Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM

Colony Ship Recenzja gry

Źródło fot. Iron Tower
i
Recenzja gry 7 grudnia 2023, 19:01

Recenzja gry Colony Ship - czas na dekadencję w kosmosie

Nie spieszyliśmy się z tą recenzją, ale było warto. Colony Ship to trzecie najlepsze izometryczne RPG wydane w tym roku, zaraz po Baldur’s Gate 3 i Aliens: Dark Descent. Szkoda tylko, że jest dostępne wyłącznie po angielsku.

Recenzja powstała na bazie wersji PC.

O Baldur’s Gate III napisałem, że na przemian zachwyca i przytłacza. Colony Ship z kolei na przemian zachwyca i... frustruje. Jednocześnie pod wieloma względami jest spełnieniem marzeń fanów starych, kultowych RPG, takich jak Arcanum czy pierwsze odsłony serii Fallout i Wasteland. Ponadto ma więcej punktów stycznych z trzecim „Baldurem” niż tylko zachwyt, który wzbudza. Tak jak dzieło Larian Studios bywa określane – nieco złośliwie – mianem Divinity: Original Sin III, tak produkcję zespołu Iron Tower można nazwać Age of Decadence II. Wprawdzie akcja przeniosła się z chylącego się ku schyłkowi Cesarstwa Rzymskiego w wersji postapokaliptycznego fantasy na tytułowy statek kosmiczny sunący przez przestrzeń w odległej przyszłości, ale jeśli wspomniana pozycja przypadła Wam do gustu, Colony Shipem będziecie zachwyceni.

PLUSY:
  1. uczta dla fanów RPG – mnogość dostępnych stylów rozgrywki zachęca do wielokrotnego przechodzenia gry;
  2. zachwycający od pierwszych minut klimat mrocznego science fiction;
  3. znakomita kreacja świata, bardzo bogaty lore;
  4. brak „prowadzenia za rączkę” – gra wymaga myślenia, konsekwencji i niepodejmowania głupich decyzji (można nawet popsuć sobie „sejwa”);
  5. ciekawie zaprojektowany system rozwoju postaci – umiejętności rosną, gdy ich używamy;
  6. niebędący wybrańcem ani bohaterem protagonista – ot, zwykły gość, który próbuje przeżyć;
  7. nieźle napisane, naturalnie brzmiące dialogi;
  8. spore zróżnicowanie wizualne poszczególnych części statku, choć całość została utrzymana w mrocznej stylistyce;
  9. wzorowo działający system automatycznych zapisów;
  10. bardzo dobra wydajność, brak istotnych błędów;
  11. wysoki poziom trudności...
MINUSY:
  1. ...choć turowe starcia wydają się aż nazbyt ciężkie;
  2. brak polskiej wersji językowej;
  3. trochę zbyt przewidywalna fabuła, przez co ostatecznie okazuje się tylko niezła;
  4. nie najciekawsi towarzysze;
  5. odrobinę przestarzałe grafika i animacje, nawet jeśli przyzwoite.

Na pierwszy rzut oka widać bowiem, że to produkcja stworzona przez pasjonatów RPG dla osób podzielających ich gamingowe upodobania. Wyzierający zewsząd niski budżet nie przeszkodził im w wydaniu gry, z którą sami chcieliby obcować (ponad 2,5-letni Early Access niewątpliwie również w tym pomógł). Gry wymagającej, emanującej klimatem mrocznego science fiction, proponującej ciekawą historię – główną inspiracją za nią stojącą jest opowiadanie Orphans of the Sky autorstwa Roberta A. Heinleina, jednego z pionierów gatunku hard SF – która, paradoksalnie, wydaje się bardzo przyziemna.

Czy to już 2754?

Tytułowy statek kosmiczny – Starfarer – został wysłany z Ziemi w okolice gwiazdy Proxima Centauri celem skolonizowania obcej planety. Od startu misji minęło już jednak kilka stuleci. Jest rok 2754, załoga dawno porzuciła swoje pierwotne zadanie. Ba, jej obecni członkowie nigdy nie poczuli na twarzach ciepłych promieni słonecznych czy delikatnych muśnięć wiatru. Znają jedynie statek i opowieści z przeszłości.

Protagonista bądź protagonistka – których stworzymy w dość prostym kreatorze lub wybierzemy z puli postaci przygotowanych przez twórców – jest jedną z takich osób. Początkowo obawiałem się, że w toku fabuły główny bohater Colony Shipa okaże się jakimś wybrańcem czy odnajdzie drzemiącą w sobie moc. Tak się jednak nie dzieje. Owszem, jego – nasze – działania mają duży wpływ na przebieg historii, ale żadna pojedyncza postać nie wyrasta tu ponad fabułę.

