colton sam ledwo co uchodzi z życiem. Od tej pory zaczyna się śledztwo, mające wyjaśnić kto i dlaczego próbował zabić ojca z synem. Zaprezentowana historia jest naprawdę niezła i co najważniejsze, rozkręca się z każdą minutą, nie dając graczowi nawet chwili wytchnienia. Brak dłużyzn i coraz to nowe wydarzenia oraz zwroty akcji powodują, że nie można oderwać się od monitora. Jest to nie lada wyczyn, bo chyba ostatnią grą akcji, w której fabuła prezentowała zbliżony poziom, był legendarny Max Payne.
Przed premierą gry często stykałem się z określeniami w stylu „GTA na Dzikim Zachodzie”. No cóż, Gun jest prawie takim GTA, a jak powszechnie wiadomo „prawie” robi dużą różnicę. Rozgrywka oferuje co prawda całkiem sporo swobody, szczególnie jeśli porównać ją do podobnych gier akcji, jednak do wspomnianego przed chwilą hitu ze stajni Rockstar, jeszcze dużo brakuje. Początkowo jesteśmy prowadzeni za rączkę i musimy zaliczać główne misje fabularne jak po sznurku, z czasem zyskujemy większą swobodę w przerwach między kolejnymi zadaniami i możemy niczym nie skrępowani poruszać się po całej krainie, stworzonej na potrzeby gry. Oczywiście samo zwiedzanie szybko by się znudziło, dlatego zaserwowano szereg zadań pobocznych, stanowiących miłą odskocznię od tych znanych z wątku głównego.
Misji priorytetowych jest niemal dwadzieścia, a każda z nich jest zupełnie inna od poprzedniej. W niektórych musimy w iście westernowski sposób wyczyścić okoliczną knajpę, w innych uratować jakąś niewiastę, a w kolejnych zastawić pułapkę na nadjeżdżający pociąg. Słowem wszystko to, co fani klasyków mogli kiedyś podziwiać w najpopularniejszych filmach, traktujących o Dzikim Zachodzie. Wszystko zostało podane w grywalnej oprawie z masą nieustającej akcji, a jedynym mankamentem jest długość wątku głównego, który bez problemów można ukończyć w jeden dzień. Szkoda, że stare przysłowie mówiące, że co dobre szybko się kończy, ponownie znalazło swoje odbicie w dobrym tytule.
Gorzej wygląda sprawa z misjami pobocznymi, których jest dużo, ale szybko zaczynają się powtarzać i z czasem najnormalniej w świecie nudzić. Można je podzielić na kilka głównych typów, z czego najliczniejsze są listy gończe. Po znalezieniu takowego decydujemy, czy chcemy zabić lub pojmać poszukiwanego bandytę, po czym wyruszamy na łowy. Niestety większość pojedynków wygląda bardzo podobnie i kończy się zaledwie po paru chwilach. Oprócz tego natkniemy się na swoisty wyścig z czasem, czyli dostarczanie przedmiotów do określonych osób oraz wspomaganie szeryfa w utrzymaniu porządku. Jest to zdecydowanie najciekawszy i najbardziej zróżnicowany tryb, w którym musimy stawiać czoła nieustającym atakom bandytów.
Wykonane questy zwiększają nasze umiejętności i nabijają kiesę, dzięki czemu możemy dopakować Coltona u lokalnych handlarzy. Niestety statystyki są dodane tylko dla bajeru, ponieważ osobiście nie odczułem żadnej różnicy między początkiem gry, kiedy moje umiejętności strzeleckie wynosiły powiedzmy 0, a jej końcem, gdzie nazbierałem grubo ponad 20 punktów odpowiedzialnych za tę cechę. Skąd takie niedokładności w moim opisie? Z bardzo prostej przyczyny – braku kontrolowania statystyk. Niby się powiększają, ale nigdzie nie ma żadnego panelu, gdzie moglibyśmy je kontrolować. Ba, nie zamieszczono nawet informacji podsumowującej, ile punktów w danej dziedzinie już zdobyliśmy. Inaczej sprawy mają się z mamoną, bardzo istotną dla rozgrywki. W pewnych rejonach mapy możemy spotkać handlarzy, którzy za opłatą zapewnią nam dodatkowe ulepszenia, takie jak: podniesienie poziomu zdrowia, zwiększenie prędkości przeładowania broni lub rozszerzenie objętości manierek z życiodajną whisky. Każdy z „wynalazków” posiada kilka stopni rozwoju, więc zakup wszystkich kosztuje naprawdę sporo zielonych.
Po pierwszym uruchomieniu Guna miałem mieszane uczucia – z jednej strony oryginalna i ciekawa tematyka, a z drugiej jakaś wyjątkowo prosta forma prowadzenia rozgrywki. Na szczęście negatywne odczucia znikają wraz z postępami w grze i ciągłym odkrywaniem jej nowych smaczków. Jednym z nich jest jazda na koniu, który z czasem staje się naszą drugą połową. Dzięki prostemu sterowaniu nasz czworonożny kompan jest nie tylko wspaniałym środkiem transportu, lecz również świetnym narzędziem walki. Na wierzchowcu można bez problemu staranować grupę przeciwników lub szybko czmychnąć w bezpieczne miejsce, jeśli zrobi się zbyt gorąco. Nie zabraknie również ostrych wymian ognia, prowadzonych w pełnym galopie. Jeżeli podczas walki nasz koń zginie, to wystarczy przejść się po pobliskich łąkach lub udać się do okolicznego miasta, gdzie bez problemów znajdziemy kolejnego. Bez wątpienia jest to jeden z najbardziej dopracowanych elementów, już sama li tylko jazda zapewnia masę frajdy, a jak dochodzi do tego jeszcze mocna akcja, to ręce same układają się do oklasków.
