50. Ni no Kuni. 100 najlepszych gier RPG w historii – edycja 2024
Spis treści
50. Ni no Kuni
Ni no Kuni to w zasadzie dwie gry z jednym tytułem – mamy bowiem wersję na DS-a z 2010 roku i na PS3 z 2013 roku (od 2019 roku także remastery na nowsze platformy). Biorąc pod uwagę, że pierwsze z tych wydań nie trafiło poza Japonię, interesująca powinna być dla nas przede wszystkim edycja na konsolę Sony, opatrzona podtytułem Wrath of the White Witch – jakkolwiek obie wersje różnią się przede wszystkim grafiką i sterowaniem, a pozostałe cechy (z fabułą na czele) mają z grubsza wspólne. Wielkość Ni no Kuni tkwi w sentymentalnej podróży, jaką ta gra nam funduje – to opowieść rodem z dzieciństwa, lecz podana w dość dojrzałej formie... no i opatrzona wspaniałymi animacjami legendarnego studia Ghibli.
49. Monster Hunter: World
Zgoda, Monster Hunter: World jest przypuszczalnie najmniej „erpegowym” RPG na naszej liście – ale wciąż zasługuje na to, by być zaliczanym w poczet tego gatunku. Jeżeli ten sam „zaszczyt” spotyka tytuły takie jak Dark Souls czy Nioh, to należy się on także „Łowcy potworów”. W końcu i tu, i tu sednem przygód jest mordercze boksowanie się z wielkimi poczwarami w oparciu o tonę statystyk i innych cyferek. A że tutaj zamiast nastrojowej eksploracji tajemniczego świata otoczką jest radosne (i niesłychanie miodne) uszczuplanie pogłowia różnorakich bestii, najlepiej w asyście innych graczy? To w gruncie rzeczy dość kosmetyczna różnica.
48. Torment: Tides of Numenera
Może i dostaliśmy grę nie aż tak wielką, jak byśmy sobie życzyli po bitych pięciu latach siedzenia jak na szpilkach w oczekiwaniu na spadkobiercę Planescape’a. Niemniej jednak Tides of Numenera świetnym RPG jest i basta. Rewelacyjny w swojej „tormentowości” świat, mnogość wyjść z każdej sytuacji i możliwość ukończenia przygody bez brudzenia sobie rąk choćby kroplą krwi, inteligentna fabuła z filozoficznym zacięciem – to nie są rzeczy, które moglibyśmy z czystym sumieniem pozostawić bez nagrody. Stąd wysoka pozycja nowego Tormenta w rankingu... ale mimo wszystko raczej daleka od szczytu. Ekipie Briana Fargo jednak zabrakło trochę do legendy Black Isle Studios.
47. Undertale
Bodaj największa spośród najmniejszych gier 2015 roku. Nie, nie 1985 – nie pomyliły nam się cyferki, wbrew temu, co może sugerować grafika tej produkcji (oldskulowa niemal do bólu). Co takiego wielkiego jest w Undertale? Przewrotność, nieszablonowość, dopracowanie co do najmniejszego detalu, a przede wszystkim swoboda w podejmowaniu decyzji i kształtowaniu swojego podejścia do rozgrywki. Wrogowie czyhają na każdym kroku, ale żadnego nie trzeba zabijać – z każdym można porozmawiać, ponegocjować, nawet poflirtować. To gra, która może Wam zafundować erpegowe katharsis. A najlepszy jest fakt, że za powstanie Undertale odpowiada w gruncie rzeczy jeden człowiek – Toby Fox. Niech żyją „indyki”!
46. Ultima Underworld: The Stygian Abyss
Gdyby nie Ultima Underworld, dziś nie byłoby Dooma, serii The Elder Scrolls ani wielu innych gier. No dobrze, takie stwierdzenie to pewnie przesada, ale możemy być niemal pewni, że bez dzieła Paula Neuratha tytuły te wyglądałyby inaczej. Wydana w 1992 roku Ultima Underworld jest bowiem jedną z pierwszych produkcji, które zaoferowały grafikę 3D z prawdziwego zdarzenia – w połączeniu ze świetnym klimatem i nieliniową konstrukcją świata dało to niespotykane dotąd poczucie immersji. Wystarczy zresztą wspomnieć, że zachwycony prototypem Richard Garriott zaproponował Neurathowi osadzenie gry w świecie Ultimy, by zrozumieć, że mamy do czynienia z pozycją nie byle jakiej klasy... Szkoda, że zasłużony deweloper ćwierć wieku później nie był w stanie powtórzyć tego wyczynu i wypuścił na rynek coś tak żenującego jak Underworld Ascendant.
