Gran Turismo 7 Recenzja gry
Recenzja gry Gran Turismo 7 - premiera spóźniona o 5 lat
Na PlayStation 5 Gran Turismo 7 błyszczy, bo po prostu nie ma żadnej konkurencji. Na tle całego gatunku to jednak mocno spóźniona premiera nieco przestarzałej już gry.
- w końcu dynamiczna zmiana pory dnia oraz pogody (chociaż z ograniczeniami);
- wciągająca i dająca poczucie systematycznego progresu kampania;
- mnóstwo różnych trybów i wyzwań do wyboru dla pojedynczego gracza;
- równie bogaty zestaw zawartości multiplayerowej;
- sporo świetnie zrealizowanych sekwencji z legendarnymi samochodami, które pomagają budować klimat;
- nieco poprawiona, bardziej szczegółowa oprawa graficzna w porównaniu z GT Sport;
- przejrzyste i bogate opcje ustawień set-upów samochodów, często zależne od zamontowania właściwej części tuningowej;
- zabawa przystępna dla każdego, bez względu na stopień zaawansowania.
- robi wrażenie trybu single player dorobionego do poprzedniej gry – GT Sport;
- absurdalna ilość pop-upów z tekstami do przeklikiwania zamiast nagranych dialogów;
- ograniczenia w dynamicznej pogodzie;
- rozczarowujący tryb Music Rally, który jest zwykłą jazdą przez checkpointy;
- bardzo ubogie opcje dostosowania zabawy dla bardziej zaawansowanych graczy;
- mnóstwo pomniejszych, ale wciąż irytujących wad interfejsu czy mechanik zrobionych bez zadbania o szczegóły;
- okropna, pełna chaosu ścieżka dźwiękowa.
W końcu „siódemka”, a nie jakiś tam „Sport”! – tak myśli sobie zapewne niejeden fan serii Gran Turismo, bo wydane w 2017 roku GT Sport wielu z nich odebrało jako coś w rodzaju spin-offu, a nie pełnoprawną odsłonę cyklu. Wszystko przez skupienie się na rozgrywkach sieciowych i e-sporcie zamiast na zwyczajowej kampanii dla pojedynczego gracza i zbieractwie setek samochodów. Dla niektórych więc czas oczekiwania na flagowe wyścigi PlayStation wyniósł aż 9 lat.
Biorąc pod uwagę samą tylko rozgrywkę singlową, Gran Turismo 7 wydaje się spełniać życzenia fanów. Jeśli jednak ktoś oczekiwał rewolucyjnej odsłony, która wytyczy drogę konkurencji, to raczej mocno się zawiedzie i pozostanie mu czekanie na grę z numerkiem osiem. GT7 jest tylko trochę upiększoną wersją poprzedniej części z mocno rozbudowaną zawartością dla pojedynczego gracza, w której sieciowy tryb Sport nawet nieco ukryto poza sekcją multiplayer.
Wciąż widać tu wielką miłość do samochodów, jednak niektóre sposoby pokazania tego wydają się w paru elementach odrobinę kuriozalne – zupełnie niepasujące do dzisiejszych standardów, zwłaszcza w wysokobudżetowych tytułach. Cieszy dodanie dynamicznej zmiany pory dnia czy pogody, lecz jednocześnie wiele pomniejszych wad nie zostało poprawionych. Nowości z kolei wprowadzono jak najmniejszym wysiłkiem. W zasadzie do wszystkiego, co podobało mi się w Gran Turismo 7, miałem mniejsze lub większe zastrzeżenia, co czyni z tej gry bardzo nierówną odsłonę cyklu, która powinna przypaść do gustu raczej głównie jego największym fanom.
Gran Turismo 7 i 7 szybkich pytań FAQ
Ile jest torów i samochodów?
Są 34 lokacje, jednak wiele z nich posiada po kilka układów torów, dlatego faktycznie wszystkich tras jest niemal trzykrotnie więcej. Większość to miejscówki znane już z GT Sport.
W dniu premiery udostępniono nieco powyżej 400 aut, ale liczba ta z pewnością będzie rosnąć wraz z rozwojem gry. Wiele modeli będziemy w stanie kupić dopiero w późniejszych etapach zabawy. W porównaniu z GT Sport jest nieco więcej klasyki z dawnych lat, jednak stosunkowo mało „zwykłych” aut, widywanych codziennie na ulicach. Dominują w nich marki japońskie.
Czy trzeba być online?
Tak. Bez dostępu do sieci gra nie zapisze naszych postępów, poza naszym zasięgiem znajdą się też praktycznie wszystkie tryby i opcje z wyjątkiem prostego ścigania się w kółko dla początkujących.
