New World Recenzja gry
Recenzja New World - MMO, którego potrzebowałem
New World budzi skrajne emocje, ale jedno niezaprzeczalnie robi dobrze – doskonale wykorzystuje aspekty MMO i pod tym względem deklasuje wielu rywali. Szkoda jednak, że pewne elementy kuleją, co czyni grę od Amazona niezwykle nierówną i niekompletną.
Recenzja powstała na bazie wersji PC.
Wydawać by się mogło, że opłaciło się czterokrotnie przesuwać premierę New Worlda oraz wywrócić ów projekt do góry nogami. W końcu dzieło Amazonu w ciągu kilku dni zgromadziło na Steamie ponad 900 tysięcy osób. Sporo z nich co prawda czekało w kolejkach na zalogowanie, ale liczby nie kłamią – zainteresowanie tym MMORPG było ogromne. Największa premiera na platformie Valve i niezwykle ważne wydarzenie dla gatunku. Wprost mogę napisać, że mamy hit! Czy jednak faktycznie jest o co robić całe to zamieszanie?
Zapraszam Was na wycieczkę po Aeternum, podczas której pokażę Wam wszystkie cuda oraz niewypały New Worlda. Już na wstępie muszę jednak zaznaczyć, że wcale nie mamy do czynienia z nowym królem MMORPG. To po prostu całkiem udany tytuł korzystający ze starych rozwiązań – nie wymyśla koła na nowo, niemniej wnosi trochę świeżości do gatunku, której najwidoczniej wszyscy potrzebowali. A przynajmniej ja.
AKTUALIZACJA
Po spędzeniu z grą 70 godzin zdecydowałem się wystawić ocenę. Ostatecznie, o czym możecie przeczytać więcej na ostatniej stronie recenzji, rozczarował mnie endgame. Liczę na to, że z czasem Amazon go rozbuduje, bo gra ma naprawdę spory potencjał.
Nowy wspaniały świat
- ma to, co powinno mieć prawdziwe, pełnoprawne MMO;
- nietypowy dla gatunku system walki;
- faktycznie odczuwalna rywalizacja między frakcjami;
- rozbudowane i odgrywające sporą rolę zbieractwo oraz crafting;
- wiele różnorodnych typów broni o unikatowym działaniu;
- ogólna przystępność oraz niski próg wejścia;
- prawdziwie otwarty, spójny i dobrze nakreślony świat;
- wbudowany komunikator głosowy;
- fenomenalne udźwiękowienie;
- polski dubbing!
- brak animacji pływania w takiej grze to kpina;
- ubogi kreator postaci;
- nudne i powtarzalne zadania oraz szczątkowa fabuła;
- pozostawiająca sporo do życzenia SI;
- mało zróżnicowani przeciwnicy;
- globalna rejestracja nicków.
Przybycie do New Worlda zaczęło się od prawdziwego sztormu – zarówna gra, jak i jej serwery przywitały mnie zawieruchą. Statek mojej postaci rozbił się, a heros wylądował na plaży wraz z innymi rozbitkami. W międzyczasie można było skorzystać z opcjonalnego samouczka, wprowadzające w podstawowe niuanse sterowania. Serwerowy sztorm z kolei objawił się w postaci... czekania w kolejkach. Nie chcąc marnować czasu, uznałem, że zwyczajnie zagram na innym, mniej zaludnionym serwerze, ale postawiłem sobie jeden warunek – musi być polski. Kocham bowiem grać z rodakami.
Na moje szczęście życzenie zostało spełnione. Amazon ekspresowo dorzucał nowe światy, dzięki czemu znalazłem sobie swój własny, jeszcze niezaludniony kąt. Pozwoliło mi to w spokoju pograć przez całe dwa dni, tyle bowiem czasu potrzeba było, aby i mój serwer został zapchany. Nie ma się czemu dziwić, w końcu jego pojemność to tylko 2000 osób, a chętnych do zagrania w New Worlda nie brakowało.
Początkowo miałem wrażenie, że tak mała liczba graczy na jednym serwerze to krok wstecz względem gatunku. Znam prywatne serwery World of Warcraft oparte na starych dodatkach, które miały pojemność na poziomie 3000–5000 osób! Czy zatem Amazon, znany przecież ze swoich usług sieciowych, zawiódł? Nie, po prostu pojedynczy świat New Worlda nie potrzebuje większej liczby poszukiwaczy przygód, a przynajmniej nie na samym początku gry.
Rezerwacja nicków to największa wtopa Amazonu
Tysiące graczy czekało na start New Worlda, a tu nagle okazało się, że konkretny nick może być zaledwie jeden, i to nie w obrębie danego serwera, tylko wszystkich. Co to znaczy? W całej grze nie można więc stworzyć dwóch „PefriX-ów”, co doprowadziło zresztą do sporych problemów.
