90. Final Fantasy VII Remake. 100 najlepszych gier RPG w historii – edycja 2024
Spis treści
90. Final Fantasy VII Remake
Marzenie milionów wreszcie stało się ciałem – i jakież piękne jest to ciało! Każdej klasycznej grze jRPG życzę, by została odrestaurowana w taki sposób jak Final Fantasy VII. Ortodoksyjni fani może narzekają, że walkę przebudowano tak, iż całość niebezpiecznie zbliżyła się do gier akcji, ale nawet oni powinni docenić, jak bliski pozostał remake pierwowzorowi – mimo zaprojektowania każdego elementu od podstaw oraz dołożenia trochę treści tu i ówdzie. Jedyny większy szkopuł jest taki, że restauracja jeszcze nie została ukończona i na razie dysponujemy tylko fragmentem oryginalnej opowieści (choć długim i zwartym). Final Fantasy VII Remake powinno zaliczyć skok w naszym rankingu, gdy nastąpi ciąg dalszy historii. Part 2, czyli Rebirth powinien zadebiutować 29 lutego.
89. Shin Megami Tensei 5
W rankingu znalazło się miejsce dla kilku odsłon serii Persona, ale jakoś pomijaliśmy dotąd nadrzędny wobec niej cykl Shin Megami Tensei – długo wyczekiwana „piątka” stwarza dobrą okazję, by wreszcie nadrobić to przeoczenie. Najwyższy czas docenić jednego z mroczniejszych przedstawicieli gatunku jRPG, roztaczającego przed graczami ponurą wizję świata przesiąkniętego motywami religijnymi i okultystycznymi. Na uwagę zasługuje też mechanika rozgrywki, skomplikowana i wierna klasycznym odsłonom serii, oparta w dalszym ciągu na staczaniu turowych walk z użyciem różnorakich demonów, które wcielamy w swoje szeregi na drodze dyplomacji. Krótko mówiąc, to pozycja, do której jak ulał pasuje hasło „współczesna klasyka”.
88. Kingdom Hearts
Skoro znalazł się tu cykl Final Fantasy, nie mogło zabraknąć też jego sławnych spin-offów, w których główny bohater zazwyczaj tłucze swoich wrogów wielkim kluczem i robi to w asyście postaci wyjętych wprost z filmów Disneya. Tak, mowa o Kingdom Hearts, a dokładnie o pierwszej odsłonie tego cyklu, wydanej w 2002 roku na PlayStation 2. Oczywiście, szalony i świetnie zorganizowany crossover dwóch popularnych uniwersów to nie jedyny atut tej gry (choć prawdopodobnie największy). Na uwagę zasługuje także mechanika rozgrywki, oferująca więcej dynamiki i elementów charakterystycznych dla gatunku action-adventure niż Final Fantasy (przynajmniej niż dawniejsze Final Fantasy).
87. Jade Empire
Pamiętacie jeszcze, co robiło BioWare, zanim stało się znane jako „ci goście od Mass Effecta i Dragon Age’a”? Ktoś trochę starszy zawoła może: „Baldur’s Gate II!”, a ktoś inny doda: „KotOR!”. Zgadza się, to też robota BioWare. A mówi Wam coś taka nazwa jak Jade Empire? Nie zdziwię się, jeśli pokręcicie głowami – to, że w 2005 roku Kanadyjczycy opracowali tytuł ekskluzywny na Xboksa (dwa lata później przerzucony na PC), jest faktem popadającym coraz bardziej w zapomnienie. A szkoda, bo mamy tu pozycję unikatową. Rzadko zdarza się, by zachodni deweloperzy sięgali po chińską mitologię i tworzyli w oparciu o nią coś tak sympatycznego. Kto lubi typowe dla BioWare podejście do warstwy fabularnej i zręcznościową walkę wręcz, powinien przyjrzeć się „Jadeitowemu Cesarstwu”.
86. Drakensang: The Dark Eye
Kto bywał w dawnych latach na konwentach fantastyki, swoją kopię Drakensanga na pewno ma – może nawet więcej niż jedną. Gra ta, szybko straciwszy na wartości i otrzymawszy funkcję upominku od Techlandu na każdą okazję, wkrótce po swojej premierze (w roku 2008) w wielu kręgach zyskała renomę szmatławego RPG, nieudolnie naśladującego Baldur’s Gate w trzech wymiarach. Trudno o bardziej krzywdzącą ocenę dla dzieła niemieckiego Radon Labs – pod niejednym względem Drakensang spisał się lepiej niż konkurencyjny Dragon Age: Początek.