Czy są mikrotransakcje?
Tak. Przy każdym zarobieniu kredytów dyskretne pole sugeruje powiększenie zasobu gotówki poprzez zakupy w PSN Store.
Czy konieczny jest grind do kupna samochodów?
Raczej bez niego się nie obędzie. Zarobki za wyzwania przewidziane w grze wahają się od 5 do 50 tysięcy kredytów, a najdroższe wozy kosztują po kilka milionów kredytów. Kupno ich wszystkich bez mikrotransakcji na pewno zabierze sporo czasu.
Czy powraca zdobywanie licencji?
Tak, ale z kampanią związane są tylko dwie pierwsze. Pozostałe trzy to opcja dla tych, którzy chcą zdobyć jak największą liczbę tych najszybszych samochodów.
Czy nadal są zawody sieciowe z GT Sport?
Tak. Ma to być ten sam zestaw wyścigów, choć w wersji przed premierą tryb Sport jeszcze nie działał.
Czy oprócz trybu Sport jest zwykły multiplayer?
Tak. W zupełnie odrębnej sekcji menu można stworzyć własne lobby do ścigania się ze znajomymi bądź bawić się na split screenie.
Music Rally („checkpoint mode” – przyp. tłumacza)
Podczas zapowiedzi GT7 moją uwagę zwróciły dwa zupełnie nowe dla tej serii elementy: tryby Music Rally oraz Cafe. Ten drugi to podstawa kampanii dla pojedynczego gracza, która przy odrobinę lepszym wykonaniu byłaby czymś naprawdę wspaniałym. Music Rally to z kolei jakiś absurd, którego sens do teraz pozostaje dla mnie zagadką. A to od niego właśnie zaczyna się nasza przygoda z Gran Turismo 7!
Wskakujemy za kierownicę modelu Porsche 356 z 1956 roku, w tle leci miks przebojów muzyki poważnej w wykonaniu Royal Philharmonic Orchestry, a przed nami relaksujące wymijanie jadących jak po sznurku innych old-timerów motoryzacji. Gra już od pierwszych chwil pokazuje, że czeka nas tu zupełnie inny klimat niż w Forzy Horizon 5. Trochę jak wyjście do teatru (GT7) kontra darmowy koncert gwiazd Eurowizji Junior (FH5).
Tyle że Music Rally to tak naprawdę fantazyjna nazwa dla standardowego trybu zaliczania checkpointów. Generalnie autorom chodziło chyba o to, by licznika do kolejnej bramki nie wyznaczały sekundy, ale na wszystkie sześć (!) utworów tylko raz zauważyłem przez moment, że tempo „bitów” na chwilę zwalnia. Cała reszta to znane już parcie naprzód, by zdążyć do checkpointu. Można było zrobić z tego coś naprawdę ciekawego – uzależnić szybkość prowadzenia od tempa muzyki, by przejechać jeden tylko pasujący do utworu dystans, i dobrać do tego jakieś dobre, licencjonowane kawałki. Biorąc jednak pod uwagę fakt, że tryb ten znajduje się zupełnie poza głównym menu gry, na specjalnie dorobionym ekranie startowym, mam podejrzenie, że przygotowano go na ostatnią chwilę, bez głębszego przemyślenia i wysiłku, byle lista nowości nie była zbyt skromna.
Muzyka potęgująca chaos...
GT7 ma bardzo męczącą ścieżkę dźwiękową. Nie ma już śladu po świetnych, chilloutowych kawałkach z GT Sport. Większość kompozycji brzmi, jakby wybrano je losowo z puli darmowych melodii do komercyjnego użycia oraz tzw. „muzyki do windy”. Pochodzą ze zbyt wielu gatunków i co gorsza, są losowo dobierane do każdego ekranu w grze. Zwykle dochodzi więc do sytuacji, że przejście do auta w garażu, przez jakiś zakup tunigowy, aż do samego wyścigu wiąże się z włączeniem na chwilę 4–6 różnych utworów – od Szopena, przez latino, grunge czy electronic, po Vivaldiego, z obowiązkowymi dżinglami przed wyścigiem wprost z jakichś telezakupów. Pewną receptą na ten chaos jest uruchomienie któregoś z serwisów streamingowych na PlayStation 5, które automatycznie wyciszają muzykę w grze, ale i tak zostają wtedy niedające się zagłuszyć dżingle.