Ludzie logowali się do gry nie tylko po to, żeby zagrać, ale też, by zarezerwować sobie pseudonim. W związku z tym, że serwery w Europie uruchomione zostały jako pierwsze, gracze z innych zakątków świata również się na nie rzucili. Owa globalna rezerwacja nicków okazała się przyczyną trudnego dostępu do New Worlda w początkowych godzinach i jestem zaskoczony, że studio Amazon Games tego nie przewidziało.
Szybko przekonałem się, że 2000 graczy w zupełności wystarczy. Aeternum nie jest wielkie i póki wyspa nie zostanie rozbudowana, ta liczba zdecydowanie spełni swoje zadanie. Początkowo był ścisk, ale gdy gracze rozbiegli się po lokacjach, zrobiło się przyjemnie – niezbyt tłoczno, niemniej w zasięgu wzroku zawsze ktoś się błąkał. Jeśli Amazon uzna, że z czasem, gdy więcej osób będzie na wyższych poziomach, warto zwiększyć pojemność serwerów New Worlda do jakichś 3000, to również będzie w porządku.
Decyzję o tak małej pojemności serwerów podczas premiery gry, mimo że spowodowało to nawet kilkugodzinne kolejki, ostatecznie jednak chwalę. Gdy już szum wokół New Worlda ucichnie i część graczy się wykruszy, czeka nas zapewne łączenie serwerów. Zapowiedziano również możliwość darmowego przetransferowania postaci, z czego pewnie wiele osób skorzysta. Również ja planuję przeprowadzkę, aby móc pograć ze znajomymi.
Muszę jednak wspomnieć, że w okienku czekania na zalogowanie moja karta graficzna uwielbiała podkręcić temperaturę. O ile w samej grze wartości były standardowe, tak w menu wiatraki wyciskały z siebie siódme poty. Pamięć RAM zaś pożerana była w tak hurtowych ilościach, że nawet Google Chrome byłby zawstydzony – nie mam pojęcia, jak Amazon mógł dopuścić do takiej sytuacji, ale dokonano niemożliwego.
Jak wspomniałem, gdy udało mi się już zalogować do New Worlda, wszystko się uspokoiło. Sama gra wygląda naprawdę dobrze i może spokojnie stawać w szranki z innymi tytułami, jeśli chodzi o oprawę wizualną – powiem nawet, że wychodzi na prowadzenie. W jaki sposób zatem proste menu jest bardziej zasobożerne od gry uruchomionej w maksymalnych detalach? Czary!
Wielka Lechia i turbosłowianie
Wspomniałem już o swoim zamiłowaniu do grania z rodakami. Nie potrafię wytłumaczyć, z czego się to bierze, ale po prostu preferuję ten swojski klimat, który tak wielu osobom się nie podoba. Oczywiście, zdarza się trafić na beton lub osoby używające wulgaryzmów jako zastępstwa dla przecinków. Nie ukrywam, że czat w New Worldzie pełen był takich ludzi, a jak część z nich odkryła, że w grę wbudowany jest czat głosowy, to już w ogóle zrobiło się specyficznie.
Niemniej obca osoba podchodząca i pytająca o radę w języku polskim to zdecydowanie przyjemne doświadczenie, zwłaszcza że jest ono czymś nowym w grach MMORPG. Do tej pory takie kanały głosowe charakterystyczne były dla sieciowych survivali – taką zresztą grą oryginalnie miał być New World, więc widać pozostałości starych pomysłów.
Miałem zresztą nietypową sytuację w której jegomość z końcówką „YT” w nicku biegał za mną, nazywając mnie pajacem, chcąc dodać mnie do drużyny, wyzwać na pojedynek, pohandlować i generalnie wejść w interakcję. Pewnie dla większości z Was to zdecydowany minus grania z rodakami. Dla mnie z kolei było to poniekąd coś, czym wyróżniają się produkcje MMO wśród innych gatunków. Ludzie. Nigdzie indziej nie trafi się Wam okazja do tak bezpośredniego obcowania z gburami, ale i z naprawdę fajnymi osobami!
Klątwa wielkich liczb
Z wielkimi liczbami wiąże się również wielka odpowiedzialność. Jeśli taki New World przyciągnął ponad 900 tysięcy osób na Steamie, ludzie oczekują, że utrzyma przy sobie przynajmniej 50% tej grupy. Uważam, że to zwyczajnie niemożliwe i za kilka tygodni Aeternum się wyludni. Niemniej wtedy nie będziemy chwalili tego, że gra Amazon Games jest domem dla, powiedzmy, 400 tysięcy osób, tylko że straciła aż 500 tysięcy graczy. Ta sama statystyka, a zupełnie inna narracja. Z czego to wynika?
