Doczekali�my si�. Promitis reaguje na nasze publikacje o przedszkolach dla autyst�w

Eliza Dolecka
Centrum Terapii Promitis najprawdopodobniej nie prowadzi ju� plac�wki terapeutycznej przy Odkrytej w Warszawie. Teraz to ju� chyba zwyk�y punkt przedszkolny, je�li wierzy� nazewnictwu w korespondencji czy informacjom od rodzic�w. Jego w�a�ciciel Piotr Langiewicz pr�buje wprowadzi� nam cenzur� prewencyjn� i grozi s�dem, je�li b�dziemy wspomina� o nim i Promitisie w kolejnych publikacjach na temat edukacji przedszkolnej dzieci autystycznych. C�, powinno�ci� medi�w jest rzetelne informowanie czytelnik�w.

Doczekaliśmy się reakcji Centrum Terapii Promitis na nasze publikacje o nieprawidłowościach w przedszkolach specjalnych dla dzieci ze spektrum autyzmu. Pismo przyszło, gdy już nikt się go nie spodziewał. Zaskakuje nieco treść, bo nie odnosi się do żadnego z poważnych zarzutów zawartych w artykułach. Cóż, tematu nie kończymy. Może to dopiero pierwszy krok do uzyskania poważnych wyjaśnień?

To miał być prywatny list

Ponad cztery miesiące temu nie spodziewałam się, że moje osobiste problemy staną się zaczynkiem serii publikacji o trudnej sytuacji niepełnosprawnych przedszkolaków i ich rodziców. Napisałam wówczas list do Piotra Langiewicza, który prowadzi przedszkola terapeutyczne dla dzieci ze spektrum autyzmu "Promitis". Jako matka prosiłam w nim o wyjaśnienie, dlaczego ze specjalistycznej placówki na warszawskiej Białołęce postanowiono pozbyć się mojego syna Ksawerego. Nie mogłam syna tak po prostu zabrać do innego przedszkola. Ksawek ma autyzm i jest znacznie opóźniony w rozwoju, dlatego trafił do takiej placówki. Oficjalnie miał być tam terapeutyzowany, realizowano program rozwojowy. Po dwóch latach okazało się, że nie ma w niej dla niego miejsca.

Wtedy w czerwcu wierzyłam, że tę sprawę uda się szybko wyjaśnić i rozwiązać. Informację otrzymaną w placówce o usunięciu dziecka i przyjęciu na jego miejsce innych, zdrowszych przedszkolaków, traktowałam jako nieporozumienie. Niestety, moją prośbę o wyjaśnienia zignorowano, przesyłając jednozdaniową informację o wygaśnięciu umowy (patrz kopia w galerii na górze artykułu). Postanowiłam temat zgłębić. Wszystko, czego później dowiedziałam się o funkcjonowaniu takich placówek oraz bezradności rodziców wobec systemu "wsparcia", zaowocowało publikacjami interwencyjnymi. Nagle okazało się, że nie jest to incydentalny problem jednej matki i jej syna. Mamy problem społeczny. Segreguje się dzieci z autyzmem - chciane są te lepiej funkcjonujące, gorzej funkcjonujące skazuje się na izolację. I generalnie dzieci niepełnosprawne - autystycy opłacają się placówkom bardziej (dopłaty państwowe dla nich są znacznie wyższe), więc w wielu miejscach niechciane są dzieci z innymi problemami zdrowotnymi.