Nadużywanie Messengera w kawiarni
Główny tryb kampanii dla pojedynczego gracza to z kolei zupełnie niekojarząca się z motoryzacją Cafe, czyli... kawiarnia. Wśród instagramowych ujęć filiżanek kawy wybieramy kolejne karty menu, które są swego rodzaju misjami do zaliczenia. Niektóre z nich wyjaśniają podstawy rozgrywki, przykładowo odsyłając do kupna auta czy jakieś części tuningowej, ale zdecydowana większość koncentruje się na samochodach.
I to jest generalnie najlepsza część Gran Turismo 7. Wiele z tych misji skupia się na konkretnym, istotnym dla historii motoryzacji temacie. Raz mamy zdobyć trzy hot hatche, innym razem trzy mustangi z różnych epok, trzy dziewięćsetjedenastki czy nissany GTR różnych roczników. Można je kupić, a jeśli kredytów brak (zazwyczaj), to są one dostępne jako nagrody za miejsce na podium w króciutkim wyścigu. Ukończenie takiej misji wieńczy filmik przybliżający daną markę i trzeba przyznać, że oglądanie ich to prawdziwa przyjemność. Kadry z ujęciami samochodów, zbliżenia na detale to istna motoryzacyjna pornografia, która zachwyci każdego petrolheada. Z równą starannością przygotowano intra mistrzostw, czyli serii wyścigów do zaliczenia, będących zarazem misjami z kawiarni.
Niestety, jest też coś, co psuje tę atmosferę święta motoryzacji. Autorzy zapowiadali, że w kawiarni spotkamy znanych konstruktorów aut, którzy opowiedzą o tajnikach ich projektowania – i nie za dobrze im to wyszło. Poznawanie historii jakiejś marki czy modelu ogranicza się do ikonki głowy na ekranie i przeklikania paru napisów z ogólnymi informacjami, które wstyd byłoby nawet dodać do Wikipedii.
W grze nie ma ani jednej kwestii dialogowej, tylko ikonki i napisy do odklikania po każdym zdaniu. Absurd tego rozwiązania widać najbardziej na końcu ostatniej misji, gdzie musimy przebić się przez chyba 50 frazesów! Być może twórcom wydawało się, że upodobnią interfejs do znanego każdemu Messengera. Wystarczy jednak przypomnieć sobie, jak do podobnego zabiegu podeszli w 2013 roku producenci Forzy Motorsport 5, pozwalając wysłuchać krótkich komentarzy Jeremy’ego Clarksona i reszty ekipy Top Gear.
Mam wrażenie, że Gran Turismo 7 nadal tkwi mentalnie w czasach PlayStation 2, sięgając po rozwiązania znane dziś głównie z darmowych gier mobilnych. Dlaczego nie wykorzystano osoby Lewisa Hamiltona, który nadal współpracuje z tą marką? Przecież parę słów mistrza F1 wypadłoby tu lepiej i bardziej przekonująco od najładniejszego fontu do czytania.
Jest tuning, jest progres
Szkoda, że taki drobiazg tak bardzo zapada w pamięć i zaburza odbiór, bądź co bądź, całkiem przemyślanej kampanii, dającej wrażenie stopniowego progresu. Zaczynamy tradycyjnie od najwolniejszych aut miejskich, by zakończyć na wyścigowych maszynach klasy GR3. W międzyczasie przychodzi nam też odblokowywać kolejne tory na całym świecie – nie da się więc grać, nie przechodząc kampanii, bo dopiero jej ukończenie otwiera przed nami nie tylko trasy, ale i obiekty w głównym menu, choćby te do zakupu i ulepszania samochodów.
Dyskusyjne emocje w „powolniakach”. Ale kwintesencja Gran Turismo to progres od najsłabszych aut do kilkusetkonnych „potworów”.
Postępy w kampanii zostały też bezpośrednio powiązane z opcją tuningu, który wykonuje się prosto i intuicyjnie. Kolejne wyścigi mają zwykle dolną granicę „mocy” PP samochodów i w prawie każdym przypadku taniej wyjdzie nam dostosowanie posiadanego auta do limitu niż kupno nowego. Wszystkie zarobione kredyty idą więc na tuning, a nie na powiększanie kolekcji w garażu. Szkoda tylko, że dopiero pod koniec pojawia się także górny limit, wyrównujący możliwości aut, bo zwykle wystarczy trochę przesadzić z ulepszaniem, by z łatwością objeżdżać przeciwników SI. W połączeniu z brakiem innych zasad wyścigu sprawia to, że kampanię przechodzi się trochę bez emocji, bez trudu, choć początkujący kierowcy mogą mieć tu oczywiście nieco inne odczucia.