Być może właśnie dlatego żaden z NPC czy nawet moich dwunastu towarzyszy – w jednej chwili drużyna może liczyć maksymalnie cztery osoby – nie zapadł mi w pamięć. Społeczność Starfarera wydaje się pełna melancholii pomieszanej z desperacją i niemocą oraz skoncentrowana wyłącznie na nikłej szansie przetrwania. Jak bardzo? Dość powiedzieć, że nie można wdać się w jakikolwiek romans – tutaj nikt o tym nie myśli. W teorii mamy zatem do czynienia z wolnymi ludźmi, ale grając w Colony Shipa, wielokrotnie przyłapywałem się na tym, iż postrzegam ich jak osadzonych w najdziwniejszym więzieniu we wszechświecie.

Początkowo po prostu próbujemy przeżyć kolejny dzień...Colony Ship, Iron Tower, 2023.

Droga jest celem

Wszystko to nieziemsko wręcz potęguje mroczny klimat tej produkcji. Jest ponuro, brudno, czasem wręcz duszno. Efektu zaszczucia dopełnia fakt, że od samego początku jesteśmy wciągani w wielopokoleniowy konflikt trzech głównych frakcji – Obrońców Misji, Bractwa Wolności i Kościoła Wybrańca (są to moje tłumaczenia nazw Protectors of the Mission, Brotherhood of Liberty oraz Church of the Elect, gdyż gra oferuje wyłącznie angielską wersję językową, której za chwilę poświęcę dwa słowa). Choć istnieją także pomniejsze ugrupowania – jak choćby People of the Covenant – te trzy stronnictwa wiodą prym, dzieląc załogę Starfarera w kontekście jego przeznaczenia.

Evansa, pierwszego ze spotkanych towarzyszy, możemy poznać zupełnym przypadkiem lub na polecenie pewnego NPC.Colony Ship, Iron Tower, 2023.

Jako że informacja ta widnieje już w karcie gry na Steamie, wywołała u mnie pewien zgrzyt. Wiedząc, czym kierują się poszczególne frakcje, z łatwością można przewidzieć, dokąd zmierza fabuła Colony Shipa. Być może właśnie dlatego finał opowieści – ten, do którego dotarłem, gdyż istnieje ich kilka – zupełnie mnie nie zaskoczył, wydał mi się nawet aż za bardzo logiczny.

Niemniej jest to raczej drobny zarzut. Ostatecznie uznałem bowiem, że nie cel, a wiodąca do niego droga stanowi esencję Colony Shipa. Fabuła okazuje się tu tak bardzo rozgałęziona i nieliniowa, że aż mam pewne trudności z wyobrażeniem sobie kompletnego drzewka dostępnych w grze wyborów. Co jednak najważniejsze, cały czas towarzyszyło mi poczucie, iż podejmowane przeze mnie decyzje mają ogromy wpływ na rozwój opowieści. Jak wspomniałem, im bliżej końca gry, tym bardziej przewidywalne staje się wszystko – a przynajmniej takie odniosłem wrażenie, widząc, jak pewne wątki łączą się ze sobą, i odrobinę „bawiąc się” wcześniej dokonanymi wyborami.

Wielość, mnogość i bezlik

Tak czy inaczej, ponowne przejście Colony Shipa może okazać się równie angażujące jak pierwsze – i to nie tylko dlatego, że od razu nie widzimy wszystkiego, co gra ma do zaoferowania. Wystarczy, że obierzemy zupełnie inny styl rozgrywki, a nasze wrażenia okażą się diametralnie odmienne. Ja dla przykładu zdecydowałem się na możliwie pacyfistyczne podejście do zabawy, walkę traktując jako ostateczność.

Wszystkich starć nie udało mi się uniknąć, choć mniemam, iż jest to możliwe, zwłaszcza że cechująca Colony Shipa logika działań i ich konsekwencji to ułatwia. Zwykle do walki dochodziło, gdy nie chciałem podjąć niepasującej mi decyzji bądź ograniczały mnie umiejętności protagonisty. Niekiedy zaś po prostu brakowało możliwości postąpienia w sposób, który nasuwał się na myśl. Były to jednak rzadkie przypadki, gdyż w przeważającej większości sytuacji gra oferuje bardzo szeroki wachlarz działań.

Dialogi zostały napisane w całkiem naturalny sposób.Colony Ship, Iron Tower, 2023.

Wiele jest w niej również liter. Jeśli wolicie słuchać dialogów, niż je czytać, omińcie Colony Shipa szerokim łukiem. Już na dzień dobry stajemy przed ścianami tekstu, objaśniającymi zawiłości zajmującego lore’u. Później pojawia się ich tylko więcej. Każdy dialog, każda znaleziona notatka wymaga lektury, gdyż gra nie posiada jakiegokolwiek dubbingu. Co więcej, nie jest dostępna po polsku – ani w żadnym innym języku poza współczesną łaciną – więc aby ją poznać, trzeba znać angielski.