Mówię "my", bo mam wsparcie

Na początku miałam spore wątpliwości, czy sprawą powinnam zająć się również zawodowo. Chociaż na co dzień podejmuję tematy społeczne i interwencyjne, niekoniecznie miałam ochotę na "uprawianie prywaty". Zależało mi na rozwiązaniu sytuacji bez udziału mediów. Niestety, nie było to możliwe. Nieoficjalne rozmowy z przedstawicielami kilku ministerstw (w tym edukacji, zdrowia, opieki społecznej), rzecznika praw pacjenta, NFZ, sanepidu, później jeszcze kuratorium oświaty, a nawet parlamentu, uświadomiły mi, że problem braku odpowiedniej opieki przedszkolnej dla niskofunkcjonujących dzieci z niepełnosprawnościami jest powszechnie znany. I realnie nikogo nie obchodzi. Obowiązuje spychologia, spór kompetencyjny, ale przede wszystkim obojętność. Fikcyjnie problem jest ogarnięty - są miejsca w przedszkolach. Dla twojego dziecka nie ma? To się nie przebije do opinii społecznej. Nie prowadzi się statystyk. Nie ma listy oczekujących na dobre miejsce, bo praktycznie nie ma takich miejsc. Nie ma się gdzie poskarżyć. Czyli to trochę tak, jakby nie było tych ludzi i ich dramatów. Nawet Rzecznik Praw Pacjenta nie pomoże, bo "w rozumieniu prawa dziecko z autyzmem w przedszkolu nie jest pacjentem".

Decyzji o realizacji tematu w Gazeta.pl nie podejmowałam sama. Podjęliśmy ją zespołowo, w porozumieniu z przełożonymi i prawnikami, po starannej analizie materiału dowodowego, który zebrał się jeszcze w sprawie prywatnej. Chodząc wokół niej kilka tygodni nabrałam pewności, że temat jest dla czwartej władzy. Nie chodzi bowiem o ewidentne łamanie prawa, czego nikomu zresztą nie zarzucaliśmy. To cały system organizacyjno-prawny jest problemem, bo:

  • pozwala wyrzucać chore dzieci donikąd,
  • nie zobowiązuje władz centralnych i lokalnych do zapewnienia dla nich godnych miejsc edukacyjnych i opiekuńczych,
  • nie daje rodzicom możliwości kontrolowania, co się z dziećmi dzieje za drzwiami takich placówek,
  • zdaje się umożliwiać marnotrawienie poważnych środków publicznych, nie nadzorując właściwie ich wydatkowania.

Przed opublikowaniem pierwszego tekstu ponownie uderzyłam do wszystkich instytucji, do których wcześniej zwracałam się jako matka, już jako dziennikarka, oficjalnie. Pytania i wątpliwości oficjalnie zgłosiłam też znowu do Promitisu.

Cisza.

Ogromny odzew był jednak już po artykule. Oczywiście urzędy milczały (i nadal milczą), ale przyszły dziesiątki listów z całej Polski (nadal przychodzą). Dobitnie pokazały, że mamy w Polsce problem, a historia Ksawka nie jest wcale taka wyjątkowa.

Nie zamierzałam już koncentrować się na Promitisie

Otrzymujemy listy od rodziców i opiekunów dzieci niepełnosprawnych z całej Polski. Piszą pracownicy (niejednokrotnie - byli pracownicy) placówek takich jak ta Promitisu. Odzywają się też, rzadko, właściciele przedszkoli terapeutycznych, którzy zapewniają, że u nich dla Ksawka znalazłoby się miejsce, a rodzice nie płacą za pobyt dziecka, bo dofinansowanie państwowe na wszystko wystarcza - niestety, nie przeprowadzę się do Krakowa.

Dostajemy zgłoszenia przejawów patologii, ale też osoby zorientowane w temacie wskazują na sensowne rozwiązania, propozycje, jak ten chory system naprawić. W Gazeta.pl wierzymy, że jest to możliwe. Zapewne nie doczekam tym zmian dla siebie - Ksawek ma już 5 lat. Wkrótce będzie podlegał obowiązkowi szkolnemu, innym zasadom i placówkom (ciekawe, co tam odkryjemy). Zmiany są jednak konieczne, a ja nawet mam pomysł, kto mógłby nam w tym pomóc.

W Sejmie jest Parlamentarny Zespół ds. Autyzmu.

