Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM

Pacific Drive Recenzja gry

Recenzja gry 26 lutego 2024, 18:20

Recenzja gry Pacific Drive - to najdziwniejszy, najbardziej wciągający survival od dawna

Pacific Drive udowadnia, że w oklepanym gatunku survivali jest jeszcze miejsce na nowe, świeże doświadczenia, nawet gdy składają się na nie znane pomysły. W żadnej innej grze nie poczujecie tak silnej więzi ze swoim samochodem – starym kombi!

Recenzja powstała na bazie wersji PC.

Siedzicie za kierownicą starego, amerykańskiego kombiaka z lat 80., praktycznie identycznego jak ten, którym Clark Griswold wiózł swoją rodzinę do parku Wally World. Jednak rzut oka na dziwaczne modyfikacje i „naukowe” wynalazki podoczepiane na dachu i po bokach wystarczy, by zrozumieć, że czasy rodzinnych wycieczek się skończyły. Teraz samochód wygląda niczym z filmów o łowcach duchów.

W Pacific Drive jeździmy kombiakiem, który wygląda jak połączenie auta Clarka Griswolda z wehikułem Ghostbustersów.Pacific Drive, Kepler Interactive, 2024.

Ale to nie Ghostbusters, to Wy pędzicie przed siebie, starając się omijać dziwne anomalie i zjawiska niczym w stalkerowej Zonie. Nagle elektryczne wyładowania przeskakują przez całą deskę rozdzielczą, jakby auto osiągnęło 88 mil na godzinę i miało przenieść się w czasie. Nic takiego się nie dzieje, to tylko systemy wariują – włączają się wycieraczki, klakson trąbi, a z radia zaczyna lecieć wpadająca w ucho piosenka electro pop, za nic niepasująca do sytuacji.

Sytuacji, w której mkniecie wśród wyładowań energii przez lasy i pola do wielkiego słupa światła w oddali, uciekając przed zabójczą burzą anomalii i kurczącym się terenem. Rozlatujący się kombiak, już bez tylnych drzwi i z mechanicznym pasożytem na masce pożerającym jego części, na podziurawionych oponach w ostatniej chwili wjeżdża w oślepiający blask. Za moment przed maską wyrastają otwierające się drzwi garażu w naszej bazie – najmilszy widok pod słońcem! Czas naprawić wiernego gruchota, by znowu wyruszyć do Zony!

Czas w bazie to zabawa w mechanika samochodowego.Pacific Drive, Kepler Interactive, 2024.

Pacific Drive to najdziwniejszy i najbardziej wciągający survival, w jaki grałem od bardzo długiego czasu! Wydaje się posklejany z mechanik znanych z wielu innych produkcji, jednak nie ma w tym żadnej drogi na skróty czy odtwórczości. Wręcz przeciwnie, dobór takich, a nie innych mechanik, ich dostosowanie oraz złożenie tego wszystkiego w sensowną i spójną całość sprawiają, że – paradoksalnie – jest to pozycja, która oferuje sporo świeżości i zaskoczenia!

Amerykański koszmar za wysokim murem

Pacific Drive pokazuje, jak powinno się robić grę z maszyną jako głównym bohaterem. Niby wcielamy się tu w kierowcę – człowieka, ale prawdziwym protagonistą jest samochód. Ten poobijany kombiak stanowi naszą gwarancję przetrwania w Zonie, gwarancję powrotów do bezpiecznej bazy i odkrycia wszelkich tajemnic odgrodzonej Strefy. Po każdej misji spędzamy mnóstwo czasu, naprawiając wrak – poimy go paliwem, ładujemy prądem akumulatory, łatamy opony, zużywamy tony szpachli na naprawę karoserii, inwestujemy w ulepszenia i nowe gadżety.

O tak zwanych „remnants” (ang. pozostałościach), czyli obiektach wykształcających niezwykłą więź z ich użytkownikiem, ciągle opowiadają przyjazne postacie poboczne tej historii. W Pacific Drivie nie chodzi bowiem o przetrwanie dla samego przetrwania – gra ma całkiem wciągającą fabułę, którą odkrywamy, wypełniając zlecane przez radio misje. Na początku trafiamy na półwysep Olympic koło Seattle – obszar, gdzie dawno temu jakieś eksperymenty naukowe poszły w bardzo złą stronę. Dość powiedzieć, że wszystko jest tam niestabilne fizycznie, a przeróżne anomalie okazują się wyjątkowo zabójcze.