World of Warcraft przyzwyczaiło nas, że MMORPG musi zapewnić miejsce milionom osób. W rzeczywistości jednak, jeśli populacja utrzymuje się na poziomie 100–200 tysięcy, to już możemy mówić o sukcesie. Warto o tym pamiętać, gdy popularność New Worlda zmaleje, a nie mam wątpliwości, że tak się stanie. Ciekawe w tym wszystkim będzie to, czy Amazon Games da radę wykorzystać aktualny pęd, czy pójdzie na dno pod naporem wysokich oczekiwań graczy.
Godzina 23:00, a przedstawiciele mojej frakcji postanowili zorganizować wypad na tereny wroga. Czat momentalnie zmienił się w zebranie strategów ustalających najlepszą taktykę podboju. Kilka minut później ruszyliśmy i... zostaliśmy zmiażdżeni, ale jaka przy tym była zabawa! Krzyczenie „Husaria!” albo „Gonić drania!” może wydawać się dziecinne, ja jednak faktycznie poczułem obecność innych graczy wokół siebie. Nawet wybaczyłem niektórym gagatkom kradzież łupów, bowiem to po prostu element żywego świata – nie uświadczycie tego w innych gatunkach.
New World ma zresztą tę przewagę nad innymi MMORPG, że w ramach polskiej wersji językowej dostaliśmy rodzimy dubbing. I to naprawdę niezłej jakości! Jest to bodajże druga gra z tego gatunku z lokalnym udźwiękowieniem dialogów, pierwszą było Age of Conan. Nasi rodacy lubią grać w przetłumaczone produkcje i czułem, że New World również im pod tym względem dogadza. Co prawda część zadań nie otrzymała jeszcze pełnego udźwiękowienia, ale pierwsze wrażenie jest jak najbardziej pozytywne. Zwłaszcza gdy usłyszy się charakterystyczny głos Xardasa z Gothica!
Jaka to melodia?
Skoro jesteśmy już przy dźwiękach, muszę wspomnieć o tym, że nie sposób przejść obojętnie obok warstwy audio New Worlda. Moim zdaniem nie ma lepszego MMORPG pod tym względem. Odgłos lasu karczowanego przez dziesięciu drwali, którzy sukcesywnie, miarowo i w równym tempie rąbią drewno, to muzyka dla uszu. To samo zresztą dotyczy górników w kopalniach czy walki – dźwięki wystrzałów z muszkietów sprawiły, że czułem się, jakbym grał w FPS-a osadzonego w okresie wojny secesyjnej, a nie w sieciowe RPG w świecie fantasy.
New World ma sporo elementów, które zwyczajnie zaskakują, jak np. tworzenie obozu, kucanie oraz czołganie się. Znów są to ewidentnie pozostałości po survivalu, które w MMORPG sprawdzają się zadziwiająco dobrze. Zwłaszcza czołganie się, które pozwala ukryć naszą postać, gdy zostanie dobrze użyte. Nic bowiem nie sprawia większej radochy jak przyczajenie się w krzakach i ustrzelenie przedstawiciela wrogiej frakcji z zaskoczenia! Szkoda tylko, że studio Amazon Games zadbało o coś takiego, a równocześnie pominęło możliwość pływania.
Nasz bohater nie oddycha pod wodą i może się utopić, a równocześnie nie ma tu w ogóle animacji pływania – zamiast tego po prostu chodzimy po dnie. W ten sposób zwiedziłem całkiem spory fragment jeziora, zanim tlen się skończył i umarłem. Nie polecam, doświadczenie z gatunku „2/10” – faktycznie poczułem się tak, jakbym grał w jakiś wczesny dostęp, a nie w kompletną grę po normalnej premierze.
Zawodzi również kreator postaci, który jest zdecydowanie poniżej dzisiejszych standardów. Konkurencja przyzwyczaiła nas do rozbudowanych opcji i mnogości różnorakich suwaków. Pod tym względem New World cofa się do roku 2004, oferując zaledwie kilka możliwości: garść modeli twarzy, ubogą paletę kolorów oraz trzy fryzury na krzyż. Kto wie, może ten aspekt zostanie rozbudowany lub pojawią się dodatkowe elementy w sklepiku gry, ale w tym momencie zwyczajnie zawodzi. A szkoda, bowiem jest istotny!
Wojna i pokój
Gry MMORPG przyjęło się dzielić na dwa typy: sandboksy (piaskownice) oraz theme parki (parki rozrywki). Do pierwszej kategorii należą Albion Online, EVE Online czy ArcheAge, drugą stronę z kolei reprezentują World of Warcraft, Final Fantasy XIV oraz The Elder Scrolls Online. Gdzie w tym wszystkim znajduje się New World? Pośrodku, w związku z czym gra nazywana jest przez niektórych sand parkiem.
Amazon chciał złapać wszystkie srogi za ogon, dlatego nie zdecydował się na konkretny typ zabawy, próbując wybrać najlepsze elementy z obu rozwiązań. W efekcie wyszło coś zarówno unikalnego, jak i niestety nijakiego. Dlatego zresztą w przyszłości spodziewam się, że deweloperów czeka zmierzenie się z kryzysem tożsamości. Trzeba będzie zdecydować również, czy New World to bardziej tytuł PvE, czy jednak PvP, a odpowiedź wcale nie jest prosta.
