Szanujemy Twoją prywatność i przetwarzamy dane osobowe zgodnie z ustawą o ochronie danych osobowych. Razem z naszymi partnerami wykorzystujemy też pliki "cookie".
Zamykając ten komunikat potwierdzasz, że zapoznałeś się z polityką prywatności i akceptujesz jej treść.

Filmy odbieram zmysłami. Odpowiednia kompozycja muzyki, kadrów, gestów, spojrzeń, dialogów powinna być nierozerwalną częścią każdego filmu.

  • Ostatnia aktywność: 23 września
  • Dołączył: 23 września 2018
  • Za pomysł i kreację Barbielandu należą się pokłony, bo widać że włożono tu sporo serca. Głównie cenię właśnie za tę pomysłowość i wyobraźnię, ale jeśli chodzi o przebieg fabuły jest znacznie gorzej. Sceny w prawdziwym świcie niebezpiecznie ocierają się o cringe, szczególnie jeśli chodzi o wątek firmy Mattel, który był chyba tylko po to, żeby zrobić lokowania produktów. Poza tym niezła zabawa, a sceny musicalowe to wisienka na torcie.

  • Właściwie jedyny minus to nie zawsze pasujące do sytuacji elementy humorystyczne (Stilgar, który stał się już memem), ale całość filmu to po prostu majstersztyk i bliskie arcydziełu monumentalne widowisko, które niemal każdą swoją wizją świata przedstawionego wbija w fotel i zapiera dech, niekiedy wręcz przytłacza. Do tego doskonale rozwija bohaterów, relacja Paul-Chani angażuje i porusza jak powinna. Co zaskakujące, atmosfera tu gęstnieje tak, że można ciąć nożem (sekwencja na Giedi Prime!).

  • Z jednej strony ciężko jest każdemu polecić najnowszy film Lantimosa, a z drugiej warto doświadczyć to przepełnione dziwnością, surrealizmem i ekstrawagancją dzieło. Strona wizualna przypomina najlepsze dzieła Kubricka zmieszane z wizją artystyczną Salvadora Dali. Jednak obok fascynacji kreowanym światem oraz zachwytu grą Emmy Stone zaczyna pojawiać się coraz więcej konsternacji i rozczarowania, gdy niepotrzebnie próbuje się szokować samym seksem zamiast rozwinąć inne poruszone wcześniej tematy.

  • Od momentu pojawienia się magnetycznej Emmy Stone i tych jej boskich kostiumów ogląda się z wypiekami, ale początek był koszmarny, a efekciarskie triki w wielu momentach są zbędne.

  • Nie wiem, na ile film wierny jest prawdziwej rozprawie, ale te słowa które padają, no i aktorstwo (!) tworzą niezapomniane dzieło, które łapie wielokrotnie za gardło.

  • Pierwsza połowa to przeciętny film pod każdym względem ze źle obsadzoną Jolie na czele. Film ratuje charyzma Colina Farrela, a druga połowa to po prostu kino zmarnowanego potencjału, bo były momenty, które byłyby rewelacyjne, gdyby wyszły spod ręki kogoś innego.

  • Jak na film owiany taką legendą nie jest to żadne wybitne dzieło, w którym historia nie pozwala czerpać wystarczającej przyjemności przez naiwność, ale druga połowa to przede wszystkim sprawnie nakręcone i wciągające kino przygodowe.

  • Po latach ten film broni się... po części. Zaskakuje duża ilość goryczy, lecz z drugiej strony zanim akcja ze złodziejami - czyli ta wisienka na torcie - się rozwinie, pozostaje już jakieś... 20 minut do końca filmu.

  • Obejrzane ponownie po latach i nadal wiele scen bawi jak bawiło kiedyś, tylko ten wątek z obleśnym kuzynem doklejony na ślinę.

  • Polacy kiepsko się uczą od tego wzoru komedii romantycznych, ale ten też nie jest bez wad. Z mniejszą ilością, ale bardziej rozwiniętymi wątkami zrobiłby większe wrażenie. Wątek z Neeson'em - do kosza, ale Nighy - rewelacja. I momentami zaskakująco odważny jak na swój gatunek.

  • No niestety, w przeciwieństwie do wielu innych dzieł sprzed lat ten nie wytrzymał próby czasu. Od strony realizacyjnej jak i humoru w prawie każdej sekundzie zalatuje tandetą, ale to czym z kolei na pewno się broni to aktorstwo.