Wysiadanie z samochodu wiąże się z niebezpieczeństwem, ale tylko tak zbierzemy surowce.Pacific Drive, Kepler Interactive, 2024.

Od dekad teren ten ogrodzony jest więc ogromnym murem. Reszta USA wydaje się już nie pamiętać o żyjącej tam kiedyś społeczności. Jakimś cudem jednak trafiamy na półwysep, a paru lokalsów stara się nam pomóc w wydostaniu się, przeprowadzając przez coraz bardziej skażone i niestabilne obszary Strefy. Za sprawą komiksowego stylu graficznego, motywu amerykańskiej przyrody oraz świetnego voice actingu bohaterów mówiących do nas przez radio gra skojarzyła mi się trochę z Firewatchem.

Fabuła ma tu jednak parę wad i wcale nie należy do nich nadmiar naukowego gadulstwa. Pierwsza to rozdrobnienie narracji. Przez długi czas jesteśmy przyzwyczajani, że wszystko ujawniają komunikaty radiowe, aż nagle zaczynamy znajdować jakieś zapiski albo audiologi rozsianie po mapie. Wymagają one klikania, by je odsłuchać lub odczytać, i łatwo tu coś pominąć, czegoś zapomnieć lub zignorować. Często też zdarza się irytująca sytuacja, gdy ktoś do nas mówi, my próbujemy skupić się na jeździe, a deszcz i wiatr i tak wszystko zagłuszają. Poza tym nie pasował mi żartobliwy ton wypowiedzi Tobiasa i Francisa – nasi radiowi towarzysze, mimo że żyją od lat za murem, nie brzmią, jakby jakoś szczególnie cierpieli w postapokaliptycznej strefie, co trochę burzy klimat.

Survival horror za kierownicą kombi

Na szczęście fabuła to tylko mały dodatek w Pacific Drivie, łatwo dający się przyćmić głównemu daniu, czyli uzależniającej pętli rozgrywki. Składa się na nią wykonywanie zadań w Zonie, zbieranie surowców i szczęśliwy powrót do bazy. Tam spędzamy jeszcze więcej czasu na craftingu, ulepszeniach i naprawie samochodu, by znowu wyruszyć na jeszcze dłuższą i bardziej niebezpieczną wyprawę. W dodatku gra posiada elementy „rogalika” – wiele z nich w trakcie misji jest za każdym razem rozmieszczonych losowo, a śmierć lub anulowanie wyprawy mają pewną cenę. Zamiast syndromu jeszcze jednej tury Pacific Drive serwuje syndrom jeszcze jednego wypadu do Zony. Jest produkcją, w której crafting i survival doprowadzono do perfekcji, a grind... prawie do perfekcji.

Im bardziej kolorowo, tym gorzej! Teraz można już tylko uciekać, pędząc w stronę światła.Pacific Drive, Kepler Interactive, 2024.

Część survivalowa to wyjazdy do niestabilnych rejonów, w których występują wszelkiej maści anomalie energetyczne, pogodowe, a także dziwne i groźne futurystyczne maszyny. Strefa niebieskiej mgły wystrzeliwuje nasz samochód w powietrze, kolorowy wir rzuca nami na wszystkie strony, kolczaste kałuże przebijają opony, przerażające manekiny, czy może zastygłe szczątku ludzkie, eksplodują w reakcji łańcuchowej. Żółty dym przeżera promieniowaniem, elektryczne wyładowania sprawiają, że samochód zaczyna żyć własnym życiem, niczym słynna Christine z horroru Kinga – to tylko mała część problemów w Zonie. Najgorsze są patrolujące maszyny, niczym z Matrixa, które potrafią przyssać się do auta i wolno pożerać jego kawałki. Inne z kolei doczepiają cały samochód do magnetycznej kotwicy, by porwać go gdzieś w teren, dopóki nie zahaczy o drzewa lub skały. Patrzenie, jak nasz wóz nagle „ucieka” z dużą prędkością lub obija się o drzewa, naprawdę potrafi złamać serce!

W Pacific Drivie nie zbiera się surowców z samochodu, więc często trzeba wysiąść i w jak każdej grze FPP pobiegać po terenie i przeszukać skrzynki, zostawiając auto bez opieki. Nie ma tu walki jako takiej – przetrwanie polega raczej na unikaniu niebezpieczeństwa i ucieczce. Trzeba naprawdę uważać, gdzie się zostawia samochód i jak daleko się od niego odchodzi, bo to właśnie w tych momentach jesteśmy najbardziej narażeni. Na szczęście istnieje sporo pomysłowych rzeczy, które pomagają przetrwać w terenie.