W tym momencie mamy PvX, czyli tak wszystkiego po trochu. Nie ma dedykowanych serwerów koncentrujących się na rywalizacji między graczami, bo twórcy nie chcą dzielić społeczności. Zamiast tego za pomocą jednego przycisku w mieście lub przy teleporcie możemy zwyczajnie aktywować PvP. Nie ma przy tym żadnego fazowania, więc nawet nie będąc zainteresowanym taką formą zabawy, staniemy się świadkami potyczek innych graczy. Co więcej, nie ma również kar za umieranie, więc nie trzeba obawiać się utraty ekwipunku, czegoś z plecaka czy punktów doświadczenia.
Nic jednak nie zmusza nas, żeby w ogóle brudzić sobie ręce czy ingerować w konflikt frakcji. Co prawda po którejś ze stron trzeba się opowiedzieć, ale nie oznacza to, że musimy brać udział w PvP. Od pierwszego do sześćdziesiątego poziomu można spokojnie grać w New Worlda, nie walcząc z innymi. Wojny będą toczyć się dookoła Was, a Wy z tego powodu nie staniecie się gorszym graczem, bowiem wszystko da się zdobyć dzięki innym aktywnościom, takim jak crafting, dungeony, areny lub szczeliny.
Opcjonalne PvP to w moim odczuciu jedna z największych atrakcji New Worlda. Mamy trzy rywalizujące ze sobą frakcje (przy czym zdecydowanie dominuje Syndykat), walczące o sprawowanie kontroli nad strefami w Aeternum. Posiadanie miasta przez kompanię (odpowiednik gildii) daje możliwość rozbudowy danego osiedla oraz pozwala na ustalanie podatków. Kontrolujące stronnictwo również otrzymuje z tego tytułu profity, więc generalnie każda frakcja zwyczajnie chce mieć swoje tereny.
Będąc przedstawicielem wrogiego obozu, wciąż można przebywać u rywali, tylko trzeba liczyć się z tym, że na nie swojej ziemi wypadnie to drożej. Crafting bowiem odbywa się właśnie w miastach, gdzie odpowiednie stacje są rozbudowywane przez graczy, zapewniając dostęp do coraz lepszych receptur. Z tego powodu uwikłanie się w konflikt między trzema frakcjami jest tą żywszą częścią rozgrywki – obserwując mapę Aeternum, widzę coś w stylu wiecznej wojny w PlanetSide 2 i przyznaję, że bardzo mi się to podoba.
Jak zatem najlepiej grać w New Worlda? Szybko przekonałem się, że korzystając ze wszystkiego, co gra oferuje, czyli zarówno z PvE, jak i PvP. Nie trzeba być fanem rywalizacji, aby wybrać się z kompanią lub losowymi graczami z frakcji na małe polowanie. Jest to zdecydowanie miła odskocznia od standardowego „expienia” oraz zdobywania surowców, a przy tym dostarcza mnóstwo emocji. Pozostaje liczyć na to, że Amazon Games będzie skutecznie rozbudowywać obydwa te aspekty rozgrywki. To nie lada wyzwanie i szczerzę życzę studiu powodzenia.
Pieśń ludzi ognia i wody
Zadania to stosunkowo nowy element New Worlda, który dodany został jako jeden z ostatnich, co widać już od pierwszych chwili. Misje są bowiem okrutnie nudne i zazwyczaj dotyczą zabicia oraz oskórowania danego przeciwnika, zdobycia jakiejś liczby materiałów lub udania się do wyznaczonego punktu. Mówimy tutaj o questach fabularnych, bowiem te wykonywane dla miasta lub frakcji są jeszcze bardziej szablonowe.
Zabrakło mi mocniej rozbudowanej historii w kampanii fabularnej, którą – choć nie jest obowiązkowa –zdecydowanie warto zaliczyć. Odblokowujemy dzięki niej rzeczy potrzebne w New Worldzie, takie jak chociażby azothowa laska. Wykorzystujemy ją do zamykania szczelin, czyli aktywności w otwartym świecie. Opowieść prowadzi nas również do pierwszego dungeonu, zapewnia stosik złota oraz górę punktów doświadczenia. Niestety, całość jest po prostu nudna i zdecydowanie nie zachęca do zagłębiania się w fabułę, tylko do jej przeklikiwania.
Misje poboczne wypadają podobnie i o ile wielu osobom wydają się w ogóle zbędne, tak ja odkryłem, że sporo z nich zapewnia przydatne nagrody. Im więcej ich wykonamy, tym większa ich liczba pojawi się w przyszłości. Niemniej przedstawiane w nich historie również nie są frapujące – o wiele ciekawsze okazują się notatki znajdowane w świecie gry. To doskonałe źródło informacji na temat fabuły New Worlda, które tłumaczy przykładowo, czemu nie ma tu wierzchowców.