Więcej luzu i zabawy znalazłem w odrębnym trybie singlowych wyzwań o nazwie Misje, podczas których trzeba m.in. przewracać pachołki, wyprzedzać auta bądź przejechać idealne okrążenie. Moim ulubionym zadaniem stało się pokonanie jak najdłuższego dystansu przy ograniczonej ilości benzyny. Z każdym przejazdem można tu coś poprawić, szukając idealnego sposobu na wykorzystanie nachylenia drogi i operowania gazem.
W końcu pada deszcz, tylko nie w Anglii
Przechodzenie kampanii to również okazja do prezentacji dynamicznej zmiany pory dnia i pogody, które w końcu zawitały do Gran Turismo. Trudno tu jakoś specjalnie wychwalać twórców, bo tego rodzaju efekty są w grach wyścigowych standardem od lat, a w „siódemce” wykonano je trochę na pół gwizdka. Deszczowa pogoda dostępna jest tylko na wybranych torach i o ile można to zrozumieć w lokacjach, gdzie ulewy stanowią rzadkość, tak już niemożność doświadczenia tego typu opadów w Anglii wydaje się zastanawiająca. Efektom graficznym z kolei daleko do tego, co zaprezentował kiedyś DriveClub czy choćby Forza 7. Woda zbierana wycieraczkami na szybie wygląda „biednie”, a kałuże na torze pojawiają się symbolicznie gdzieś na poboczu.
W dodatku kompletnie zapomniano o podawaniu prognozy pogody przed wyścigiem! O ile sami nie ustawimy sobie presetów dla swoich zawodów, każdy wyjazd na tor to niespodzianka, a działający system wydaje się celowo złośliwy. Sprawdziłem to, podchodząc kilka razy do tego samego wyzwania w kampanii. Jeśli wyjeżdżałem na gładkich oponach typu slick – w połowie okrążenia zaczynało padać i auto traciło przyczepność. Jeśli jednak zaczynałem na oponach „deszczowych” – pochmurna pogoda i suchy tor utrzymywały się do końca wyścigu. Całkiem nieźle wypada za to stopniowe zapadanie zmroku czy zmiana typu chmur. Jazda w kompletnej ciemności po Nurburgringu to naprawdę niezwykłe przeżycie.
Zabawa w „ściganie króliczka”
W grach wyścigowych wielu ciekawi kwestia sztucznej inteligencji przeciwników i chyba warto wspomnieć tu, dlaczego jest, jak jest, i dlaczego nie może być inaczej. W Gran Turismo 7 nadal mamy prostą mechanikę tzw. „chase the rabbit” – „gonienia króliczka”. Polega to na tym, że cały peleton jedzie równo, wolno i pozwala się wyprzedzać, a przeciwnik SI na pierwszym miejscu najpierw odjeżdża mocno do przodu, a potem daje się dogonić i wywiera ciągłą presję na gracza aż do mety. Sprawdziłem to raz w eksperymencie i kilka razy przypadkiem.
Wymijany na pełnym gazie lider, który zablokował się gdzieś na trasie, po chwili dostaje niewiarygodnej mocy i rośnie nam w lusterku. Natomiast ten sam samochód, jeśli wyprzedzimy go na miejscu trzecim czy czwartym, po chwili zniknie z widoku, nie próbując nas gonić. Sama walka z liderem SI polega głównie na czekaniu na jakiś nasz błąd bądź na wykorzystaniu przewagi w przyspieszeniu przy różnych modelach samochodów. SI raczej ma priorytet jazdy po idealnej linii, a nie szybkiego reagowania na nasze zachowanie.
I w grach typu Gran Turismo chyba nie może być inaczej. Nie sprawdzi się tu agresywna i bystra SI w całej stawce, jak choćby w serii Codemasters, czyli F1, z jednego prostego powodu – w Gran Turismo gracz musi wygrać! W grze o F1 największym sukcesem może być zajęcie 12 miejsca lub choćby ukończenie wyścigu. W GT7 albo mamy podium, albo „game over”. Wielu mniej wprawnym graczom może też sprawić kłopot bezbłędne przejechanie okrążenia, a co za tym idzie, wyprzedzanie nawet tych słabych kierowców, dlatego mechanika „chase the rabbit” to jakiś kompromis, by każdy miał szansę dojechać na podium w tych krótkich zawodach na 2–5 okrążeń, jakie są tu standardem. Osobiście nie mam z tego frajdy, objeżdżam SI na najwyższym poziomie i od dawna wolę zawody sieciowe, ale rozumiem wybór twórców i nie uważam tego za wadę gry.
Panie, ten typ tak ma, co tu naprawiać...