  • Zaskakują mnie te przeważnie pozytywne opinie na temat tej części i stawianie jej obok pierwszej. Na pewno z zalet jest strona techniczna, która przywróciła styl pierwszych części, ale jednocześnie nie jest widoczny tak niski budżet i do tego świetna gra kolorami. Ponadto sceny gore bardzo dobre. Ale mam wątpliwości co do obranej perspektywy - Jigsaw przestaje być już tajemniczy i upiorny - a ostatni akt to przykład dopisanego scenariusza na kolanie. Zakończenie totalnie przewidywalne i głupie.

  • Przepiękne, majestatyczne kadry (to ukazanie przyrody i polskich wsi, ahh) oraz ludowa muzyka tworzą audiowizualne arcydzieło, które chce się smakować godzinami. Ale oprócz pięknego ruchomego obrazu jest także fabuła, która od sceny zaślubin angażuje i pozwala zrozumieć postawę każdej z postaci, które zostały odegrane po mistrzowsku. Chciałbym jedynie trochę dłużej napawać się spokojnymi scenami, a na trzecim planie za dużo tych znanych twarzy, w których brakowało tylko Karolaka.

  • Niczym film dokumentalny, surowo i hiperrealistycznie odtwarza klimat wsi XIX wieku, ale trochę jakbym oglądał eksponat w muzeum za szybą. To taki festiwalowy snuj z urywanymi wątkami lub takimi które nic nie wnosiły. Ale zakończenie, choć proste, jednak zapada w pamięć.

  • Gdybym był zafascynowany tematyką okrętów podwodnych ocena byłaby pewnie wyższa, ale i tak 3 i pół godzinny seans (wersja reżyserska) zleciał bardzo szybko. To jak zbudowany jest tu suspens, jak buduje się napięcie w niektórych scenach to absolutne mistrzostwo. Poza tym jest świetnie napisany, zagrany i nakręcony (dźwięk i zdjęcia!).

  • Tytułową piosenkę uwielbiam, ale samego filmu nie da się znieść. Fabuła jest pretekstem do gagów, problem w tym, że humor w tym filmie jest niższych lotów od polskich kabaretów, montaż jest okropny, a postacie tak irytujące jak się tylko da. Tylko związane druhny spowodowały, że się lekko uśmiechnąłem.

  • Przez ponad połowę filmu ten spektakl onirycznych obrazów i dźwięków potrafił pochłonąć, jednocześnie będąc trzymanym w niepewności, jak przedstawiona historia się rozwinie. I z tym rozwinięciem mam spory problem - wkrada się za dużo dosłowności, nie wspominając już o zupełnie niepasującej do reszty sekwencji "porodu", a samo zakończenie pozostawia z mieszanymi uczuciami. Trochę szkoda zmarnowanego potencjału. Duży plus to świetna Jessie Buckley.

  • Dawno nie miałem do czynienia z tak irytującymi postaciami. Fabułą potrafi czasami zaciekawić, chociaż cały czas sprawiał wrażenie zupełnie niepotrzebnej kontynuacji, nudnej i całkowicie pozbawionej klimatu. A sceny erotyczne są tak nijakie, że równie dobrze mogłoby ich nie być.

  • Co by było gdyby Hitchock kręcił filmy w latach 90. z R-ką. Bywa głupi, ale klimat aż się wylewa z tych kadrów, a intryga wodzi za nos tak, że nie można oderwać oczu od ekranu. Stylowy i odważny.

  • Zaskakujące jest, jak bardzo wiele porusza aktualnych tematów, lecz z drugiej strony niewystarczająco wykorzystuje potencjał i staje w rozkroku między lekką komedią na lato, a dramatem coming of age. Za to przeuroczy duet Lawrence-Feldman, którzy wypadają bardzo wiarygodnie, to dodatkowy punkt do oceny.

  • 3-godzinny biopic, a ogląda się jak 12 gniewnych ludzi - oni gadają i gadają, a atmosfera gęstnieje w nieskończoność. Absolutne mistrzostwo realizacyjne i narracyjne, odważnie łącząc ze sobą mnóstwo gatunków (dramat sądowy, thriller polityczny, noir, dramat psychologiczny i... western), nie tracąc przy tym impetu opowiadanej historii. Jednak trzeba rzec, że nie jest to kino łatwe w odbiorze, potrzebuje bowiem ciągłej uwagi, cierpliwości i skupienia. Bardzo ważny, potrzebny i niemal wybitny film.

  • Aronofsky znowu trafił w moje czułe punkty, nawet jeśli - jak to u niego bywa - balansuje na granicy kiczu, którego jednak nie przekracza. Wspaniale jest widzieć znów na ekranie Fraser'a, który wspina się na wyżyny aktorstwa, ale partnerująca Chau nie ustępuje mu na krok, dzięki czemu udaje im się stworzyć wspaniały duet. Problem mam jednak ze scenariuszem, który z jednej strony porusza ważne tematy, to z drugiej ich rozwinięcie albo pozostawia niedosyt, albo wybrzmiewają one po prostu źle.