Wierzchowce to zresztą temat bardzo często poruszany przez graczy. Wyobraźcie sobie bowiem, że po wyspie trzeba przemieszczać się... na własnych nogach! Możemy również wykorzystywać azoth do przenoszenia się do punktów teleportujących lub miast. Niemniej, grając w New Worlda, przychodzi nam sporo biegać z miejsca na miejsce, i to wcale nie na takie małe odległości!
Osoby grające w World of Warcraft Classic przywykły pewnie do czegoś takiego. W New Worldzie jednak te odległości nie są aż tak duże. Do tego po drodze zazwyczaj trafiają się jakieś aktywności czy rzeczy do zebrania bądź można odblokować wspomniane punkty teleportujące. Po kilku godzinach grania odczuwa się, że Aeternum wcale nie jest takim dużym miejscem i wierzchowców w tym momencie zwyczajnie nie potrzebuje. Amazon Games mogłoby jednak przemyśleć, czy faktycznie jest sens kazać nam dreptać pieszo do każdego zakątka wyspy.
Pomiędzy niebem a piekłem
Odnoszę wrażenie, że walka w New Worldzie to temat najgorętszych dyskusji i prawdziwa kość niezgody. Zaproponowany system podzielił graczy na jego zagorzałych zwolenników i ostrych krytyków. Ja stoję w tym wszystkim gdzieś pośrodku, bowiem z jednej strony podoba mi się oryginalny pomysł, a z drugiej widzę, że potrzebuje on wielu poprawek. Mamy tutaj raczej dynamiczną walkę, której próżno szukać w innych MMORPG, ale również pewną ubogość, która zwyczajnie może przeszkadzać.
Osoby obeznane z gatunkiem przywykły, że 6 umiejętności do używania w trakcie potyczek to absolutne minimum. Normalnie jest ich 10, a w niektórych tytułach nawet 20 lub 30. Generalnie gracz w MMORPG to niedoceniony pianista, który zdolności ma przypisane do różnych kombinacji klawiszy. W New Worldzie z kolei wystarczy lewy i prawy przycisk myszy oraz Shift do uników, a Q, W i R do używania umiejętności. Jeszcze ewentualnie „1” i „2” do zmiany broni. Nie dziwi zatem, że część osób głośno narzeka na brak możliwości.
W praktyce zaś system walki New Worlda wcale nie jest taki słaby. Nie wystarczy zaklikać przeciwnika na śmierć – często trzeba korzystać z uników, a zdolności to bardziej wspomagacze podczas potyczki niż coś, co ma rozwiązać problem za nas. Zwłaszcza gdy walczy się w zwarciu. Trzeba wypatrywać ataków oponenta, by je zablokować lub skontrować odpowiednią umiejętnością.
Jeszcze inaczej wygląda to w przypadku broni dystansowej, która dzieli się na magiczną i zwykłą. Ta pierwsza korzysta z many i pozwala na ciśnięcie wiązką żywiołu we wroga, przy czym trzeba mniej więcej wycelować, aby trafić. Drugi typ reprezentują łuk oraz muszkiet, które niemal zmieniają New Worlda w FPS-a. Pojawia się odpowiedni tryb do strzelania, celownik, trzeba zważać na amunicję lub dostępność strzał, a za trafienie w głowę nagradzani jesteśmy bonusem do obrażeń. Czy jest tu czas na zamartwianie się ilością umiejętności?
Podczas przygody z New Worldem sam na początku marudziłem na małą liczbę i niewielkie zróżnicowanie zdolności. Każda broń (jest ich 11) ma dwa drzewka specjalizacji, a w nich po trzy umiejętności i garść efektów pasywnych. Możemy dowolnie mieszać talenty z różnych drzewek, ale ostatecznie kończymy z trzema zdolnościami przy jednym orężu i trzema przy drugim – dwa egzemplarze uzbrojenia nosimy przy sobie.
W trakcie potyczki koncentrujemy się na strzelaniu lub wyprowadzaniu szybkich oraz ciężkich ataków. Zdolności mają nas wesprzeć, ale w New Worldzie nie wystarczy klikać „1,2,3”, a potem krzyczeć, że się wygrało. Walka posiada tutaj pewien wymiar taktyczny, ale przyznaję, że z czasem ma prawo znużyć. Zwłaszcza że sztuczna inteligencja nie jest wyzwaniem, a do tego brakuje efektu „stagger”.
Przez jego nieobecność potyczki często przypominają teatrzyk, w którym dwie kukły okładają się patelnią i nic sobie nie robią z otrzymywanych obrażeń. Odczuwalne jest to zwłaszcza podczas PvP, gdzie dogonienie uciekającej osoby bywa męczące, jeśli nie ma się zdolności skracających dystans lub spowalniających wroga. Do tego faktycznie drzewka specjalizacji mogłyby być bardziej zróżnicowane i oferować nieco więcej.