Aktualny skład zespołu:

  1. Grzegorz Gaża (Prawo i Sprawiedliwość), przewodniczący
  2. Dominika Chorosińska (Prawo i Sprawiedliwość), wiceprzewodnicząca
  3. Anna Dąbrowska-Banaszek (Prawo i Sprawiedliwość), wiceprzewodnicząca
  4. Marcin Duszek (Prawo i Sprawiedliwość)
  5. Robert Gontarz (Prawo i Sprawiedliwość)
  6. Tomasz Zieliński (Prawo i Sprawiedliwość)
  7. Dobromir Sośnierz (Konfederacja)

Nie mogę powiedzieć, że zespół działa prężnie, bo nic mi o tym nie wiadomo, ale kto, jeśli nie on, mógłby zająć się inicjatywą ustawodawczą w sprawie przedszkoli dla autystów? Na razie trudno liczyć na aktywność zespołu, bo od paru tygodni żadna Posłanka czy Poseł nie zareagowali na nasze publikacje, chociaż wszyscy je otrzymali wraz z prośbą o współpracę. Nie tracę nadziei. Temat jest poważny i spodziewam się, że w końcu zacznie być poważnie traktowany.

A tymczasem Promitis

Planowałam, że czwarty już tekst dotyczący przedszkoli dla autystów (trzecim był wstrząsający list niepełnosprawnej matki niskofunkcjonującego dziecka z autyzmem) będzie dotyczył przede wszystkim możliwych i koniecznych zmian w organizacji przedszkoli. Miał być też swoistym remanentem w temacie, bo z komentarzy i listów wynika, że kilka kwestii nie zostało zrozumianych zgodnie z moimi intencjami. Przykładowo: to nieprawda, że chcemy "zabrać pieni�dze dzieciom wysokofunkcjonującym" lub "pozwolić, żeby takie Ksawki bezkarnie lały w przedszkolach zdrowe dzieci". Mnie wcale nie zależy, żeby mój syn chodził do przedszkola integracyjnego i miał kontakt ze zdrowymi dziećmi. I nie wiem, po co ktoś miałby zdrowe dzieci umieszczać w przedszkolach terapeutycznych, przeznaczonych dla dzieci niepełnosprawnych, itd.

Do tego wszystkiego wrócimy, na spokojnie, w tekście piątym (już wkrótce).

Ponieważ jednak dostaliśmy odpowiedź od Promitisu, trzeba się do niej odnieść.

Przede wszystkim, Promitis wciąż nie odnosi się do pytań, które im zadałam już w czerwcu jako matka i na początku października jako dziennikarka. Zostały wyeksponowane w artykułach. I wciąż pozostają aktualne:

  1. Dlaczego mój syn został usunięty z przedszkola, a dokładniej: nie przedłużono z nami umowy na kolejny rok? Początkowo przyczyną miał być stan zdrowia Ksawka (personel miał bać się z nim pracować i grozić zwolnieniem), ale po przedstawieniu zaświadczenia lekarskiego o braku przeciwwskazań, usłyszałam, że "przyjęli już inne dzieci i nie będą w stanie zapewnić mojemu synowi należytej opieki". To standard, że przyjmuje się nowych wychowanków, nie mając odpowiedniej opieki dla wcześniej przyjętych?
  2. Zarzuciłam Promitisowi segregowanie dzieci po informacji, że od września przyjmują nowe, więc dla Ksawka nie będzie już miejsca. Zapytałam, jak nazwą usuwanie z placówki dzieci gorzej funkcjonujących i przyjmowanie mniej kłopotliwych? Zarzut poważny. Powtórzony na piśmie w czerwcu. Opublikowany. Do dziś zero komentarza.
  3. Jesienią 2021 po raz pierwszy sugerowano mi, że Ksawek sprawia za duże kłopoty, a poza tym, że jego pobyt w Promitisie nie ma sensu, bo "nie rokuje, a oni są od rozwoju dzieci, a nie od opieki". Zapytałam, czy jest jakieś obowiązujące IQ kwalifikujące do placówek Promitisu.Nadal nie wiem, jak jest.
  4. Czy zachowania agresywne i świadczące o nieprzystosowaniu nie są objawami autyzmu? Zero odpowiedzi.
  5. Przedszkole twierdziło, że do opanowania Ksawerego potrzebne są dwie/trzy osoby dorosłe. Na argument, że radzę sobie jakoś sama w domu, była odpowiedź, że w przedszkolu jest gorzej. Rzeczywiście w pełni wykwalifikowany personel ma taki problem z małymi autystami? Faktycznie czteroletnie dziecko, należycie prowadzone i zaopiekowane, sprawia takie problemy? Czy w placówce jest monitoring, który mógłby zweryfikować przedszkolną rzeczywistość? Wg mojej wiedzy nie było i nie ma. Zero odpowiedzi.
  6. Podobno Ksawery miał zajęcia indywidualne, dostosowane do swoich potrzeb. Dlaczego nie mogło tak być nadal? Tak naprawdę jedynym "dowodem" na ich przeprowadzenie są podpisy rodziców. Regularnie zmuszano mnie do potwierdzania udziału dziecka w zajęciach, których nigdy nie widziałam. Dla kogo są te fikcyjne świstki i po co?
  7. Wiem, że państwowe środki należne placówce na mojego syna przekroczyły 100 tysięcy złotych. Nie sądzę, że Promitis z nich zrezygnował. Jak to możliwe, że takie pieniądze (plus czesne i opłata za świetlicę) nie pozwoliły zapewnić mu należytej opieki? Na co konkretnie zostały wydane?
  8. W wyniku dziennikarskiego śledztwa ustaliłam, że placówka, która ma wszystkich podopiecznych z orzeczeniem, nie rozlicza środków otrzymanych na konkretne dziecko (w przeciwieństwie do placówek integracyjnych). Odkryłam też, że pracownicy, którzy pracują bezpośrednio z dziećmi, są wyjątkowo słabo wynagradzani. Była zresztą o tym mowa na jednym z zebrań w placówce, gdy odejście opiekunki spowodowało czasową przerwę w pracy przedszkola. Wielokrotnie dostawaliśmy sms-y z informacją, żeby dziecka nie przyprowadzać z powodu choroby personelu. Wszystko było na styk w wymiarze opieki. Na co w takim razie wydano pieniądze Ksawerego?