Wadą pozostaje natomiast model jazdy, o którym już przy recenzji Grand Turismo Sport pisałem, że okazuje się nieco „zero-jedynkowy” – przyczepność albo jest, albo jej nie ma – trudno wyczuć etapy pomiędzy tymi skrajnościami. Duży wpływ na model jazdy ma też wykorzystanie efektów haptycznych w triggerach pada od PlayStation 5. Są bardzo mocne i o ile przy zmianie biegów czy otarciach dają ciekawe odczucia, tak przy hamulcu wydają się zdecydowanie zbyt silne. Bez ABS-u trudno prowadzić bez obawy, że zaraz wyłamiemy trigger pulsacyjnym wciskaniem. Odniosłem też wrażenie, że znacznie zmniejszono efekt zużytych opon względem GT Sport. Zjechane na czerwono slicki dawały tylko minimalnie gorszą przyczepność od nowych. Jako tako oddano jedynie różnice między oponami podczas jazdy na mokrym torze.
I tak w sumie można by jeszcze długo wymieniać. Za każdą poprawką, zmianą na lepsze kryje się jakiś archaizm lub denerwujące wykonanie. Grafika jest nieco ładniejsza, bardziej szczegółowa, ale dźwięki samochodów wciąż zbyt podobne do siebie. Nadal nie można włączyć szybkiej powtórki ani trybu foto podczas wyścigu, nadal mamy „przerośnięty” HUD, którego nie da się dostosować do własnych potrzeb. Opcje regulacji sterowania są poniżej minimalnych standardów, tak samo jak dostępne widoki z kamery, które nie mają startu do możliwości z Projectu Cars czy Forzy Motorsport.
Porównanie grafiki w Gran Turismo Sport i Gran Turismo 7.
Podobnych drobiazgów i niedociągnięć, nazywanych w grach „quality of life”, mógłby wymienić jeszcze trochę. A na deser jest jeszcze ruletka, czyli bardzo ukryte w menu gry losowanie nagród wprost z kasyna. Choć w każdym do wygrania jest samochód, części tuningowe czy tajemnicza paczka z logo jakieś marki, zawsze (a próbowałem kilkanaście razy) trafiała mi się jedynie najniższa możliwa stawka, czyli od 2 do 5 tysięcy kredytów. To już z cekinowymi kaloszami w Forzy Horizon czułem się większym wygranym!
��jRacing” czy spóźniona premiera?
Po niemal 30 godzinach z Gran Turismo 7 wiedziałem już, że w końcu dostałem tę grę. Grę, która chyba miała wyjść w 2017 roku, zamiast okrojonego GT Sport, a przynajmniej powinna się wtedy ukazać. Tylko tak można wytłumaczyć niewielką liczbę zmian, brak istotnych nowości i niezbędnych dziś standardów. Szkoda jedynie, że przez minione 5 lat raptem doszlifowano odrobinę grafikę i skupiono się na tym, by tryb checkpointów sprzedać pod inną nazwą.
Albo chodzi tu o podobną odmienność, jaka cechuje gatunek jRPG, nieco dziwny w porównaniu z resztą tytułów. Może i Gran Turismo to trochę taka seria „j-racingowa” ze specyficznym podejściem do tematu? Ja osobiście odrobinę się zawiodłem i tym bardziej czekam, co pokaże za jakiś czas Forza Motorsport 8. Tak przynajmniej jawi się GT7 na tle całego gatunku gier wyścigowych, bo warto też wziąć pod uwagę, że na samej platformie PlayStation wypada nieco lepiej, gdyż po prostu nie ma tu godnej konkurencji. To niezły dodatek do „niebieskiej” biblioteki, ale na pewno nie jest to zagrażający konkurencji „system seller”. Bez względu na markę czy platformę pozostaje czekać na jakąś „ósemkę”.
O AUTORZE
Nie jestem psychofanem Gran Turismo. Serię poznałem dopiero w jej szóstej odsłonie i jakoś wolałem wtedy zostać przy Forzy Motorsport 5. Spędziłem jednak setki godzin w sieciowych zmaganiach w GT Sport, które w tym trybie są bezkonkurencyjne.
Przejście kampanii Cafe w GT7 zajęło mi 17 godzin. Łącznie nabiłem ich w grze niemal 30, testując inne tryby rozgrywki oraz opcje, ale jakoś nie czuję chęci, by poświęcić więcej czasu na zdobywanie pozostałych samochodów. Na pewno sprawdzę, jak ma się tryb sieciowy Sport i prawdziwe wyścigi z żywymi przeciwnikami. Zabawa z SI wciąż jest dla mnie ciekawsza w Forzy Motorsport 7 i F1 Codemasters.
ZASTRZEŻENIE
Kopię gry do recenzji otrzymaliśmy nieodpłatnie od polskiego oddziału firmy Sony.