Luigi's Mansion 2 HD Recenzja gry
autor: Aleksandra Wolna
Recenzja gry Luigi’s Mansion 2 HD - minęło ponad 10 lat, a zmieniło się niewiele
Po sukcesie Luigi’s Mansion 3 sprzed kilku lat poprzednia gra z serii trafia na Nintendo Switch w odświeżonej wersji. Pytanie tylko, czy faktycznie odnowiono ją na miarę dzisiejszych czasów?
Recenzja powstała na bazie wersji Switch.
Luigi’s Mansion 3 zostało przyjęte bardzo ciepło. Graczom spodobały się zagadki, pojedynki z duchami i przede wszystkim tryb rozgrywki dla dwóch osób. Wielu uważa nawet, że to najlepszy tytuł na Switcha do gry we dwójkę. Poprzednia część tej uznanej przygodówki, Luigi’s Mansion 2, skupia się przede wszystkim na zabawie solo, ale ma równie wiele do zaoferowania. Jeśli w erze 3DS-a nie mieliście okazji się o tym przekonać, to nic straconego, bo gra w wersji HD właśnie trafia na konsolkę Nintendo Switch. Pytanie tylko, czy faktycznie odnowiono ją na miarę dzisiejszych czasów?
Scena Luigiego
Luigi’s Mansion to seria gier niestawiająca w końcu biednego Luigiego w cieniu krzepkiego brata, który zdobył serce blondwłosej piękności o szlachetnym pochodzeniu, raz za razem ratując ją z opresji. Luigi nie jest tutaj tym śmiesznym, nieco gapowatym tłem dla Mario, tylko bohaterem z krwi i kości, który koniec końców chyba sam wolałby wrócić na ławkę rezerwowych. Podczas gdy odważny Mario skacze po platformach i prześlizguje się rurami przez kolorowe światy, strachliwy Luigi eksploruje nawiedzone domy. Nie jest to z pewnością spełnienie jego marzeń, ale dzielnie prze przed siebie i – o dziwo – jakoś mu to wychodzi.
Pierwsza gra, zatytułowana po prostu Luigi’s Mansion, wyszła w 2001 roku w wersji na GameCube’a. Choć była już trzecią produkcją, w której wcielaliśmy się w Luigiego (po edukacyjnym Mario Is Missing oraz Luigi’s Hammer Toss z elektronicznego zegarka), to właśnie przede wszystkim ona została zapamiętana. „Dwójki” doczekaliśmy się po dwunastu latach (na 3DS-ie), „trójka” zaś została wydana na Nintendo Switch już po latach sześciu – w 2019 roku.
A teraz i w „dwójkę” możemy zagrać właśnie na Switchu, co samo w sobie stanowi już świetną wiadomość – to naprawdę porządna gra dostępna na współczesnym systemie, nie ma tu na co narzekać. Powiedziałabym, że tak to działa w większości portów, remake’ów czy remasterów, ale w przypadku konsol Nintendo sprawa jest o tyle skomplikowana, że od dłuższego już czasu ich systemy w każdej generacji mają swoje unikalne cechy. To na przykład podwójne ekrany DS-ów, dodatkowy ekran w kontrolerze Wii U, czyli zmora przy wadzie wzroku i dynamicznych grach, albo 3D w 3DS-ach. Oryginalne Luigi’s Mansion 2 zebrało całe mnóstwo (w mojej opinii słusznych) pochwał za umiejętne wykorzystanie możliwości 3D, by osiągnąć wyjątkowo klimatyczny i efektowny rezultat. Switch nie jest w stanie odtworzyć tego doświadczenia. Z drugiej strony odświeżenie gry potencjalnie pozwala na poprawienie tego, co w oryginale nie wyszło najlepiej.
Pyszny tort bez wisienki
Tak chyba podsumowałabym oprawę wizualną Luigi’s Mansion 2 HD. Pomimo braku efektu 3D, który w oryginalnej wersji sprawdzał się naprawdę dobrze, wciąż jest równie ładnie – o ile nie nieco ładniej. Grafika została odpowiednio podkręcona i doszlifowana tak, że nawet w 2024 roku nic nie wydaje się „kanciaste” czy przestarzałe. Luigi wygląda jak wyjęty ze świata Super Mario Odyssey – a to moim zdaniem spory komplement. Pomieszczenia, które odwiedza, w znacznej większości prezentują się tak, że gdybym nie wiedziała, iż w teorii jest to już ponad dziesięcioletnia gra, w życiu bym na to nie wpadła. To przede wszystkim zasługa wyraźnie poprawionego oświetlenia poziomów. W wydaniu na 3DS-a prezentowały się one bez zarzutu, ale dopiero porównanie ze Switchem pokazało mi, że były zdecydowanie za ciemne. W wersji HD kontrast został wyraźnie podkręcony dzięki mocniejszemu oświetleniu, co niezaprzeczalnie sprawdza się w grze. Oprawa wizualna stoi tu w końcu równowagą między ciemnością a pojedynczymi punktami światła. Same duchy, z którymi musimy walczyć, też dopracowano i oświetlono na tyle dobrze, że nostalgiczne wspomnienie przeciwników „wystających z ekranu” na 3DS-ie kompletnie wylatuje z głowy. Prezentują się naprawdę bardzo estetycznie.
Niestety, oprawa wizualna jako taka nie pozostaje bez skazy. Gdy tylko ujrzałam interfejs na ekranach startowych, stwierdziłam, że coś mi tu nie gra, a gdy pojawiły się okienka dialogów, zaczęłam powątpiewać, czy gra rzeczywiście została odświeżona. Już jedenaście lat temu, przy premierze Luigi’s Mansion 2, część fanów zwróciła uwagę na to, że UI wygląda naprawdę niskobudżetowo. Dziś zmieniło się tyle, że trudno stwierdzić, czy wciąż chodzi o oszczędność na UI, czy próbę osiągnięcia efektu retro, który po prostu na tę oszczędność wygląda. Podczas kiedy całość prezentuje się w pełni współcześnie, sam interfejs przywiódł mi na myśl pierwsze Psychonauts, które wyszło w roku 2005. Miało też mniejszy budżet.
Oczywiście wiele zależy od gustu i część graczy może widzieć w tym efekcie sporo uroku – absolutnie temu nie przeczę. Faktem jednak jest, że grafika samej gry i grafika okienek interfejsu wyglądają jak dwa zupełnie niepasujące do siebie klocki, które ktoś i tak uparcie ze sobą połączył, ściskając je w dłoniach na siłę.
Najważniejszy jest balans
Na szczęście rozgrywka została naprawdę dobrze zbalansowana i należą się za to oklaski. Luigiego przez kolejne nawiedzone miejsca prowadzi profesor E. Gadd, który – podczas gdy nasz bohater nadstawia karku –siedzi sobie wygodnie i bezpiecznie na swoim krzesełku. W klasycznej już walce o losy świata musimy znaleźć kawałki ciemnego księżyca, a te rozsiane są oczywiście wszędzie tam, gdzie aż roi się od duchów.
Same starcia ze zjawami to mały pikuś, bo często trzeba też wymyślić, jak coś otworzyć, jak gdzieś się dostać, jak uratować Toada czy nawet jak złapać ducha psa. Luigi’s Mansion 2 HD to gra z wyraźnym podziałem na poziomy i obejmujące je światy, a każdy nich faktycznie różni się od poprzedniego, co bardzo się chwali. Poziomy w obrębie jednej krainy znajdują się w tym samym miejscu, jednak wymagają od nas zupełnie innych rzeczy albo prowadzą do wcześniej nieodkrytych obszarów. To naprawdę spore lokacje, a przemierzenie ich kilka razy sprawia, że uczymy się ich rozkładu. Pozwala też na łatwiejsze zbieranie diamentów, bo większość z nich jest do zdobycia na dowolnym levelu w ramach danego świata.
Jako osoba, która z zapartym tchem grała na przykład w Captain Toad Treasure Tracker, od razu doceniłam projekty kolejnych etapów. Obiektywnie nie jest to trudna gra, ale szukanie rozwiązania pozwalającego na przejście dalej nie tylko wymaga chwili zastanowienia, ale też wykorzystywania możliwości, jakie dają odkurzacz czy latarka. Oba te narzędzia służą zarówno do interakcji z otoczeniem (na przykład odkrywania ukrytych przedmiotów dzięki użyciu odpowiedniego światła albo zwijania dywanów odkurzaczem), jak i stają się naszą bronią w walce z duchami.
Typów przeciwników jest tu naprawdę sporo, a każdy ma swoje unikalne cechy. Jeden stale zasłania się przed światłem, inny chowa się w meblach, a jeszcze inny pluje na nas z odległości. Choć nie są to szczególnie ciężcy rywale, wymagają strategicznego podejścia, a walka z nimi nie staje się nudna. Osobiście jednak nie uważam jej za dominujący element gry; najlepiej przygotowana została tu zdecydowanie eksploracja poziomów.
Błędy przeszłości
Po wynotowaniu sobie własnych wniosków na temat gry poszperałam trochę w internecie, żeby zobaczyć, na co zwracano uwagę w recenzjach pierwszego jej wydania w 2013. Wystarczyła chwila i już wiedziałam, że to, co i mnie się nie spodobało, było problemem już wtedy i pomimo odświeżenia tego tytułu nie uległo zmianie.
Chodzi przede wszystkim o brak możliwości zapisu stanu rozgrywki pomiędzy poziomami. Zwykle do bossów czy nowych przeciwników prowadzi długa sekwencja krążenia między pomieszczeniami i otwierania nowych ścieżek. Docieramy do bossa, chwila nieuwagi i nagle Luigi nie żyje. Po wszystkim ożywa nie przed bossem, tylko na samym początku danego etapu, a my musimy robić wszystko jeszcze raz. Jeżeli eksploruje się uważnie, przeczesując każdy kąt, to można na każdym poziomie zagwarantować sobie jedno ożywienie tuż po śmierci. Jeśli go jednak nie znajdziemy albo po prostu zbyt mocno oberwiemy więcej niż raz, pozostaje nam grać od początku, co rodzi irytację. A w produkcje Nintendo gra też przecież sporo młodziutkich osób i umiem wyobrazić sobie, jak frustrujące na trudniejszych levelach może być to dla dzieci. Podobnie jak średni wygląd UI było to wytykane już przy premierze oryginału i pozostało, niestety, bez zmian. Na szczęście stopień trudności gry jest przystępny, więc choć brak zapisu może zirytować, nie będzie raczej częstym problemem.
Moją uwagę zwróciło też sterowanie – okazuje się całkiem przyjemne, a wykorzystanie żyroskopów sprawia, że ustawianie tego, gdzie Luigi ma kierować latarkę czy odkurzać, wychodzi naturalnie. Problem pojawia się dopiero wtedy, kiedy dezaktywuje się tę opcję. Ustawienie snopa światła, jednocześnie obracając się Luigim, często kończy się chaotycznym kręceniem się w kółko, więc zdecydowanie polecam nie wyłączać sterowania ruchem, bo jest po prostu wygodniejsze i lepiej objaśnione. Gdy grałam bez niego i musiałam przeskoczyć z wąskiej belki na belkę obok, nie znalazłam w ogóle informacji, jak to zrobić, i próbowałam aż do skutku. Gdyby kogokolwiek miał podobny kłopot, od razu powiem, że należy obie gałki Joy-Conów równocześnie skierować gwałtownym ruchem w lewo lub prawo. Szkoda tylko, że mówię o tym ja, a nie sama gra, ale przynajmniej będziecie o tę wiedzę mądrzejsi i nie doświadczycie mojej konsternacji.
- wyraźnie upiększone oświetlenie i cała oprawa wizualna;
- doskonały balans pomiędzy eksploracją a walką – żaden z aspektów gry nie dominuje nad pozostałymi;
- zróżnicowane poziomy pomimo wykorzystania tych samych lokacji.
- nadal występujące problemy oryginału (brak zapisu, odrywające od rozgrywki dialogi);
- nieprzyjemnie kontrastujące z resztą oprawy graficznej UI;
- daleka od ideału opcja sterowania bez użycia żyroskopu;
- standardowy już dla Nintendo brak języka polskiego (a szkoda, bo to potencjalnie świetna gra dla dzieciaków).
Te wszystkie rzeczy nie sprawiają oczywiście, że w Luigi’s Mansion 2 HD nie da się grać czy że gra nie sprawia przyjemności. To po prostu drobne niedogodności, które irytowały graczy już ponad dziesięć lat temu i przy dzisiejszym wydaniu nie sprawiły, że ktoś pomyślał: „Hej, można by zrobić to lepiej”. I właśnie to uważam za największy problem, nie zaś same te aspekty gry.
Przygoda dla fanów
Po przejściu Luigi’s Mansion 2 HD mam wrażenie, że nie trafi ono do każdego, choć fanów dobrych gier przygodowo-zręcznościowych albo franczyzy Mario zdecydowanie ucieszy. Ci, którzy nie zaliczają się do tych grup, mogą łatwo odbić się od tej pozycji, bo wiele jej elementów wydaje się nieco topornych jak na współczesne standardy. Sporo gier jest na tyle uniwersalnych bądź po prostu niesamowicie dobrych, że poleciłabym je każdemu niezależnie od preferencji, ale Luigi’s Mansion 2 HD to po prostu idealna propozycja dla swojej grupy docelowej. Jako właśnie owa grupa nie odczułam żadnej z wcześniej wspomnianych „wad” jako czegoś, co psułoby mi zabawę, ale wiem, że wiele osób będzie mniej wyrozumiałych. Jedynym niezaprzeczalnym problemem tej produkcji jest to, że oprócz oprawy wizualnej nie wprowadziła zmian w tym, co już w dniu premiery mogło być lepsze – jak na przykład przerywające rozgrywkę co dwie sekundy telefony od E. Gadda, z których żaden nie leci sobie w tle. Wszystkie odrywają nas od gry.
Warto dać szansę temu tytułowi, jeśli podobało się Wam Luigi’s Mansion 3 albo jesteście fanami uniwersum Mario. Jeśli lubicie gry Nintendo i świetnie zbalansowany gameplay, również warto, szczególnie gdy macie frajdę z zabawy ze znajomymi, bo tryb rozgrywki wieloosobowej okazuje się naprawdę przyjemny. Jeżeli jednak nie zaliczacie się do żadnej z tych grup, to nie jestem pewna czy ta produkcja do Was trafi – to chyba zależy od tego, na jak wiele rzeczy jesteście w stanie przymknąć oko.