W bagażniku mamy stół do craftingu, by w razie czego stworzyć zestaw naprawczy lub nową część, a w świecie gry można znaleźć porzucone beczki z paliwem, a nawet stacje benzynowe. Warto jeszcze wspomnieć, że tytuł ten nie oferuje perspektywy TPP, która byłaby chyba uproszczeniem podczas przedzierania się przez leśne knieje. Jest za to narzucony widok z kokpitu, który dodatkowo wymaga ciągłego odrywania wzroku od drogi, by zerkać na mapę, nawet przy zwiększonym FOV-ie. Model jazdy okazuje się generalnie specyficzny – wymaga przyzwyczajenia i dobrych opon, by utrzymywać tor jazdy, ale z drugiej strony dobrze oddaje usterki samochodu. Zresztą anomalie często tak mocno rzucają naszym pojazdem, że nie ma większego znaczenia, jak bardzo realistycznie auto porusza się po drodze. Warto używać pada i próbować za wszelką ceną omijać problematyczne rejony.

Pacific Drive potrafi miażdżyć klimatem!Pacific Drive, Kepler Interactive, 2024.

Najlepszy symulator mechanika samochodowego

Kwintesencję uzależniającej pętli rozgrywki widać przede wszystkim w przemyślanym powiązaniu ze sobą wszystkich mechanik. W grze zbieramy masę różnego rodzaju surowców i absolutnie każdy z nich, nawet najmniejszy kawałek złomu czy śmiecia, ma kluczowe znaczenie – praktycznie przy każdej sesji naprawczej okazuje się potrzebny do craftingu, i to w każdych ilościach! Z kolei odblokowywanie ulepszeń bazy i samochodu wymaga pchania się w najgorsze anomalie w Strefie, by je skanować oraz zbierać święcące kulki. Te ostatnie odgrywają jeszcze ważniejszą rolę – gromadzenie ich jest konieczne, by otworzyć świecący portal, który jest naszą jedyną drogą powrotu do bazy. Dzięki takiemu połączeniu mechaniki w grze w zasadzie napędzają się same, tworząc uzależniający gameplay.

Do tej listy motywujących elementów można jeszcze śmiało dopisać drzewko ulepszeń samochodu i bazy. Początkowo ich ilość trochę przytłacza, jednak szybko okazuje się, że większość pomysłów jest bardzo istotna i warto je odblokować. Z każdym nowym blueprintem i wytworzonym przedmiotem czuć, że nasz kombiak staje się mocniejszy, a nasz pobyt w Zonie łatwiejszy. Szybko docenimy jakość opon off-roadowych zamiast letnich, dodatkowe zbiorniki paliwa na bocznych oknach, większy bagażnik na dachu, energetyczny impuls, który strąca mechaniczne pijawki z auta podczas jazdy, oraz wiele innych gadżetów. Z czasem odblokujemy też ulepszenia w bazie, by przykładowo naprawiać części, zamiast ciągle tworzyć nowe, powiększyć magazyn czy szyć dla siebie ochronne kombinezony. Nie zabrakło też stacji do aplikowania ozdób kosmetycznych na samochodzie albo tablicy z koszem i piłką do rzucania.

Tylko nowy Avatar Ubisoftu ma lepsze efekty pogodowe!Pacific Drive, Kepler Interactive, 2024.

Liczba możliwych do zainstalowania elementów po pewnym czasie pozwala się pobawić w eksperymenty i różne buildy. Całą karoserię możemy zbudować z płyt stalowych lub opancerzonych, płyt z izolacją lub pokrytych ołowiem, by zatrzymać promieniowanie. Opony? Lepsze off-roadowe, na każdy teren, czy może odporne na przebicia? Każdy wyjazd na misję potrafi być w związku z tym nieco innym doświadczeniem. Jedyna wada craftingu i zbieractwa to mało zaskakujący system „kopiuj-wklej” tych samych przedmiotów, w tych samych rodzajach pojemników. Nie ma tu uczucia nagrody i znalezienia np. supermocnych drzwi, których jeszcze nie odblokowaliśmy. Loot jest tylko surowcem, nie nagrodą. Mimo to obserwowanie i doświadczanie tego, jak nasz „Griswoldowóz” staje się coraz lepszy i mocniejszy, jest niezwykle satysfakcjonującym przeżyciem. To chyba najlepsze wykorzystanie patentów z Car Mechanic Simulatora, bo montaż części wygląda w Pacific Drivie aż nadto znajomo.