Wyciągnięte z forum
To jedna z lepszych gier, w jakie grałem. Znakomity klimat, muzyka idealnie wpasowująca się w nastrój fantasy, ciekawa fabuła, interesujące misje, dużo wrogów. Dobrze, że rozgrywka nie polega jedynie na rozwalaniu wrogów, ale na scenariuszu.
LukasArt29
85. Dragon’s Dogma
Wydane w 2012 roku Dragon’s Dogma to twór niezwykły i – z racji braku sequela (to się zmieni już 22 marca) – niepowtarzalny. Wyobraźmy sobie japońskiego Skyrima z widokiem TPP, w którym zaimplementowano system walki rodem z Dark Souls (pod względem tak mechaniki, jak i poziomu trudności), tyle że nieco bardziej dynamiczny i widowiskowy dzięki zastosowaniu sekwencji niczym z God of War. No i mamy tu niespotykany nigdzie indziej system konstruowania drużyny, w którym tworzymy sobie jednego „pionka”, a resztę najmujemy niejako od innych graczy. Dobrze, że Dragon’s Dogma zostało przeniesione na nowe platformy.
84. Dark Souls 3
Na temat Dark Souls 3 trudno napisać coś, o czym nie było już mowy przy okazji wcześniejszych części serii (tudzież Demon’s Souls albo Bloodborne’a). Że świat tajemniczy i nastrojowy, że narracja oszczędna i intrygująca, że system walki dopracowany (bardziej niż kiedykolwiek wcześniej), diabelnie trudny i satysfakcjonujący. Kryje się w tym zarówno zaleta, jak i wada „trójki” – to wciąż wyborna gra... ale już trochę zbyt podobna do poprzedniczek. Na „szczęście” trzecią odsłoną cyklu studio FromSoftware zamknęło serię Souls i rozpoczęło nowy rozdział w swojej historii. Zagrawszy w Sekiro, możemy powiedzieć, że ten rozdział jest nie mniej ekscytujący niż poprzedni.
83. Tyranny
Każdy zakochany w Pillars of Eternity z dużą dozą prawdopodobieństwa obdarzy gorącym uczuciem także Tyranny. Obie gry wyszły bowiem spod ręki Obsidian Entertainment i są do siebie podobne. Mocną stroną „Tyranii” jest ciężkie, brudne i przygnębiające lore – życie w świecie Tiers, gdzie zło zwyciężyło dobro, nie należy do prostych. Niekiedy można poczuć się również przytłoczonym. Czym? Ogromem tekstu do przeczytania. Trzeba to robić uważnie, bo dokonywane wybory nie pozostają bez konsekwencji. Zapewne słyszeliście to dziesiątki razy przy okazji innych gier fabularnych, ale tym razem nie są to mrzonki i dokonywane decyzje faktycznie mocno wpływają na wydarzenia oraz mapę. Reputacja decyduje nawet o tym, które umiejętności bitewne staną się dla nas dostępne.
82. Dragon Quest 8: Journey of the Cursed King
Dragon Quest VIII z 2005 roku – pierwsza część serii, która nie otrzymała na Zachodzie tytułu Dragon Warrior – w zasadzie nie wyróżnia się niczym nadzwyczajnym pod względem mechaniki rozgrywki czy koncepcji fabularnej na tle produkcji opisanych do tej pory – ot, jRPG z widokiem TPP i losowymi potyczkami w turach. Oczywiście brak wielkiej oryginalności nie oznacza braku jakości – a odmówić Podróży przeklętego króla tej ostatniej byłoby co najmniej zbrodnią. Wszak nie bez powodu jest to rekordzista noszący tytuł najszybciej sprzedającej się gry na PS2 w Japonii. No i jest jeden element, którym Dragon Quest na pewno się wyróżnia – urocza grafika doprawiona techniką cel-shading.
81. Child of Light
Wyobraźcie sobie, że pewnego dnia zespół odpowiedzialny za rasowy shooter – takie, dajmy na to, Far Cry 3 – zostaje oddelegowany do zrobienia artystycznej krzyżówki platformówki i jRPG. Tak właśnie powstało Child of Light – nietuzinkowa hybryda prosto od montrealskiego oddziału Ubisoftu (tego samego, który wypuścił wiele odsłon serii Assassin’s Creed). „Dziecię światła” wyróżnia się nie tylko prawie niespotykanym wśród zachodnich deweloperów podejściem do mechaniki rozgrywki, ale również – a właściwie przede wszystkim – prześliczną grafiką 2D, jakby wyjętą z kart baśni ilustrowanej przez mistrza pędzla, oraz niepowtarzalną ścieżką dźwiękową. Szkoda, że Ubisoft coraz rzadziej pozwala sobie na takie skoki w bok, a samo Child of Light już prawie popadło w zapomnienie...