autor: Szymon Błaszczyk
New Super Mario Bros. - recenzja gry
New Super Mario Bros to odświeżona wersja legendarnej gry z wąsatym hydraulikiem w roli głównej. Radykalnych zmian nie ma – fantastyczna grywalność również pozostała.
Recenzja powstała na bazie wersji NDS.
New Super Mario Bros to odświeżona wersja legendarnej gry z wąsatym hydraulikiem w roli głównej. Radykalnych zmian we flagowym tytule ojców DualScreena nie ma – zachowano charakterystyczne dźwięki, utrzymano niezwykły klimat bajecznych plansz oraz nie wniesiono absolutnie nic, co mogłoby zniweczyć fenomen Maria. Z jednej strony zmiany nie zawsze wychodzą grom na dobre, a z drugiej zaś gracz odczuwa, że przydałby się powiew świeżości, którego zazwyczaj brakuje we wprowadzonych ponownie na rynek, oldschoolowych pozycjach. A jak jest w przypadku NSMB? Zapraszam do lektury recenzji, w której zamiast skupić się na wypisywaniu różnić pomiędzy wersją „New” a tą wydaną w 1985 roku, spróbuję Wam przekazać moje odczucia wynikające z obcowania z wersją handheldową.
Fabuła
Jako że NSMB to typowa platformówka, fabuła ma znaczenie drugorzędne, a przedstawia się ona następująco: Mario znika na kilka dni z zamku zamieszkanego przez księżniczkę Brzoskwinkę, w której jest zakochany. W międzyczasie Bowser Junior, paskudna bestia przypominająca żółwia, zakrada się na włości jego narzeczonej i... porywa ją. Kiedy Mario dowiaduje się o zaistniałej sytuacji, wyrusza na poszukiwania. Intrygujące, nieprawdaż? Parafrazując stare przysłowie – „nie fabuła zdobi gry zręcznościowe”.
Rozgrywka
NSMB nie zmienił się w stosunku do pierwowzoru pod względem kwintesencji rozgrywki. Mario zbiera pieniążki, kolekcjonuje monety z symbolami gwiazdek czy likwiduje uciążliwych przeciwników. Przede wszystkim opisywana gra jest bardzo dynamiczna. Nie możemy sobie pozwolić na chwilę odpoczynku, ponieważ sekundy nieubłaganie mijają. Dodatkowym problemem są stworki, nierzadko pojawiające się znikąd, które skutecznie uniemożliwiają nam zdobycie kilkunastu cennych monet, power-upa bądź innego, przydatnego gadżetu. Pomimo że czasu mamy całkiem sporo, znikające cyferki mają na gracza ogromny wpływ. Spieszymy się, a przez to bezsensownie tracimy kolejne życia. Jest to zwłaszcza irytujące w początkowej fazie rozgrywki, kiedy ich skromna liczba zmniejsza się w mgnieniu oka. Odświeżony Super Mario wymaga od nas zarówno koncentracji, jak i sporych umiejętności manualnych.
Kwestiami spornymi są dwa niezwykle istotne elementy: źle zbalansowany poziom trudności oraz checkpointy. W opinii przeważającej rzeszy graczy New Super Mario Bros nie jest trudny. Jako że ja nie wychowałem się na dwuwymiarowych zręcznościówkach, takich jak sztandarowa pozycja Nintendo, z pokonaniem wielu etapów miałem nieliche problemy. Przez niektóre z nich przemkniemy nim licznik osiągnie połowę wyznaczonego czasu, by po chwili znaleźć się w miejscu najeżonym utrudnieniami, które doprowadzą nas do irytacji i zwątpienia. W takim momencie, gdy już kipimy ze złości, najlepiej odstawić konsolkę na półkę, ochłonąć i ponownie spróbować za kilkanaście minut. Największym sprzymierzeńcem gracza jest spokój, bez niego w NSMB sobie nie poradzimy.
Drugim detalem budzącym niemałe wątpliwości są wspomniane checkpointy, czyli punkty save’owania zazwyczaj ulokowane w połowie etapu. I tu jest pies pogrzebany, owe momenty, od których możemy kontynuować zabawę, nie zawsze są na planszach – trudnych planszach, należy dodać. Być może jest to niedopatrzenie ze strony twórców, a być może świadomy zabieg mający na celu utrudnienie życia gracza? Tak czy inaczej, traktuję to jako wadę, albowiem nienawidzę ślęczeć godzinami w tym samym miejscu, nie robiąc żadnego postępu.