Pojedynki na ziemi, pomimo mniejszej dynamiki, również zasługują na słowa uznania. Wprawdzie iście westernowe wymiany ognia, trwające po kilkanaście minut, nie mają tutaj miejsca, ale potyczki w salonach i wrogich fortach także posiadają swój urok. Spory wpływ na to ma duże zróżnicowanie przeciwników. Początkowo są nimi niedoświadczeni bandyci, jednak z czasem na horyzoncie zaczynają pojawiać się bezwzględni Indianie oraz doświadczeni żołnierze. Wszystkich charakteryzują dwie cechy – głupota oraz masowe występowanie (syndrom Serious Sama). Aby uczynić rozgrywkę lekką i przyjemną, twórcy woleli postawić na ilość, a nie jakość, przez co bez problemu tłuczemy w coraz to nowych wrogów. Żeby nie było zbyt łatwo, z czasem przeciwnicy otrzymują coraz nowsze zdobycze techniki, więc musimy być coraz bardziej ostrożni. O dziwo pomysł sprawdza się naprawdę nieźle i daje masę dobrej zabawy. Od czasu do czasu natkniemy się również na bossów, z których każdy wymusza inną taktykę walki.
Inną charakterystyczną cechą Guna jest jego brutalność. Wprawdzie nie ma tutaj żadnych chorych pomysłów w stylu kot-tłumik, jednak krew bryzga praktycznie bez przerwy, co jest szczególnie widoczne podczas zarzynania przeciwników nożem. Niby kamera nie pokazuje żadnych zbliżeń, ale wyobraźnia płata w tym miejscu różne figle. Trochę mniej drastyczne są rany postrzałowe, chociaż jest jeden wyjątek – głowa. Jeśli trafimy kogoś w tę część ciała, to porzekadło „ręka, noga, mózg na ścianie” pokaże zupełnie nowy wymiar.
Nie samym nożem człowiek żyje, w celu skutecznej eliminacji bandytów i Indian, został przygotowany cały ówczesny arsenał z najbardziej charakterystycznymi zabawkami. Absolutną podstawą jest oczywiście colt, który dzięki funkcji Bullet Time świetnie sprawdza się podczas walk nawet z dużymi grupami nieprzyjaciół. Nie zapomniano również o nieśmiertelnym winchesterze, a także shotgunie i karabinie wyborowym. Typy powyższych broni są zmieniane automatycznie po zaliczeniu niektórych misji i tak na przykład nóż jest z czasem zastępowany przez tomahawk jednego z bossów, natomiast wysłużona strzelba przez najnowszego winchestera, należącego kiedyś do naszego ojca. Oprócz tego spotkamy również łuk, a za pazuchą Coltona znajdziemy kilka lasek dynamitu oraz koktajli mołotowa. W niektórych miejscach możemy również skorzystać z ciężkiego karabinu maszynowego, zbierającego przerażające żniwo.
Pozytywny obraz jest nieco psuty przez oprawę graficzną, trzymającą średni poziom, gdzie dobre elementy, jak np. efekty postrzałów, przeplatają się ze słabymi w postaci powtarzających się tekstur oraz nienajlepszych modeli postaci. To znaczy... sprawa jest trochę bardziej skomplikowana, ponieważ z bliska prezentują całkiem nieźle, natomiast z daleka są pozbawione animacji i przypominają przesuwające się tarcze. Jest to szczególnie dobrze widoczne w przypadku koni, które wyglądają w takiej pozie wręcz komicznie.
Wszystkie zadania są osadzone w specjalnej krainie, którą możemy przemierzać wzdłuż i wszerz bez żadnych ograniczeń. Wprawdzie nie powala ona wielkością, ale krajobrazy są zróżnicowane i całkiem przyjemne dla oka. Można przemierzać między innymi rozległe sawanny, piaszczyste pustynie, a także górskie jaskinie oraz miasta, czyli dla każdego coś miłego. Na genialnym poziomie stoją natomiast kwestie mówione oraz muzyka, tworzące klimat Dzikiego Zachodu. Na szczególne uznanie zasługują wypowiedzi Coltona, z których emanuje prawdziwy twardziel, przy którym Clint Eastwood się chowa.
Gun jest tytułem bardzo udanym – autorzy nie bali podjąć się ryzykownego kroku stworzenia czegoś oryginalnego. Dzięki temu, pomimo kilku niedoróbek, udało się im wykonać kawał solidnej strzelaniny, ze świetnym klimatem i jeszcze lepszą miodnością. Mam dziwne przeczucie, że już niedługo usłyszymy o wielu nowych projektach, skupiających się na tematyce Dzikiego Zachodu, osobiście nie miałbym nic przeciwko, jeśli sprawy przybrałyby taki obrót.
Michał „Wolfen” Basta
PLUSY:
- osadzenie akcji na Dzikim Zachodzie;
- klimat;
- świetne kwestie mówione;
- jazda na koniu.
MINUSY:
- krótka;
- monotonia zadań pobocznych;
- nienajlepsza grafika.