(Nie)immersyjne buty

Niektóre elementy Colony Shipa sprawiły zaś, że musiałem zawiesić swoją immersję. Zważywszy na styl rozgrywki, który obrałem, największy problem miałem ze sprowadzeniem sztuki perswazji wyłącznie do testów umiejętności. Brakowało mi sytuacji, w których musiałbym zdobyć jakieś informacje bądź poszukać wskazówek i poszlak, by z sukcesem poprowadzić dyskusję z danym NPC. Aby to zrobić, należy rozwinąć odpowiednią statystykę do właściwego poziomu i voila – nasza postać bez problemu wydedukuje przekonujący rozmówcę argument.

Innym elementem Colony Shipa, który wybijał mnie z immersji, był system szybkiej podróży. Na ogół nie korzystam z niej w grach, ale w przypadku recenzowanych tytułów zwykle idę na ten kompromis z samym sobą, by móc je szybciej ukończyć. Tutaj z tego zrezygnowałem. Pokład Starfarera jest spory, ale nie aż tak ogromny, by było to niezbędne. Co gorsza, do niektórych miejsc mogłem się przenieść z poziomu menu, jeszcze zanim je odwiedziłem. Ponadto wolałem przechadzać się po całkiem ładnych i zróżnicowanych wizualnie lokacjach, słuchając klimatycznej, choć niezbyt bogatej w utwory, ścieżki dźwiękowej, niż oglądać ekrany ładowania – wprawdzie grafika oraz animacje odrobinę trącą myszką, ale gdy oddalimy kamerę, przyćmione światła bądź kolorowe neony rozświetlające mrok statku i krzątający się po jego pokładzie ludzie wypadają bardzo przekonująco.

Zbrojownia (ang. the armory) pojawiła się na liście szybkiej podróży, zanim ją odwiedziłem.Colony Ship, Iron Tower, 2023.

Pozytywny wpływ na immersję – przynajmniej w moim mniemaniu – ma fakt, że protagonista, jak przystało na kogoś niebędącego superbohaterem, nie może stać się alfą i omegą. Colony Ship oferuje dużo stylów rozgrywki. Można postawić na perswazję i charyzmę, na walkę i siłę, na spryt, skradanie się i hakowanie. Trudno jednak łączyć te podejścia. Obawiając się, że może się to skończyć niczym w Age of Decadence – gdzie, jeśli próbowaliśmy zostać specem od wszystkiego, stawaliśmy się specem od niczego – i na pewnym etapie zabawy mocno utrudnić lub wręcz uniemożliwić mi dalszą progresję, zdecydowałem, że mój protagonista będzie miał gadane, ale gdy przyjdzie mu stanąć na „udeptanej ziemi”, okaże się słabym ogniwem drużyny, zdanym na umiejętności towarzyszy.

Prepare for battle

O turowej walce w Colony Shipie mogę Wam zatem powiedzieć tyle, że jest trudna. Zgodnie z gatunkowym standardem mechanika starć bazuje na punktach akcji, (nie)celnych strzałach, jakości wyposażenia, umiejętnościach, atutach etc. Przy czym na domyślnym poziomie trudności gra nie jest skora do wybaczania błędów. Dlatego też do każdego starcia trzeba się bardzo dokładnie przygotować, a gdy się ono rozpocznie, robić dobry użytek z rozmaitych broni, gadżetów i granatów, których na pokładzie Starfarera jest cała masa.

Na szczęście bohaterowie współdzielą ekwipunek.Colony Ship, Iron Tower, 2023.

O tyle dobrze, że wzrost umiejętności zależy od częstości ich używania. Jeśli więc wybierzemy karierę zabijaki, początki mogą okazać się trudne, ale z czasem starcia staną nieco łatwiejsze. Podobnie jest z otwieraniem zamków, skradaniem się, perswazją etc. Niemniej relatywnie wysoki poziom trudności utrzymuje się od początku do końca gry – nigdy nie robi się ona zbyt łatwa. Skłania to do ciągłego korzystania z tych samych rozwiązań, a nawet broni, gdyż ulepszanie ich zapewnia sporo korzyści, ale – jak wspomniałem wyżej – uważam to za całkiem immersyjne.

Swego rodzaju ułatwieniem jest również wzorowo działający system automatycznych zapisów. Powstają one na tyle często, że można polegać tylko na nich. Niemniej warto regularnie wykonywać ręczne i szybkie „sejwy” – zwłaszcza jeśli planujemy eksplorować różne zakręty fabularne. Warto dodać, iż – podobnie jak w Baldur’s Gate III – zapisy są przypisane do postaci. Nie pomieszają się zatem przy kolejnych podejściach do gry.