Plansze
Dobrej platformówce nie brakuje przede wszystkim zakręconych, barwnych lokacji. Pod tym względem z grami sygnowanymi imieniem Maria nie może rywalizować żadna inna produkcja. Level designerzy wykonali swoją robotę perfekcyjnie. Etapy są urocze, a poziom ich zróżnicowania przyprawia o ból głowy. Nasza przygoda rozpocznie się w malowniczej wiosce, po pewnym czasie akcja przeniesie się w egipskie klimaty, aby potem ponownie sceneria zmieniła się jak w kalejdoskopie, tym razem na tropiki. Są również miejsca mniej przyjemne, takie jak choćby obumarły las. Aby nie było niejasności, dodam, że wymienione lokacje to zupełnie odmienne światy, których w sumie jest 8 i pomiędzy którymi możemy się swobodnie przemieszczać w dalszej fazie rozgrywki. Te zaś dzielą się na plansze. Nie będę przytaczał konkretnych liczb, tylko powiem, że jest ich mnóstwo. Osoby, które spodziewają się tylko i wyłącznie klasycznych etapów polegających na dotarciu do punktu przeznaczenia, są w grubym błędzie! Zabawę urozmaicają nam tzw. Toad Houses. Jest kilka rodzajów takowych domków, lecz łączy ja jedna cecha – każdy z nich przynosi nam większe lub mniejsze profity...
Przeciwnicy
Na drodze Maria staną przezabawne stworki. Goombasy to ruchome grzybki, natomiast Koopasy to niewielkie żółwiki z czerwoną lub zieloną skorupą. Powyżsi rywale na pewno znani są każdemu użytkownikowi peceta bądź C64, który miał styczność z grami z magicznym „Mario” w tytule. Uratowanie królewny będą starali się nam uniemożliwić także latające Lakitu. Napotkani przeciwnicy co prawda zbyt inteligentni nie są, ale niektórzy z nich potrafią naprawdę zajść za skórę. Mowa tu przebiegłych ślizgaczach wodnych, rozmaitych skorupiakach czy ogromnych stworzeniach przypominających ryby. Mnogość wrogich istot może robić wrażenie. Kiedy już uporamy się z mniej rozgarniętymi stworzeniami, przyjdzie nam zmagać się z bossami. Ci zaś zamieszkują ponure wieże umiejscowione zazwyczaj na końcu etapu. Nim się dostaniemy na jej szczyt, stracimy sporo nerwów ze względu na brak checkpointa, lecz o tym już napomknąłem kilka słów. Bossowie w przeciwieństwie do tych z innych gier, wytrzymali nie są. Jednakże na każdego musimy znaleźć sposób. Co ciekawe, najczęściej będziemy walczyli z... Bowserem Juniorem, czyli z paskudnym kolesiem, który przywłaszczył sobie naszą ukochaną!
Ruchy
To, co potrafi zrobić tytułowy bohater w NSMB może przyprawić Neo o kompleksy. Nie żartuję! Mario ciska przedmiotami, wspina się po siatkach, robi użytek z lian, a nawet potrafi kilkakrotnie odbić się od ścian, ażeby dostać się na wyższą kondygnację. Nieźle, co? A to jeszcze nie koniec, zresztą – musicie to zobaczyć na własne oczy! Jedno jest pewne, tak bogatej palety ruchów nie miał jeszcze żaden bohater w jakiejkolwiek grze platformowej. Pomimo że na pierwszy rzut oka sterowanie wydaje się skomplikowane ze względu na bogate umiejętności Maria, w rzeczywistości tak nie jest. Konfiguracja klawiszy została na tyle dobrze przemyślana, że w czasie zabawy ani przez chwilę nie musimy się zastanawiać, który przycisk powinniśmy wcisnąć. Niestety, wykorzystanie TouchScreena jest bardzo ograniczone. Standartowo umieszczono na nim mapkę i kilka innych, nieistotnych informacji. Od czasu do czasu użyjemy także kciuka, aby aktywować power-upa. Z jednej strony to dobrze, że nie musimy odwracać koncentracji od górnego ekraniku, a z drugiej zaś dwa LCD-ki do czegoś zobowiązują... :)
Powerupy, sekrety i monety
Znakiem firmowym Super Mario Bros były złote monety, które bezustannie napotykaliśmy w czasie wędrówki. Zebranie stu pieniążków ze szlachetnego kruszcu było premiowane dodatkowym życiem. Nie inaczej jest w przypadku wersji DS-owej, z tą różnicą, że w jej przypadku niezbędniejsze są gigantyczne monety z symbolem gwiazdki. Każdy etap kryje trzy takie, przy czym ich zdobycie jest nierzadko kłopotliwe. Jednak aby w 100% ukończyć grę i uzyskać dostęp do kilku zbytecznych bonusów, musimy zebrać je wszystkie. Owe monety umożliwiają nam także wykupienie kluczyka otwierającego Toad Houses oraz ukryte etapy. Muszę przyznać, że bardzo spodobał mi się ten pomysł. Dzięki niemu gra zyskuje na urozmaiceniu.