Dorzucenie jednej lub góra dwóch zdolności do wykorzystania w walce również nie byłoby złe. Czemu? W New Worldzie bardzo szybko możemy zdobyć trzy umiejętności z drzewek do naszej broni, bo są one praktycznie na samej górze. W efekcie, gdy wybierzemy je na początku gry, to w zasadzie do końca zabawy pozostają one z nami. Dzięki pasywnym talentom są wzmacniane, niemniej ich działanie nie zostaje wywrócone do góry nogami.
O ile zabicie pierwszych 20–30 potworów jest ekscytujące, tak powyżej setnego staje się zwyczajnie nużące. Tym bardziej że wrogowie nie są wybitnie zróżnicowani i zazwyczaj walczymy z jakąś wariacją na temat wilka lub zombie. Stąd w pełni rozumiem kontrowersje wokół tego systemu, który w swojej podstawie nie jest zły, ale zdecydowanie potrzebuje poprawek oraz ulepszeń. A i nawet z nimi znajdą się osoby, do których i tak nie przemówi, gdyż jest inny od standardów gatunku.
Związek Rzemiosła Aeternum
Zazwyczaj w recenzjach gier MMORPG narzekam, że gatunek odszedł od korzeni i porzucił elementy MMO na rzecz rozwiązań typowych dla trybu single player z opcjonalną kooperacją i/lub multiplayerem. W New Worldzie jest odwrotnie, to najbardziej „MMO-wate” MMORPG od kilku lat. Liczba interakcji z innymi graczami, która ma miejsce w otwartym świecie, a nie tym instancjonowanym, jest niesamowita. Problem jednak w tym, że dungeonów zwyczajnie brakuje.
Nie jestem fanem kładzenia nacisku na dungeony oraz robienia z nich głównej atrakcji gry. Nie zrozumcie mnie źle, lubię tego rodzaju aktywności, ale nie wtedy, gdy jest to jedyne, co gra oferuje. W New Worldzie sprawa wygląda odwrotnie – jest tylko sześć dungeonów, z czego dwa na maksymalnym poziomie. Trochę ubogo, zwłaszcza że przed wyruszeniem w drogę należy zabrać ze sobą klucz! Taki klucz otrzymujemy po wypełnieniu misji lub tworzymy dzięki profesji, jednak istnieje odgórny limit tygodniowy, więc zapomnijcie o nadmiernym grindzie.
Zresztą wątpię, czy ktoś by się na coś takiego skusił, bowiem dungeony w New Worldzie nie należą do najciekawszych. Za pierwszym razem robią wrażenie, ale szybko okazuje się, że brakuje unikalnych mobów, mechaniki są nadzwyczaj proste, a wrogowie potrafią narobić problemów przez idiotyczny design New Worlda, a nie naszą nieuwagę.
Inaczej nie potrafię opisać kłopotów z „aggro”, czyli utrzymywaniem uwagi nieprzyjaciół. Nawet gdy włożymy odpowiednie kamienie do ekwipunku od prowokowania przeciwników, oni wciąż potrafią oszaleć i skoncentrować swoje ataki na losowym członku drużyny. Brakuje jasnego wskaźnika, który pozwoliłby stwierdzić, kto zaraz będzie celem.
Statystyki postaci z kolei są po prostu standardowe – nic oryginalnego. Co awans na wyższy poziom otrzymujemy garść punktów do przeznaczenia na interesujące nas cechy, które po prostu wzmacniają moc jakiejś broni. Nie ma również podziału na klasy postaci, a to właśnie posiadany oręż decyduje o naszej roli w drużynie. To akurat dobre rozwiązanie, bowiem w obrębie jednego bohatera możemy specjalizować się w różnych dziedzinach, a za opłatą również zresetować statystyki (do 20 poziomu dokonujemy tego za darmo).
Za to crafting wynagrodził mi w pełni większość bolączek gry, ponieważ jest po prostu cudowny. Niemal wszystko jest tutaj do zebrania, więc moje farmerskie zapędy mogły odreagować przy gromadzeniu ziemniaków czy marchwi. Do tego dochodzi mnogość profesji i fakt, że każdą z nich da się opanować w pełni. Wystarczy wykonywać związane z danym fachem czynności, a umiejętności same wzrosną. Do tego zawody są ze sobą powiązane, więc przy okazji rozwijamy kilka z nich równocześnie.