Tego wszystkiego nie dowiedzieliśmy się z odpowiedzi Promitisu. To co w niej jest?

Radca prawny Szczepan Wroński, który reprezentuje Piotra Langiewicza "prowadzącego placówki przedszkolne PROMITIS", twierdzi, że naruszyliśmy dobra osobiste jego klienta. Wnosi o zaniechanie dalszego naruszania poprzez "niewymienianie nazwy Promitis i nazwiska w w kolejnymi publikacjach na temat edukacji przedszkolnej dzieci autystycznych".

Nie domaga się sprostowania czy odpublikowania artykułów, które mają być naruszające dobra, a wprowadza cenzurę prewencyjną na coś, czego jeszcze nie ma. I przecież nie można wykluczyć, że w przyszłości nasze artykuły o przedszkolach dla autystów będą miały wydźwięk pozytywny.

Uderzające jest, że w całym piśmie nie pojawia się w kontekście przedszkola Promitis słowo "terapeutyczny". Jest po prostu "punkt przedszkolny". Nie ma też mowy o Fundacji. Możliwe, że to nic nie znaczy (w mojej umowie też nie było tego słowa), ale wiemy od rodziców placówki przy ul. Odkrytej, że dzieje się coś dziwnego wokół tej terapeutyczności. Warunkiem pozostania w placówce była akceptacja, że ta nie jest już od września "terapeutyczną". Na oficjalnej stronie przedszkoli Promitis (www.centrum-terapii.pl) w wykazie placówek terapeutycznych nie ma już punktu przedszkolnego przy ul. Odkrytej (patrz zrzut ekranu w naszej galerii na górze artykułu), tylko pięć innych punktów w stolicy.

Inna rzecz, że na kolejnej stronie Promitisu placówka przy Odkrytej ciągle jest w wykazie i określana jako terapeutyczna. Strony są trzy i niekoniecznie spójne. Na stronie www.centrum-terapii.pl już się nie chwalą szybkimi orzeczeniami i honorowaniem opinii Promitisu przez orzeczników państwowych, ale na www.autyzm-przedszkole.pl wciąż tak. Na kolejnej stronie www.autyzm.org.pl proszą o datki na Fundację. Wszystkie strony łączy logo Promitis (zrzuty ekranowe w galerii).