45. Akalabeth: World of Doom
Wychwaliliśmy już w tym rankingu rozmaitą klasykę, ale czas najwyższy oddać honor grze, bez której nie byłoby wielu innych – z serią Ultima na czele. Mowa o pierwszym, samodzielnym dziele Richarda Garriotta, stworzonym w 1979 roku, kiedy to Lord British był jeszcze nastolatkiem. Z tego względu Akalabeth nie należy do najbardziej imponujących gier, jeżeli chodzi o fabułę czy dopracowanie rozgrywki, jednak jako twór jednego młodego człowieka może budzić szacunek. No i jest to pierwsza pozycja, w której zastosowano widok FPP! Dlatego to właśnie „Świat zagłady”, a nie popularniejsze u progu lat 80. Wizardry, otrzymuje nasze wyróżnienie.
44. Dark Souls
Pot, krew, łzy i jeden wielki koszmar – to pierwsze, co zwykle przychodzi na myśl, kiedy przywołuje się Dark Souls. Japończycy z FromSoftware w 2011 roku stworzyli dzieło, które będzie wywierać silny wpływ na naszą branżę jeszcze przez długi czas – nawet jeśli deweloperzy skończyli z serią Souls po trzech odsłonach, by skupić się na grach innego rodzaju. To RPG akcji zafundowało nam zbyt silny „mózgotrzep” – zwłaszcza pecetowcom, zważywszy na jakość portu – byśmy byli w stanie łatwo zapomnieć o tym, co przeżyliśmy w Anor Londo, The Duke’s Archives czy Blighttown... Zwłaszcza w Blighttown.
43. Might and Magic 6: The Mandate of Heaven
Kiedy Might and Magic VI trafiało na rynek w 1998 roku, towarzyszyło mu hasło reklamowe: „Stań się świadkiem odrodzenia legendy”. W istocie The Mandate of Heaven spowodowało nie tylko odrodzenie, ale wręcz zrewolucjonizowanie serii. Objawiło się to przede wszystkim implementacją pełnej swobody ruchu w całkowicie trójwymiarowym środowisku, co pociągnęło za sobą oddanie graczom świata o znacznie bardziej otwartej i okazałej konstrukcji. O tym, jak wielka jest to gra, niech świadczy choćby fakt, że w upływie wirtualnego czasu twórcy uwzględnili nie tylko dni i tygodnie, ale także miesiące i lata (wliczając w to coroczne święta), a nawet... uszczuplające statystyki starzenie się bohaterów.
Wyciągnięte z forum
Gra jest po prostu genialna, nie mogę się oderwać od ponad tygodnia. Eksploracja sprawia ogromną frajdę, podziemia są bardzo dobrze pomyślane (świetne zagadki), poziom trudności dobrze wyważony – nie jest bardzo trudno, ale jeden większy błąd i drużyna leży. Polecam absolutnie każdemu, kto lubi RPG.
Amadeusz ^^
42. Deus Ex: Human Revolution
Próba wskrzeszenia serii Deus Ex była jedną z bardziej ryzykownych – i wątpliwych – operacji ery siódmej generacji platform do grania. Dlatego jest również jedną z największych niespodzianek minionych lat. Studio Eidos Montreal oddało prawdziwy hołd wszystkiemu, co pokochaliśmy w wielkim protoplaście serii, ale dostosowało te elementy do współczesnych realiów, aktualizując mechanikę i fabularną otoczkę gry. Gdy dorzucono do tego niesamowitą, wręcz ocierającą się o sztukę stylistykę, charyzmatycznego bohatera i pewne innowacje w rozgrywce (zwłaszcza fenomenalny system dialogowy), powstało dzieło jedyne w swoim rodzaju. Każda seria chciałaby takiego restartu!
41. Final Fantasy VII
Abstrahując od jakości tej gry, Final Fantasy VII należy się miejsce w annałach chociażby za to, w ilu kategoriach była pierwszym tytułem z serii – pierwszym wydanym oficjalnie w Europie, pierwszym przeniesionym na pecety i pierwszym, w którym zastosowano trójwymiarową grafikę. Nic dziwnego, że to właśnie „siódemka” jest często (choć nie zawsze, jak przekonacie się za moment) najcieplej wspominaną odsłoną Final Fantasy przez graczy w naszej części świata. A o tym, jak wielkim jest dziełem, niech świadczy fakt, że nie znajdziecie rankingu najbardziej łzawych momentów w grach bez wzmianki o śmierci jednej z postaci z tej gry (zapewne wszyscy wiecie, o kogo chodzi). Niedawny remake wprawdzie w kapitalny sposób oddał hołd pierwowzorowi, ale nieprędko obdarzymy go równie wielką estymą.