Kolejnym plusem jest to, że tworzenie rzeczy ma realne znaczenie w zabawie. W New Worldzie nie spotkamy sprzedawców z ekwipunkiem. Ten pozyskamy od przeciwników, znajdziemy w skrzyniach, otrzymamy dzięki misjom lub sami go sobie zrobimy (ewentualnie od kogoś kupimy). Taki sprzęt jest zazwyczaj lepszy oraz może zawierać dodatkowe bonusy, co jedynie zachęca do tworzenia. Zwłaszcza że część misji opiera się na craftingu, co dodatkowo motywuje, a poza tym można na tym nieźle zarobić, wystawiając nasze wyroby na aukcji!
Im dalej w las, tym mniej grzybów
Mam taki problem z New Worldem, że im dłużej gram, tym bardziej dostrzegam braki tej produkcji. Takie wrażenie odniosłem około poziomu 25–30. Poczułem, że to MMORPG w zasadzie niczego więcej już mi nie zaoferuje. Przede mną jeszcze połowa gry, a ja brałem już udział w wojnie obronnej, zwiedziłem dungeony, zaliczyłem tonę misji, nazbierałem jeszcze więcej jagódek i w zasadzie zaczęła dopadać mnie nuda.
Szczeliny okazały się zbiorową aktywnością w otwartym świecie polegającą na zabiciu grupy przeciwników z finałowym starciem z silniejszym oponentem. W PvP nabiegałem się jak głupi, w zasadzie nie mając z tego większych korzyści, poza ulepszeniem broni do wyższego poziomu. Nie śpieszyłem się, korzystając ze wszystkiego, co oferuje New World, zamiast „expić” jak najszybciej.
W zasadzie chyba dobrze zrobiłem, bo patrząc na aktywności, które czekają na mnie na poziomie 60, nie czuję potrzeby, by łapać tego króliczka – samo gonienie mi wystarcza. Obawiam się bowiem, że jak już dotrę do celu, to okaże się, że Aeternum wcale nie ma tak wiele do zaoferowania, jak się może wydawać. Aktualna zawartość jest bowiem bardzo powtarzalna i szybko staje się zwyczajnie nużąca.
Pokuszę się nawet o stwierdzenie, że mamy do czynienia z wczesnym dostępem. Amazon Games faktycznie mogło zdecydować się na kolejne przesunięcie premiery gry, aby ją doszlifować i zapewnić nieco więcej mięcha. Rozumiem, że trudno rywalizować pod względem zawartości z MMORPG, które są od lat na rynku. Niemniej to, co dostaliśmy teraz, wystarczy graczom na miesiąc, może dwa, a potem porzucą oni New Worlda, bo nie znajdą w nim nic do roboty. Chyba że zadowoli ich maksowanie broni, profesji oraz reputacji we wszystkich miastach, ale to atrakcja dla nielicznych.
Wszystko zależy zatem od tego, jakie plany mają twórcy względem swego dzieła. Jeśli szybko pojawi się aktualizacja z nowościami, moje obawy okażą się bezzasadne. W pełni liczę się z taką ewentualnością, niemniej w tym momencie Aeternum dla gracza na poziomie 35–40 nie jest już tak fascynującym miejscem i nie zapowiada się na to, by dalsza przygoda miała jakoś mocno różnić się od tego, czego już doświadczyłem.
Nowy Świat: Koniec gry
Poziom 60 wbity, pora więc na tzw. „endgame” – dla wielu graczy w MMORPG dopiero teraz powinna zacząć się „prawdziwa zabawa”. Tak bowiem często definiowany jest ten etap rozgrywki, a droga do niego prowadząca to jedynie wydłużony samouczek. No więc uprzedzam lojalnie, że z takim podejściem bardzo szybko się od New Worlda odbijecie.
Gra Amazon Games ma bowiem ten problem, że w tym momencie nie oferuje mnóstwa atrakcji w endgamie. Jestem przekonany, że nowości pojawią się z czasem, wraz z kolejnymi aktualizacjami, które będą uzupełniały braki. W tym momencie natomiast mamy dwa dungeony, areny z silniejszymi przeciwnikami, tzw. „inwazje” oraz „napady na posterunek”.
Dla wielu osób może okazać się to niewystarczającą liczbą rzeczy do zrobienia i słysząc o tym, zwyczajnie skreślą New Worlda ze swojej listy gier do przetestowania. Ja z kolei w zasadzie na nudę nie mogłem narzekać, bowiem sam etap rozwijania postaci i doprowadzenia jej do poziomu 60 był długą przygodą – momentami monotonną, ale ostatecznie przyjemną. Niemniej nie ukrywam, że gdy już dotarłem do celu, po tygodniu w zasadzie uczestniczyłem głównie w aktywnościach PvP. Dlaczego?
Powodem tego stanu rzeczy były niewystarczająco porywające dungeony, których mechaniki okazały się zbyt proste. Areny oraz elitarni przeciwnicy wypadają lepiej, ale i tak aktywności te sprowadzają się do walki z jednym, bardziej wymagającym rywalem. Brakuje wśród nich zróżnicowania – takich oponentów jest tylko garstka i dlatego wyzwania te szybko powszednieją.