  • Wciąż ma wiele wad, ale gdy wreszcie twórcy dostarczają angażującej historii, świadomej swojego absurdu, genialnie pokręconych i ciekawych antagonistów (ciekawszych od głównego bohatera) oraz TEN spektakl to z łatwością przymyka się na nie oko. Cudnie nakręcony i zainscenizowany, świetnie budujący napięcie w poszczególnych scenach (klub i akcje w Paryżu - majstersztyki).

  • Zaczął się naprawdę dobrze, ale dalej to po prostu nudnawej naparzanki ciąg dalszy, gdzie kolejni antagoniści to figury bez tożsamości, a fabuła jest tylko pretekstem do popisów kaskaderskich. Cały czas przyjemnie się patrzy na te popisy, ale to o wiele za mało, by po którejś z kolei scenie akcji nie ziewnąć z nudów.

  • W każdej sekundzie sprawia wrażenie obcowania z prawdziwą sztuką - ten przepiękny ruchomy obraz, dokładne odwzorowanie XVIII-wiecznych dworów oraz narracja powodują, że można tym wszystkim się delektować i chłonąć niczym najlepszą książkę. Jedyne z czym mam problem, to sama fabuła, której przekaz jest co prawda klarowny, ale bardziej przypomina po prostu pięknie opowiedzianą telenowelę.

  • Robi to, co powinien każdy sequel: jest wszystkiego więcej, mocniej, ale też przy tym wszystkim zaczyna cierpieć jakakolwiek logika - i pewnie też o to w tej serii chodzi. Są świetnie zainscenizowane sceny akcji, ale chciałbym też żeby wreszcie fabuła jakkolwiek była angażująca, a tempo prowadzone równo. Dobry film do popcornu, ale póki co to tylko tyle.

  • To bardzo prosty fabularnie, ale nakręcony z werwą akcyjniak, w którym audio, montaż i oświetlenie są na najwyższym poziomie, ale póki co to trochę mało, aby emocjonalnie bardziej się wkręcić. Życzyłbym sobie bardziej równego tempa i lepiej rozwiniętych pobocznych postaci.

  • Pomysł wyjściowy jest naprawdę dobry (ukryta metaforyka przypomina trochę tę z "It flollows") i straszy tam gdzie trzeba, ale poprowadzony jednak bardzo generycznie, sprawia wrażenie że gdzieś to już się widziało. Do tego oczywiście nikt głównej bohaterce nie chce pomóc - temat zaburzeń psychicznych uchwycony w bardzo stereotypowy, wręcz szkodliwy sposób.

  • Ten film to dobitny dowód na to, że wystarczy mieć bardzo ciekawy, nieszablonowy pomysł i kilka dolarów, żeby nakręcić perełkę. To że film jest tani widać od pierwszego kadru - brak oświetlenia i jakość obrazu, jakby ktoś chwycił za telefon i zaczął nagrywać. Ale mniejsza ze stroną techniczną, bo to treść jest tutaj najważniejsza i ta okazuje się być zaskakująco przemyślana, zniuansowana, dająca do myślenia i po prostu wciągająca. Głównym minusem jest muzyka, której mogłoby nie być.

  • Prymitywny humor, poza paroma wyjątkami, zestarzał się okrutnie, ale odwaga i treść jaką chce przekazać, nadal imponuje. Chaplinowi jako aktorowi kłaniam się w pas - absolutnie wybitna rola, a końcowy monolog przeszywa na wskroś. Dlatego szkoda, że częściej nie uderzał w dramatyczne tony.

  • Sprawna żonglerka znanych, ogranych motywów filmowych w pastiszowej formie, która już od pierwszych sekund sypie gagami i nawiązaniami jak z rękawa. Wiele z tych żartów obecnie potrafi być suchych, ale mimo tego, a w szczególności w II akcie filmu, zabawa jest przednia!

  • Zaczyna z przytupem, by potem opowiedzieć historię o zwykłych ludziach w niebezpiecznym świecie, gdzie pierwszeństwo ma instynkt przetrwania. Twórcy świetnie dawkują napięcie i mieszają akcję z chwilami oddechu i miejscem na dialog. Mogło to być dzieło wybitne - nie jest, głównie przez chwilami nierówne tempo i w zasadzie dość przeźroczysty styl wizualny - ale serca na pewno nie brakuje i stoi przede wszystkim wspaniałym duetem aktorskim.