Pacific Drive brzmi atrakcyjnie, gdy się o nim czyta, ale trzeba wziąć pod uwagę, że nie jest to pozycja dla każdego, choćby przez dość wysoki poziom trudności. Można co prawda dostosować do siebie każdy aspekt rozgrywki, jednak sedno stanowią tu elementy roguelite’a. Wyjazd na misję oznacza brak możliwości zapisu gry aż do powrotu – chyba że anulujemy podróż. Wtedy nie dość, że stracimy zebrane zasoby, to jeszcze musimy liczyć się z koniecznością gruntownej naprawy samochodu. Podobnie jest w przypadku śmierci podczas misji. Nie można krążyć po lokacji bez końca, bo warunki robią się coraz bardziej niestabilne. Wszystko odbywa się w myśl zasady: im dłużej zostajesz, tym więcej możesz przywieźć, ale i bardziej ryzykujesz. Jedyną opcją, którą warto aktywować w poziomie trudności, jest prawdziwa pauza rozgrywki – brak kontroli nad tym, co dzieje się w świecie gry po wciśnięciu klawisza Escape, to już wybór dla największych hardcore’ów.

Włącz radio podczas jazdy (jeśli akumulator wytrzyma)

Pacific Drive od pierwszych minut kupił mnie jeszcze jedną istotną rzeczą – klimatem i specyficzną oprawą audiowizualną. Efekty pogodowe, które czasem obserwuje się w Zonie, są słabsze chyba tylko od tych w Avatarze. Mimo uproszczonej grafiki deszcz i wichury okazują się autentycznie przejmujące, aż odruchowo chce się gdzieś skryć. Tak samo realistycznie prezentuje się mgła, w której można się poczuć jak w drodze do Silent Hill, a jeśli w lokacji jest ciemno, to nie widać w niej totalnie nic – warto wtedy dbać o reflektory w aucie. Połączenie ciemności, mgły i snopów światła z samochodu daje istny generator tapet i klimat wprost z filmów Davida Lyncha.

PLUSY:
  1. uzależniająca pętla rozgrywki z wypadami do Zony i ulepszaniem samochodu w bazie;
  2. świetnie zrealizowany crafting i zbieractwo – tutaj wszystko się przydaje;
  3. ogromne możliwości ulepszania samochodu i wrażenie realnego progresu;
  4. świeży pomysł na survival i survival horror podczas jazdy samochodem – poczucie ciągłego niebezpieczeństwa pomimo braku walki, ciekawe zagrożenia w terenie;
  5. kapitalnie wyglądające efekty pogodowe, mgła oraz oświetlenie – wszystko to tworzy niezwykły klimat;
  6. dobry voice acting i intrygująca fabuła;
  7. możliwość dostosowania do własnych upodobań większości opcji wpływających na wysoki poziom trudności;
  8. świetna ścieżka dźwiękowa – piosenek da się słuchać bez końca.
MINUSY:
  1. momenty, gdy gra trochę się dłuży, zwłaszcza kiedy trzeba jeździć, by spełnić wymogi misji fabularnej;
  2. mało urozmaicone cele rzeczonych misji fabularnych;
  3. za bardzo rozdrobnione elementy narracji;
  4. sporadyczne problemy z płynnością animacji.

Do tego trzeba jeszcze dodać niesamowitą ścieżkę dźwiękową w postaci nieznanych, ale licencjonowanych kawałków, które można puszczać w radiu lub z szafy grającej w bazie. Równie dobre piosenki miał jedynie Alan Wake 2. No i jest jeszcze końcówka każdej wyprawy do Zony – wyzwalająca niezwykłe emocje walka z czasem i otoczeniem, by rozwalającym się już zwykle samochodem dojechać jak najszybciej do snopa światła, uciekając przed kurczącą się mapą i zabójczą burzą. Jest w tym trochę z battle royale, trochę z extraction shootera, ale wszystko zostało tu skondensowane do niesamowitej minuty lub dwóch szaleńczej jazdy przez anomalie i walki o swoje wirtualne życie – doświadczenie jedyne w swoim rodzaju!

Ten samochód naprawdę ma duszę

Czy jest więc w ogóle coś, co mi się w Pacific Drivie nie podobało? Jakieś drobiazgi niewpływające za bardzo na obraz całości. W grze nie ma jednego otwartego świata, więc dotarcie do odległego celu misji wymaga najpierw odwiedzenia kilku lokacji pośrednich i każdorazowo powrotu do bazy. Dopiero po tym można odbyć przejazd przez kilka stref do punktu docelowego. Znacznie wydłuża to czas gry, choć zapewne pozwala odblokować dużą ilość ulepszeń. Można się też przyczepić do mało urozmaiconych zadań fabularnych.