Przegląd statku

Spieszę również donieść, że Colony Ship działa bardzo dobrze. Produkcję tę, standardowo już, testowałem na dwóch komputerach. Na słabszym – wyposażonym w procesor Intel Core i5-3350P, 16 GB RAM-u i kartę graficzną GeForce GTX 1060 – nie miała ona większych problemów z utrzymywaniem stałych 60 klatek na sekundę przy rozdzielczości 1080p i ustawieniach „ultra”. Na mocniejszym – z Intel Core’em i5-12400F, 32 GB RAM-u i GeForce’em RTX 3070 na pokładzie – grałem na „ultra” oraz w takiej samej liczbie FPS-ów, tyle że w rozdzielczości 1440p. Ponadto nie natrafiłem na żadne istotne błędy czy glitche, nie licząc tego, że w ciągu 36 godzin, jakie zajęło mi ukończenie gry, dwa razy „wysypała” się ona do pulpitu. Trochę przeszkadzał mi brak możliwości obracania kamery – ot, poważny zarzut natury technicznej.

Mimo ogólnego zadowolenia nie mogę jednak polecić Colony Shipa każdemu z Was. Oldskulowość tej produkcji, która dla mnie stanowi jej olbrzymią zaletę, wielu osobom może wydać się odpychająca. Co gorsza, z możliwości zapoznania się z tym tytułem w zasadzie wykluczy Was brak znajomości języka angielskiego. Jeśli jednak te dwa elementy nie stanowią dla Was przeszkody, będziecie się świetnie bawić. Wprawdzie fabułę jako taką ostatecznie uważam tylko za niezłą, ale wyborna kreacja świata, gęsty klimat oraz mnogość dostępnych wyborów z powodzeniem wynagradzają jej drobne niedostatki i przewidywalność.

Dodam jeszcze tylko, że przed ewentualnym zakupem warto sprawdzić wersję demo Colony Shipa, która jest dostępna na Steamie. Oferuje pierwszy rozdział gry – mniej więcej jedną piątą całości – i stanowi jej reprezentatywny wycinek. Jeśli demo Was nie przekona, nic Was nie przekona.

Hubert Śledziewski

Hubert Śledziewski

Zawodowo pisze od 2016 roku. Z GRYOnline.pl związał się pięć lat później – choć zna serwis, odkąd ma dostęp do Internetu – by połączyć zamiłowanie do słowa i gier. Zajmuje się głównie newsami i publicystyką. Z wykształcenia socjolog, z pasji gracz. Przygodę z gamingiem rozpoczął w wieku czterech lat – od Pegasusa. Obecnie preferuje PC i wymagające RPG-i, lecz nie stroni ani od konsol, ani od innych gatunków. Kiedy nie gra i nie pisze, najchętniej czyta, ogląda seriale (rzadziej filmy) i mecze Premier League, słucha ciężkiej muzyki, a także spaceruje z psem. Niemal bezkrytycznie kocha twórczość Stephena Kinga. Nie porzuca planów pójścia w jego ślady. Pierwsze „dokonania literackie” trzyma jednak zamknięte głęboko w szufladzie.

więcej

Recenzja gry Mario & Luigi: Brothership - czarująca przygoda i udane wskrzeszenie serii
Recenzja gry Mario & Luigi: Brothership - czarująca przygoda i udane wskrzeszenie serii

Recenzja gry

Po dziewięciu latach i bankructwie oryginalnych twórców, seria Mario & Luigi powraca z całkiem nową odsłoną. Brothership to godna kontynuacja serii, logicznie rozwijająca motywy poprzedniczek - lecz pokazuje także, że więcej to nie zawsze lepiej.

Recenzja gry Dragon Age: Straż Zasłony - w Veilguard są emocje, ale dziś to trochę za mało
Recenzja gry Dragon Age: Straż Zasłony - w Veilguard są emocje, ale dziś to trochę za mało

Recenzja gry

Dragon Age: The Veilguard robi wiele rzeczy, za które gracze pokochali gry BioWare – lecz zarazem przypomina, jak wiele w gatunku RPG da się wykonać znacznie lepiej.

Recenzja gry Starfield: Shattered Space - przeciętny dodatek, ale nie za taką cenę
Recenzja gry Starfield: Shattered Space - przeciętny dodatek, ale nie za taką cenę

Recenzja gry

Kiedy dowiedziałem się, że Bethesda nie planuje przekazać kodów do Shattered Space przed premierą, zacząłem zadawać sobie pytania. Czy stan techniczny jest zły? A może historia jest zwyczajnie nudna? Moje obawy były uzasadnione, choć tylko częściowo.