Plansze kryją w sobie multum ciekawych sekretów. W bloczkach skalnych poukrywane są różnorakie przedmioty ułatwiające zabawę, a charakterystyczne roślinki pozwalają nam się wspiąć na wyższe piętro, gdzie również czeka na nas niespodzianka. Nie jest to może zanadto istotne dla gracza, ale wpływa na końcową ocenę. Takie drobiazgi cieszą i sprawiają, że zabawa jest przyjemniejsza.
Gdyby nie świetne power-upy, NSMB wiele by stracił. Czym są te dziwactwa? Power-upy to wspomagacze, które krótkotrwale dają Mario przewagę nad przeciwnikami. Niektóre z nich, jak choćby Starman, sprawiają, że jest on nieśmiertelny. Inne zaś czynią go mniejszym, co pozwala mu dostać się do inaczej nieosiągalnych miejsc. Najciekawsze są zaś grzybki przypominające muchomory. Kiedy Mario zdobędzie taki gadżet, powiększy się do ogromnych rozmiarów i już nic nie stanie mu na drodze. Trwa to tylko jakieś 10 sekund, ale efekt jest powalający!
Mini-gierki
Narzekałem na minimalną eksploatację ekranu dotykowego? I owszem, ale zupełnie niepotrzebnie, ponieważ w menu znajdziemy mini gierki! Nintendo poszło na skróty i większość nich przeniosło wprost z Super Mario 64 DS, lecz i tak jest to miły gest. Wśród nowości jest nawet jeden rodzynek wykorzystujący... mikrofon! Gierka może nie jest równie pomysłowa, co ta polegająca na reanimowaniu umierającego towarzysza w Resident Evil, ale i tak jest nieźle.
Audio-video
Jedni dwuwymiarowe zręcznościówki z bajkową grafiką wprost uwielbiają, a inni omijają je szerokim łukiem. Aby zachęcić możliwie wielu graczy do zabawy, Nintendo zastosowało bardzo proste rozwiązanie. Otóż, plansze pozostały dwuwymiarowe, natomiast bohaterów przeniesiono w środowisko trójwymiarowe! Wbrew obawom, prezentuje się to bardzo ładnie, zwłaszcza kiedy Mario staje się kilkakrotnie większy od otoczenia. Wypadałoby Wam drodzy czytelnicy powiedzieć co nieco na temat oblicza wykreowanego świata i jego elementów. Ponownie podkreślam, jeżeli ktoś nie ma alergii na cukierkowate 2D, będzie zachwycony. Realistycznie zniekształcająca się tafla wody, tonąca beczka czy łamiąca się gałąź pod wpływem zbyt dużej ilości śniegu – wygląda to fantastycznie!
Z udźwiękowieniem jest identycznie jak z grafiką. Jedni wesolutką muzyczkę pokochają, a inni znienawidzą. Niebagatelne jest natomiast to, że dźwięki są wysokiej jakości.
Podsumowanie
Czy New Super Mario Bros jest wart sporej sumy, jaką musimy na niego wydać? Takie pytanie należy sobie zadać, nim wybierzemy się do pobliskiego sklepu z konsolowym asortymentem. Bez dwóch zdań jest to gra bardzo dobra, dopracowana i przeznaczona dla graczy w każdym wieku. Jeżeli ktoś szuka oryginalnych pomysłów, niekonwencjonalnych trybów rozgrywki i przede wszystkim powiewu świeżości w skostniałym gatunku zręcznościówek, niech nawet nie bierze się za NSMB. Natomiast osoby pragnące poczuć klimat oldschoolu niech zasuwają po egzemplarz DS-owego Maria. Czy Nintendo zagrało nieuczciwie wydając w zasadzie to samo po dwudziestu latach? Zdecydowanie nie! Powiedziałbym nawet, że osiągnięto kompromis – osoby, które w dwuwymiarze czują się jak ryby w wodzie, mają NSMB, zaś Ci pragnący większej liczby polygonów dostali przeszło rok temu Super Mario 64 DS. Nie chcę za wiele sugerować, ale ja mimo wszystko wracam do odświeżonego starocia.
Szymon „SirGoldi” Błaszczyk
PLUSY:
- oldchoolowy klimat!
- śliczna graficzka (która jednak nie każdemu przypadnie do gustu);
- mini-gierki;
- bogata paleta ruchów głównego bohatera;
- wciąga!
MINUSY:
- to już było...
- ... i to wystarczy, żeby zniechęcić niektórych graczy.