Rodzice w placówce przy Odkrytej musieli też pod koniec października zaakceptować brak zajęć z integracji sensorycznej - jeszcze niedawno stanowiących istotny element codzienności naszych dzieci w przedszkolu. To wszystko zastanawiające, nerwowe ruchy i na pewno spróbujemy ustalić, czym podyktowane.

Co jeszcze jest w piśmie z Promitisu? Zarzut "subiektywnych, emocjonalnych komentarzy autorki, wynikający z osobistego podejścia do tematu". Żadna niespodzianka. I żaden zarzut. Tak, uważam, że nas skrzywdzono i podchodzę do tego emocjonalnie. To nie były artykuły informacyjne. Zarazem - zarzut nierzetelności jest zupełnie nietrafiony. W tych tekstach wszystko zostało starannie zweryfikowane. Wielokrotnie.

Nie mogę też zgodzić się z opinią w dokumencie, że artykuły powstały w oparciu o jednostkowy przypadek i anonimowych rozmówców. To nieprawda. Znamy personalia kolejnych rodziców (choćby Neli z Odkrytej, dziecka usuniętego we Wrocławiu) i byłych pracowników (w ramach cyklu planowany jest też wywiad z terapeutką). To pracownik Promitisu poinformował nas o bardzo niskich zarobkach w placówkach "niemalże najniższa krajowa". Teraz Promitis niby prostuje: "to nieprawda że najniższa krajowa". Nigdy tak nie twierdziliśmy - cały zarzut rozbija się o to "niemalże".

To, że nie ujawniliśmy wszystkich personaliów w tekstach, nie oznacza, że są to osoby anonimowe i takie pozostaną.

Informacja w artykule o braku doświadczenia personelu w pracy z osobami niepełnosprawnymi dotyczyła obserwacji konkretnej osoby w konkretnej placówce (nie było to przedszkole na warszawskiej Białołęce). Szczegółowy opis (choćby angażowanie do mycia podłóg terapeutów) najpewniej pozwoli panu Langiewiczowi ustalić, o który punkt przedszkolny chodzi. Chyba że to przedszkolna norma - wówczas zapewne będzie trudniej.

Promitis nie wyjaśnia w piśmie, za co Ksawek został wyrzucony, bo w ich rozumieniu: "nie został wyrzucony z punktu przedszkolnego Promitis, bo znajdował się pod opieką do wygaśnięcia umowy". Cóż, dla właściciela (w piśmie przedstawianego jako "prowadzący punkty przedszkolne") i radcy prawnego nieprzedłużenie umowy bez podania przyczyny, postawienie nas pod ścianą bez możliwości odwołania, to nie jest wyrzucenie. Nawet to rozumiem - z problemem i dzieckiem bez przedszkola zostałam ja.

Teoretycznie już wiemy, dlaczego Promitis zwlekał tyle miesięcy z odpowiedzią, nie zareagował na moje pierwsze pismo w czerwcu, gdy wszystko można było załatwić polubownie. Według Piotra Langiewicza - nie dostał żadnego pisma. Gdy się o nim dowiedział z artykułu, sprawdził pocztę i "nie odnalazł wiadomości".

Cóż, zarówno jeszcze jako osoba prywatna, w czerwcu, i potem jako dziennikarka, pisma kierowałam na skrzynkę mailową wskazaną do kontaktu oficjalnie w mojej umowie z przedszkolem Promitis. Pierwszy mail poszedł do placówki w niedzielę 12 czerwca 2022, o godz. 13.03. Drugi (już od dziennikarki): we wtorek 4 października o godz. 20.20.

Nie przyszło? Mam zachowane te maile, ale nie w tym rzecz.

Przewidując opór materii, 13 czerwca 2022 roku, dla pewności, pismo wraz z kompletem materiałów wysłałam także pocztą tradycyjną. Listem poleconym. Tak, mam awizo. Kopia dokumentu w galerii na górze artykułu.

W placówce kilka razy upominałam się wtedy o odpowiedź. Wreszcie się jej "doczekałam" - jednozdaniowe pozbycie się problemu. To nie sprawi, że przestanę rzetelnie wykonywać swoją pracę. 

Zobacz wideo

Nadal zapraszamy do kontaktu w tym temacie: eliza.dolecka@agora.pl

Wi�cej o: