Anime Corner #29: Fairy Tail Zero oraz JoJo’s Bizzare Adventure Stardust Crusaders

Witam wszystkich animemaniaków. W tamtym roku obiecywałem jakiś tekst o Fairy Tail, więc postanowiłem skorzystać z tego, że do premiery nowych sezonów One Punch Man i Attack on Titan zostało jeszcze trochę czasu i napisać w kilku zdaniach o seriach anime, które teraz mnie absorbują.


Fairy Tail Zero (2016)

Pod koniec ubiegłego roku planowałem napisać całoroczne podsumowanie Anime Cornera i obejrzałem nawet pewien film, żeby posiadać więcej materiału do realizacji tego przedsięwzięcia, ale Grobowiec  Świetlików nie był kolejnym pięknym filmem studia Ghibli a bezkompromisową rozprawą z okrucieństwem II Wojny Światowej. Ten niezwykle traumatyczny seans wyczerpał mnie psychicznie. Nie chciałem jednak, aby powtórzyła się sytuacja z Anohaną, której smutne zakończenie wpędziło mnie w taką depresję, że nie obejrzałem żadnej japońskiej animacji przez ponad dziewięć miesięcy. Dlatego też postanowiłem sięgnąć po coś, za czym wprost przepadam.

Fairy Tail wciąż pozostaje jednym z moich ulubionych anime i naprawdę cieszę się, że podobny klimat i bohaterów odkryłem w tamtym roku w Seven Deadly Sins pod nieobecność Natsu i spółki. Później moja ulubiona gildia magów wróciła i tak się rozpędziłem, że zapomniałem obejrzeć tego, co wydarzyło się bezpośrednio po kapitalnym arcu Tartarosa i od razu wziąłem się za jej najnowsze odcinki.

Znałem co prawda historię założenia tytułowej gildii magów z mangi, ale choćby nie wiem jak dobra była manga nie usłyszymy w niej folkowego metalu a więc jednej z wizytówek tego shonena. Postanowiłem więc obejrzeć Zero a dopiero później zająć się ostatnim sezonem Fairy Tail.

Założycielkę Fairy Tail, Mavis Vermilion, poznajemy gdy ratuję członków swojej ukochanej gildii na ich świętej wyspie Tenrou z rąk przepotężnego smoka Acnologii. Później zagrzewa ona do walki swoich podopiecznych w trakcie Igrzysk Magicznych mających na celu wyłonienie najlepszej gildii magów. Sam twórca myślał o niej prawdopodobnie jako o postaci epizodycznej, ale urok dziewczyny ze skrzydełkami sprawił, że polubili ją fani. Dlatego też Hiro Mashima postanowił stworzyć Fairy Tail Zero odpowiadające na pytania takie jak to kim ona jest, skąd się wzięła oraz przede wszystkim chciał pokazać jej tok rozumowania i przekonania, które stały się fundamentem tytułowej gildii oraz przyszłych pokoleń magów, którzy urzeczywistniają jej ideały.

Mavis poznajemy jako małego podlotka z gildii Red Lizard, którego wszyscy wykorzystują do wykonywania przykrych obowiązków takich jak pranie i sprzątanie. Ubrana w jakieś łachmany i pozbawiona obuwia jest wyszydzana przez mistrza gildii, jej członków oraz Zerę, którą traktuje jak przyjaciółkę a ona z koleżankami poniża ją jak wszyscy wokół. Taki stan trwałby jeszcze długo, gdyby nie jedno wydarzenie, które wywróciło cały jej świat do góry nogami.

Był to czas nieustannych wojen pomiędzy gildiami. Dlatego też nikogo nie powinno dziwić, że jedna z nich, Blue Skull, postanowiła zaatakować swoich konkurentów, wybijając ich w pień. Wszystkie budynki zostały podpalone. Tylko jej jednej udało się wyjść z życiem z tej tragedii oraz Zerze, a więc córce mistrza gildii, która nieustannie ją poniżała.

Lata mijały. Mavis spędzała cały swój wolny czas na czytaniu książek oraz na podziwianiu cudów otaczającej jej przyrody i wtedy wyspę Tenrou odwiedziło trzech poszukiwaczy skarbów, których w ten bezludny zakątek zwabiła plotka o klejnocie stanowiącym największy skarb w okolicy. Trzej poszukiwacze przygód byli bezsilni wobec bystrego umysłu Mavis i gdy okazało się, że cenny klejnot został skradziony postanowili zawrzeć tymczasowy sojusz mający na celu jego odzyskanie.

Fairy Tail Zero opowiada historię dziewczyny ciężko doświadczonej przez los, która wyrusza w nieznane wraz ze swoimi nowo poznanymi przyjaciółmi a o powodzeniu ich wyprawy zadecyduje współpraca. Muszę przyznać, że muzyka w Fairy Tail Zero jak zwykle trzyma poziom i świetnie podkreśla wagę najlepszych scen z mangi. Fani Fairy Tail bardzo polubili nowy opening tej serii i nawet mi wpadł on w ucho, ale o wiele bardziej podoba mi się ending FTZ zaśpiewany przez jeden z japońskich boysbandów.  


JoJo’s Bizzare Adventure: Stardust Crusaders (2014)

Pisałem już o JoJo na łamach Anime Cornera. Seria o rodzie Joestarów walczących z siłami ciemności przypadła mi do gustu, ale po obejrzeniu pierwszej serii, w której zawarto dwa z ośmiu rozdziałów mangi postanowiłem nie angażować się bardziej w kolejny tasiemiec. Życie lubi jednak płatać figle. Jeden z moich znajomych, Nadol, którego chciałbym serdecznie pozdrowić, wypowiadał się w samych superlatywach o najnowszym sezonie JoJo, więc swoim zwyczajem zwyzywałem bohaterów tego shonena od zniewieściałych cyrkowców, dając mu do zrozumienia, że podnieca się czymś, co wcale nie jest takie super z potem  oczywiście włączyłem z nudów pierwszy odcinek JoJo’s Bizzare Adventure: Stardust Crusaders i od razu przypomniała mi się dwuwymiarowa bijatyka z Dreamcasta pod takim samym tytułem.

To niezła ironia losu, że trzeci arc mangi Hirohikiego Arakiego doczekał się gry wideo kilkanaście lat przed jej telewizyjną wersją. Podziwiam jego cierpliwość. Gość zajmuje się swoim dziełem od trzydziestu dwóch lat a pierwszy raz na ekranie zobaczył je po dwudziestu pięciu latach od jego stworzenia.

Zupełnie mi to nie przeszkadza, bo o ile pierwsza seria wydawała mi się dosyć solidną historią o facetach lejących się po gębach, tak dodanie standów, fenomenalnie wręcz wykonana animacja w Stardust Crusaders nieraz wyrwały mnie z kapci. Opening, który wygląda tak jakby nagle ożyła manga, ending, który jest jednym z najlepszych przebojów z lat osiemdziesiątych a więc Walk Like An Egyptian, bohaterowie, ich sposób walki opierający się na wykorzystywaniu potężnych istot oraz Dio, który ponownie wrócił, aby zawładnąć światem to nie jest już solidna rzemieślnicza robota a kwintesencja tego, czym powinien być nowoczesny shonen.

Stardust Crusaders koncentruje się wokół Jotaro Kujo, jego dziadka, podróżującego z nim Egipcjanina Avdola oraz jeszcze dwójki jegomości. Postanawiają oni udać się do Egiptu w celu pokonania Dio, gdyż jego klątwa standów zabije matkę protagonisty. Gdy prawda wychodzi na jaw zostaje jej pięćdziesiąt dni życia i ten właśnie okres składa się na historię SC. Fabuła nie jest może jakoś specjalnie wyszukana, ale w tej serii chodzi przecież o walki a te trzymają bardzo wysoki poziom. Chcę podziwiać kolejne z nich, rozkoszując się werbalnymi wymianami wojowników, którym przyszło ze sobą walczyć.


Na tym zakończę dzisiejszy Anime Corner. Sezon zimowy 2018 już się powoli kończy i spróbuję coś napisać niedługo o jakiejś serii emitowanej na bieżącoz albo ją chociaż sprawdzić. Jeśli oglądacie coś ciekawego, to dajcie znać w komentarzach.

squaresofter
27 lutego 2019 - 20:28