Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM
Recenzja gry 31 sierpnia 2004, 09:00

autor: Tomasz Uchański

The Legend of Zelda: The Wind Waker - recenzja gry

Wszyscy wielbiciele Nintendo 5 lat czekali na kolejną odsłonę słynnej serii: Legend of Zelda. I doczekali się. Czy jednak było warto na nią czekać?

Recenzja powstała na bazie wersji GCN.

Wszyscy wielbiciele Nintendo 5 lat czekali na kolejną odsłonę słynnej serii: Legend of Zelda. I doczekali się. Czy jednak było warto na nią czekać? Odpowiadam zdecydowanie: WARTO!. Jeszcze raz pan Shigeru Miyamoto pokazał nam, że jest geniuszem. Dał graczom to, czego pragnęli zawsze - grę grywaną i rozbudowaną. Dał graczom The Legend of Zelda: the Wind Waker.

Kilka tysięcy lat temu nad senną krainą Hylure zebrały się czarne chmury. To zły Ganon zaczął niepokoić Hylure swoimi niecnymi czynami. Na szczęście pojawił się wielki bohater. Był to chłopak odziany w zieloną szatę. Za pomocą Okaryny Czasu pokonał niecnego Ganiona i nad krainą znów zapanował spokój. Na pamiątkę tego wydarzenia wszyscy chłopcy z wyspy Outset w wieku 10 lat dostają na urodziny zielony strój bohatera. Właśnie w 10 urodziny poznajemy bohatera gry, chłopca o imieniu Link. Tego samego dnia jego siostrę porywa wielki ptak. Link rusza jej na ratunek. Okazuje się, że Ganon powrócił…

Tak w dużym skrócie prezentuje się fabuła Wind Wakera. Choć początek wydaje się banalny, na gracza czeka ciekawa, wciągająca fabuła, która na pewno przykuje go na długie godziny do telewizora.

Grafika gry od razu zwraca uwagę. Jest bowiem wykonana w technice cell shading. Dla laików oznacza to po prostu, iż wygląda jak kreskówka. Wiele osób miało o to pretensje do pana Myiamoto, ale chyba nie mieli racji. Grafika jest piękna. Kolorowe, rysowane grubą kreską lokacje wręcz wylewają się z ekranu. Wraz z ogromnym światem tworzy specyficzny, niespotykany nigdzie indziej klimat, który na pewno przypadnie każdemu do gustu. Kolejnym plusem jest mimika twarzy. Wystarczy spojrzeć na daną postać, aby wiedzieć, że jest ona znudzona, zaciekawiona etc.

Ale czym by była seria The Legend of Zelda bez wszystkich smaczków, które zaserwowali nam programiści? Największym atutem Wind Wakera jest możliwość żeglowania i tytułowy Wind Waker, czyli batuta, którą używamy do „sterowania” wiatrem (za pomocą 2 głównych melodii, 2 do wykorzystania jednorazowo i 2 dodatkowych) co ułatwia przemieszczanie się po poszczególnych wyspach. A pomiędzy wyspami czekają na nas piraci, z którymi możemy walczyć za pomocą bomb wystrzeliwanych z naszego stateczku, a na wyspach mnóstwo pobocznych questów, takich jak skompletowanie galerii Nintendo; aby to zrobić należy zrobić zdjęcia prawie wszystkim postaciom w grze. Dostępne są dwa aparaty: czarno biały i kolorowy. Każdy mieści trzy zdjęcia, które należy potem odnieść do fotografa, który wywołuje je cały dzień. Warte odnotowania jest także szukanie skarbów. Jest ich w grze 41, a żeby je znaleźć należy odnaleźć mapę. Lub ją kupić. Właśnie - kupić. Rolę pieniędzy w Hylure spełniają zielone kryształy, tzw. rupie. Na początku można ich mieć maksymalnie 200 ale z czasem liczba ta może wzrosnąć nawet do 5000.Te i wiele innych smaczków przyciąga do telewizora.

Muzyka w Zeldzie to czysta poezja. Można słuchać jej bez przerwy i nigdy się nie znudzi. Najczęściej są to skoczne kawałki, które pasują do tej gry jak ulał. W każdej miejscówce przygrywa inny utwór, co niewątpliwie należy uznać za plus. Teraz kolej na dźwięki. Tutaj moje zdanie jest podzielone. O ile dźwięki otoczenia, fal, ptaków są na wysokim poziomie, to nie podobają mi się dźwięki wydawane przez postacie. Shigeru powinien postawić jednak na dubbing, a nie na odgłosy typu: AAA! WOW!, OH! NO!. Potrafi to zdenerwować - wierzcie.

Link podczas gry dużo walczy z różnymi przeciwnikami. Ci mają ciekawy design, i są… super. Nie wiem jak to „super” wyjaśnić, to trzeba zobaczyć. Ciekawe ich projekty – to chyba najlepsza cecha do wymienienia. System walki może wydawać się banalny: lockowanie się na przeciwniku i przyciskanie raz po raz przycisku „A”. Ale tak tylko się wydaje; żeby dobrze walczyć trzeba blokować ciosy, wprowadzać kontry etc. System walki podoba mi się, ale twórcy mogli dodać parę kombosów żeby go urozmaicić.

The Legend of Zelda: the Wind Waker to gra wybitna. Miodność wylewa się z ekranu, a my tylko czekamy, żeby znowu zagłębić się w świat Hylure. Dzięki takim grom GameCube jest mocny. Ta gra podobać się będzie wszystkim bez wyjątku ( osobiście znam takich, którym ta gra się nie podoba – co prawda, uważam ich za gości z innej planety, ale jednak... – przyp. Samuraai).

 

 

Recenzja gry Life is Strange: Double Exposure - pokochałem Max na nowo, choć po latach straciła coś ważnego
Recenzja gry Life is Strange: Double Exposure - pokochałem Max na nowo, choć po latach straciła coś ważnego

Recenzja gry

Oto Life is Strange, na które czekałem prawie 10 lat. Mało istnieje bohaterek, do których przywiązałem się tak jak do Max, i jestem przeszczęśliwy, że mogłem poznać jej dalsze losy… acz Double Exposure nie trafiło mnie w serce tak celnie jak pierwszy LiS.

Recenzja gry Emio The Smiling Man: Famicom Detective Club - kiedy wrogiem gracza jest bezmyślny główny bohater
Recenzja gry Emio The Smiling Man: Famicom Detective Club - kiedy wrogiem gracza jest bezmyślny główny bohater

Recenzja gry

Emio The Smiling Man: Famicom Detective Club to nowa odsłona ponad trzydziestoletniej serii kryminalnych gier visual novel. Tym razem badamy sprawę morderstw powiązanych ze zbrodniami sprzed lat – i z lokalną miejską legendą.

Recenzja gry Nobody Wants to Die. Polacy znów udowodnili, że są świetni w opowiadaniu historii
Recenzja gry Nobody Wants to Die. Polacy znów udowodnili, że są świetni w opowiadaniu historii

Recenzja gry

Po pokazie gameplayu dla prasy nie byłem przychylnie nastawiony do Nobody Wants to Die. Twórcom z Wrocławia udało się jednak złamać mój sceptycyzm już po kwadransie gry. Choć chwilami ziewałem, nieprędko zapomnę tę transhumanistyczną przygodę neo-noir.