  • Istne szaleństwo i jazda po bandzie non stop - coś, czego ciężko było się spodziewać po takim reżyserze jak Chazelle. Wielokrotnie pokazuje, że wspaniale potrafi inscenizować i budować napięcie w tak niby niepozornych scenach jak na planie filmowym. Pierwsza połowa wciąga bez reszty w ten szalony świat show-biznesu, by później się totalnie wykoleić nierównym tempem, scenami-wypełniaczami i postaciami-figurami, których jest zdecydowanie za dużo i których losami ciężko jakkolwiek się przejąć.

  • O bezsensie wojny podobnych filmów było już zbyt dużo, żeby ten wywarł większe emocjonalne wrażenie, chociaż ma kilka łapiących za gardło scen, świetną stronę techniczną i poruszające zakończenie. Mimo tego chciałbym więcej obierania ciekawych perspektyw na wojnę jak początkowa scena z kamizelką, czy naturą będącą świadkiem tych bezsensownych konfliktów. Sporo tu też rymów z 1917 Mendesa, ale film Bergera ma w sobie więcej surowości.

  • Jak niemal każdy film Spielberga - ogląda się przyjemnie, to bardzo sprawnie nakręcone rzemiosło i dobrze zagrane, pełne uśmiechów i wzruszeń, jednak - jak niemal każdy film Spielberga z ostatnich lat - nakręcony od linijki, oparty na prostych schematach, pozbawiony tej lekkości i naturalności (szczególnie dramatyczne sceny potrafią wybrzmiewać sztucznie i jakoś tak teatralnie). Ale ma też kilka udanych, mięsistych scen, jak ta z Johnem Fordem, oraz LaBelle'a, który przykuwa uwagę.

  • Znacznie bliżej mu do niszowego kina europejskiego, w którym wszystko jest szaro-bure i hermetyczne, a niektóre ujęcia i dialogi potrafią się ciągnąć w nieskończoność, jednocześnie nie da się nie docenić tego, że taka forma i narracja została przez reżysera bardzo przemyślana i jest w jakiś sposób prowokująca. O roli Cate Blanchett napisano już chyba wszystko - od jej twarzy nie da się oderwać oczu i to ona ciągnie ten film.

  • Złożona jakby ze skrawek wspomnień sentymentalna podróż, gdzie docenia się ciepło słońca, zapach morskiej bryzy i każdą spędzoną chwilę z drugim człowiekiem, jednocześnie gdzieś podskórnie odczuwa się jakieś napięcie i smutek, a ta sielanka sprawia wrażenie tylko pozornej. To film z rodzaju tych, które dla jednych są o niczym, a dla drugich bardzo intymnym przeżyciem, z hipnotyzującą formą i bardzo naturalnie odegranymi rolami. Finał z "Under Pressure" jeszcze długo nie wyjdzie z głowy.

  • Martin McDonagh tym razem w zupełnie innym wydaniu, czyli spokojny, czuły i zaskakująco przygnębiający, mimo obecnego humoru. Nie podchodząc do tego filmu jak do metafory można po drodze zgubić zbyt wiele treści, co niekoniecznie jest zaletą, szczególnie że historia jest opowiadana cały czas na tym samym, jałowym biegu. Za to aktorsko i zdjęciowo jest to absolutnie cudowna rzecz, i szczególnie dla tych względów warto sięgnąć po tę pozycję.

  • WIDOWISKO - wspaniale nakręcone, zainscenizowane, a format 3D pochłania bez reszty w ten przepięknie zaprojektowany świat. Z drugiej strony oczekiwałem po pierwszej części czegoś więcej niż tego samego schematu - poznawanie świata i bitwa Na'vi kontra ludzie - tylko zamiast powietrza i lasu mamy wodę.

  • W pierwszej godzinie filmu warto uzbroić się w cierpliwość, bo Johnson powoli i starannie wprowadza widza w ten pokręcony świat wypełniony po brzegi rekwizytami i ukrytymi wskazówkami, choć łatwo się odbić od dość powolnego tempa i czasami wręcz nieznośnej komiksowości i manieryzmu. Później to jazda bez trzymanki, sypanie twistami i nowymi pomysłami jak z rękawa i czysta rozrywka. Czego chcieć więcej?

  • Chyba nie byłem przygotowany na tak potężną dawkę brutalności i obrzydliwości, nawet po obejrzeniu tylu slasherów i innych filmów z podgatunku gore, dlatego jest to pozycja dla widzów wyłącznie o stalowych nerwach. Pod względem technicznym, przede wszystkim charakteryzacji, jest cholernie dobrze wykonane, nareszcie też jakkolwiek zależy na postaciach, tylko dlaczego muszą być oni takimi zidiociałymi idiotami?

  • Głupie to, z przewidywalnym zakończeniem, ale szacun za wyciśnięcie z tak niskiego budżetu tak gęstej atmosfery i kreację chyba najbardziej przerażającego antagonisty w historii slasherów.