Raz okazało się, że nie mogę rozwinąć fabuły, bo nie jestem w stanie wytworzyć koniecznego przedmiotu – miałem 27 z 29 wymaganych rzadkich surowców. W jakieś poprzedniej misji nie zebrałem ich wystarczająco dużo. Mogłem więc albo ruszać w ciemno, licząc, że znajdę je po drodze, albo pojechać na dodatkową wyprawę, tylko po materiały – to te momenty, gdy bardzo chcemy zobaczyć, co wydarzy się dalej w opowiadanej tu historii, a grind i crafting na chwilę przestają być fajne. Na pececie gra ma też niezrozumiałe problemy z płynnością, ale były to zwykle jakieś drobne i krótkotrwałe chrupnięcia.

W ciemności nie widać nic - warto dbać o stan reflektorów.Pacific Drive, Kepler Interactive, 2024.

Nic z tego jednak nie popsuło mi czasu spędzonego z Pacific Drive’em i niesamowitych emocji, jakie oferuje ta produkcja. Wymieniłem w tej recenzji wiele tytułów innych gier, ale to doskonały przykład tego, jak wzorować się na dobrych rozwiązaniach. Przejażdżka wzdłuż wybrzeża Pacyfiku tak umiejętnie łączy te wszystkie oklepane mechaniki i tak pomysłowo okrasza je swoją tematyką i klimatem, że ostatecznie wyszła z tego naprawdę świeża, wciągająca jak bagno produkcja. Niesamowicie oryginalny survival horror, który pokazuje, jak ze zwykłego, nudnego kombi zrobić samochód z duszą, jak sprawić, by gracz poczuł więź ze swoimi wirtualnymi czterema kółkami. A teraz poproszę o takie właśnie mechaniki z Pacific Drive’a w nowej grze o Mad Maksie!

Dariusz Matusiak

Dariusz Matusiak

Absolwent Wydziału Nauk Społecznych i Dziennikarstwa. Pisanie o grach rozpoczął w 2013 roku od swojego bloga na gameplay.pl, skąd szybko trafił do działu Recenzji i Publicystki GRYOnline.pl. Czasem pisze też o filmach i technologii. Gracz od czasów świetności Amigi. Od zawsze fan wyścigów, realistycznych symulatorów i strzelanin militarnych oraz gier z wciągającą fabułą lub wyjątkowym stylem artystycznym. W wolnych chwilach uczy latać w symulatorach nowoczesnych myśliwców bojowych na prowadzonej przez siebie stronie Szkoła Latania. Poza tym wielki miłośnik urządzania swojego stanowiska w stylu „minimal desk setup”, sprzętowych nowinek i kotów.

więcej

Recenzja Call of Duty: Black Ops 6 - dobry kandydat na najlepszego współczesnego COD-a
Recenzja Call of Duty: Black Ops 6 - dobry kandydat na najlepszego współczesnego COD-a

Recenzja gry

Po zeszłorocznej porażce Call of Duty wraca do formy w Black Ops 6. Nowa odsłona błyszczy zupełnie nową mechaniką poruszania się, która rządzi w multiplayerze, i kompletnie zaskakuje paroma motywami w kampanii fabularnej. I jeszcze jest w Game Passie!

Recenzja gry Silent Hill 2 - w nowym wydaniu znaczna część magii bezpowrotnie uleciała
Recenzja gry Silent Hill 2 - w nowym wydaniu znaczna część magii bezpowrotnie uleciała

Recenzja gry

W niespokojnych snach widzę tę grę, Silent Hill 2. Obiecałeś, że pewnego dnia stworzysz jej remake i pozwolisz poczuć to, co przed laty. Ale nigdy tego nie zrobiłeś, a teraz jestem tu sam i czekam w naszym specjalnym miejscu...

Recenzja gry Warhammer 40,000: Space Marine 2 - krew leje się jak w rzeźni, a to dopiero początek zalet
Recenzja gry Warhammer 40,000: Space Marine 2 - krew leje się jak w rzeźni, a to dopiero początek zalet

Recenzja gry

Mało które uniwersum tak wspaniale nadaje się na soczystego slashera jak Warhammer 40k. Miałem pewne obawy o Space Marine’a 2 – zwłaszcza że twórcy odwołali otwartą betę - te jednak wkrótce zniknęły jak czaszka heretyka pod butem sługi Imperatora.