O wiele przyjemniej bawiłem się podczas inwazji oraz napadów na posterunek. Te pierwsze to wydarzenia PvE polegające na szturmie mobów na naszą osadę. My wcielamy się w obrońców miasta i wykorzystujemy umocnienia, aby poradzić sobie z hordą, w przeciwnym wypadku nasza wioska straci część ulepszeń. Inwazje następują cyklicznie i są fantastycznym uzupełnieniem normalnie toczących się wojen między frakcjami.
Napad na posterunek z kolei to rodzaj battlegrounda dla dwóch dwudziestoosobowych zespołów – jeden odpowiada za atak, drugi zaś za obronę. W tym przypadku mamy połączenie PvP i PvE, bowiem z jednej strony dwa zespoły walczą ze sobą, a z drugiej trzeba dostarczać surowce, by budować umocnienia, lub wybrać się na wycieczkę do lasu, żeby przywołać potężne wsparcie. Całość, o ile jest ciekawa i naprawdę serwuje mnóstwo zabawy, tak szybko staje się monotonna – brakuje modyfikatorów urozmaicających ten tryb, innych map oraz wydarzeń losowych.
Na koniec zostawiłem sobie specjalne misje, pozwalające na zdobycie legendarnej broni. Dla każdego typu oręża w New Worldzie występuje kilka takich zadań – z dedykowanym sprzętem o unikatowych bonusach. To w zasadzie taka minikampania fabularna, w ramach której poznajemy historię danego rynsztunku – aż szkoda, że inne questy w grze nie są tak interesujące.
Ostatecznie zatem z tym endgame’em nie jest aż tak źle, jak mogłoby się wydawać. Czuć jednak spory niedosyt i pozostaje liczyć na to, że Amazon Games wkrótce dostarczy odpowiednią porcję nowości. Nie brakuje już bowiem graczy na poziomie 60., a ci wkrótce (jeśli nie już) zaczną się nudzić i opuszczą wyspę w poszukiwaniu atrakcji w innych tytułach. Co z kolei w znaczący sposób wpłynęło na moją ostateczną ocenę New Worlda, obniżając ją.
Fundamenty położone, pora zatem na resztę
To wszystko stanowi nie najlepszą wróżbę, bowiem grę MMORPG ocenia się nie po tym, jak ta zaczyna, tylko jak kończy. Wiele produkcji oraz dodatków zapowiadało się obiecująco – i na tym poprzestało. Niemniej wierzę, że Amazon Games nie odpuści sobie New Worlda i będzie rozwijać ten tytuł. W obecnym stanie mamy ciekawą alternatywę na rynku oraz coś, czemu warto dać szansę. Zakładam, że za kilka lat świat Aeternum będzie mógł spokojnie rywalizować z takimi uniwersami jak Azeroth, Eorzea czy Tamriel. Pod warunkiem oczywiście, że gra będzie rozwijana, a społeczność się nie wykruszy.
Spędzając czas w New Worldzie, zaliczyłem niemałą huśtawkę emocjonalną. Z dziełem Amazon Games łączy mnie niestabilna relacja, w ramach której jednego dnia nienawidzę tej gry, a drugiego wyczekuję możliwości zalogowania się na serwer. Tak wiele bowiem tytuł ten oferuje, tak duży ma potencjał, że zwyczajnie trudno przejść obok niego obojętnie.
Równocześnie nie brakuje elementów niedopracowanych, które w ogóle nie powinny zadebiutować w tym stanie. O ile pozycja ta może zachwycać przez kilka pierwszych godzin, tak później traci na uroku – brakuje pewnej głębi oraz większej liczby mechanik. Są solidne fundamenty pod naprawdę dobrą grę, ale jej samej tam jeszcze nie ma. Gdyby zatem ktoś mnie zapytał: jak to jest grać w New Worlda? Dobrze? Odpowiedziałbym, że moim zdaniem to nie tak, że dobrze albo że niedobrze. Gdybym miał powiedzieć, co cenię w życiu najbardziej, odparłbym, że ludzi.
O AUTORZE
OK, prawie 70 godzin na liczniku, więc coś tam w New World pograłem. W zasadzie to przybyłem, zobaczyłem i zwyciężyłem, bo dzieło Amazon Games nie ma już dla mnie zbyt wiele do zaoferowania. Czy żałuję czasu spędzonego w Aeternum? Absolutnie nie, chociaż nie ukrywam, że powinno być przyjemniej. New World ma spore braki i o ile na gruncie MMO nie zawodzi, tak warstwa RPG leży. Dlatego twórcy muszą zabrać się do roboty i poprawiać swój produkt. Jeśli nie odpuszczą to za rok pewnie ponownie usłyszmy o New World. O ile wcześniej z niego nie zrezygnują…
ZASTRZEŻENIE
Kopię gry New World otrzymaliśmy nieodpłatnie od firmy Marchsreiter Communications.